Rozpoczęła się właśnie istnie okropna pora. Deszcz godzinami lał się z nieba, krople bębniły o ziemię, wbijając w nią wszystkie zasadzone uprzednio przez wojowników warzywa. Najsoczystsza Czereśnia prychnęła. To nie było wcale tego warte! Co z jej ciężko i długo układaną sierścią? Skończy zaraz w błocie, a cała praca pójdzie... no, w błoto.
— Walony deszcz — prychnęła do siebie, patrząc jedynie w dół na ziemię, pokrytą kałużami i grząskim bagnem.
— Coś mówiłaś, słonko? — zapytał Kalafior, przyciskając się do jej boku. Ruda przewróciła tylko oczami, jak gdyby była zawiedziona tym, że partner nie czyta jej w myślach. Czy to nie było oczywiste?
— Widziałeś tą ulewę? Jest tak mokro i błotnisto, że w życiu tam nie zejdę!
Jej słowa przyciągnęły wzrok pobratymców, którzy zaczęli przyglądać się rozmowie dwójki.
— Gdybym tylko mógł zmieniłbym dla ciebie tę pogodę. Nie zasługujesz, by twe futro wylądowało w czymś takim.
Czereśnia uśmiechnęła się. W końcu ktoś ją na tym świecie rozumie!
— Chętnie bym coś wzięła ze sterty do zjedzenia, ale nie przejdę przez te moczary. Nie pozwolę, by choć jeden mój włosek się w tej brei zamoczył — przylizała sierść na barku. — Gdyby tylko można było przejść przez to bezpiecznie. Jakby był jakiś most...
Dwa razy nie musiała nikomu powtarzać.
— Twe słowo jest dla mnie rozkazem! — Jak jeden mąż odpowiedziała zgraja wojowników i zeskoczyła kolejno z klonu w bagno. Papryka jako pierwszy, za nim zanurzali się w błocie Kiwi, Czosnek, Karczoch, Grejpfrut i Podgrzybek. Wystawały im jedynie grzbiety, tworząc suchą, bezpieczną ścieżkę.
— Ach, dziękuję, nie musieliście — wymruczała Najsoczystsza Czereśnia skromnie. Przed nią z drzewa zeskoczył jeszcze Kalafior, tworząc ostatnie ogniwo mostu. Ruda wojowniczka wbiła w ziemię Paprykę i przeszła po cicho stękających kotach aż do sterty. Siedząc Kalafiorowi na głowie zastanawiała się nad wyborem jedzenia. Na co dziś miała ochotę? Na pysznego ogórka, prosto z ogródka? Czy może pomidora, zerwanego uprzednio z krzaczka? Coś pod nią bulgotało, ale się nie przejmowała. W końcu chwyciła za kawałek melona i wstała, by zawrócić w stronę legowiska wojowników. Czuła, jak głowa Kalafiora pod nią się jednak zatapia, a błoto muska kawałeczek jej ogona.
— Ty mysi móżdżku! Moja biedna sierść! — wysyczała w stronę kocura, któremu z brei wystawały jedynie uszy, wskakując na Podgrzybka. Jak on tak mógł, perfidnie ją i jej nieskazitelne piękno tak zdradzić?!
— Bul bul bul... — wydobyło się jedynie z bagna. Czereśnia z obrażonym "phi!" przeszła po moście z powrotem, nie przejmując się losem ubłoconych aż po szyję kotów.
***
Ziemia zdążyła wyschnąć, więc mogła nareszcie zejść w spokoju na dół! Obóz tętnił życiem, mimo że nadal było całkiem chłodno. Nie było jeszcze jednak aż tak źle. Mogła nawet to zaakceptować. Siedziała w obozie sama, przyciągając okoliczne spojrzenia. Nie mogła od siebie odpędzić Bakłażana, który pożerał ją wzrokiem, który jasno mówił o tym, że jest zakochany na zabój. Właściwie to nawet nie zamierzała go odganiać! Poruszała tylko psotnie końcówką ogona, rozglądając się wokół i leżąc w pozycji modelki. Czarny próbował do niej podejść, szybko dostał z bara od potężnego Pora. Jak zbity pies odszedł od kocura, który wyglądał jak prawdziwy samiec alfa. Nonszalanckie oczy tylko odpędziły jeszcze Bakłażana i innych wielbicieli. W pysku rudy natomiast trzymał bukiet najpiękniejszych kwiatów. W wiązance znajdowały się maki, nasturcje, żółte tulipany i oczywiście kwiaty miłości – róże. Podszedł i delikatnie wręczył kocicy kwiaty, które przyjęła z widocznym uśmiechem i zadowoleniem.
