- Jako, iż jesteś tu nowy, musisz pokazać, że cokolwiek potrafisz, więc wyzywam Cię na... pojedynek! - miauknęła do Promienia, który przez następne trzy uderzenia serca milczał.
- Tchórzysz? - zapytała z nutką rozbawienia cętkowana.
- Nie, po prostu rozważam, czy jest sens z Tobą walczyć. - nieco podniósł się. Widać było, że brązowooka się zdenerwowała, bo już przybrała pozycję bojową. Kocur postąpił w jej ślady. Pozostałe dzieciaki, przyglądały się temu z różnymi wyrazami pysków.
Wiatr zaatakowała pierwsza, próbując skoczyć na przeciwnika. Nieskutecznie. Większy kocur uniknął uderzenia, a pazurki przeciwniczki jedynie zahaczyły o jego futro i w paru sprawnych, dobrze wyuczonych ruchach przygwoździł ją do ziemi, tak, by nie miała możliwości wstać. Jej pysk był odwrócony w sposób, aby miała możliwość patrzeć przeciwnikowi w oczy. Dawny samotnik schylił się ku niej i szepnął.
- Gdyby to nie była zabawa, mogłabyś już sobie wąchać kwiatki od spodu. - po tych słowach odskoczył od przegranej, żeby nie dosięgły go pazury kocicy.
Mimo iż matkę, która go tego nauczyła, darzył olbrzymią niechęcią, to przez jej wysokie wymagania, już w tym wieku, był na tyle sprawny, by bez większych trudności powalić innego kota w jego wieku. Poczuł na sobie czyjś wzrok. Rozejrzał się, by namierzyć ów osobę. Ich spojrzenia się spotkały. Jeden z uczniów przypatrywał się mu, jednak gdy został nakryty, szybko odszedł w swoją stronę. "Maluch" wolnym krokiem zbliżył się do ściany żłobka i oparł się o nią.
- Więc jesteś Cyprys, racja? - zapytał spokojnym tonem kociczkę o ładnych, zielonych oczach, która w tej chwili nieco drgnęła, najwyraźniej nie spodziewając się, jakiegokolwiek pytania ze strony Rudzielca. Kiwnęła ostrożnie łepkiem.
Już na pierwszy rzut oka, sprawiała wrażenie cichej, delikatnej i przede wszystkim dobrze ułożonej osóbki.
- Dobrze, Cyprys, byłabyś tak miła i przedstawiłabyś mi mniej-więcej koty tutaj przebywające?
- T-Tak... Więc mnie i moje siostry już znasz... ta karmicielka, to nasza matka, Wschodząca Fala. Jest partnerką lidera klanu, Potokowej Gwiazdy... - kotka zająkała się, gdy poczuła czyjś dotyk na grzbiecie, ale po chwili zupełnie się rozluźniła, bowiem tym czymś, był puchaty ogon jej rodzicielki.
- Słonko, Promyk z pewnością powinien odpocząć, jutro mu wszystko wyjaśnimy, dobrze?
- Mhm. - zgodziła się zielonooka, po czym podreptała do mamy.
Nastała noc. Cała grupa kocic spała w jednej kupie, a w kącie, siedział sam rudas. Przyglądał się małym nocnym owadom, które latały na zewnątrz, wsłuchiwał się w dźwięki dziczy. W pewnym momencie uderzył w niego zimny powiew wiatru z niezidentyfikowanego źródła. Kociak zaczął po cichu się czołgać bliżej gromady. Ułożył się obok jakiegoś miękkiego boku i zasnął. Nawet on potrzebował czasem odetchnąć.
* * *
Od kiedy przybył do Klanu Klifu, nie minęło dużo czasu, jednak już jego wiedza na temat rang, klanów, kodeksów i "Klanu Gwiazdy" była dosyć... szeroka. Może nie był do wszystkiego przekonany i uważał po cichu, że Klan Gwiazdy, może być jedynie czymś, co trzyma koty w kupie, żeby myślały, że ich "przodkowie" nad nimi czuwają i aby czuły się bezpieczne. Co do jego znajomości - najbardziej "polubił" się z... Jodłą. Razem siedzieli przed żłobkiem i spoglądali spod przymrużonych oczu na mniej lubiane koty. I tak napięcie między nimi nieco zanikło. Czasem potrafił nawet leciutko się uśmiechnąć.
Właśnie siedzieli wraz z wcześniej wspomnianą kotką przy wyjściu z obozu, oczekując na grupę, która wyszła na zebranie Klanów - inni wojownicy mówili, że oni też kiedyś tam pójdą, może nawet jako uczniowie! Większość kotów była w swoim legowisku, niektóre cicho coś jadły - mało interesujące. Promień trącił kotkę, gdy do jego nozdrzy dotarł zapach lidera i całego jego orszaku, jednak... pachniało strachem, śmiercią i dymem. Jodła również poniuchała powietrze i rzuciła kompanowi zaniepokojone spojrzenie, które rzadko można było ujrzeć w jej zimnych ślepiach. Promyk miauknął głośno z zaskoczenia, gdy do obozu wkroczyły pierwsze koty, z mniej lub bardziej przypaloną sierścią. Ze żłobka wyszła Wschodząca Fala, myśląc, że to jednemu z kociąt się coś dzieje, jednakże zamarła, gdy zobaczyła, co się naprawdę wyprawia. Nie trzeba było długo czekać na medyka, zaalarmowanego zaniepokojonymi miauknięciami, który już zajmował się przypalonymi wojownikami.
<Jodła?;3>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz