Może i minęło już kilka księżyców, nim Czysta Gwiazda bestialsko odrzuciła lojalność Nowiu, porzucając ją, jednak skaza na sercu kotki nie została jeszcze ani trochę zagojona. Codziennie na nowo analizowała swoje życie, od momentu, który pamiętała, aż do teraz. Z każdym razem dochodziła do tego samego wniosku.
Była okropną, złą osobą i nie powinna żyć.
Ale jak to się stało? Przecież na początku wcale nie przypominała podłej istoty, którą się stała. Och, nie, była wyjątkowo usłuchanym, dobrym kociakiem. Więc czemu to niewinne, pilnujące zakazów matek kocię przyspożyło innym tyle bólu i cierpienia? Czemu stało się największą szumowiną, jaka chodziła po ziemi? Niechętnie połknęła rybę, marząc, aby udławić się ością. Och, gdyby tylko ostre ciało obce przebiło jej gardło. Gdyby zaczęła kasłać krwią, wijąc się po ziemi i wzywając pomocy. Czyż to nie byłoby idealnym zwieńczeniem jej nędznego życia? Czyż nie na taką śmierć zasługiwała?
A może to wcale nie jej wina?
Ach, co za bzdura! Głupia, naiwna, szylkretowa masa futra! Oczywiście, że to jej wina. To ona zgodziła się na wszystko, co kazała jej... Czysta.
Tak. Coraz częściej jej rozmyślania kończyło stwierdzenie, że to Czysta jest źródłem problemu, a wówczas uwielbienie coraz bardziej zmieniało się w nienawiść i chęć zemsty. Nów uśmiechnęła się sama do siebie, na myśl, jak zatacza zęby w szyi kocicy. Jak każe jej za całe zło, do którego ją zmusiła i za pustkę, jaką zostawiła w jej niecnym sercu.
Niestety nie mogła zrobić nic, aby dać tym myślom ujście. W końcu jej kontakt z Czystą został urwany... Na zawsze.
I właśnie wtedy, gdy spożywała posiłek, chcąc by był on ostatnim, co kiedykolwiek zje, odpowiedź na jej troski pojawiła się w sercu ich obozu, ze łzami w oczach tuląc się do liderki.
Najpewniej jej nie zauważył, zbyt przejęty swym spotkaniem po latach. Dobrze. Idealnie.
Obserwowała ich z oddali, zajadając się posiłkiem, a gdy zaczęli odchodzić, wymknęła się z obozu i ruszyła za nimi, krokiem lekkim, jak niepewny powiew wiatru. Gdy byli na tyle daleko, aby w klanie jej nie usłyszano, zawołała.
— Księżycowy Pyle!
Dwie głowy obróciły się w jej kierunku, a czarny kocur zamarł, poważnie zdziwiony jej obecnością. Nów zaś, wyjątkowo, uśmiechnęła się przyjaźnie. Nowy lider Klanu Klifu spojrzał to na jedno, to na drugie.
— Znasz ją, ojcze?
Ach, tak, to on. Lisek, o którego Księżycowy Pył tak zaciekle walczył podczas zgromadzenia. Daleko zaszedł, skoro teraz nosi miano gwiazdy. Księżyc musiał być z niego bardzo dumny. Dla szylkretowej nie miało to jednak nawet cienia znaczenia. Wystarczyło, aby pomógł jej wypełnić swój cel, a potem mógł zniknąć.
— Miałem przyjemność ją kilka razy spotkać... — powiedział, patrząc nań podejrzliwie. Nów zbliżyła się powoli w ich kierunku. — Co ty tutaj robisz?
— Cóż... Mieszkam tutaj. Ale to tajne przez poufne, jasne? Nigdy mnie nie widziałeś — oznajmiła poważnie. Kocur przewrócił oczami, zaraz jednak wbił w nią baczne i harde spojrzenie.
— Tutaj... W Klanie Lisa? Jeśli próbujesz jakiś swoich zagrywek, to...
Kremowo-niebieska prychnęła ze złością, słysząc go. Naprawdę myślał, że potrzebowała truć kogokolwiek w tym miejscu? Idiota. Nikt o zdrowych zmysłach nie sra tam, gdzie sypia, a skoro Miejsce, Gdzie Brak Gwiazd nie było już jej domem, to miała go tutaj.
— Nie. Skończyłam z tym. No... Prawie.
— Prawie? — wręcz warknął. Nów poniekąd go rozumiała. Nie chciał, aby coś stało się jego matce, którą przecież dopiero odzyskał!
— Słuchaj, muszę zabić Czystą, a ty musisz mi pomóc, jasne? To lisie łajno odebrało mi wszystko, co dla mnie cenne, a ja nie mogę pozwolić, aby to przydarzyło się komuś jeszcze. Dlatego, jeśli kiedykolwiek faktycznie byliśmy przyjaciółmi, pogadaj z Sową. Niech przyjdzie do mnie, w nocy. To bardzo, bardzo ważne — przeszła do sedna, informując dwójkę podróżnych o swoich zamiarach. Aktualnie nic ją nie obchodziło, czy Lisek zna sytuację.
< Księżycu? The Final Solution is coming >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz