— A jak myślisz? — syknęła zirytowana pytaniem pointa. — Chyba szybciej jeże zaczną latać niż nauczysz się w końcu wspinać — stwierdziła, spoglądając z rozczarowaniem na ucznia.
Łabędzia Łapa spuścił uszy i spojrzał na nią przepraszająco. Jednak to zamiast uspokoić kotkę, jedynie ją zdenerwowało. Ogon drgał jej niespokojnie na wszystkie strony, odgarniając śnieg dookoła niej.
— Jeśli dziś nie zrobisz postępów, chyba poproszę Lisią Gwiazdę, by przekazał cię Martwemu Cieniu, on się nie będzie z tobą tak cackał jak ja — mruknęła cicho, jednak na tyle głośno, by ten ją usłyszał.
Co prawda nie miała zamiaru nikogo oddawać Łabądka, ale stwierdziła, że może taką "groźbą" go zmotywuje. Uniosła pytająco brwi i spojrzała na niego.
— No chyba, że właśnie tego chcesz, co? — spytała lekko zaniepokojona brakiem zaprzeczenia u ucznia.
Czyżby ten faktycznie wołał ten mysi móżdżek od niej?
— N-nie — wydusił z siebie w końcu kocurek, wstając pośpiesznie.
Kotka zmierzyła go wzrokiem, jednak widząc, że ten nie kłamie, zaczęła iść w stronę wyjścia z obozu. Uczeń szybko podreptał za nią, nie czekając aż ta znów zacznie go poganiać.
***
Sroczy Żar ponownie wbiła pazury w ziemie, gdy Łabędzia Łapa znów zsunął się z pnia drzewa, nie dochodząc nawet do pierwszej gałęzi. Pomimo że sama miała problemy jako uczeń ze wspinaczką, umiejętności pointa nie dało się porównać do niczego innego niż kulawej kaczki bez oka, próbującej pływać po zamarzniętym jeziorze. Kocurek robił wszystko absolutnie źle, przynajmniej zdaniem kotki. A to wbijał pazury za głęboko, a to za lekko, zamiast patrzeć przed siebie i skoncentrować się na drzewie, rozglądał się jak na wycieczce. Sroczy Żar cudem się powstrzymywała, by nie przerobić go na wronią strawę.
— P-pani S-sroczy Żarze — usłyszawszy jąkanie się ucznia, uniosła łeb i wbiła w niego wzrok.
Point patrzył na nią niepewnie, zerkając co chwilę na drzewo, którego pień pokrywały liczne ślady pazurów Łabądka.
— Tak? — spytała zmęczonym głosem, próbując ukryć zdenerwowanie nieporadnością ucznia.
— M-mogę sprób-bować na innym drze-ewie? — wydusił z siebie, rozglądając się za czymś innym niż sosna.
Kotka wstała i podeszła do skatowanej przez ucznia rośliny. Podskoczyła i wbiła pazury w pień sosny. Wspomagając się tylnymi łapami, przemieszczała się powoli do góry. Z każdym uderzeniem serca była coraz to wyżej, aż w końcu dotarła do najniższej gałęzi. Spojrzała na ucznia, który nie ukrywając swoje zdumienia wpatrzył na nią zaskoczony. Dzieliła ich mniej więcej dwóch lisich długości, lecz mina Łabędziej Łapy była taka jakby kotka wspięła się na co najmniej długość drzewa. Nie ukrywała dumy z siebie, a reakcja podopiecznego nawet jej schlebiała, jednak nie weszła tu, by ten zachwycał się jej umiejętnościami.
— Jeśli nie wejdziesz gałąź wyżej ode mnie najbliższe pół księżyca spędzisz pomagając starszym — poinformowała go Sroczy Żar. — A chyba masz jak lepiej spędzić czas niż na wyjmowaniu starszyźnie kleszczy i zmienianiu im legowisk... — urwała, by przyjrzeć się minie ucznia.
Ten nie wyglądał na zbyt pocieszonego takimi rozrywkami, lecz Sroczy Żar uznała, że nie może go tak ciągle rozpieszczać i pacać go łebku. Albo weźmie się za siebie i zbierze się w sobie, albo czeka go zabawa z mysią żółcią i zażaleniami na zimno starszych. Kocurek przełknął ciężko ślinę i spojrzał na mentorkę. Widząc, że ta nie żartuje, podszedł do drzewa i wbił w pień sosny pazury. Łapa za łapą w ślimaczym tempie powoli zbliżał się do kotki ciężko posapując. Pomimo paru błędów w technice Sroczy Żar mogłaby powiedzieć, że ten radzi sobie nawet nie najgorzej wspinaczce. W ciągu paru uderzeń serca uczeń znajdował się koło niej. Zdumiona lekko determinacją ucznia, uśmiechnęła się mimowolnie. Ten najwidoczniej zaskoczony jej reakcją zamarł, wpatrując się w mentorkę niepewnie.
— Jeśli nie wejdziesz gałąź wyżej ode mnie najbliższe pół księżyca spędzisz pomagając starszym — poinformowała go Sroczy Żar. — A chyba masz jak lepiej spędzić czas niż na wyjmowaniu starszyźnie kleszczy i zmienianiu im legowisk... — urwała, by przyjrzeć się minie ucznia.
Ten nie wyglądał na zbyt pocieszonego takimi rozrywkami, lecz Sroczy Żar uznała, że nie może go tak ciągle rozpieszczać i pacać go łebku. Albo weźmie się za siebie i zbierze się w sobie, albo czeka go zabawa z mysią żółcią i zażaleniami na zimno starszych. Kocurek przełknął ciężko ślinę i spojrzał na mentorkę. Widząc, że ta nie żartuje, podszedł do drzewa i wbił w pień sosny pazury. Łapa za łapą w ślimaczym tempie powoli zbliżał się do kotki ciężko posapując. Pomimo paru błędów w technice Sroczy Żar mogłaby powiedzieć, że ten radzi sobie nawet nie najgorzej wspinaczce. W ciągu paru uderzeń serca uczeń znajdował się koło niej. Zdumiona lekko determinacją ucznia, uśmiechnęła się mimowolnie. Ten najwidoczniej zaskoczony jej reakcją zamarł, wpatrując się w mentorkę niepewnie.
<Łabędzia Łapo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz