*jakiś czas temu*
Zapach leśnych krzewów, ciepłego wiosennego wiatru i owadów kryjących się w zielonych haszczach. Zawsze był taki sam, zawsze pachniał domem; niezmiennie od dziesiątek księżyców karmił kocie nozdrza, spragnione tych woni bardziej od wody i pożywienia.
Sosny, świerki, jodły i cała reszta iglastych gigantów patrzyła na leśne stworzenia z góry, przez pryzmat setek swoich księżyców; Lód wychowała się patrząc na dokładnie te same drzewa, które dziś wyglądały tak samo, jak za czasów dzieciństwa. Niektóre były być może słabsze i suchsze, bardziej oznaczone przez czas i doświadczenia, ale koniec końców stały nieruchomo i wydawało się, że tylko ogień mógłby je zniszczyć.
W gruncie rzeczy wszystko umierało. Lodowy Omen widziała niezliczoną ilość śmierci. Po pewnym czasie przestały boleć. Teraz już nie płakała. Po prostu w milczeniu patrzyła na tych, którzy odchodzili, i nawet w środku pory zielonych liści odczuwała jedynie porażający chłód. Nie czuła już żalu czy poczucia niesprawiedliwości, a ponurą akceptację i szacunek do siły, z którą nie mogła wygrać.
A Lód była typem kota, który bardziej gorzko od przegranej przyjmował walkę skazaną z góry na niepowodzenie. Taka była już jej natura, że walczyła ze wszystkim, co było nieznane, zagadkowe, dziwne lub niebywale silne; nie po to, by to zniszczyć, a po to, by to poznać. Ze zwykłej ciekawości. Z pytań, które były dla niej ważniejsze od protekcjonalnej i egoistycznej potrzeby bycia najsilniejszym i najlepszym, bycia ponad wszelkimi prawami naturalnego świata.
Zawsze powtarzała to swoim uczniom. Zanim postawisz łapę na piaszczystej ziemi, zanim dotkniesz wilgotnej rosy, zanim wejdziesz do chłodnej płycizny wypełnionej zimną wodą, pomyśl. Zastanów się. Obserwuj i patrz. Pytaj. A potem znajduj odpowiedzi. Dopóki twoja łapa nie stanie na płyciźnie, dopóki nie poczujesz ziarnek piasku na swoich poduszkach, stoisz przed tysiącem możliwości, tysiącem wersji zdarzeń. To była prawdziwa przepowiednia. Nie żadne sny zsyłane przez Klan Gwiazdy, nie żadne tajemnicze wizje. Drzewo możliwości, które rozrastało się od gruntu po wysokie sklepienie.
Prawdziwy cud i dar istnienia tkwił w myśli i refleksji. Jak wielkie szczęście mają koty, że mogą się zastanawiać i myśleć. Mogą pytać.
Co za ironia, że gdy rozpętała się szaleńcza epidemia łzawego kaszlu, Lodowy Omen padła ofiarą wyniszczającej choroby. Były takie chwile, że leżąc w legowisku w ostrych napadach kaszlu, gdy zaraza zmusiła ją do łez, myślała, że to zwyczajnie koniec jej przygody. Potworna dolegliwość, która osłabiała nawet najsilniejszych wojowników.
Wciąż czuła się osłabiona po chorobie, ale wprowadzając stopniowy ruch czuła, jak jej ciało odzyskuje sprawność. Mogła wrócić do narad z przywódcą i mistrzami, których tym razem zajęła sprawa Głupiej Łapy, którą odnaleziono wychudzoną i brudną nieopodal granic z terenami niczyimi.
Lodowy Omen nie mogła być bardziej sceptycznie nastawiona do kotki, która zniknęła na tak długi czas, pozostawiając Klan Wilka bez żadnych informacji. Dziwnie byłoby nie mieć podejrzeń, nie zachowywać dystansu czy nieufności - zwłaszcza biorąc pod uwagę znamienne imię kotki, które nie zostało jej nadane bez powodu.
Lodowy Omen nigdy nie przepadała za metodami Sosnowej Gwiazdy. Chaotycznej duszy, która nie tylko nie myślała i działała pod presją emocji, ale była też, po prostu, głupia. Kara, jaką wymierzyła Głupiej Łapie była jednak w zupełności zamierzona, a być może nawet zbyt delikatna.
Lód była pamiętliwa. Obserwując uważnie twarze, szkliste oczy, mowę ciała, zapamiętywała każdy szczegół i pilnowała, by każda zdrada, każdy tragiczny w skutkach błąd, każdy rodzaj niesubordynacji nie został zapomniany. Można kotom wybaczać, można pozwalać im się poprawić, ale zapominanie o dawnych czynach było skrajnie niebezpieczne.
Wciąż pamiętała, jak uczennica - nie z premedytacji, a ze zwyczajnego braku pomyślunku i zapewne rozpędu - zdradziła na zgromadzeniu informację o śmierci Wieczornej Gwiazdy. Złamała zasady i poniosła za to konsekwencje. Lód patrzyła na nią srogo, z nieufnością, z ostrożnością. Kotka nie stanowiła zagrożenia jako osoba, ale jej czyny mogły zagrażać klanowi.
I nawet mimo tego, gdy zobaczyła wynędzniałą Głupią Łapę otoczoną członkami patrolu, odczuła w stosunku do kocicy przypływ litości. Litości, nie żalu czy współczucia. Nie czuła wobec niej większych uczuć, większego zaangażowania czy empatii, po prostu ta litość, gdy słabe i marne ciało stanęło w progu obozu jak kawałek upolowanej zdobyczy.
Wyglądała jak truchło, które w nagłym przypływie energii podniosło się z ziemi, choć nie było w nim już naturalnego życia. Brudna, chuda, poraniona, nie wyglądała jak zagrożenie.
Ale Lód nie straciła czujności. Gdy tylko Nikła Gwiazda zebrał mistrzów, wyraziła się dość bezpośrednio i konkretnie.
— Moje zdanie jest takie — zaczęła, natychmiast odczuwając w gardle nieprzyjemny ucisk. Pozostałość po chorobie. Potrzebowała jeszcze trochę czasu, by dojść do siebie. — Jeśli chcemy zaufać kotce, która przez tak długi czas przebywała poza naszymi granicami, o której życiu, w gruncie rzeczy, niewiele wiemy - która zdradziła klan - to powinniśmy zrobić to w przemyślany sposób. Osobiście wysłałabym na zwiad Głupią Łapę w towarzystwie paru zaufanych wojowników. Oni trzymaliby się z tyłu, w ukryciu, a Głupia Łapa prowadziłaby pochód. W tej sytuacji nasi wojownicy są bezpieczniejsi, a ona podejmuje największe ryzyko wykrycia i ponownego uwięzienia. Dla nas to prosty sposób, by zweryfikować, czy mówi prawdę. Czy warto ryzykować znowu wolność, czy warto ryzykować swoje życie dla blefu? Dla kłamstwa? Głupia Łapa będzie musiała odpowiedzieć sobie na te pytania. To moja propozycja. Nie powierzamy jej naszego bezpieczeństwa, ale jednocześnie nie marnujemy szansy na zdobycie lekarstwa.
Jej opinia spotkała się z aprobatą. Zajęła się kaszlem, gdy tylko wypowiedziała ostatnie słowo, choć uważała, że jej propozycja była warta drobnych niedogodności.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz