Jad wciąż się wylewał; kłótnia nie miała końca. Zarówno Lśniące Słońce, jak i Potokowa Gwiazda rozdrapywali stare rany i wypominali sobie wzajemnie wszelkie błędy z taką agresją, że brakowało tylko walki. Jednak Sokole Skrzydło wiedział, iż gdyby nie kodeks medyka, to liliowy rozszarpałby lidera klanu z zimną krwią. A to już by przerosło niewinny umysł młodego kociaka, który brzydził się przemocy.
Zostało mu tylko patrzeć z przerażeniem i kłopotać się bezradnością. I pomyśleć, że zaczęło się od tego, że Czarnuch był zbyt zajęty, żeby wysłuchać dwoje medyków.
Ta, Czarny...
Nawet w tej chwili, kiedy musiał myśleć, jak uciszyć kocurów i skłonić ich do pokojowych rozmów, w jego głowie rozbrzmiewało wspomnienie o tym, kiedy domyślił się, że to on pozbawił życia przywódcę. Przed oczami miał Liliową Sadzawkę proszącą o coś, co uspokoiłoby jej ojca, a potem siebie, który nie pomyślał, co przekazuje młodej wojowniczce. Oddał jej truciznę, a następnego dnia usłyszał plotki o śmierci Potoka. To przez niego lider stracił jedno ze swoich dziewięciu żyć. Przez jego głupią pomyłkę. Przez to, że nie pomyślał. A co by to było, jakby zabrał mu ostanie jego życie? To. Za. Wiele.
A krzyki Lśniącego i Potoka w ogóle nie pomagały.
Miał ochotę wybuchnąć. Jednak w samą porę pojawiła się Poplamione Piórko. Atmosfera opadła niespodziewanie.
— O co chodzi, mamo? — westchnął medyk, już bez nuty złości, tylko spokoju.
— Znowu krzyczysz? Skarbie, słychać cię w całym obozie — Koteczka położyła łapę na policzku swojego jedynego syna. Sokole Skrzydło uznał to za urocze. Lśniący coś wymamrotał, jednak jego asystent nie bardzo odróżniał słowa. — Jeszcze osiwiejesz ze stresu. Nie wiem, co Klan Gwiazdy dał ci za sen, ale za bardzo się stresujesz!
Sokolik przypomniał sobie, że cały ten bałagan dotyczył jego snu, który i tak nie został przeanalizowany. Już nie miał pojęcia, co o nim myśleć...
— No już, mój drogi, zabieraj swojego przyjaciela i idziemy na spacer.
— Pobieram przy okazji ziół — mruknął Lśniące Słońce, choć niezbyt zadowolony z rozkazu matki. — Chodź, Sokoliku.
Niebieski kiwnął głową na zgodę. Cieszył się, że będą mieli towarzystwo i to nie byle jakie.
***
— Ah, a co my tu mamy? — To były pierwsze słowa medyka, odkąd trzy koty wyszły z legowiska Potokowej Gwiazdy. Nie tyle, że medyka, co w ogóle którykolwiek z kotów powiedział, odkąd wyruszyli. Liliowy chwycił łodygę rośliny, najbliżej korzenia, i wyszarpał ją z ziemi.
Chociaż... Sokolik nie zwrócił na to uwagi. Postanowił wygadać się Lśniącemu Słońcu ze swojej zbrodni, gdyż sama ta myśl była już wystarczająco dla niego ciężka. Całą drogę układał w głowie całe wyznanie, co szło mu bardzo kiepsko.
— Sokole Skrzydło wydaje się dzisiaj być nieobecny — zauważyła Poplamione Piórko.
— Bo...bo to ja go otrułem — wypalił niespodziewanie niebieski.
— Co zrobiłeś? — dopytywał się Lśniące Słońce.
— Potokowa Gwiazda... on... stracił jedno życie, bo... bo... bo dałem złe zioła Liliowej Sadzawce... i... i... — Niczym przestraszony kociak, którym wciąż był, schował głowę w łapkach. — J-Ja przepraszam... Pomyliłem się...
<Lśniący?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz