Córka Gęsiego Wrzasku jak zaklęta siedziała przy wyjściu z żłobka i przyglądała się spadającym tuż przed nią białym gwiazdką z nieba, które pokrywały bielą teraz calutki obóz. Ciekawość wzięła górę, tak też już po chwili lekko dotknęła swą łapką tego dziwnego tworu, który się okazał się być zimny w dotyku. I to jak! Wzdrygnęła się niezadowolona, że biały puch zamienił się w wodę. Nie długo myśląc, wytarła łapkę o siedzącego obok niej starszego kocurka, który tak naprawdę miał na imię Śnieżek. A Naparstnica przechrzciła go na Puch, bo pamiętała, by imię kolegi ze żłobka właśnie sobie kojarzyć z białym puchem, który to pokrył obóz.
Starszy już miał wymierzyć jej pstryczka w nos, za to że zmoczyła mu futerko, gdy do legowiska zajrzała chuda uczennica. W pysku trzymała mech, a jej zielone oczy wyrażały zaskoczeniem na widok dwójki kociąt, uniemożliwiających jej normalne wejście do żłobka.
— Nie siedźcie tak w wejściu, bo się przeziębicie. — odezwała się niezbyt wyraźnie, delikatnie przesunęła córkę Alby w głąb żłobka
Szylkretka zmierzyła podejrzliwym spojrzeniem Jutrzenkową Łapę. Nie wiedziała co o niej myśleć, wyglądała jakoś tak mizernie, ale skoro dbała o to by się nie przeziębiła to chyba była w porządku. Już miała podjąć rozmowę z burą uczennicą, chcąc zasypać ją milionem pytań o tym jak to jest być uczniem, kiedy to usłyszała dźwięk, który sprawiły, że jej uszy zaczęły drżeć z ekscytacji. Swoje morskie oczka przeniosła momentalnie na Albę i Ananasika. Oboje śpiewali piękne melodie, które wypełniały kociarnię radością.
Naparstnica usiadła cichutko niedaleko nich, przysłuchując się piosence o ptaszkach i słodkich kamieniach, o których to mama im nie raz opowiadała. Jej ogon poruszał się rytmicznie w takt piosenki.
W miarę jak piosenka trwała, pointka zaczęła mruczeć ledwo słyszalnie. Kołysała się na boki, nie przestając ruszać swym ogonkiem, bo piosenka naprawdę przypadła jej do gustu. Tak też pewnie nie raz sama będzie w trakcie zabawy nucić ją pod noskiem.
— Tensjo! — wykrzyknęła nagle zaprzestając nucenia, gdy dostrzegła przemykający cień za sobą, którym się okazała być jej własna siostra. Nie raz już czarna zrobiła jej takiego psikusa, pojawiając się nagle tuż za jej plecami. — Gdybym nie była pół-dzikusem, to bym powiedziała, że mnie wystraszyłaś. Ale tego nie zrobiłaś! — wytłumaczyła przekręcają się całym ciałkiem w jej stronę. — Wiesz, że bardzo cichutko chodzisz...? Musisz mnie tego nauczyć! A ja w zamian nauczę cię, jak zwijać język w rurkę.
<Siostro?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz