Ale nie wszystko było stracone. Rdzawy drapieżnik i kotki zastygli w bezruchu, mierząc się nawzajem spojrzeniami, a chwila ta wystarczyła łaciatej, by przywołać całą posiadaną wiedzę o lisach. O ile pamiętała, zazwyczaj nie atakowały bez uprzedniej prowokacji, a mając wybór pomiędzy ucieczką a bliższym spotkaniem z niebezpiecznym przeciwnikiem, zwykle wybierały to pierwsze. W dodatku ten osobnik wyglądał na niedoświadczonego młodego, który dopiero niedawno opuścił matkę w poszukiwaniu własnego rewiru; być może więc wystarczy tylko, że…
- Wynoś się stąd, lisie łajno! - Błękitna Cętka wyskoczyła w stronę lisa z wyciągniętymi pazurami i bojowo uniesionym ogonem, nie zbliżając się jednak do niego zanadto. Dobrze. Zaskoczone zwierzę wygięło grzbiet w łuk i uniosło groźnie wargi, odsłaniając rzędy białych kłów. Ich widok zaalarmował Świetlisty Potok. W obawie, by drapieżnik nie rzucił się na jej koleżankę, szybko stanęła przy jej boku, strosząc sierść i sycząc gniewnie, a jednocześnie w napięciu śledząc ruchy intruza. Lis, widząc dwie rozzłoszczone przeciwniczki, stracił rezon. Chwilę jeszcze wodził po nich skonfundowanym spojrzeniem, po czym niepewnie zrobił krok do tyłu.
Wojowniczkom Klanu Burzy to wystarczyło. Jak na komendę runęły na drapieżcę, któremu nie pozostawało nic innego, jak podkulić ogon i zwiewać. Wywiązała się z tego rzeczywiście całkiem wesoła gonitwa. Córka Białej Sadzawki obrzucała uciekającego lisa wyzwiskami i śmiała się, aż zupełnie zabrakło jej tchu, a Świetlisty Potok ograniczyła się do krótkiego okrzyku bojowego i pełnego satysfakcji parsknięcia. Pechowy łowca natomiast nie powiedział nic; nawet gdyby potrafił wysławiać się w kocim języku, to dwie kotki narzuciły mu takie tempo, że miał czas ledwie na jedno czy dwa przestraszone piski.
Wystarczyła dłuższa chwila biegu i hałaśliwa gromadka zbliżyła się do granicy. Widząc ją, łaciata wzięła głębszy wdech i szybko odetchnęła z ulgą. Jeszcze kilka skoków i będzie po kłopocie. Może Błękit miała rację i samodzielne uporanie się z intruzem to faktycznie lepszy pomysł?
Lis dotarł do strumienia wyznaczającego koniec terytorium klanu. Nie ma wyjścia. Musi skoczyć.
Tak się jednak nie stało. Po dziś dzień można jedynie snuć domysły, co było tego przyczyną: czy młody drapieżnik bał się wody? A może po drugiej stronie rzeczki dostrzegł coś o wiele bardziej przerażającego od Błękitnej Cętki i Świetlistego Potoku? Raczej już się nie dowiemy, faktem jest natomiast to, że zapędzone na brzeg strumienia przerażone zwierzę znienacka zahamowało, odwróciło się i popędziło z powrotem.
Córka Rdzawego Ogona naprężyła mięśnie i przygotowała się do obrony; jednak lis nie zamierzał atakować. Kotki ledwie zdążyły uskoczyć spod pędzących rudych łap i uniknąć stratowania. Zbita z tropu Świetlista otrząsnęła się i podążyła wzrokiem za oddalającym się rudzielcem. Lis wciąż uciekał. Uciekał w kierunku… obozu.
O nie.
- Niech go szlag! - warknęła wściekle szylkretka. Nie tracąc ani chwili, popędziła za nim, nie oglądając się na koleżankę.
Jej mięśnie i płuca powoli zaczynały protestować przeciwko wysiłkowi, ale możliwość odpoczynku przez myśl jej nie przeszła. Wolała nawet sobie nie wyobrażać katastrofy i spustoszenia, jakie niechybnie miałyby miejsce, gdyby zdezorientowany lis wpadł do obozu pełnego nieświadomych niebezpieczeństwa kotów.
Choć była zmęczona, to intruz też; poza tym nie od parady należała do klanu znanego z szybkości jego wojowników. Znalazłszy się blisko uciekającego, zaczęła go wymijać, aż wreszcie wyskoczyła na długość lisa od jego pyska. Tam odwróciła się, przy hamowaniu niemal wyłamując sobie pazury, i strosząc się, odsłoniła zęby, by wystraszyć drapieżnika i zmusić go do ponownego odwrotu.
Widząc, jak kotka wybiega mu przed nos, lis zrozumiał, że nie zdąży się już zatrzymać. Najprawdopodobniej miał również dosyć kotów, dosyć ich najeżonych futer i obnażonych pazurów, dosyć ciągłego straszenia i ucieczki - i to zapewne popchnęło go do działania. Nie zahamował i nie odwrócił się. Śledzony jej przerażonym spojrzeniem, w panice zaatakował nieprzygotowaną łaciatą kotkę.
Bezwładnemu uderzeniu smukłego ciała o ziemię towarzyszył nieprzyjemny, głuchy odgłos. Na szylkretowej sierści szybko wykwitła plama krwi, spływającej powoli na ziemię potwornym strumieniem szkarłatu. Ogłuszona kotka leżała nieruchomo, oddychając tylko słabo i z cichym rzężeniem.
Zanim jej wzrok zamglił się zupełnie, zdążyła zauważyć nadbiegającą co tchu przestraszoną Błękitną Cętkę, która na jej widok niemal skamieniała.
- Nie zatrzymuj się - syknęła przez zaciśnięte zęby Świetlista, starając się zignorować ból. - Krzycz… Biegnij i krzycz, że do obozu zbliża się lis. Dalej...
Chwilę potem odpłynęła w stan błogiej nieświadomości.
<Błękit? Światełko jakoś się wykuruje... Przepraszam za ten zwrot akcji, to najlepsze, co mi przyszło do głowy>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz