[Tw: Opis martwego ciała]
*Długo przed dołączeniem Jagody do klanu*
Ponownie wiatr wkradł się do jej schronienia, tym samym budząc ją. Może był to znak, bo kiedy uchyliła swe powieki, to w jej polu widzenia pojawił się dobrze jej znany kocur. Żółte oczy kota wbite prosto w nią.
– Co tak głupio patrzysz się Żonkilu? – zapytała kocica, powoli podnosząc się ze swego legowiska. – Czyżby Wróbelek kazała Ci wstać wraz ze wschodem słońca na następny trening?
– Znasz mnie za bardzo, zdecydowanie za bardzo – odpowiedział kocur, powoli podchodząc do kocicy. – Jednak to nie oznacza, że nie mogę prześladować mej siostry o poranku. Tym bardziej że ostatnio zniknęły me skrzydła ćmy, które trzymałem blisko swego posłania. Mam jednego podejrzanego już na oku.
– Ale czemu od razu ja?! Własną siostrę oskarżać bez żadnych dowodów?
– Czemu? Bo ostatnio coraz częściej Cię łapie na podbieraniu moich rzeczy. – Żonkil stanął obok kocicy, wyciągając coś z jej futra. – I miałem rację! Dlaczego znowu grzebiesz w moich rzeczach?
– Nie używałeś ich, tylko się marnowały – rzuciła, lekko odchodząc od kocura.
– To nie znaczy, że możesz je brać. Złap sobie własną ćmę, a nie zabierasz moje zdobycze.
– A co to za kłótnia? – Nowy głos dotarł do uszu szylkretki, a kiedy skierowała swój wzrok w stronę jego źródła, dostrzegła ich matkę. – Żonkilu, Jagodo, mówiłam wam, co myślę o kłótniach.
– Ale mamo-... – zaczął kocur, jednak starsza kocica nie dała mu dokończyć.
– Żadne ale Żonkilu. Jeśli jesteś tak wygadany, to pewnie masz dużo energii, którą możemy wykorzystać na łowach. – Na jej pysku zagościł uśmiech, krzywy, nienaturalny, jakoby był wymuszony, jednak kocur westchnął cicho, po czym udał się w stronę kotki, po chwili znikając w wyjściu. – A ty Jagodo, może Fiołek zaginął, jednak nie oznacza to, że możesz cały dzień leżeć w swym posłaniu. Z pewnością Irys nie pogniewa się, gdy poćwiczysz z nią walkę. – Wraz z tymi słowami starsza zniknęła w wyjściu, zostawiając szylkretke ponownie samotnie.
*****
Jagoda uderzyła o ziemię, po czym biała łapa spoczęła na jej szyi. Szybkim i celnym uderzeniem strąciła przeciwnika z siebie, po czym wstała z ziemi, otrzepując pozostałości brudu ze swego futra. Jej wzrok wbity w kocicę, jakby chciała przewidzieć jej następny ruch, jednak na pysku kotki zagościł lekki uśmiech.
– Nie jest źle, chociaż nie jest też dobrze – powiedziała kotka, przeciągając się. – Stać Cię na więcej, musisz się tylko przyłożyć.
– Nie lubię walczyć, a ty wiesz najlepiej Irys – rzuciła szylkretka, a po chwili usłyszała cichy śmiech siostry. – I nie jest to nic śmiesznego.
– Nie lubisz tego robić, bo zawsze przegrywasz. Ze mną, z Bażyną lub Żurawiną. Zawsze ktoś inny wygrywa, jednak to się zmieni z mą pomocą. Jeszcze kilka takich sesji, a uda Ci się wygrać z każdym samotnikiem w okolicy. Gwarantuje Ci to.
– Już widzę, jak powalasz na ziemię pierwszego samotnika, jakiego napotkasz. Mogę nawet założyć się o me pióra, że nie pokonasz nawet naszej matki.
– Chciałabyś! Stracisz te pióra, szybciej niż się spodziewasz! Na razie jednak mniej gadania, a więcej walczenia. Słowa nie uratują Cię spod łap nieznajomych.
Kocica ponownie ją zaatakowała, czego szylkretka się do końca nie spodziewała. Po krótkiej potyczce z siostrą, Jagoda została zepchnięta na mały ogródek matki. Zamarła. Nie powinna stąpać po tej ziemi, tak powtarzała im Wróbelek. To było jej miejsce, na które nikt inny nie miał wstępu, jednak Irys nie była zbyt przejęta tym faktem, atakując ją ponownie. Dopiero gdy jej wzrok zawiesił na ziemi niedaleko Jagody, kotka odpuściła, odsuwając się od niej na kilka kroków. Kiedy kocica pokierowała swe niebieskie oczy w to miejsce, dostrzegła skrzydło ćmy, te same, które nosił Żonkil przed zaginięciem i które kiedyś pożyczyła od niego. Co one tu robiły? Czemu leżały zakopane w ogródku matki?
– Odsuń się Jagodo – powiedziała Irys, ponownie podchodząc do kotki, która odsunęła się od miejsca, w którym znalazły starą rzecz ich brata. Białe łapy zaczęły rozkopywać ziemię, aż do momentu, gdy kocica nie zamarła. Wzrok samotniczki skierował się na dół wykopany przez jej siostrę, aby na dnie dostrzec ciało Żonkila, a bardziej co z niego zostało. Żółte oczy wbite w przestrzeń przed nim, a jego ciało pokryte mrówkami, które powoli rozrywały tkanki kocura. Szkarłatna ciecz zaschła na kremowym futrze kocura, wokół jego ran, a najbardziej na jego krtani, którą zdobiła wielka rana. Jagoda zamarła. Nie mogła poruszyć żadną ze swych łap, jakoby coś ją trzymało w miejscu. Nawet branie następnego oddechu zdawało się trudne.
– Nie, nie, nie! Szybko, zakop nim Wróbelek nas znajdzie – powiedziała, przerywając dłuższą ciszę, łapami zgarniając ziemię i pchając ją do dołu. – Nie powinno nas tu być. Łamiemy zasady. Mama nie będzie szczęśliwa.
Kotka jej nie odpowiedziała, pozwalając zakopać ciało brata, jakoby nigdy nie zostało znalezione. Dopiero kiedy skończyła, zauważyła, że ćma, którą znalazły, przypadkowo została zakopana wraz z ciałem.
*****
*Teraźniejszość*
Wzrok kocicy skupiony był na niebie, a dokładniej na chmurach, które pokryły sklepienie i z których spadały krople, uderzając o jej futro. Pogoda nie należała może do najlepszych, jednak deszcz nie był jej straszny, a przynosił jej ulgę. Było to coś orzeźwiającego po długich, słonecznych dniach spędzonych między domostwami. Deszcz był przecież powodem, dla którego roślinność odżywała, jeziora istniały i wszystko żyło. Bez niego kocicy by nie było, a przynajmniej tak wmawiała jej siostra, gdy były młodsze. Chociaż czasami zastanawiała się, czy krople spadające z nieba nie były łzami, którego skutkiem okazało się wszystko, co istnieje. Jednak czemu ktoś nad chmurami miałby płakać, wpadając w wieczny żal i kim on był? Tego akurat kocica nie wiedziała.
Najwyraźniej jej zachowanie nie było czymś zwyczajnym, bo po chwili u jej boku znalazł się niebieski kocur, który wpatrywał się w nią z zaciekawieniem.
– Deszcz jest przyjemnym zjawiskiem. Nie wiem, jak możecie tego nie doceniać – rzuciła kocica, spuszczając swój wzrok na kocura. – Krople spływają po twym futrze, zdecydowanie lepsze uczucie niż wieczne słońce.
– Ja nic nie wspominałem o niedocenianiu deszczu, chociaż zaskoczyło mnie, że tak bardzo go doceniasz. Nie spotkałem jeszcze nikogo tak zafascynowanego pogodą. – Na pysku wojownika zagościł uśmiech. – Jestem Świerszczowy Skok. Jeszcze chyba nie mieliśmy się okazji dokładniej poznać, oprócz spotkania na granicy oczywiście.
– Jagodowa Łapa, chociaż zwracać się możesz również Jagoda. Dalej nie mogę przyzwyczaić do dwuczłonowych imion. Są bardzo nieintuicyjne.
– Z czasem staną się dla Ciebie proste. Nie przyzwyczajaj się jednak zbytnio do twego aktualnego imienia, gdyż zostanie ono szybko zmienione, gdy zostaniesz wojownikiem. Jedyne, na co możesz liczyć, to że Królicza Gwiazda nie nada Ci dziwnego imienia, co zdarza się częściej niż myślisz.
– Z każdym słowem staje się to bardziej skomplikowane. Chyba pozostanę przy starym imieniu.
– Aż takie złe to nie jest i jestem w stanie Ci to udowodnić. Z pewnością nie miałaś ochoty siedzieć tutaj w deszczu, więc proponuje mały spacer po terenach. Mam nadzieje, że nie masz nic przeciwko nucie rywalizacji?
– Co masz na myśli? – Wraz z tymi słowami, dwójka kotów skierowała się w stronę wyjścia z obozu, aby po chwili oddalić się w głębie terenów Klanu Burzy. Kocica nie spodziewała się, że wojownik, mówiąc o rywalizacji, miał na myśli wyścigi w polach. Z początku nie było to nic trudnego, jednak z czasem trasa wydłużyła się, co nie odbiło się na niej pozytywnie. Kiedy traciła swoją małą przewagę, użyła wszystkich swych sił, aby odbić się od ziemi i skoczyć na kocura, powalając go i siebie na ziemię. Potoczyli się przez chwilę, a kocica wylądowała pod łapami kocura.
– Oszukujesz! – powiedział niezadowolony wojownik. – Wygrałbym, gdyby nie to.
Słysząc te słowa, kocica pokazała mu swój język w odpowiedzi, co nie zadowoliło go. Mimo iż była zmęczona, to cieszyła się, że mogła pozytywnie spędzić trochę czasu ze Świerszczowym Skokiem. Jak lepiej mogłaby spędzić tą noc, jak nie z kocurem?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz