*przeszłość*
— Tata! — rzucił się na białą łapę, gdy tylko pojawiła się w żłobku. Przytulił się do jego miękkiej sierści, mrucząc z zadowolenia. Tak za nim tęsknił! Wciąż znikał i pojawiał się rzadko, dlatego czerpał z tej chwili garściami, póki miał szansę. — Tatusiu... Czemu nie odwiedzasz mnie częściej? Nie musisz przychodzić do Pasożyta, Truchła i Padliny, ale do mnie!
Tak bardzo pragnął jego uwagi. Uwielbiał, gdy ojciec jedynie nim się interesował. Wtedy czuł, że należał jedynie do niego. Nie chciał nawet widzieć, że ten wolał takiego Pasożyta czy Padlinę.
— Chciałbym. Wiesz zapewne jednak, że jako wojownik mam dużo obowiązków — odpowiedział mu chłodno. — Kiedy tylko mogę, to przychodzę.
Te słowa nie poprawiły mu humoru. Chciał mimo wszystko, by tata bardziej się nim interesował, a nie tymi całymi obowiązkami. Jako super wojownik powinien mieć więcej czasu dla swoich dzieci. Ten cały lider musiał to zrozumieć!
— Jasne — mruknął niemrawo, nie puszczając jego łapy. — Ale teraz jesteś! — zauważył radośnie. — Pobawmy się w coś!
— Jestem, ale wątpię, że na długo. Pośpieszmy się. W co chciałbyś się pobawić? — kremowy mruknął od niechcenia, lecz tym się nie zraził. Wiedział doskonale w co mogli się pobawić. Już na Agreście to wypróbował, więc fajnie byłoby pojeździć i na grzbiecie swojego rodzica.
— W przejażdżkę! — pisnął, po czym zaczął wspinać się po jego łapie na barana. — Ha! Zaraz... jeszcze chwila! — wystękał, wbijając pazurki głębiej w białą sierść, by dostać się na górę.
Ojciec wywrócił oczami i strzepnął uszami do tyłu, ignorując to, że przypadkiem podczas wspinaczki, wyrwał mu kilka kępek sierści. Usłyszał tylko jego ciche westchnięcie, lecz dał mu wspiąć się na grzbiet, ku jego zadowoleniu. Gdy był już na samej górze, umościł się na nim wygodnie, opierając łapki na jego głowie. Czuł się tak jak wtedy, gdy woził go sam zastępca!
— Ale tu fajnie! Jesteś wyższy od pana Agresta. To teraz w drogę! Na wycieczkę tata!
Wojownik ruszył do przodu i zrobił kółeczko wokół żłobka, omijając pozostałe, leżące na ziemi kociaki. Nagle jednak się zatrzymał, analizując to, co powiedział jego syn.
— Agrest też wozi cię na grzbiecie? — wycedził, patrząc na niego przez ramię.
— Mhm! Pan Agrest zgodził się być moją mamusią. Jest taki mięciutki i super fajny! — powiadomił ojca, rozglądając się z zaciekawieniem po otoczeniu. — Może jak będę duży, a on będzie liderem, to zostanę jego zastępcą? Ale byłoby fajnie! Wtedy mógłbym rozkazywać każdemu! Nawet tobie tatusiu!
Lukrecja zacisnął pysk, natychmiast się jeżąc. Nie za bardzo rozumiał dlaczego.
— Ile razy jeszcze mam powtarzać jedno i ta samo? — warknął przez zęby. — Zanim nawiążesz z kimś bliższą znajomość, pytaj mnie o zgodę. Myślisz, że chce później naprawiać twój skrzywiony punkt widzenia? Jeśli tak, to rozczaruje cię. Mylisz się. — Otrzepał się, chcąc, by maluch z niego zszedł.
Zrobił smutną minkę, zsuwając się z grzbietu kocura, ratując się tak przed upadkiem. No jak on mógł tak się trzepać! Przecież mógł mu coś zrobić!
— Ale... Ale to zastępca! Nic mi nie skrzywi. Warto się z takim przyjaźnić, bo zrobi dla mnie wszystko! — Położył po sobie uszka, bo miał nadzieję, że ojciec doceni jego pomysłowość. No bo przecież dzięki podlizywaniu się, Agrest go lubił. Oplótł go wokoło pazura. Był jego! Tak jak tata! — Nie rozumiem tato... To złe? Czemu muszę ciągle pytać cię o zgodę? Nawet nie przychodzisz często, to jak mam to robić?
— Owszem, to złe. Jestem dorosłym i doświadczonym przez ciężkie życie kotem i wiem co mówię. Masz zaledwie kilka księżyców. Naprawdę sądzisz, że świat jest tak prosty? Wiesz wszystko, widziałeś wszystko, że jesteś tak pewny co do swoich czynów? Żałosne. Uwierz, że wcale nie jest tak, jak ci się wydaje. Jesteś tylko dzieckiem — wysyczał gniewnie przez zęby ostatnie zdanie. — Tylko małym, głupim dzieckiem.
Oburzył się słysząc takie określenie, które padło z jego pyska. Nie był wcale głupi! No dobra, mały tak, ale uważał się za inteligentniejszego nawet od dorosłych! Teraz to kocur bardzo go zranił tym określeniem. Chciał tylko mu pokazać, że potrafił się dobrze ustawić w życiu i tym sposobem zasłużyć na jego dumę.
— Wcale nie! — Tupnął łapką. — Nie jestem głupi! To dobry plan. — Zwiesił po sobie łeb. — A ja coraz więcej wiem o świecie. Zaskoczę cię jeszcze, zobaczysz! Będę kiedyś tak silny jak ty!
Ojciec zaniósł się krzykiem i zamachnął na jego mały pysk. Uderzenie było tak niespodziewane, że zakwilił, przywracając się na ziemię. Ból rozlał się po jego ciałku, a w oczach zebrały mu się łzy, które zdołał przełknąć, lecz z wielkim trudem.
— A powiedz mi, czy nie mówiłem czegoś o dyskutowaniu, smarku? Skoro sądzisz, że jesteś tak nad wyraz inteligentny i wspaniały, powinieneś o tym wiedzieć, prawda? Proszę, teraz możesz się wykazać swoją wiedzą i mądrością. Czekam. — Wysunął szpony, gotowy uderzyć go po raz kolejny.
Wstał powoli na łapki, patrząc na niego z niedowierzeniem.
— To nie było fajne! Nie bije się dzieci! — wytknął mu ten fakt. Pierwszy raz z czymś takim się zetknął. Tata zawsze był miły, nieco oschły, ale nigdy nie podniósł na niego łapy. Inne koty za to rozczulały się nad jego słodyczą. Nie rozumiał tego. — Dorośli nie powinni tak robić!
— Najpierw spójrz na swoje zachowanie, a potem doszukuj się niedoskonałości u innych — prychnął Lukrecja, strosząc się mocniej. — Gdybyś ze mną nie dyskutował, nie dostałbyś po pysku. Czy widzisz, żeby Truchło tak robiła? Otóż, odpowiedź z pewnością brzmi nie. Dlatego bądź jak ona i nie doprowadzaj mnie do szału!
— Truchło jest głupia! Ona wygląda tak jak brzmi jej imię, czyli martwo! — wykłócał się mimo wszystko z nim dalej. — I nie doprowadzam! Mówię jak to widzę, ty masz jakieś problemy skoro mnie za to karzesz! Gdyby mama żyła... To pewnie już by na ciebie nakrzyczała!
Robił wszystko, aby tam się nie poryczeć. Nie mógł zrobić sobie takiego wstydu. Nie przy tacie. Jego słowa bardzo raniły jego serduszko, a to uderzenie wzbudziło tylko jego niepokój. Dlaczego tak się do niego zwracał?
— Nie obchodzi mnie twój skrzywiony — podkreślił złośliwie kremowy — punkt widzenia. Nie masz pojęcia o czym mówisz. Wciąż nie wyciągnąłeś żadnych wniosków? Zamknij nareszcie ten pysk i zacznij zachowywać się tak, jak powinno zachowywać się kocię! — zawarczał gniewnie, trzepiąc ogonem.
Zacisnął pyszczek, kopiując ruch ogona ojca. Też czuł się tym rozgniewany, chociaż przeważał żal i niezrozumienie. Nie wiedział o co mu chodziło. Czemu niby tak napierał i się złościł?
Pyszczek wciąż go bolał, a chęć na rozmowy mu minęła. Skoro ojciec nie rozumiał, to nie zamierzał strzępić sobie na niego języka.
Odwrócił się do niego tyłem, zachowując się tak jak chciał. Jak obrażone kocię.
— Ach, oczywiście — rzucił głośno ojciec, wzruszając ramionami. — Obrażaj się dalej. To ja jestem okropny. Zupełnie nie mam powodu, żeby przejawiać takie zachowania. Biedny, mały Larwa... — Poszedł do kocięcia i łapą, mimo oporu, podniósł pysk syna. Wbił wzrok w jego oczy i zmarszczył się. — Nie płacz. Nie dałem ci powodu do płaczu. Nie masz nad czym lamentować. Jako tak mądre i dojrzałe kocię, powinieneś wiedzieć, że żeby traktowano cię z szacunkiem, musisz dawać też coś od siebie. Mam rację? — Ścisnął jego pysk mocniej.
Wcale nie płakał! Miał swoją godność. Wpatrywał się w oczy ojca jedynie z niezadowoleniem. Ucisk na pysku nie był przyjemny, zwłaszcza po wcześniejszym uderzeniu, ale wcale nie powodował w nim ani strachu, ani łez. Jedynie skrzywił się, czując dyskomfort.
— Nie płacze — burknął. — Niby co mam dawać? Nie rozumiem... To ja sprawiam, by mi dawali, a nie odwrotnie. Zmanipulowałem już dużo kotów. Nawet zastępca się przy mnie popłakał, wiesz? Powinieneś być ze mnie dumny, a nie za to karać! To niesprawiedliwe!
Wojownik zaśmiał mu się w twarz.
— Właśnie przyznałeś, że manipulujesz własnym ojcem, przezabawne — zakończył, ściągając chwilowy uśmiech z pyska. — Do bólu wręcz żałosne. To ja decyduje, za co będziesz karany, a za co nie. To ja cię wychowuje, nie ty mnie. Nawet tego nie podważaj — zagroził. — A to, że Agrest się popłakał, nie jest żadnym osiągnięciem. Taki już ma charakter. Popłacze się przy każdym. Nieważne, czy to stary wojownik, czy mały, durny kociak, jak ty.
— Przyznałem, bo jesteś ślepy! A ja chcę byś był ze mnie dumny! Chcę być takim wielkim wojownikiem jak ty! — wyjaśnił mu to. — Nie będę przed tobą udawał. Kocham cię tato. — Na wieść, że Agrest taki był i to wcale nie był wyczyn, poczuł się gorzej. Sądził, że dokonał czegoś wielkiego i niemożliwego! — Nie wiedziałem... — przyznał smutno.
Ojciec zamknął pysk na chwilę i uciekł wzrokiem w bok. Trzepnął ogonem w ziemię, a następnie ponownie wbił spojrzenie w zielone oczy syna.
— Myślisz, że jestem tak tępy? Nie nabiorę się na takie bajeczki. Dobrze wiesz, co robisz — fuknął. — Twoje "przeprosiny" to jedynie puste słowa. Nie zrozumiałeś. Nie wyciągnąłeś wniosków. Też cię kocham, ale na to musisz sobie zasłużyć. W tym świecie nie ma nic za darmo — gdy zakończył, nastała cisza.
— To... to co mam niby zrobić, co? — Wbił w niego wzrok, próbując wyczytać z jego pyska, co takiego siedziało mu w głowie. Niestety... Nie potrafił go przeniknąć, chociaż przynajmniej wiedział, że kocur nie był wcale taki głupi jak się na początku mu zdawało.
— Być mi posłuszny. Zachowywać się jak mój syn, a nie rozwydrzony bachor z najgorszej patologii. Proste, prawda? Tak dużo, a jednocześnie niewiele — miauknął, nieustannie patrząc w jego oczy. — Nie podważaj moich decyzji. Nie dyskutuj, bo i tak nie wygrasz. Nie wtykaj nosa tam, gdzie cię nie proszę. Nie wywyższaj się i miej do mnie szacunek.
Położył po sobie uszka, po czym niemrawo pokiwał główką. Nie chciał go dalej złościć. Najwidoczniej musiał odpuścić dla własnego dobra. Praktycznie pierwszy raz widział ojca złego. I to na dodatek z jego powodu. Ta świadomość bolała... bardzo.
— Dobrze tato... Będę grzeczny... — obiecał, chociaż nie rozumiał czemu tak się na ten temat rozgadał. Aż tak go bolało, że chciał mu wytknąć to, że popełniał błąd? Najwidoczniej tak. — Puścisz mój pyszczek? Boli...
— A ty, przemyślałeś już swoje zachowanie? Czy mogę ci zaufać? — zapytał, jeszcze go nie puszczając. — A ostrzegam, nie nadużywaj mojego zaufania. Później będzie ci bardzo ciężko zdobyć je ponownie. Bardzo ciężko to nawet mało powiedziane, Larwo. Możesz go nie odzyskać.
Zrobił wielkie oczka. Co takiego? Jak to? Co tata miał przez to na myśli? Wydziedziczyłby go? Zląkł się, ponieważ kocur był dla niego całym światem. Nie chciał go stracić.
— Proszę nie! Ja naprawdę nie chciałem cię zezłościć. Przepraszam tato. Możesz mi ufać, naprawdę! Zrobię wszystko byś był ze mnie dumny! — powiedział przejęty.
— Jeśli będzie rzeczywiście tak, jak mówisz, przyjmuje przeprosiny. — Zdjął łapę z jego pyska. — Jeśli jednak nie dotrzymasz słowa, spotkają cię przykre konsekwencje. Pozostawiam cię więc samego z myślami. — Odwrócił się, gotowy opuścić żłobek.
Kiwnął łebkiem, obserwując jak kocur odchodzi. Wcale nie poczuł ulgi, ani tym bardziej szczęścia z tego, że tata mu wybaczył. Groźba wisiała nad nim przez kolejne dni, nie pozwalając mu na myśli o czymkolwiek innym.
***
Nie wiedział dlaczego to wspomnienie wróciło. Może to dlatego, że wszystko się zmieniło? Dorósł i przestał podziwiać ojca, który za kocięctwa był dla niego całym światem. Teraz jedynie pragnął jego cierpienia, jego śmierci. Przynosił mu wstyd, dając się pierwszej lepszej kotce omotać. Ciekawe czy tak samo było z jego matką? Może dlatego nie żyła, bo miała dość jego ciągłych zdrad?
— Hej, Krogulcu pójdziemy na polowanie? — Jego wzrok skierował się na Padlinę, który zadowolony czekał na to co odpowie.
Na jego pysku pojawił się zadowolony uśmieszek. Brat pamiętał... To było miłe. Naprawdę.
— Jasne. — Wstał, po czym udał się z kocurem w las.
— O czym myślałeś? Tak jakoś... dziwnie wyglądałeś — zauważył wojownik, gdy przekraczali próg obozu.
— To nic co powinno cię interesować, braciszku — mruknął, przyspieszając kroku. — Lepiej skupmy się na tym co tu i teraz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz