Przed Topikową Łapą stało nie lada wyzwanie. A właściwie nie tylko przed nim. Pora nagich drzew okazała się być bardzo nieprzychylna kotom, wraz z nią do klanu zawitała epidemia czerwonego kaszlu.
Zaczęło się od jednego kota, który pewnego wieczora zawitał do legowiska medyków. Węgorzowy Pysk co chwilę pokasływało, z trudem będąc w stanie się wysłowić. Nawet z trudem przełykało wodę. Leczenie pacjenta było trudne, żadne z ziół, które pozostały w składziku nie poprawiły samopoczucia Węgorzowego Pysku. Ba, kot każdego dnia leczenia zaczął czuł się gorzej, aż nawet medycy dostrzegli jak pręgowane pluje krwią, starając się ukryć objawy choroby. Nawet jeśli zapierało się, że to nic takiego, nie dało się w końcu oszukać rudej kotki, nie to co młodych uczniów. Diagnoza była szybka i trafna — czerwony kaszel. Trzeba było odizolować chorego od wszystkich zdrowych kotów, a przede wszystkim kociąt, nie mogąc pozwolić, aby choróbsko się bardziej rozprzestrzeniło. Niestety, i tak też się stało: Trzcinowa Sadzawka i Pylista Burza zaczęli wykazywać podobne objawy co wcześniejszy pacjent, tak też i ich czekała izolacja. Topik zestresował się nie na żarty, tak też w nocy na ukojenie nerwów przeżuwał mała gałązkę, która koniec końców zaczął obgryzać jakby był bobrem, a nie kotem. Nie chciał by nikt więcej zachorował, a szczególnie ci, którzy byli mu bliscy. Nie chciał widzieć swoich mam chorych, czy Cuchnącej Łapy. Na szczęście oni nadal pozostawali zdrowi. I miał nadzieję, że to się nie zmieni, nie mógłby patrzeć jak ci kaszlą krwią, a ten nie może im pomóc, przynajmniej od razu.
Korzystając z braku starszyzny w klanie, medycy w ciągu następnych dni postanowili wykorzystać na tę chwilę ich legowisko jako izolatkę dla chorych, których na razie ilość wynosiła trzy koty. Topikowa Łapa zadbał o to, aby uszczelnić każdą najmniejszą dziurę, jak i również zadbał o to, by każdy z pacjentów czuł się dobrze. Dzięki temu, że legowisko starszyzny znajdowało się blisko legowiska medyka, można było stworzyć coś w rodzaju nadziemnego tunelu, który prowadził prosto do legowiska medyków, a dokładniej wydzielonej jego części. Do jego budowy posłużyły sumaki, trzciny, gałęzie i błoto, którym utwardzono chwilową konstrukcję. Tak, by po skończonej pandemii można było się go pozbyć.
Nie było mowy o tym, aby ktoś z obozu nieupoważniony zajrzał do nich. Na dobrą sprawę odkąd wyszło na jaw, co dolega chorym, każdy wojownik i uczeń omijał izolatkę szerokim łukiem, nie zbliżając się do niej nawet na lisią długość.
Główna medyczka rozdała uczniom zioła na wzmocnienie, tak aby mieć pewność, że i oni nie zachorują. Teraz każde łapy były potrzebne, bo jeden musiał pilnować, aby stan chorych się nie pogorszył, jak i również trzeba było jakimś cudem pozyskać zioła, by móc zacząć leczenie pacjentów.
— Wszystko będzie dobrze! — powiedział niewyraźnie trzymając liść z wodą, kiedy to stał nad kaszlącym Trzcinowym Sadzawką. Pociągnął nosem starając się powstrzymać łzy, to co przyszło mu tu widzieć to było straszne, bolało go bardzo serce z powodu stanu współklanowiczów. Bury kocur jedynie uśmiechnął się do niego słabo. Po chwili zapytał się go czy nie boi się, że i sam się zarazi. Bo w końcu może był uczniem, ale był mały i słaby jak kociak. Więc pewnie raz dwa i on zacznie kaszleć. — Nie, nie boję się — miauknął, a jego drżące łapki zdradzały co tak naprawdę czuł — Nie mogę zachorować, dopóki nie upewnię się, że wy jesteście zdrowi. — uśmiechnął się nieśmiało, przysunął pod pysk spragnionemu wodę, która pomału zaczął spijać.
Gdyby tylko mógł, chciałaby sprawić, aby wszystkie tak okropne choroby jak czerwony kaszel przestały istnieć i nie dręczyły już nigdy żadnego kota.
[Trening med 579 + event zadania: opisywanie robienia izolatki dla chorych, opisywanie chorych]
[Przyznano 12% + 10%*]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz