Była przekonana, że całą żałobę miała już za sobą. Że już pozbyła się żalu wobec Klanu Wilka, że wszystko już było dobrze. Jednak uścisk wojownika sprawił, że w jej oku ponownie zebrały się łzy.
Wcisnęła pysk w jego futro. Ciemny, pręgowanym ogon muskał jej bok, raz za razem. Nie chciała płakać. Chciała mieć już to wszystko za sobą. Przez ten cały czas odkładała to spotkanie w czasie, żeby nie musieć znowu zmagać się z wyrazami współczucia. Nie chciała być traktowana delikatnie. Nie przez kogoś, do kogo żywiła… Takie uczucia.
No właśnie. Miała dużo czasu na przemyślenia. Aż za dużo. Od powrotu z ostatniego zgromadzenia jeszcze bardziej upewniła się, za kim jej serce chce gonić. Nikt w Klanie Klifu nie miał na nią takiego wpływu, jak Szałwiowe Serce (z jej rówieśników miała do wyboru jedynie kotki, do których jej nie ciągnęło, bądź Gasienicowego Ogryzka, który no… Był Gąsienicowym Ogryzkiem). Kocur zaplątał się w jej myślach jak pajęczyna; przypominały się jej jego słowa podczas nudnych rozmów z klanowiczami, a słońce odbijające się od morskich fal przypominało jej błysk jego oczu. Za każdym razem, gdy patrzyła na granicę pomiędzy ich klanami, jej gardło ściskało się z tęsknotą, a w brzuchu tańczyła zgraja polnych motyli. Bała się tego spotkania, ale mimo to uśmiechała się nerwowo, gdy ktoś pytał jej się o życie towarzyskie, a na myśli wtedy miała jedynie wojownika Klanu Nocy. Jej wąsy drżały, a końcówki uszu stawały się gorące – zupełnie tak jak teraz, gdy broda kocura spoczęła na czubku jej głowy, wyrywając ją z zamyślenia.
Momentalnie stała się bardzo świadoma otaczającego ją dotyku. Gorącego, wręcz kłującego jak sosnowe igły. Policzki ją zapiekły z zażenowaniem; to nie był odpowiedni moment, aby skupiała się na tym… Musiała zastygnąć bez ruchu na dłuższą chwilę, ponieważ Szałwiowe Serce odsunął się od niej nieco i wbił zmartwione spojrzenie w jej oczy- a właściwie oko.
— Uh… — odezwała się w końcu, próbując zebrać myśli do kupy. Mało elegancko pociągnęła nosem i otarła łapą łzy z policzka. — Um- Witaj.
Uśmiechnęła się niemrawo i przekręciła głowę w bok. Wojownik otworzył pyszczek, ale nie wydusił z siebie żadnego słówka; widziała jednak pytania cisnące mu się na język.
— Klan Wilka — miauknęła krótko, odchrząkując. — Bitwa. Nawet… Nie jestem pewna o co, leżałam n-nieprzytomna większość… Czasu.
Jej głos zmiękł nieco; końcówkę wymamrotała pod nosem, wciskając pazury w podłoże. Odkaszlnęła po raz kolejny. Czuła, jak wzrok kocura wędruje z jej pyska gdzieś dalej, w bok – ogon, który zdążyła odsunąć do tyłu, ponownie przycisnęła do biodra, próbując zakryć większość pokrywających jej ciało blizn.
— Jeju, naprawdę, tak mi przykro… — mruknął w końcu, spoglądając ponownie na jej pysk. Jej gardło ścisnęło się nieco. Pokręciła głową i westchnęła cicho.
— Już… Nie trzeba. Nasłuchałam się t- tego wystarczająco w obozie.
Szałwiowe Serce skinął niepewnie głową. Wyglądał, jakby szukał innych słów, bądź kolejnego pytania. Pochyliła nieco głowę, czując ucisk w klatce piersiowej. Nie zapowiadało się na to, że będzie w stanie powiedzieć mu wiele więcej; zdecydowała się podejść o krok do przodu i oprzeć czoło o jego bark. Uczucie z paru chwil wcześniej powróciło, ale tym razem pozwoliła sobie znaleźć w nim trochę komfortu. Chyba jej się należało.
***
Dnie spędzane w obozie, kryjąc się przed palącymi promieniami słońca, dłużyły jej się niemiłosiernie. Przypominały jej czas, który spędziła uziemiona w legowisku medyka, nie umiejąc jeszcze do końca dobrze się poruszać. Nienawidziła tego. Wyczekiwała jedynie momentu, w którym słońce zaczynało chylić się za horyzontem – i czym prędzej wyrywała się na zewnątrz, czasem razem z patrolem, a czasem pod pretekstem polowania.
Tego wieczoru wybrała to drugie. Cieszyła się z wolnej chwili sama ze sobą, planując podszlifować nieco swoje umiejętności, oraz może… Zahaczyć o granicę z Klanem Nocy. Tak przy okazji. Ostatnim razem nie było dane jej porozmawiać z Szałwiowym Sercem zbyt długo – jej pobyty poza obozem były wtedy jeszcze kontrolowane, jednak teraz? Teraz mogła działać na własną łapę. Kto mógłby zabronić jej spotkania z… Przyjacielem?
Oczywiście, zdawała sobie sprawę, że pomimo swoich stale rosnących uczuć, powinna myśleć racjonalnie. Bardzo dobrze o tym wiedziała. Jednak w tym momencie myśl o łamaniu kodeksu nie przeszkadzała jej tak bardzo jak kiedyś. Zbywała ją gdzieś na drugi plan, skupiając się bardziej na tym, co mówiło jej serce – nie umysł. Wiedziała, że było to głupie. Nigdy wcześniej nie pomyślałaby o robieniu wyjątków w zasadach dla byle jakiego kota. Kłóciło się to z wartościami wbijanymi jej od dziecka do głowy; jednak zauroczenie zdawało się przebijać nauki ojca.
Jej łapy sprowadziły ją na plażę. Obrzuciła spojrzeniem spowite cieniami tereny nocniaków, szukając tego jednego, konkretnego – aż go znalazła. Jego pysk również zwrócony był w jej stronę. Czekała jedną chwilę, a później drugą, aż Szałwiowe Serce zbliżyłby się do granicy, jednak pozostał w miejscu, jakby zamyślony. Zmarszczyła nosek. Po paru uderzeniach serca sama postąpiła jeszcze parę kroków do przodu; dopiero wtedy kocur otrząsnął się i przytruchtał bliżej. Na jego pysk wstąpił uśmiech, lecz był on słabszy niż zazwyczaj.
— Witaj, Szałwiowe Serce — zamruczała cicho, unosząc podbródek do góry. Niepewne spojrzenie wojownika zasiało ziarenko wątpliwości w jej sercu. Może… Wcale nie chciał się z nią widzieć? Nie, co za bzdury. Zdawała sobie sprawę z tego, jak za nią szalał. Tak jej się przynajmniej wydawało. Chyba nie przeszłoby mu od tak… Tymbardziej, że rozmawiali już na zgromadzeniu, i wtedy wszystko było dobrze…
— Cześć, Łuna — miauknął w końcu, wyglądając już nieco bardziej pewnie. Przybliżyła się o kroczek, ocierając policzkiem o jego bark, po czym przekręciła głowę trochę bardziej w bok, aby spojrzeć mu w oczy. Mimowolnie zaczęła się zastanawiać, czy mu po głowie chodzą takie same myśli, jak jej? Czy również martwi się łamaniem zasad, może nawet bardziej niż ona? Mogło by to wytłumaczyć niepewność, którą widziała za każdym razem, zanim do niej podszedł. Cóż, był tylko jeden sposób, żeby się tego dowiedzieć.
— Chodź… Teraz jest idealna pogoda. Usiądźmy gdzieś sobie — zaproponowała, nie czekając, aż kocur zdąży się otrząsnąć. Bawiło ją to, jak łatwo dało się go onieśmielić. Nawet jeżeli by się tego wypierał; ona i tak wie lepiej.
Już po chwili znalazła idealny, wygrzany wieczornym słońcem kamień. Dosyć niezdarnie wdrapała się do góry, ignorując pomocną łapę wojownika. Usadowiła się z boku i poklepała końcówką ogona miejsce obok siebie, a gdy kocur do niej dołączył, westchnęła cicho i położyła głowę na łapach.
— Wiesz… Zastanawiam się czasem, jak moi znajomi zareagowali by na to, że spotykam się z tobą — miauknęła. — Mój ojciec pewnie by nie chciał, żebym randkowała w obrębie klanu, a co dopiero poza…
Jej wąsy zadrżały. Co ją naszło, żeby… Tak to powiedzieć? Odwrocona do Szałwiowego Serca prawą stroną nie była w stanie dojrzeć jego reakcji; pozostało jej jedynie wbić wzrok w morskie fale. Było to trochę głupie. Mogła to powiedzieć jakoś inaczej… Zmrużyła ślipię i przekręciła głowę nieco w bok. No trudno.
<Szałwiowe Serce?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz