- Eh, strasznie zimno - mruknęła do siebie, szczękając zębami. Po chwili zjadła lekko wychudzoną myszkę, po czym podeszła do niej Jagodowa Skórka.
- Dzień dobry, Szałwiowa Łapo! - miauknęła liliowa. - Dziś idziemy na trening z Szakłakową Łapą, cieszysz się? - mówiąc to, na jej pysku malował się radosny uśmiech.
- Naprawdę? Świetnie! - ucieszyła się. Kochała swojego brata, a przez ostatnie księżyce każde z nich zaczęło mieć własne zadania i poświęcało sobie coraz mniej czasu. Czekoladowa nie była zadowolona z takiego obrotu sprawy, a wspólny trening nareszcie będzie okazją do spędzenia razem dnia. Rodzeństwo przywitało się przyjacielskim liźnięciem i za mentorkami wyruszyło ku Błotnistej Zatoczce. Szałwiowa Łapa zadrżała już któryś raz z kolei, kiedy silny wiatr przedzierał się przez jej gęste, półdługie futro.
- Zimno ci? - zapytał czule Szakłakowa Łapa.
- Nie, nie, wszystko w porządku - jej słowa zaprzeczały temu, co widział liliowy kocurek, bowiem chwilę po wypowiedzeniu tych słów, kichnęła. Dopytywał się jej jeszcze, czy na pewno jest pewna, ale dawało to taki sam rezultat jak poprzednio. W końcu dał sobie spokój i dalej szedł w ciszy. Szałwiowa Łapa pomyślała, że źle byłoby zmarnować wspólny czas na wędrówkę w milczeniu, więc zabrała głos:
- Podobają ci się treningi z Rybim Ogonem? Wydaje się całkiem miła - rzuciła ukradkowe spojrzenie na mentorkę brata. Liliowy ożywił się nagle i zaczął opowiadać siostrze o prawdopodobnie wszystkich treningach, jakie odbył z czarną kocicą. Potok słów samoistnie wylewał mu się z pyszczka, a z jego szumu Szałwia zdołała zrozumieć tyle, że Szakłak umie już całkiem sporo i nawet lubi swoją mentorkę, tylko na nerwy nieźle działa mu Łzawy Taniec, która potrafi skutecznie odciągnąć Rybi Ogon od wcześniej ustalonego rozkładu zajęć. Nagle, Szakłakowa Łapa zamilkł i lekko rozdziawił pyszczek. Czekoladowa domyśliła się, że coś zwęszył. Gestem ogona nakazał jej ciszę i upadł do przysiadu łowieckiego. Szałwiowa Łapa zrobiła to samo, bo nie chciała zaprzepaścić bratu szansy na zaprezentowanie swoich umiejętności przed wojowniczkami. Sama nie ruszała się z miejsca i podziwiała zdolności łowieckie kocurka. Bezszelestnie podszedł do beztroskiego piszczka i jednym kłapnięciem szczęk pozbawił zwierzątko życia. Bezwładne, szarobure ciałko zwisało z jego pyszczka, kiedy z dumnym uśmiechem podążał w stronę siostry. Upuścił zwierzynę i prędko ją zakopał, po czym obydwoje potruchtali za mentorkami.
- Rybi Ogon musi naprawdę dobrze uczyć, skoro umiesz tak świetnie się podkradać - miauknęła Szałwiowa Łapa z podziwem.
- Przecież ci mówiłem! - mruknął Szakłak z zadowoleniem. Resztę podróży spędzili na przyjacielskich przekomarzankach. Kiedy dotarli, kotka skupiała się głównie na treningu. Musiała przyznać, że jej brat od ich ostatniej próby siły, stał się znacznie bardziej wymagającym przeciwnikiem. Tylko czasami Szałwiowa Łapa posyłała przelotne spojrzenie żółtych oczu w stronę terenów Klanu Klifu, w głębi duszy mając nadzieję, że między krzewami ujrzy ognistoczerwone futro Makowej Łapy.
<Szakłak? Przepraszam, że tak długo nie było odpisu ;^;>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz