- J-ja chciałem tylko być zdrowszy... - pisnął drżącym głosikiem cichutko, jednak Lśniące Słońce jeszcze bardziej się najeżył z wściekłości.
- Zgłupiałeś kompletnie?! Co ty masz w głowie, żeby bez niczyjego pozwolenia w ogóle się ruszać w MOIM legowisku? Lisie łajno! Wiesz ile czasu to układałem, gówniarzu?! - darł się liliowy, mordując wzrokiem Kozę, który aktualnie zmienił się w śmiertelnie przerażoną, trzęsącą się kupę futra. Najgorsze było to, że rozsierdzony kocur właśnie zaczął się zbliżać w jego stronę. Nie umknęło uwadze Kózki, że Lśniące Słońce miał wysunięte ostre jak brzytwa pazury. Maluch chciał uciekać, jednak wszystkie łapki odmówiły mu posłuszeństwa. Został sparaliżowany ze strachu i stresu, dodatkowo przez straszne napięcie, Kózka czuł, jakby jego brzuch powoli się zaciskał. Ma się przygotować na śmierć? Na szczęście w ostatnim momencie Sokole Skrzydło wkroczył do akcji i uspokoił nieco całą sytuację. Gdy młody zaczął powoli rozluźniać spięte mięśnie swojego kruchego ciałka, do legowiska weszła jakaś kotka, podtrzymującego czarnego kocura. Młody wpierw zaczął się przyglądać kocicy. Jej szata była w trzech kolorach - rudym, czarnym i białym. Oczy miała zielone, podobne do tych, które widział u Wschodzącej Fali. Z obserwowania kotki wytrącił mu nowy zapach, jakby przybyły z kotami. Był metaliczny i nieprzyjemny, wyróżniał się wśród zapachów ziół. Nie znał go jeszcze. Skierował swój wzrok w stronę smoliście czarnego kocura z jedyną białą plamką na piersi. Z jego łepka powoli sączyła się czerwona, gęsta ciecz. Od miejsca nad uchem, po krawędzi policzka, w końcu docierała do brody, by po chwili trzymania się futra skapnąć na grunt. Młody jeszcze nie wiedział, co to krew. Nigdy się nie zranił dostatecznie głęboko, by ją zobaczyć, więc jej widok bardzo go zdziwił. Czy ta szkarłatna ciecz oznaczała coś niedobrego? W momencie, gdy ten zastanawiał się nad nią, szylktera wymieniła parę słów z Sokolim Skrzydłem i Lśniącym Słońcem.
"Stracił życie?" To znaczy, że powinien już być w klanie Gwiazdy? A jeśli nie jest, to znaczy że to lider? I że te 9 żyć które otrzymują to prawda?
- Cholera, teraz mam dwóch idiotów na łbie... - mruknął pod nosem starszy medyk i zacisnął powieki. - Dobra, Głuszcowa Łapo, Liliowa Sadzawko, wyłazić, zajmiemy się nimi.
Obie kotki skinęły głowami i bez żadnych sprzeczek opuściły legowisko. Były świadome humoru Lśniącego, więc raczej nie chciały go bardziej denerwować.
- Sokole Skrzydło, zaniesiesz dzieciaka do żłobka, jak skończę i nic mu nie będzie. - dorzucił jeszcze oschłym tonem, podchodząc do młodego. Gdy skończył go oglądać, zawołał Sokoła, który w tym czasie opatrywał głowę lidera, by zabrał Kózkę. Niebieski asystent wypuścił powietrze z płuc i czekał, aż Lśniące Słońce pójdzie się dalej zająć i najpewniej porozmawiać z Potokową Gwiazdą.
- Dz-dziękuję, Sokole Skrzydło, że mnie wtedy uratowałeś. - powiedział Kózka, posyłając mu wdzięczne spojrzenie.
- Nie ma sprawy, młody... ale na przyszłość lepiej nie powtarzaj tej akcji, dobra? - odparł pomarańczowooki, uśmiechając się nerwowo. Niebieski kocur szykował się do złapania Kózki za kark, jednak ten nieco się odsunał i otworzył nieco pyszczek, wahając się, czy zadać nurtującego go pytanie.
- Co to było to czerwone wylewające się z głowy lidera? - zapytał w końcu, oczekując odpowiedzi.
<Sokolik?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz