Wygramoliła się z legowiska, nawet nie strzepując z szylkretowego futerka kłębków mchu. Niechcący nadepnęła Żmijowej Łusce na ogon, a ona w ramach rekompensaty ukazała bukiet żółknących kłów i nieprzyjemnie syknęła w jej stronę. Młoda wojowniczka nie miała czasu przepraszać, dlatego też zwinnie przeskoczyła nad zwiniętym w kulkę ciałem Kaczeńcowego Pazura. Oby Ciernista Łapa znalazła jakieś pożyteczne zajęcie!
Wiatr przyjemnie zmierzwił jej sierść, a blask słońca chwilowo ją oślepił. Zamrugała kilkakrotnie, wzięła głęboki wdech i zlustrowała rozszalałym wzrokiem obóz. Wojownicy przygotowujący się do patrolu, Gradowa Mordka wraz z Burzową Łapą wychodzący na ponowne zbieranie ziół... Nagle zauważyła, że z tunelu wychodzi pręgowana, zielonooka kocica. W miarę wysoka, postawna, robiąca wyrażenie, delikatnie stąpająca po ziemi, niosła w okrwawionym pyszczku zwierzynę. Nagle żółtooka przypomniała sobie z ukłuciem smutku, że to nie jest Ciernista Łapa. Teraz jest wojowniczką i nazywa się Ciernista Łodyga. Cofnęła się o długość kociego ogona. Znowu zapomniała, że już jej nie trenuje, bo przekazała jej całą swoją wiedzę.
— Hej, Rdzawy Ogonie! — młoda koteczka podeszła do niej i otarła się, wciąż mokrym od krwi, polikiem o jej polik. — Jak ci się spało, popielico? Słońce już szczytuje!
Szylkretowa przewróciła oczami, jednak nagle pewna myśl uderzyła ją tak mocno, jak gałęź, która kiedyś spadła z drzewa prosto na jej łebek. Potrząsnęła nim niepewnie, krótkim, nerwowym miauknięciem pożegnała byłą terminatorkę, która stanęła jak wryta.
Dzisiaj miała odbyć się jej ostatnia podróż do Siedliska Dwunożnych. Obiecywała sobie przez wiele księżycy, że wkrótce odwiedzi Alberta, tak jak mu obiecała podczas ostatniego spotkania. Oczywiście, targało nią mnóstwo wątpliwości, aczkolwiek uznała, że miłość do sfinksa przezwycięży wszystkie jej złe myśli. Pod pretekstem polowania wyruszyła w kierunku terenów Klanu Wilka, cichutko modląc się do Klanu Gwiazdy, aby żaden patrol się z nią nie spotkał.
Droga przez terytoria Klanu Wilka była szybka, ponieważ kocica praktycznie ciągle biegła. Za bardzo bała się spotkania z Wilczakiem, dlatego też bez zastanowienia wbiegła na Drogę Grzmotu. Poduszki łap żółtookiej spotkały się z twardym asfaltem, aczkolwiek to nie było jej największym zmartwieniem. Do jej czujnie postawionych na sztorc uszu doszedł ryk Potwora, dlatego też wojowniczka skuliła się na ziemi, wbijając pazurki w twardą drogę. Blask świateł oślepił Rdzawy Ogon, która zmrużyła oczy w szparki. Zebrała w duszy resztki swojej odwagi i tylnymi łapami odbiła się od asfaltu, umykając przed Potworem o pół uderzenia serca. Maszyna w odpowiedzi zaryczała głośno i przemknęła obok kocicy.
Wchodząc do głośnego, dużego Siedliska Dwunożnych, wojowniczka dosłownie odetchnęła z ulgą. Wszystko tutaj, mimo upływu kilku pór roku, było takie samo, pamiętała każdą uliczkę i nie zgubiła się tak, jak przy pierwszym razie. Idąc alejką prowadzącą do domu ukochanego piecucha, usłyszała jakiś trzask, dochodzący zza większych śmietników.
Wojowniczka niepewnie skuliła uszy, jednakże po dłuższym namyśle uznała, że tutejsi włóczędzy nie nadają się do prawdziwych walk. Przełknęła głośno ślinę i polizała się po karku, aby jej sierść leżała prosto. Następnie skierowała się w ciemniejszą uliczkę i nastroszyła ogon.
— Kto tutaj jest? — warknęła, obracając się w kółko, jakby oczekując ataku z każdej strony.
Nagle karton się poruszył, zamiauczał, a następnie wyskoczył z niego łysy kocur. Przeciągnął się, resztki jakiegoś kostiumu ledwo trzymały się na jego wychudzonym ciele. Mimo, że wyglądał nieco przerażająco (wyłupiaste oczy, wystające kości, porwany strój dinozaura, nadgryzione uszy i blizny... mam wymieniać dalej?), kotka poczuła, jak po jej ciele przepływa dreszczyk podniecenia.
— Albert? To ty? — wyszeptała.
<< Albert? >>
Nie rozumiem. Nk narysuje mi mapę jak Rdzawa dotarła do Alberta, bo moim zdaniem wydłużyła sobie trasę trzykrotnie.
OdpowiedzUsuń