— Skradłaś mi serce, więc dla ciebie kieruję ten wiersz — wymruczał Por, wypinając dumnie pierś. — Jesteś piękna jak zachód słońca, choć promieniujesz nawet, gdy zajdziesz,
Jestem pewien, że piękniejszej kotki niż ty nigdzie nie znajdziesz,
Głowę dla od księżyców ciebie tracę tylko bardziej i bardziej,
Serce moje skradłaś jak podstępny złodziej,
Zakochany jestem po uszy w tobie,
Wszystkich amantów w moment rozdziobię,
Czy dostąpię zaszczytu dostania twej łapy, pani?
Czy uczynisz mnie najszczęśliwszym kocurem na świecie... — urwał nagle, a jego język zdawał się być jakby splątany. — Chryzantemo..?
Prędko z radości jej wyraz pyska przeszedł w zażenowanie. Czy to był jakiś żart? Odwróciła się, pokazując widocznie swój gniew. Zamknęła oczy, ignorując całkiem dalsze słowa skołatanego Pora.
— Bratku? Bodziszku?! — mamrotał, potęgując tylko jej złość.
— Odejdź! — warknęła, dając mu jasno do zrozumienia, że rozmowa jest już zakończona. — Skoro nie znasz nawet mego imienia nie zasługujesz, by dostać ode mnie choćby mysiego ogona!
— Ale- — próbował coś powiedzieć Por, ale prędko został odepchnięty. W jego miejscu pojawił się Seler. Nie chciało się jej już babrać z kocurami, ale po zirytowanym westchnięciu łaskawie spojrzała na starszego wojownika.
— Por to taka wronia strawa, że szkoda gadać! — zaśmiał się, spoglądając na kocura, który wyglądał jak skomlący pies. — Lecz możesz mi uwierzyć, że jestem znacznie od niego lepszy! Ja wiem jak masz na imię!
— Chociaż tyle! — przewróciła oczami.
— Więc, Fiołku...
Nie dała mu dokończyć. Trzasnęła brązowego po głowie tak mocno, że opadł na ziemię, całkiem zdezorientowany. Odeszła w stronę lasu, słysząc jeszcze za sobą wrzaski Boćwiny i Cytryny, skierowane do ich partnerów. Może chociaż ich imiona znają, te durne kupy futra!
***
Las był bardzo spokojnym i przyjemnym miejscem. Zza chmur wyszło słońce, które przyjemnie grzało, a delikatny wiaterek rozwiewał jej sierść sprawiając, że wyglądała co najmniej majestatycznie. Najsoczystsza Czereśnia musiała wybrać się na spacer, z dala od tych idiotów. Przyciągała wzrok każdego ptaka, każdego gryzonia, a nawet każdego płaza, jaki tylko skrywał się w gęstwinie drzew. Słowiki śpiewały, gdy tylko przechodziła, komponując się z dźwięcznym rechotem żab, piskami myszy i szelestem wiatru, komponując to wszystko w pieśń ku jej chwale. Szła przez sad dumnym krokiem. Tamci wszyscy na nią nie zasługiwali!
— Przepraszam, n-nie chciałem... — przed jej oblicze wyłonił się ciemny kocur, który stanął nieruchomo jak słup, onieśmielony. Najsoczystsza Czereśnia posłała mu flirciarskie spojrzenie. Natura mu go zesłała!
— Oh, nie musisz mnie przepraszać — wymruczała, podchodząc bliżej. Na policzkach Korniszona pojawiły się rumieńce, gdy objęła go ogonem. — Chodźmy gdzieś... na granicę z Klanem Nierudych Marchew... Taki piękny tam jest strumyk — miauknęła do kocura, składając propozycję nie do odrzucenia.
— Oczywiście — odparł bez zastanowienia, wlepiając w Czereśnię oczy jak w posąg bogini. — Będzie tam piękny zachód słońca.
Przysiedli po drugiej stronie strumienia. Ryby same wskoczyły im do łap, a jeden duży świetlik zawiesił się w powietrzu zaraz pomiędzy parą. Trzymali się za łapy i patrzyli sobie głęboko w oczy, wolno spożywając pyszny posiłek.
— P-pięknie w-w-wyglądasz w tym świetle... — wyjąkał w końcu Korniszon, przerywając między nimi ciszę. Czereśnia zachichotała.
— Tylko w tym? — przysunęła się do niego bliżej, mrużąc oczy.
— W każdym! — zapewnił ją czekoladowy. — Tylko w tym jakoś... śliczniej...
Zbliżyła swój pysk do jego. Wpierw przycisnęła pod brodę Korniszona łeb, mrucząc. Kocur zaskoczony odpowiedział jej również radosnym mruczeniem, a ruda mogła wyczuć szybkie i podekscytowane bicie jego serca. Po kilku dłuższych chwilach przysunęła mordkę do jego policzka. Już miała zacząć go lizać, gdy oboje usłyszeli zdegustowany krzyk.
— Korniszonie?! — zza granicy fuknęła głośno z niedowierzaniem Nieruda Gwiazda. Korniszon odsunął się od razu od Najsoczystszej Czereśni, przestraszony i zawstydzony. Ruda po raz kolejny wpadła w oburzenie.
— To nie tak jak myślisz! — wrzasnął do odbiegającej z płaczem czarnej przywódczyni, a gdy zniknęła za wzgórzami odwrócił się w stronę rudej, która smagała powietrze ogonem jak biczem.
— Co to miało znaczyć?!
— Mógłbym zadać to samo pytanie! — krzyknął Kartofel, wychodząc nagle znikąd za dwójką. — Wiedziałem, że jesteś zdrajczynią! Wiedziałem, że kolaborujesz z wrogim Klanem i mam na to dowód! Już się nie ukryjesz przed konsekwencjami... mamo?! — Zaskoczony zamilkł i wlepił oczy w Korniszona, który gapił się zakłopotany we własne łapy. Obok Kartofla pojawił się Rozkoszny Arbuz z grymasem wykutym ze skały. Patrzył się jedynie z obrzydzeniem na parę skłóconych kochanków, z których Czereśnia wpatrywała się w Korniszona nienawistnie.
— Jesteś okropny! Jak mogłeś spojrzeć mi w ogóle w pysk?! Zwykłe lisie łajno z ciebie!
— Przepraszam!
— Najsoczystsza Czereśnio, musimy zaprowadzić cię przed oblicze Komara — wymamrotał Arbuz, sprawiając, że wściekłe spojrzenie przeszło z zastępcy na wojownika.
— Dobrze! Wszędzie, byle daleko od tej kupy futra! — Podeszła sama do Rozkosznego Arbuza, który zadrżał, czując blisko jej bok.
— Proszę, wszystko wytłumaczę... — zapierał się Korniszon, jednak ruda sama zaczęła odchodzić w stronę obozu. Kartofel podszedł do czekoladowego kocura, mając wiele pytań.
Wkrótce czarny ją dogonił, idąc zaraz obok niej.
— Czyli... nie jesteś już z Korniszonem?
— Nigdy nie byłam. I nawet nic o tym gnojowym pysku — prychnęła. — Z resztą, co cię to obchodzi?
Kamienna twarz Arbuza nagle złagodniała. Przybrała wręcz zatroskany wyraz pyska. Odwrócił z zawstydzeniem wzrok, ale otworzył pysk.
— Bo ja... ty... mi... nieważne — urwał, widząc wejście do obozu. Jego twarz wróciła do oryginalnego stanu. Pchnął kotkę przed topolę. — Komar już na ciebie czeka w dziupli.
Wzruszyła ramionami i wskoczyła tam, jakby nigdy nic.
— Zostałam tu wezwana z powodu rzekomej zdrady, tak? — rzuciła do przywódcy Warzywniaka wręcz od niechcenia. — Bla, bla, bla, to nie ja, czy mogę już sobie iść?
— Właściwie to wezwałem cię tutaj z innego powodu. — Burak odwrócił się, skrywając nadal swą sylwetkę w półmroku. Jedynie jego żółte oczy w nim lśniły. — Podjąłem pewną ważną decyzję. Zaważy to na przyszłości nie tylko naszego biznesu, jednak również i twojej i całej naszej firmy... ale wierzę, że to jest słuszne.
— Co to jest? — odpowiedziała zaskoczona i zainteresowana.
— Zaraz się dowiesz — wymruczał szary, puszczając jej oczko. Wygramolił się ze swojego legowiska i zasiadł na najniższej gałęzi topoli. Ruchem ogona zaprosił Czereśnię do dołączenia.
— Niech wszystkie koty wystarczająco dorosłe, by sadzić i zbierać warzywa, zbiorą się na zebranie! — Poniósł się donośny głos kocura, który przyciągnął wszystkich w pobliżu. Większość spojrzeń nie padała jednak na niego, a na rudą towarzyszkę lidera. — Warzywniaku, czeka nas świetlana przyszłość i wierzę, że każdy już o tym wie — zaczął, mierząc wzrokiem wszystkie zgromadzone koty. — Wierzę, że nasze owocowo-warzywne tradycje nigdy nie zanikną, a nasz biznes będzie się jedynie rozrastał. Niestety jednak nie stanie się to podczas mego panowania. Odchodzę na emeryturę, by zamieszkać i wieść spokojne życie z Korniszonem. Cała moja, a także moich zastępców, władza zostaje przekazywana... Najsoczystszej Czereśni — zniżył przed nią głowę, a pointka spojrzała z niedowierzaniem na kocura. Czy ona śni..? — Zyskuje ona władzę absolutną. Jest to kocica, która rozsławi nasze przedsiębiorstwo na cały las, a może i dalej. Przekazuję jej głos — zakończył, zeskakując w tłum. Czereśnia chwilę zastanawiała się nad tym co ma powiedzieć, ale prędko wymyśliła całą przemowę od A do Z.
— Warzywniaku, to dla mnie ogromny zaszczyt, by stawać na naszym czele. Jest to zmiana ogromna, lecz konieczna, by zafundować nam, naszym dzieciom i jeszcze dalszym pokoleniom dobrobyt. Postanawiam sobie rozsławić nasz sklep tam, gdzie nikt jeszcze o nas nie słyszał. Cały świat może być w naszych łapach! A ja obiecuję wam, że tak będzie!
Rozniosły się wiwaty, skandowania. Tłum zaryczał, rzucając słowa wielbienia i miłości. Jednak jeszcze nie skończyła.
— Ja, Najsoczystsza Czereśnia, wprowadzam jednak nowe prawo, którego każdy musi przestrzegać od tej chwili — wypięła pewnie siebie pierś, spoglądając na swój lud. — Cały Warzywniak obowiązuję kult mnie. Nakazuję wam mnie wielbić i adorować, przynosić dary, podnosić na piedestał. Bo JA jestem waszym królem i władcą. Jestem waszym bogiem! — krzyknęła, a tłum jej odpowiedział wrzaskiem i kolejnym wiwatem. Ptaki opuszczały sad, słysząc wołania, od których pękały bębenki w uszach. Jak fani na koncercie podnosili dla swojej nowej liderki aplauz, jednak na jedno machnięcie jej ogonem każdy, łącznie z Korniszonem i Kartoflem, uklęknęli i padli na twarze przed jej obliczem. Kocica uśmiechnęła się szeroko. Ave Najsoczystsza Czereśnia!
wesołego prima aprilis kochani
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz