Czy lubił być zabierany na treningi ze Skowronek? Uwielbiał! W szczególności jak mógł chodzić na treningi z nią sam, a nie z resztą kociąt, które przyszło jej nauczać. Bo jak trenowali sami, to później mógł przechwalać się, że więcej niż reszta potrafi. Często jednak przychodziło mu ćwiczyć z jego własną siostrą, Cynią, a nawet zdarzało się ćwiczyć im razem z dziećmi Cynamonki - Duszkiem i Miedzią.
Tak też było i dzisiaj.
Ta dwójka była jego ulubionymi pieszczochami, bo najłatwiej było się z nimi dogadać, podokuczać im i zaimponować. Sam również dzielił się z nimi wiedzą, kiedy to trenowali na dworze.
Jerzyk bez oporów wskakiwał w zaspy śnieżne, utworzone przez dwunożnych i ich to dziwne narzędzie, którym przerzucali biały puch na boki. Dzięki swojej grubej sierści zimno mu nie było straszne. Nie to co dwóm pieszczochom, którzy gdy tylko trening trwał dłużej na zewnątrz zaczynali dygotać z zimna, a nawet pociągać noskiem. Jerzyk tylko kręcił głową z niedowierzaniem przyglądającym się temu piecuchowemu rodzeństwu.
No naprawdę, pieszczoch pozostanie pieszczochem i trening chyba nawet tego nie zmieni.
— A co to za miny? — podjął wciskając się pomiędzy Duszka i Miedź, którzy siedzieli obok siebie grzejąc się nawzajem jako tako — Oh, czy to dlatego, że wam zimno? — uniósł brew zerkając na krótkowłosą koleżankę, która przylgnęła do jego grubej sierści wręcz momentalnie, gdy tylko pomiędzy nimi się znalazł — A co z tobą Duszku, nie chcesz się ogrzać? Im nas więcej, tym cieplej będzie!
— N-nie! — odparł bury
— No nie bądź taki, widzę, że ci zimno... — mówiąc to położył ogon na głowie syna Cynamonki — Dla ciebie miejsce też się znajdzie. — machnął zachęcająco łapką, aby i Duszek wtulił się w jego długą sierść
Udało mu się po dłuższej chwili przekonać kocurka, tak też całą trójkę leżeli wtuleni w siebie. Nawet i Cynia do nich dołączyła, przytulając się od zewnątrz do Miedzi, która w końcu przestała dygotać.
— Wiecie, że byłoby wam cieplej jeśli faktycznie byście trenowali? — podjęła Skowronek podchodząc do wtulonych w siebie uczniów, którzy jak jeden mąż wlepili w nią spojrzenie. No tak, zostali nakryci na obijaniu się. — W waszym wypadku wystarczy chwila by śnieg was całych zakrył. Zamarzlibyście...
— I tu się mylisz cioteczko! — odezwał się Jerzyk z radością w głosie, głosząc świętą Jerzykową prawdę — Jestem tak puchaty i cieplutki, że jak śnieg na mnie osiada, to od razu topnieje! Przy mnie nikt nie zamarznie!
— Nie jestem tego taka pewna, ale skoro tak mówisz Jerzyku. — Pokiwała głową przyglądając się pociesze Jeżyk. — No dobrze, widzę, że ogrzaliście się to możemy wracać do treningu. Kto mi przypomni na czym skończyliśmy...
I tak upłynęła większość czasu, który spędzili na ćwiczeniu pozycji łowieckich. Z pyska Jerzyka nie schodził uśmiech, gdy dostrzegł, że dzieci pieszczoszki obserwują go uważnie. Skoro miał widzów, to chciał się prezentować jak najlepiej, nie chcąc popełnić żadnego błędu. I wszystko szło idealnie, do czasu, gdy nie wpadł na swoją siostrę przez potknięcie się o twardą grudkę śniegu.
— Cynia, co ty robisz? — szepnął rozmasowując obolałą głowę — Nie wpadaj tak na mnie znienacka!
— I to niby to moja wina? To ty wpadłeś na mnie. — prychnęła otrzepując się że śniegu, który pokrył jej futerko
Zadziornie wystawił do siostry język, gdy ta wciąż upierała się, że to z jego winy doszło do zderzenia. Bo co złego to nie on! A gdy doszli do porozumienia, Jerzyk w końcu przyznał się, że to on nie zachował ostrożności. W zgodzie wrócili do treningu, tym razem jednak w wnętrzu szopy i bez dwójki młodszych uczniów, których to matka zabrała z powrotem do gniazda wyprostowanych.
— Pieszczochy! Na co im ten trening, skoro paru minut nie potrafią wytrzymać na dworze… — westchnął kocurek zerkając ostatni raz na swoich przyjaciół, nim zniknął za drzwiami szopy
[603 słów]
[Przyznano 12%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz