— Błeee — dobiegł jej z przodu obrzydzony głos skargi. Rusałka odwróciła łepek i pospiesznie przedarła przez ostatnie gałązki, aby zrównać się ze swoją siostrą, której rudy ogonek nastroszył się groźnie. Nietrudno było zresztą stwierdzić, dlaczego: przednie łapki Biedronki szpeciły plamy brunatnej brei, której bajoro rozciągało się teraz przed nimi, chciwie (i podstępnie) podpełzszy pod sam kraniec kępy bylicy.
— Ojoj — odezwała się Rusałka po chwili milczenia — ojejej.
Odpowiedziało jej przeciągłe spojrzenie spode łba. Zanim zdążyła się uchylić, na jej grzbiet spadło uderzenie nieprzyjemnej wilgoci.
— No...! — Aż zachłysnęła się ze złości. — Mysi móżdżku! Mamy się zaraz pokazać liderce!
— To co się ze mnie śmiejesz! — Biedronka tupnęła nóżką. Głos utrzymała jednak przyciszony, właściwie aż dobitnie, jakby chciała wytknąć siostrze jej własne niedostatki w tej materii.
— Gdzie niby się śmieję!
— W środku — padło oświadczenie. — W twoim sercu. Było szyderstwo w twoim "jej".
Zanim Rusałka zdążyła zdecydować, czy nazwać to całe oskarżenie najbardziej niedorzeczną rzeczą pod Srebrną Skórką, czy też zwyczajnie zaśmiać się siostrze w nos (przyznać trzeba, że podejrzenia Biedronki nie były bezpodstawne), tamta nieoczekiwanie skrzywiła pyszczek.
— Na tobie tego nawet nie widać — stwierdziła naburmuszona. — Wygląda jak kolejna plamka.
Obejrzała się na swój grzbiet. Rzeczywiście, cokolwiek Biedronka starała się na nim zmalować, nie odstawało szczególnie wyglądem od innych brązowych łatek, które pojawiały się gdzieniegdzie na jej rudym futerku. Było to ciekawe odkrycie — chociaż od mam często słyszała, że dzięki nim wygląda bardziej wyjątkowo, ją samą trochę wstydziły te dziwne plamki, szczególnie zaś największa, tak umiejscowiona, że nie umiała jej nawet objąć wzrokiem... Ale najwyraźniej i one miały swoje zalety.
— Nie martw się — miauknęła pocieszająco. — Jak się wytarzasz w tym błotku, to Mglista Gwiazda nie pozna, że ty nie masz takich super plam.
Kiedy Biedronka miała przypuścić kolejny atak, nauczona doświadczeniem kotka znajdowała już o kilka skoków naprzód, trzymając się od morza brei najdalej, jak tylko się dało. Na odsłoniętym terenie mógł zobaczyć ją cały obóz, ale nie dbała o to; rośliny nie ciągnęły się dalej i jeśli miały dotrzeć do celu, w końcu i tak musiałyby opuścić ich zasłonę, a obecne okoliczności nie pozwalały jej zatrzymać się tam ani chwili dłużej. Biegła więc co sił w stronę płomiennie ubarwionych sumakowych liści, zżymając się w duchu za każdym razem, kiedy po niedokładnie wymierzonym skoku gdzieś na ciele czuła kolejną drobinę mazi, ale nie zatrzymując się ani na chwilę, bo z tyłu już doganiała ją Biedronka z furkotem barwnych wyzwisk. Miała nadzieję, że nie obraziła jej śmiertelnie, byłoby to niewygodne i w końcu przykre, ale to nie był czas na naprawianie krzywd. Pędziła wśród kolorowych kształtów uczniów i wojowników, nieba, ziemi i wszystkiego pomiędzy, w ostatniej próbie osiągnięcia swych celów, jaką salwować się mogą ci opuszczający bezpieczną kryjówkę, wiatr znowu rozwiewał jej sierść i piekielnie jej się to podobało.
Wreszcie dopadła pnia drzewa i w chaotycznych ruchach rozejrzała się za wejściem do legowiska przywódczyni. Rzeczywiście, tak, jak opowiadała jej mama, szczelina ziała tuż nieopodal; widząc ją, odetchnęła z ulgą. Niedługo mogła się jednak cieszyć swoim znaleziskiem, bo już kilka uderzeń serca później rozsierdzona Biedronka dołożyła wszelkich starań, żeby przygrzmocić jej w łeb.
— No weź! Biedronka! Nie teraz...! — udało jej się wykrztusić pomiędzy atakami. Z trudem odpychała ubłocone łapy siostry. — W żłobku możesz mnie sobie pobijesz! Mogę być Wilczą Gwiazdą dwa razy! Ale teraz musimy wejść...
— Nie będę się z tobą bawić! Nie zasługujesz nawet na Wilczą Gwiazdę. — Biedronka nie przestawała jej okładać, ale mówiąc, musiała nieco zwolnić tempa. Nie przeszkadzało jej to w nasączaniu swojego głosu jadem. — Masz beznadziejne łatki i charakter też. Naskarżę na ciebie Mglistej Gwieździe!
Oczy Rusałki rozszerzyły się. Uniknęła kolejnego ataku i odskoczyła nieco dalej, żeby niepotrzebnie nie drażnić siostry. Nie sądziła dotąd, że Biedronka byłaby w stanie zrobić coś takiego. Czyli aż tak bardzo ją uraziła? Była aż tak okropna? Serce ścisnęło jej się z żalu i przez chwilę chciała zupełnie przestać się bronić, żeby tamta mogła dokonać zasłużonej zemsty, ale szybko uświadomiła sobie, że przede wszystkim musi Biedronkę powstrzymać przed wykonaniem jej dramatycznego planu. W odpowiedzi na natarcie siostry przypadła więc do ziemi, i kiedy już miała ją z tej pozycji odepchnąć, nad ich głowami rozległ się głos:
— Co się tu wyprawia?
Dwie koteczki natychmiast przerwały walkę i uformowały w jeden pstrokaty kłębek, z puchatym futerkiem umorusanym błotem i pyłem. Przestraszone ślepka wbiły wzrok w oblicze srebrzystej kotki, która właśnie stanęła w wejściu do szczeliny i sama spoglądała na nie wyczekująco, w sposób, który jasno dawał do zrozumienia, że nie pochwala takich ekscesów tuż przed swoim legowiskiem.
— Przepraszamy, Mglista Gwiazdo — zamiauczały chórkiem, instynktownie przylegając do siebie jeszcze ciaśniej. Na chwilę zapadła cisza, w której do kotek dotarły dźwięki obozu. Rusałka miała wrażenie, że ktoś parska śmiechem gdzieś za ich plecami, ale nie smiała odwrócić głowy. W końcu Biedronka cicho dodała: — Mamy skargę.
— Na Krzyczącą Makrelę — uzupełniła pospiesznie jej siostra, z niepokojem zerkając na pyszczek tamtej. Na szczęście zobaczyła tylko, jak kiwa łebkiem.
Mglista Gwiazda westchnęła.
— Mam nadzieję, że to nie jakiś żart — zaczęła, co pociągnęło za sobą gorące zapewnienia, że tak nie mogło być w żadnym wypadku. Niecierpliwie strzepnęła ogonem, uciszając kociaki. — W takim razie chodźcie do środka i powiedzcie szybko, o co konkretnie chodzi. I następnym razem nie bijcie się przed wejściem.
Przeprosiwszy raz jeszcze pełnym boleści głosem, dwie koteczki, teraz już zgodnie, podążyły za kotką do wnętrza legowiska.
— W jakich my czasach żyjemy? Rozmowa? Z kocurem? Phi! — Zniesmaczenie Makowego Pola tylko utwierdziło ją w przekonaniu, że liderka potraktowała je niesprawiedliwie. Oczyma wyobraźni znów zobaczyła jej zniecierpliwiony wyraz pyska, który sprawił, że w sercu poczuła chłód. Z tłumaczeń starszych zrozumiała, że przywódczyni była kimś niezwykle ważnym — rządziła klanem, czyli całą tą niezwykłą grupą kotów, do której koteczka należała, i miała kontakt z samym Klanem Gwiazd. Dlatego nie spodziewała się, żeby liderka mogła być aż tak obojętna problemom najważniejszych członków swojego klanu, wśród których niewątpliwie plasowały się jej mamusie. Ta myśl bardzo ją zaniepokoiła i Rusałka cieszyła się, że teraz może już wracać z mamą, której przynajmniej zawsze mogła zaufać.
Wtem wyprzedzająca je nieco Makowe Pole odwróciła się.
— A wy, młode damy, informujcie nas o takich rzeczach! Mama Pszczółka się martwi. — Jej reprymenda sprawiła, że kotka aż się przykuliła. Całe to wyjście było głupią decyzją. Nic nie osiągnęły, a napędziły strachu mamusi. — Nie znikajcie tak bez zapowiedzi. Ruchy do żłobka. Raz, dwa.
Świat zaczął rozmywać się w oczach Rusałki. Jeszcze chwilę tkwiła niepewnie w miejscu, jakby łapy zapadły jej się za głęboko w wodnistą maź, po czym pomknęła przed siebie niemal na oślep, potykając się o grudy błota.
— Mamo, mamooo — zakwiliła, przypadając do łap Makowego Pola. — M-Mglista Gwiazda była taka straszna... I tak tam było ciemno... I my nie chciałyśmy zrobić nic złego, tylko tak... tak się...
Dalej już nic nie dało się zrozumieć, bo słowa kotki pochłonął płacz. Niewyraźnie poczuła z boku miękkie futerko Biedronki, a chwilę później dotyk szorstkawego języka matki na swoim łebku.
— No już, już, nie musisz się tak przejmować. Nic strasznego się nie stało. Ale teraz pora już wracać do żłobka.
— Nie płacz, Rusia — zamiauczała Biedronka przy jej uchu, ale takim ściśniętym głosem, jakby zaraz sama miała się rozpłakać, choćby z solidarności z siostrą.
— No właśnie, damie nie przystoi się mazgaić. A ty jesteś damą, prawda? — mówiła delikatnie Makowe Pole, podczas gdy jej córka nieporadnie gramoliła się na łapy. Rusałka pokiwała główką w odpowiedzi, zaciskając powieki, spod których wciąż cisnęły się łzy. — Świetnie. No to idziemy. Zaraz wrócimy do mamy Pszczółki i was obydwie pięknie wyczyścimy, bo tak to się nie można prezentować.
Ta perspektywa pocieszyła koteczkę. Ze wszystkich sił starała się zdusić szloch, który wciąż wydobywał jej się z gardła, stanąć prosto i iść przed siebie — spełnić oczekiwania mamy — pokazać, że umie się zachować jak prawdziwa dama, do bycia którą tak ochoczo się przyznała... Ale łzy wciąż zasnuwały jej pole widzenia, łapki trzęsły się i rozjeżdżały w błocie. Próba zrobienia kilku kroków naprzód skończyła się tym, że niemal wylądowała pyskiem w kałuży; tylko ostatnim wysiłkiem zdołała rozpłaszczyć się nieco obok.
Przytłoczona własną niemocą, skulona żałośnie w tym padole rozpaczy, podniosła zaszklone oczy na jedyną postać, która mogła ją z niego wybawić.
— Zaniesiesz mnie? — zapytała cichutko. Zatkany nos sprawił, że jej głos zabrzmiał prawie śmiesznie, a przez to jeszcze rozpaczliwiej.
Nie było wyboru. Chwilę później zapłakana koteczka kołysała się już w rytm kroków matki, a ich mały pochód zbliżał się przez błoto do wejścia kociarni.
— Hej, hej. Chociaż tu mi się nie bić — wymruczała Pszczela Duma i polizała córeczkę nieco mocniej, jakby akcentując tym swoje słowa. Kiedy Makowe Pole szczęśliwie przyprowadziła do żłobka ich dzieci, rzeczywiście zdawało się, że z serca spadł jej nie tyle kamień, co cały głaz niepokoju. Od tamtej pory nie ustawała w ich czułym przytulaniu, wycieraniu i wylizywaniu.
— Mamusiu — odezwała się sennie Rusałka, której w błogim rozmarzeniu przyszła na myśl scena ze snu — a co się dalej stało z Czarną i Wilczą Gwiazdą?
— Och, są dużo ciekawsze historie niż ta — padło niespodziewanie ze strony Makowego Pola.
Kotka podniosła główkę, ożywiona; poruszenie z boku dało jej znać, że Biedronka zrobiła to samo. Obie wlepiły w mamę pełne zainteresowania spojrzenie.
Jeszcze ciekawsza historia...! Czy mogły się w niej znaleźć koty jeszcze wspanialsze, niż legendarna założycielka Klanu Nocy dzielnie broniąca terytorium przed parszywym kocurem? Chociaż Rusałce trudno było to sobie wyobrazić, miała nadzieję, że tak. Skoro Biedronka twierdziła, że nie nadawała się już nawet na tamtego śmierdzącego wilczaka, być może znajdzie sobie teraz o wiele lepszą rolę do odegrania.
— Ojoj — odezwała się Rusałka po chwili milczenia — ojejej.
Odpowiedziało jej przeciągłe spojrzenie spode łba. Zanim zdążyła się uchylić, na jej grzbiet spadło uderzenie nieprzyjemnej wilgoci.
— No...! — Aż zachłysnęła się ze złości. — Mysi móżdżku! Mamy się zaraz pokazać liderce!
— To co się ze mnie śmiejesz! — Biedronka tupnęła nóżką. Głos utrzymała jednak przyciszony, właściwie aż dobitnie, jakby chciała wytknąć siostrze jej własne niedostatki w tej materii.
— Gdzie niby się śmieję!
— W środku — padło oświadczenie. — W twoim sercu. Było szyderstwo w twoim "jej".
Zanim Rusałka zdążyła zdecydować, czy nazwać to całe oskarżenie najbardziej niedorzeczną rzeczą pod Srebrną Skórką, czy też zwyczajnie zaśmiać się siostrze w nos (przyznać trzeba, że podejrzenia Biedronki nie były bezpodstawne), tamta nieoczekiwanie skrzywiła pyszczek.
— Na tobie tego nawet nie widać — stwierdziła naburmuszona. — Wygląda jak kolejna plamka.
Obejrzała się na swój grzbiet. Rzeczywiście, cokolwiek Biedronka starała się na nim zmalować, nie odstawało szczególnie wyglądem od innych brązowych łatek, które pojawiały się gdzieniegdzie na jej rudym futerku. Było to ciekawe odkrycie — chociaż od mam często słyszała, że dzięki nim wygląda bardziej wyjątkowo, ją samą trochę wstydziły te dziwne plamki, szczególnie zaś największa, tak umiejscowiona, że nie umiała jej nawet objąć wzrokiem... Ale najwyraźniej i one miały swoje zalety.
— Nie martw się — miauknęła pocieszająco. — Jak się wytarzasz w tym błotku, to Mglista Gwiazda nie pozna, że ty nie masz takich super plam.
Kiedy Biedronka miała przypuścić kolejny atak, nauczona doświadczeniem kotka znajdowała już o kilka skoków naprzód, trzymając się od morza brei najdalej, jak tylko się dało. Na odsłoniętym terenie mógł zobaczyć ją cały obóz, ale nie dbała o to; rośliny nie ciągnęły się dalej i jeśli miały dotrzeć do celu, w końcu i tak musiałyby opuścić ich zasłonę, a obecne okoliczności nie pozwalały jej zatrzymać się tam ani chwili dłużej. Biegła więc co sił w stronę płomiennie ubarwionych sumakowych liści, zżymając się w duchu za każdym razem, kiedy po niedokładnie wymierzonym skoku gdzieś na ciele czuła kolejną drobinę mazi, ale nie zatrzymując się ani na chwilę, bo z tyłu już doganiała ją Biedronka z furkotem barwnych wyzwisk. Miała nadzieję, że nie obraziła jej śmiertelnie, byłoby to niewygodne i w końcu przykre, ale to nie był czas na naprawianie krzywd. Pędziła wśród kolorowych kształtów uczniów i wojowników, nieba, ziemi i wszystkiego pomiędzy, w ostatniej próbie osiągnięcia swych celów, jaką salwować się mogą ci opuszczający bezpieczną kryjówkę, wiatr znowu rozwiewał jej sierść i piekielnie jej się to podobało.
Wreszcie dopadła pnia drzewa i w chaotycznych ruchach rozejrzała się za wejściem do legowiska przywódczyni. Rzeczywiście, tak, jak opowiadała jej mama, szczelina ziała tuż nieopodal; widząc ją, odetchnęła z ulgą. Niedługo mogła się jednak cieszyć swoim znaleziskiem, bo już kilka uderzeń serca później rozsierdzona Biedronka dołożyła wszelkich starań, żeby przygrzmocić jej w łeb.
— No weź! Biedronka! Nie teraz...! — udało jej się wykrztusić pomiędzy atakami. Z trudem odpychała ubłocone łapy siostry. — W żłobku możesz mnie sobie pobijesz! Mogę być Wilczą Gwiazdą dwa razy! Ale teraz musimy wejść...
— Nie będę się z tobą bawić! Nie zasługujesz nawet na Wilczą Gwiazdę. — Biedronka nie przestawała jej okładać, ale mówiąc, musiała nieco zwolnić tempa. Nie przeszkadzało jej to w nasączaniu swojego głosu jadem. — Masz beznadziejne łatki i charakter też. Naskarżę na ciebie Mglistej Gwieździe!
Oczy Rusałki rozszerzyły się. Uniknęła kolejnego ataku i odskoczyła nieco dalej, żeby niepotrzebnie nie drażnić siostry. Nie sądziła dotąd, że Biedronka byłaby w stanie zrobić coś takiego. Czyli aż tak bardzo ją uraziła? Była aż tak okropna? Serce ścisnęło jej się z żalu i przez chwilę chciała zupełnie przestać się bronić, żeby tamta mogła dokonać zasłużonej zemsty, ale szybko uświadomiła sobie, że przede wszystkim musi Biedronkę powstrzymać przed wykonaniem jej dramatycznego planu. W odpowiedzi na natarcie siostry przypadła więc do ziemi, i kiedy już miała ją z tej pozycji odepchnąć, nad ich głowami rozległ się głos:
— Co się tu wyprawia?
Dwie koteczki natychmiast przerwały walkę i uformowały w jeden pstrokaty kłębek, z puchatym futerkiem umorusanym błotem i pyłem. Przestraszone ślepka wbiły wzrok w oblicze srebrzystej kotki, która właśnie stanęła w wejściu do szczeliny i sama spoglądała na nie wyczekująco, w sposób, który jasno dawał do zrozumienia, że nie pochwala takich ekscesów tuż przed swoim legowiskiem.
— Przepraszamy, Mglista Gwiazdo — zamiauczały chórkiem, instynktownie przylegając do siebie jeszcze ciaśniej. Na chwilę zapadła cisza, w której do kotek dotarły dźwięki obozu. Rusałka miała wrażenie, że ktoś parska śmiechem gdzieś za ich plecami, ale nie smiała odwrócić głowy. W końcu Biedronka cicho dodała: — Mamy skargę.
— Na Krzyczącą Makrelę — uzupełniła pospiesznie jej siostra, z niepokojem zerkając na pyszczek tamtej. Na szczęście zobaczyła tylko, jak kiwa łebkiem.
Mglista Gwiazda westchnęła.
— Mam nadzieję, że to nie jakiś żart — zaczęła, co pociągnęło za sobą gorące zapewnienia, że tak nie mogło być w żadnym wypadku. Niecierpliwie strzepnęła ogonem, uciszając kociaki. — W takim razie chodźcie do środka i powiedzcie szybko, o co konkretnie chodzi. I następnym razem nie bijcie się przed wejściem.
Przeprosiwszy raz jeszcze pełnym boleści głosem, dwie koteczki, teraz już zgodnie, podążyły za kotką do wnętrza legowiska.
***
Rusałka zamrugała, kiedy odbite od chmur światło poraziło jej oczy. Po wyjściu z półmroku szczeliny potrzebowała chwili, żeby przyzwyczaić zmysły do otwartej przestrzeni, ale przyjęła tę zmianę z wielką ulgą. Rozmowa z przywódczynią okazała się dla niej dużo trudniejsza, niż wyobrażała sobie koteczka, kiedy razem z siostrą planowały ją jeszcze w kociarni. Ciężar jej prowadzenia spadł w większości na Biedronkę; ona sama ograniczyła się do sporadycznego podpowiadania jej słów, przytłoczona przeszywającym spojrzeniem srebrzystej kotki. Radość z końca audiencji mieszała się w niej więc z poczuciem winy oraz pewną dozą urazy do Mglistej Gwiazdy, która pozostała tak niewzruszona nawet wobec argumentów matki.— W jakich my czasach żyjemy? Rozmowa? Z kocurem? Phi! — Zniesmaczenie Makowego Pola tylko utwierdziło ją w przekonaniu, że liderka potraktowała je niesprawiedliwie. Oczyma wyobraźni znów zobaczyła jej zniecierpliwiony wyraz pyska, który sprawił, że w sercu poczuła chłód. Z tłumaczeń starszych zrozumiała, że przywódczyni była kimś niezwykle ważnym — rządziła klanem, czyli całą tą niezwykłą grupą kotów, do której koteczka należała, i miała kontakt z samym Klanem Gwiazd. Dlatego nie spodziewała się, żeby liderka mogła być aż tak obojętna problemom najważniejszych członków swojego klanu, wśród których niewątpliwie plasowały się jej mamusie. Ta myśl bardzo ją zaniepokoiła i Rusałka cieszyła się, że teraz może już wracać z mamą, której przynajmniej zawsze mogła zaufać.
Wtem wyprzedzająca je nieco Makowe Pole odwróciła się.
— A wy, młode damy, informujcie nas o takich rzeczach! Mama Pszczółka się martwi. — Jej reprymenda sprawiła, że kotka aż się przykuliła. Całe to wyjście było głupią decyzją. Nic nie osiągnęły, a napędziły strachu mamusi. — Nie znikajcie tak bez zapowiedzi. Ruchy do żłobka. Raz, dwa.
Świat zaczął rozmywać się w oczach Rusałki. Jeszcze chwilę tkwiła niepewnie w miejscu, jakby łapy zapadły jej się za głęboko w wodnistą maź, po czym pomknęła przed siebie niemal na oślep, potykając się o grudy błota.
— Mamo, mamooo — zakwiliła, przypadając do łap Makowego Pola. — M-Mglista Gwiazda była taka straszna... I tak tam było ciemno... I my nie chciałyśmy zrobić nic złego, tylko tak... tak się...
Dalej już nic nie dało się zrozumieć, bo słowa kotki pochłonął płacz. Niewyraźnie poczuła z boku miękkie futerko Biedronki, a chwilę później dotyk szorstkawego języka matki na swoim łebku.
— No już, już, nie musisz się tak przejmować. Nic strasznego się nie stało. Ale teraz pora już wracać do żłobka.
— Nie płacz, Rusia — zamiauczała Biedronka przy jej uchu, ale takim ściśniętym głosem, jakby zaraz sama miała się rozpłakać, choćby z solidarności z siostrą.
— No właśnie, damie nie przystoi się mazgaić. A ty jesteś damą, prawda? — mówiła delikatnie Makowe Pole, podczas gdy jej córka nieporadnie gramoliła się na łapy. Rusałka pokiwała główką w odpowiedzi, zaciskając powieki, spod których wciąż cisnęły się łzy. — Świetnie. No to idziemy. Zaraz wrócimy do mamy Pszczółki i was obydwie pięknie wyczyścimy, bo tak to się nie można prezentować.
Ta perspektywa pocieszyła koteczkę. Ze wszystkich sił starała się zdusić szloch, który wciąż wydobywał jej się z gardła, stanąć prosto i iść przed siebie — spełnić oczekiwania mamy — pokazać, że umie się zachować jak prawdziwa dama, do bycia którą tak ochoczo się przyznała... Ale łzy wciąż zasnuwały jej pole widzenia, łapki trzęsły się i rozjeżdżały w błocie. Próba zrobienia kilku kroków naprzód skończyła się tym, że niemal wylądowała pyskiem w kałuży; tylko ostatnim wysiłkiem zdołała rozpłaszczyć się nieco obok.
Przytłoczona własną niemocą, skulona żałośnie w tym padole rozpaczy, podniosła zaszklone oczy na jedyną postać, która mogła ją z niego wybawić.
— Zaniesiesz mnie? — zapytała cichutko. Zatkany nos sprawił, że jej głos zabrzmiał prawie śmiesznie, a przez to jeszcze rozpaczliwiej.
Nie było wyboru. Chwilę później zapłakana koteczka kołysała się już w rytm kroków matki, a ich mały pochód zbliżał się przez błoto do wejścia kociarni.
***
Leżała na grzbiecie, umoszczona wygodnie w puchatym ogonie Pszczelej Dumy. Chłody wyprawy na zewnątrz uczyniły ciepło ciał matek jeszcze przyjemniejszym. Ziewnęła cicho i przeciągnęła się, na co Biedronka, którą właśnie kończyła wylizywać szylkretowa królowa, odpowiedziała jej ostrzegawczym kopnięciem.— Hej, hej. Chociaż tu mi się nie bić — wymruczała Pszczela Duma i polizała córeczkę nieco mocniej, jakby akcentując tym swoje słowa. Kiedy Makowe Pole szczęśliwie przyprowadziła do żłobka ich dzieci, rzeczywiście zdawało się, że z serca spadł jej nie tyle kamień, co cały głaz niepokoju. Od tamtej pory nie ustawała w ich czułym przytulaniu, wycieraniu i wylizywaniu.
— Mamusiu — odezwała się sennie Rusałka, której w błogim rozmarzeniu przyszła na myśl scena ze snu — a co się dalej stało z Czarną i Wilczą Gwiazdą?
— Och, są dużo ciekawsze historie niż ta — padło niespodziewanie ze strony Makowego Pola.
Kotka podniosła główkę, ożywiona; poruszenie z boku dało jej znać, że Biedronka zrobiła to samo. Obie wlepiły w mamę pełne zainteresowania spojrzenie.
Jeszcze ciekawsza historia...! Czy mogły się w niej znaleźć koty jeszcze wspanialsze, niż legendarna założycielka Klanu Nocy dzielnie broniąca terytorium przed parszywym kocurem? Chociaż Rusałce trudno było to sobie wyobrazić, miała nadzieję, że tak. Skoro Biedronka twierdziła, że nie nadawała się już nawet na tamtego śmierdzącego wilczaka, być może znajdzie sobie teraz o wiele lepszą rolę do odegrania.
<Mak?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz