Kocurek stał cicho między innymi kotami za Lisią Gwiazdą, który rozmawiał z jakąś czarno białą kotką. Ta kiwała i kręciła raz po raz głową. Wodospad czuł na sobie spojrzenie obecnych kotów na bagnach. Był niczym mysz wystawiona na pożarcie sokołom. Jęknął na to porównanie. W Końcu usłyszał coś z rozmowy podkradając się trochę. „Dobrze, wezmę go” usłyszał, najeżył się sycząc cicho i wysuwając pazurki. Poczuł ukłucie na karku i stęknął głucho zwisając bezwładnie. Popatrzył jeszcze na odchodzącego, zdradliwego lidera, który porzucił go w... no właśnie gdzie był. Nie wiedział, kompletnie nic nie wiedział. Przez jakiś czas wisiał w pysku bujając się w biegu no i dotarli tutaj... a skoro go tutaj zostawili to musiał być jakiś klan... albo ktoś zaufany prawda? Rozmyślał w swoim małym łebku.
- Dobra, mały jak się nazywasz? - usłyszał pytanie i dopiero teraz się zorientował, że jest pod jakąś kupą siana.
- Wodospad, proszę pani - powiedział przekrzywiając łebek i patrząc z lekkim zaciekawieniem na otoczenie. Każde jego spojrzenie zgarniało jak najwięcej szczegółów.
- Masz 5 księżyców... tak? - usłyszał, ale nie był pewny czy biało czarna mówiła do siebie, czy do niego. Kiwnął tylko głową.
- Gdzie jestem, proszę pani? - zapytał słodkim głosikiem, czekając, na której odpowiedź się jednak nie doczekał, ponieważ koło nich pojawił się poraniony kocur z niebieskim lśniącym futrem. Zaskoczony spojrzał tam nagle i wstał.
- Spokojnie - mruknęła beznamiętnie czarno biała kocica i popatrzyła na Horyzont. - Nie strasz dzieci.
- Co? - zaczął szorstki głos. Wskazując na burego kociaka. -to jest? - zapytał i lekko się najeżył. Wodospad zbyt przerażony wielkim kocurem cofnął się w kępkę mchu.
- C-c-co j-ja t-tu robię...? - zapylał jąkając się i wbijając na mech. Jęknął cicho i popatrzył na dwa dobrze wyżywione koty. Syn Rosomaka był nieco zdruzgotany. On chciał do Berberysu... i do Lamparta... a nie mógł, bo ten głupi lider go tu przyniósł.
<Czereśnia?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz