Dostrzegając jak Śledź nachylił się, aby skonsumować zebrane kulki liści, jego sierść się nastroszyła, a z pyska wyrwał się niemy krzyk.
— Lepiej ich nie jedz, o ile nie chcesz zwymiotować. — polecił przysuwając łapką obślinione kulki trawy bliżej siebie, tak by Śledź nie miał do nich dostępu — Tak naprawdę to nie są zioła, to jest zwykła trwa. Jedynie w czym ci pomoże to w pozbyciu się kłaczków, tak też wtedy możesz ją zjeść, ale pamiętaj żebyś z nią nie przesadzał — wytłumaczył, co spotkało się z niezadowoloną miną kociaka, który to po chwili pacnął swą łapką ucznia
— To po co ja to zrywałem, jak to zwykła trwa! Mówiłeś, że będziemy zbierać zioła! Zmarnowaliśmy tylko czas.
— Przepraszam Śledziu... — położył po sobie uszy, czując się źle z tym, że od razu nie powiedział koledze o tym, że nie zbierają wcale żadnych ziółek. — Jesteś jeszcze za mały by wybrać się ze mną na wyprawę medyka, ale jak już zostaniesz uczniem... tragarzem — poprawił się wiedząc, że kocurek już miał swoją określoną rolę z góry przez swoją siostrę i to jej chciał się trzymać — to będziesz mi pomagał w zbieraniu prawdziwych ziół. Tylko musimy chyba znaleźć inny sposób na ich szybkie zbierania, bo obawiam się, że Strzyżykowy Promyk czy inne kotki nie będą zadowolone z widoku obślinionych medykamentów w kształcie kulki — westchnął. — Nie gniewaj się na mnie.
Chcąc jakoś wynagrodzić to małe kłamstwo przyjacielowi postanowił go zbadać, tak jak sam syn Zajęczej Troski to chciał. Zajrzał mu do pyszczka i uszu, a nawet kazał okręcić się wokół własnej osi, chcąc zbadać jego koordynację. Śledź zdrowy fizycznie był, ale jego psychika leżała przez idealizowanie wrednych kotek. Nad tym popracują w przyszłości, kiedy to Topik zdobędzie większą wiedzę medyczną.
***
Zajmowanie się chorymi kotami było wielkim wyzwaniem dla przyszłego medyka. Na całe szczęście poza tą trójką kotów, nikt więcej nie zachorował na czerwony kaszel. Przynajmniej na razie. To nie znaczyło, że medycy nie mieli pełnych łap roboty. Węgorzy Pysk nie wiedzieć jakim cudem podczas przebywania w izolatce doprowadziło samo z siebie do urazu barku. Główna medyczka kręciła głową z niedowierzaniem, starając się zrozumieć jak do tego doszło, w końcu kotka praktycznie nie ruszała się ze swojego legowiska. Przynajmniej z nastawieniem barku nie mieli problemu, tak jak z wyleczeniem kota z kaszlu. Ten z każdym kolejnym dniem przybierał na sile, męcząc nieszczęśnika.
Poza doglądaniem chorych na czerwony kaszel, mieli też inne zajęcia, jak zajmowanie się innymi pacjentami, którym to doskwierały niegroźne przeziębienia czy otarcia. Wirująca Łapa odmroziła sobie poduszki, tak też brązowy kocurek nakazał kotce oszczędzać się i nałożył jej na łapki papkę, niestety nie z podbiału, a z szczawiu, bo tylko to udało mu się znaleźć w składziku. Uprzedził pacjentkę przez nałożeniem przeżutych liści, że ta papka będzie mogła ją piec.
Dni mijały, a składzik coraz bardziej zaczynał świecić pustkami. Topikowa Łapa postanowił się zgłosić sam z siebie na ochotnika, mającego za zadanie pozyskać zioła. Bo w końcu musiał wyleczyć chore koty, nie mógł pozwolić, aby choroba się rozprzestrzeniła czy doprowadziła do zgonu pacjentów. Na swojego pomocnika, który miał go eskortować wybrał Cuchnącą Łapę, o dziwo nie spotkał się ze sprzeciwem liderki czy zastępczyni, które zgodziły się na to, aby młodzi uczniowie sami wyruszyli poza terenu klanu. Czyżby za tą decyzją kryło się coś więcej? Bardzo możliwe, jednak nie narzekał na to, że otrzymał zgodę, aby w wyprawie towarzyszył mu Śledź, a nie jakiś czarno-biały kot, który mógłby celowo sabotować jego wyprawę. A Topik chciał szybko wrócić do obozu z potrzebnymi ziołami, a ponoć to właśnie kocimiętką była lekarstwem na czerwony kaszel. I miała również inne zastosowania. Słyszał, że nie była tylko ona na kaszel, ale również służyła na poprawę humoru. A on czegoś takiego potrzebował, przez sytuację mająca miejsce w klanie. Musiał jednak pamiętać, że gdy uda mu się pozyskać to zioło, będzie musiał powstrzymać się przed skosztowaniem go, bo w końcu miało ono pomóc wyleczyć chorych.
— Ciekawe, czy w innych klanach również są koty chore na czerwony kaszel — podjął idąc tuż za Cuchnącą Łapą, który śmiało parł naprzód, najpewniej ciesząc się, że mógł służyć w tak ważnej sprawie — Jeśli tak, to pewnie nie podzielą się z nami kocimiętką... — mamrotał sam do siebie, pochłonięty myślami. Naprawdę chciał pomóc współklanowiczom, a nie był w stanie. I to go bardzo denerwowało. — Co robić... Co robić... Siedlisko dwunogów jest daleko, inne klany mogą nie chcieć nam pomóc, możemy wpaść na wrogo nastawionego samotnika... Możemy też zamarznąć na śmierć, i nikomu nie pomożemy! — podniósł głos, czując się coraz bardziej zestresowany sytuacja, która zaczęła go powoli przerastać. Bo co jak pod jego nieobecność zachorują jego mamy czy siostra? Ta myśl zaczęła go coraz bardziej przerażać, sprawiając, że chciał wrócić do obozu, chcąc mieć pewność, że kotkom nic nie jest.
<Śledziu?>
[ 776 słów + event: opisywanie chorych]
[przyznano 21%]
Wyleczeni: Wirująca Łapa, Węgorzowy Pysk (wybicie barku)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz