- Też bym chciał taki mieć - Mruknąłem niby do siebie, ale jednak braciszek usłyszał. Kładł się właśnie pod mech.
- Ogon? No fakt, twój wątły ogonek jest niefajny. - Burknął, zakrywając pyszczek łapką.
- Masz podobny - miauknąłem.
- Wiem, ale mi nie przeszkadza. - mówiąc to, ziewnął i poszedł spać.
Leżałem, wygrzewając się przez paręnaście minut, po czym wstałem i zacząłem szukać Sosnowej. Kotka wróciła parę minut później z dwoma królikami do zjedzenia.
- Widziałeś może swoją siostrę? - Zapytała, gdy odłożyła zwierzęta obok.
- Nie, ale poszukam jej! - Powiedziałem, bo i tak nie miałem nic do roboty.
Poszedłem w głąb żłobka, zajrzałem w każdy kąt, nawet Szuwarka obszedłem dookoła, ale liliowej nie znalazłem.
Pomyślałem więc, że sprawdzę na dworze. Minąłem po cichu Sosnową Korę, która otoczyła Szuwarka ogonem. Pobiegłem na śnieg przed wejściem. Nie było jej, oddaliłem się dalej. Wciąż nic.
- Niezapominajka! - Krzyknąłem.
- Cicho tam! - Usłyszałem zza jakiejś zaspy śniegu. Tylko gdzie to dokładnie było?
Obróciłem się wokół własnej osi, a gdy nic nie znalazłem, w jednej chwili zostałem powalony w wielką zaspę śniegu. To była siostra, która nie zeszła ze mnie od razu. Przewaliłem więc ją i teraz ja przyciskałem liliową kulkę do zasypanej śniegiem ziemi.
- Coraz lepiej ci idzie! - Pochwaliła mnie.
- Dzięki siostrzyczko, ale chodźmy. Mama przyniosła obiad. - Uśmiechnąłem się, pokazując ząbki.
- Ale masz śmieszne kiełki. - Zaśmiała się.
Zszedłem z niej i razem wróciliśmy do żłobka. Oczywiście tak, by mama nas nie widziała. Szuwarek leżąc w swoim mchu, jadł część królika, a dla nas była reszta.
- Gdzie wy byliście? Mokry znowu wyszedłeś? - Zapytał.
- Cii, nie mów Korze - poprosiłem.
- Pomyślę. - Skończył swoją porcję.
Zacząłem jeść, królik był zimny jak lód. Przegryzałem każdy kęs kilka razy. Bardzo dobre, kiedyś sam upoluje takiego dużego królika, że mi wszyscy będą zazdrościć!
Spojrzałem na brata. Leżał i patrzył na wyjście ze żłobka.
- To może wyjdziemy? - Zaproponowałem zachęcającym tonem.
- Żartujesz? Kora nas zabije. - Burknął.
- Nie będziemy się zakopywać w śniegu. Po prostu się przejdźmy. Na przykład teraz; nie pada śnieg, jest spokojnie. - Zachęcałem go. - No weź.
Patrzyłem się na niego wyczekująco, wręcz wywiercając w nim dziurę.
<Szuwarek? Gotowy na kolejne psoty?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz