— Jak tam, Rozpędzona Łapo? Podoba ci się nowe legowisko uczniów? Fajne mają posłania, nie? Takie wygodne — nacisnęła na ostatnie słowo.
Nie czekała na odpowiedź kotki. Lepiej być ostrożnym, zadzieranie z rodziną królewską, mogło się dla niej źle skończyć, jednak ta nie mogła po prostu puścić płazem dokuczania jej rodzinie. Wyszła na polanę z wysoko uniesionym ogonem. Przeszła do nowego miejsca, gdzie składowali zwierzynę. Wyciągała już łapę, by wziąć ładnego małego okonia, wręcz idealnego na szybki kąsek przed poranną sesją treningową, gdy spod ziemi, koło niej, wyrosła Mandarynkowe Pióro i dostała od niej po łapie. Przyciągnęła leciutko szczypiącą kończynę do swojej klatki piersiowej i spojrzała na mentorkę.
— Mandarynkowe Pióro… J-ja tylko chciałam coś zjeść przed… — Nie zdążyła nawet dokończyć, gdy zastępczyni jej przerwała.
— Nie jajuj mi tutaj. Wystarczy, nam jedna potyczka z mewą, nie potrzebujemy tutaj więcej ptaków.
Trzcinowej Łapie poruszyły się wąsy z rozbawienia, a pod chłodnym wzrokiem kocicy, odchrząknęła krótko.
— Tak jest, Mandarynkowe Pióro!
— O, tak możesz odpowiadać. Tak można trenować ucznia. — Posłała jej lekki uśmiech, który nie ostał się na jej pyszczku zbyt długo.
— Co dzisiaj robimy?
— Spróbuję cię pokrótce nauczyć pływania, by wydostać się z obozu, a potem nauczę cię podstawowego polowania na ryby.
— Świetnie, to chodźmy! — odpowiedziała, chcąc jak najszybciej wyjść z obozu.
Widziała co nieco poza obozem już wcześniej, kiedy wszyscy przenosili się do lasu, by wojownicy i uczniowie mogli odbudować ich obóz, który dość marnie wyglądał po powodzi. Sama miała okazję spróbować polowania w gąszczu razem z jej ojcem, jednak wtedy nic nie złapała. Była kocięciem, nie umiała wtedy nic konkretnego zrobić! Będąc dobrych myśli, wyszła razem z Mandarynkowym Piórem przez tunel. Kiedy ukazała się przed jej oczami rzeka, Trzcinowa Łapa powstrzymywała się z trudem, by nie wbiec do niej i rozbryzgiwać wodę we wszystkie strony. Była teraz uczennicą! Musiała się pokazać od jak najlepszej strony! Szczególnie przed zastępczynią!
— Dobrze, wejdź do wody, Trzcinowa Łapo. Zaczniemy od podstawy. Chcę zobaczyć twoją wyporność, potem przejdziemy do pływania.
Trzcinowa Łapa bez problemu weszła do wody. Zadrżała jej jedynie końcówka ogona, gdyż woda nie była ciepła. Zanurzyła się po szyje i oderwała swoje łapy od podłoża. Dała się unieść przez wodę, a fale bujały nią na wszystkie strony. Mandarynkowe Pióro w milczeniu obserwowała, szylkretkę. Skinęła w końcu głową.
— Dobrze, możemy popłynąć na drugi koniec rzeki. Tam przejdziemy do nauki łowienia ryb.
Tak jak powiedziała, tak zrobiły. Ruszyły w stronę drugiego brzegu. Mandarynkowe Pióro płynęła obok niej, pilnując, by ta nagle nie wpadła pod wodę oraz obserwując, jak ona pływa. Pysk mentorki był w przygotowaniu by, jeśli uczennicę złapałby niechcący skurcz, bądź prąd morski zabrał ją ze szlaku, którym miały płynąć, byłaby w stanie złapać ją za kark. Trzcinowa Łapa dzielnie brnęła na przód, chciała się pochwalić, jak dobrze radzi sobie w wodzie. Chciała być doceniona, tyle dni poświęciła, pływając w brodziku, tyle się pluskała, jednak mina mentorki była taka jak przedtem. Znudzona? Niechętna? Czy była jej rutynową uczennicą?
***
Była zmęczona, pływanie na głodnego nie było wcale takie przyjemne. Woda wyssała z niej energię. Leżała na trawie, a Mandarynkowe Pióro patrzyła na nią z satysfakcją. Chciała zmęczyć swoją uczennicę, co widać, udało jej się. Czarna srebrna pręgowana klasycznie kocica podeszła do niej, po czym szturchnęła ją łapą.
— Wstawaj. Minął już czas na odpoczynek, teraz pora byś zapolowała dla klanu, Trzcinowa Łapo.
Uczennica dźwignęła się na swoje łapy. Tak bardzo była zmęczona, że właśnie mogłaby usnąć. Głód był potężny, jednak niezmęczenie jeszcze większe. Ziewnęła przeciągle i ruszyła za mentorką.
— Gdzie idziemy zapolować?
— W górę rzeki. Tam będziemy łowić ryby, nawet nie będziesz musiała wchodzić do wody.
Trzcinowa Łapa posłusznie wlekła się za mentorką. Mimo że tak strasznie kochała wodę, tak teraz nawet cieszyła się, że nie będzie musiała walczyć z nurtem rzeki. Mandarynkowe Pióro przykucnęła na skraju kamienia, którego obmywały co jakiś czas fale.
— Teraz patrz i ucz się, Trzcinowa Łapo.
Siedziała cierpliwie, wpatrując się w taflę wody. Starała się nie rzucać cienia, by nadpływające ryby jej nie zauważyły. Kiedy nadpłynął ciemniejszy kształt, ta sprawnie łapą wyrzuciła wijącego się we wszystkie strony małego suma.
— Twoja kolej.
— Nie powinnyśmy iść w inne miejsce, by szybciej złapała ryba? — zapytała Trzcinowa Łapa, próbując znaleźć jakieś poruszające się kształty w wodzie, świadczące o obecności zwierzyny.
— Nie, będziesz trenować cierpliwość oraz wyławianie ryb tutaj. Ja będę się przypatrywać.
Kotka westchnęła i usadowiła się w miejscu, które zwolniła jej Mandarynkowe Pióro.
“No to próbujemy…”
***
Słońce zaczęło chylić się ku zachodowi, a niebo było pokryte różowymi i pomarańczowymi odcieniami. Trzcinowa Łapa bardzo długo starała się upolować jakiś smaczny kąsek, jednak zawsze kończyło się to na samym chlapaniu wodą. W tym wszystkim było więcej czekania niż samego łowienia.
“Ugh! Głupie ryby!”
Cały dzień siedziała i chlapała, próbując złapać coś na ząb dla nowego kociaka, bądź wrednej Różanej Woni. W pewnej chwili zauważyła przemykającą rybę. Prędko chlasnęła pazurami, woda zachlupotała. Na ziemi obok drzemiącej Mandarynkowego Pióra wylądowała uklejka. Mentorka zjeżyła się cała. Właśnie ją przebudziła, swoim sukcesem w nauce łowiectwa. Wąsy Trzcinowej Łapy poruszyły się z rozbawienia na ten widok. Kotki szybko zebrały się do powrotu do serca Klanu Nocy. Wchodząc do obozu, dostała pozwolenia na zjedzenie czegoś. Trzcinowa Łapa wybrała sobie ze sterty okonia. Pochłonęła go bardzo szybko i mając przed sobą same ości, miała je już zakopać, kiedy wpadła na mały odwet na Rozpędzonej Łapie. Widząc, jak tamta rozmawia z Wężynowym Splotem, zakopała część ości, a drugą część razem z łuskami swojej pierwszej zdobyczy wzięła i wślizgnęła się do legowiska uczniów. Do posłania plotkary, wrzuciła kawałek ości i zakopała w mchu, a do swojego posłania wplątała świecące się łuski uklejki. Drobny psikus nikomu nie zaszkodzi, a taki mały kawałek mógł wypaść i zostać przysłonięty przez jakąś część posłania przez każdego. Uczniom przecież zdarzało się jeść w legowisku.
“Tej nocy, chyba komuś nie będzie wygodnie na posłaniu”
Zadowolona wyszła na polanę, by podziwiać, jak wojownicy dobrze odbudowali obóz, a przy okazji może zaczepić do rozmowy Lulkowe Ziele bądź Żmijowcową Wić.
<Rozpędzona Łapo? Jak tam posłanie?>
[1132 słowa + nauka pływania + nauka łowienia ryb]
Hej tu Haz. Nie wiem gdzie indziej to napisać teraz skoro mam nieobkę więc piszę tutaj. Chcę skorygować jeden fragment. Mandaryna nie zasnęłaby na treningu. Jest poważną zastępczynią i to po prostu do niej nie pasuje.
OdpowiedzUsuń