Szakłakowa Łapa skrzywił się. Łzawy Taniec robiła to specjalnie, był tego pewien. Wygląda na to, że nie docenił jej możliwości podczas wczorajszego treningu. Cóż, na planowanie odpowiedniej zemsty przyjdzie czas – najpierw musiał sobie jakoś poradzić z problemem, który vanka przed nim postawiła. Problem nazywał się Maślakowa Łapa i był, o ile liliowy dobrze pamiętał, jego kuzynką, a także jedną z najbardziej radosnych i pokojowo nastawionych osóbek na terenach Klanu Nocy. Pomijając fakt, że sprawdzenie umiejętności raczej nie mogło być uczciwe, kiedy postawi się przeciw sobie ponadtrzydziestoksiężycową kotkę i dopiero zaczynającego trening, niewyrośniętego jeszcze uczniaka, to Szakłak nie miał pojęcia, w jaki sposób miałby, dajmy na to, walczyć z szylkretką.
– Czy naprawdę musimy się ze sobą bić? – Sama Maślakowa Łapa najwyraźniej również go nie miała.
Dochodzili już do Błotnistej Zatoczki. Łzawy Taniec wywróciła oczami.
– Inaczej nie będę mogła sprawdzić twoich zdolności w tym zakresie – odparła powoli. Uczeń podejrzewał, że na pysk cisnęło jej się coś o wiele ostrzejszego, ale powstrzymywała się w obecności Rybiego Ogona. Popatrzył na nią spod zmrużonych powiek z nowym zainteresowaniem. Czyżby nie lubiła swojej uczennicy? W sumie raczej ciężko ją lubić, pomyślał, obserwując, jak Maślak zatrzymuje się rozanielona, by powąchać rosnącego na uboczu kwiatka. Pewnie jest trudna do wytrenowania…
Nie poczuł jednak ani kropelki współczucia dla wojowniczki, przeciwnie; trybiki w jego głowie od razu zaczęły pracować ze wzmożoną siłą, szukając sposobu, w jaki mógłby wykorzystać nową informację przeciwko vance. Sprawdzanie umiejętności odbywa się zwykle pod koniec treningu, więc Maślak pewnie niedługo zostanie wojowniczką…
Chyba, że on to uniemożliwi.
Wiedział już, jakie kroki powinien przedsięwziąć, i nie mógł powstrzymać uśmiechu satysfakcji, który pojawił się na jego pysku. Zrobi wszystko, żeby szylkretka wypadła na sprawdzianie jak najgorzej i została z Łzawym Tańcem na kolejne kilka księżyców! Och, biała kotka pożałuje wpychania nosa w jego treningi!
Zresztą Maślakowa Łapa i tak nie przyda się na razie do niczego w legowisku wojowników, usprawiedliwił się w myślach. Gdyby to ona miała strzec obozu, to po pierwszej bitwie Klan Nocy przestałby istnieć.
– Dobrze, teraz możecie pokazać, co potraficie! – zawołała radośnie Rybi Ogon, wraz z Łezką siadając na obrzeżu zatoczki. Uczniowie ustawili się naprzeciwko siebie; liliowy aż uniósł brew, kiedy zobaczył, że jego kuzynka przyjmuje wzorową pozycję bojową. Cóż, nie należy oczekiwać, że nie umie zupełnie nic, w końcu uczy się o wiele dłużej od niego. – Szakłaku, wiem, że nie za wiele zdążyłam cię nauczyć, ale wierzę, że dasz sobie radę!
Uczeń z trudem powstrzymał się od westchnięcia. Skoro jestem niedouczony, to po co w ogóle tu jestem? Wredna Łzawa Żmija.
– Możecie zaczynać! – Głos młodszej wojowniczki był niemal równie wesoły jak ten należący do jej dawnej mentorki, co nie przeszkodziło Szakłakowej Łapie odnaleźć w nim zaadresowanej do niego porcji jadu i jedynie podsyciło jego niechęć do Łzawej.
Nie miał pojęcia, czy ugodowo usposobiona Maślak w ogóle zaatakuje, jeżeli nie zostanie do tego zmuszona, dlatego już wcześniej postanowił sobie, że to on zrobi to pierwszy. Jak zaplanował, tak zrobił i już po chwili frunął w stronę kotki. Zanim jednak jego łapy zdążyły dotknąć choćby koniuszków jej wąsów, szylkretowa zrobiła unik, a kiedy nieco niezgrabnie wylądował, zaatakowała go z góry.
Szakłakowa Łapa aż warknął z zaskoczenia, uświadamiając sobie, jak mocno jej nie docenił. Choć zupełnie nieplanowany, ten ruch okazał się być dobrym posunięciem; zaniepokojona wydanym przez niego odgłosem Maślak zwolniła lekko ucisk na jego grzbiet, dzięki czemu udało mu się wykręcić. Niestety, negatywne odczucia skumulowały się w nim tak, że w tamtym momencie nie potrafił skupić się i wykorzystać swojej szansy. Próba ponownego warknięcia nie dała rezultatu; coraz mocniej odczuwał przepaść, jaka ziała pomiędzy zdolnościami jego, a przeciwniczki. Po następnych kilku uderzeniach serca Maślakowa Łapa znów wzięła nad nim górę, a on, w coraz większej rozpaczy, znów uniknął całkowitej porażki – tym razem jednak tylko ze względu na odrobinę szczęścia i różnicę w rozmiarach jego i szylkretki, która pozwalała mu trochę łatwiej wyślizgnąć się spomiędzy jej łap. To nie był jednak żaden sukces.
Uciekłszy na chwilkę kuzynce, wycofał się na kilka kroków, czując w sobie narastającą frustrację. To nie tak miało wyglądać! Nie da rady wygrać z Maślakiem, różnica w ich umiejętnościach jest zbyt duża!
Tylko spokojnie, powiedział sobie, ten mysi bobek właśnie tego chce. Nie daj się rozzłościć, bo wtedy nic ci nie wyjdzie…
Jego sierść opadła nieco, jednak chwilę potem podniosła się znowu. Maślak już zbliżała się z następnym atakiem, ale on na nią nie patrzył; na jedno uderzenie serca całym jego światem stał się pysk Łzawego Tańca, posyłającej mu mściwy uśmiech… Złość wezbrała w nim na nowo, i to z wielką siłą.
To nie fair.
Szylkretka przygotowywała się do skoku.
Umie więcej ode mnie. Nawet, jeśli zrobię unik, i tak przyszpili mnie do ziemi, tylko zajmie jej to trochę więcej czasu. Ten trening jest niesprawiedliwy.
W ostatniej chwili jego wzrok prześlizgnął się z sylwetki białej kotki na rzekę, tę samą rzekę, do której kiedyś wpadł jego przyjaciel, która jeszcze wczoraj chciała pochłonąć i jego. Dlaczego nie mogłaby zabrać kogoś innego…?
Maślak ruszyła na niego. Odskoczył i popędził dalej, w górę niewielkiego zbocza.
– Hej! – usłyszał krzyk znienawidzonej kotki. – Ćwiczycie tylko w zatoczce! Jeśli się poddajesz, po prostu to powiedz, a nie uciekaj, Szakłaku!
– Dla ciebie jestem Szakłakową Łapą! - syknął pod nosem w odpowiedzi. Furia zmąciła jego umysł, ale cel pozostawał jasny. “Zrobić wszystko, żeby szylkretka przegrała”.
– Szakłak? – zapytała jego przeciwniczka niepewnie. Jednak ona też chciała wygrać, więc ostatecznie, zanim jeszcze którekolwiek z mentorek zdążyła zareagować, pobiegła za liliowym.
Wcale nie był daleko. Prawdę mówiąc, ledwie wspiął się na krawędź zatoki. Ale to wystarczyło.
Ty grasz nieczysto, Łzawy Tańcu, więc ja też będę.
Kiedy Maślakowa Łapa pojęła swój błąd, było już za późno. Rozsierdzony uczeń miał wszystko, czego mu było potrzeba: przewagę w położeniu, motywację, i głębię wody tuż poniżej.
Skoczył, ale nie z powrotem w kierunku zatoczki. Przednie łapy, napędzane złością, popchnęły szylkretkę z wielką siłą w stronę niewysokiej skarpy.
Przerażona uczennica wpadła do wody z głośnym pluskiem.
<Łezka?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz