Brzoskwiniowa Gałązka oczywiście nie był prawdziwym aniołkiem, a i jego wbrew pozorom dało się zirytować, ale no cóż... kto nie uniósłby warg w delikatnym, pocieszającym uśmiechu widząc obok siebie biednego kociaka? W dodatku wydawał się o wiele za mały jak na swój wiek, co był nadzwyczaj zadziwiające. Przebierał niecierpliwie swoimi krótkimi, pulchnymi łapkami, kiedy biało-szary medyk nakładał mu na nie maść. Virus przejechał po mordce medyka ukradkiem zdziwionym spojrzeniem, ale było to normalne. Klanu Gwiazdy dzięki, że doświadczony, nieco brzydki kocur tego nie zauważył. Reszta klanu była przyzwyczajona do jego wyglądu i nie wiadomo jakby ten kociak uchybił mu przez to spojrzenie.
Maluch spuścił wzrok dopiero po chwili, aby wyglądać to co medyk mu nałożył. Piękna, słodka woń kwiatowego nektaru docierała do nosa kremowego, co było praktycznie uzależniające. Równie dobrze mógł wdychać i wdychać to, co docierało do jego różowych nozdrzy, gdyby nie to, że Gradowa Mordka po chwili zwrócił się bezpośrednio do nich - jego i Ciernistej Łodygi:
- Brzoskwiniowa Gałązko, Ciernista Łapo, wyłóżcie mu posłanie szczawiem i niech się zbyt nie rusza - Łaciaty przerwał na chwilę mierząc bacznym spojrzeniem młodego przybysza - ... i niech jutro też przyjdzie.
Syn Złotej Melodii kiwnął głową i już spojrzał na burą pytającym wzrokiem, gdyż nie był pewien co według niej powinni zrobić, ale nagle przed nimi pojawił się jak znikąd Burzowa Łapa. Z jego pyszczka zwisały dwa wątłe, ale dosyć długie patyki. Na jednym z nich była owinięta spora ilość pajęczyny, a drugi poobklejany był miodem. Nieco seplenił, ale dało się usłyszeć co mówi:
- Czo to za male, zblonkane stwozonko przyjelisicie pod szwoje skszydła?
Uniósł brew zaciekawiony, a zielonooka wojowniczka uśmiechnęła się szeroko. Uśmiech ten nie przejawiał radości, ale nie był też szczególnie zły czy, no, coś z tych rzeczy. Przejawiał w większości przyjacielską chęć dogryzienia, a inaczej zwyczajną ironię.
- Urokliwa znajda, czyż nie? - Zapytała, po czym spojrzała rzeczowo na kocura, aby po chwili dodać równie poważnie, chociaż Brzoskwinia zauważył błysk w jej oku - ale dwa kroki wstecz, jeszcze zarazisz go głupimi pytaniami
Puchaty kocur miał ochotę parsknął śmiechem, ale stłumił to, dlatego słychać było jedynie jak wypuszcza przez nos nagle wstrzymane powietrze, a polika mu się puszą. Uczeń medyka odłożył delikatnie gałązki w miejsce pod ścianką i zaraz spojrzał się na wojowniczkę, jednocześnie odsuwając się o lisią długość w tył.
- Oh, oczywiście madame, już cię cofam. Nie chcę zarazić się chorobą, tak zwaną "antychoroba".
- Co to jest? - Spytał Virus spoglądając ukradkiem na Ciernistą Łodygę, której ogon drgnął w rozdrażnieniu. Jej wyraz pyska wyrażał tak wiele, że trudno byłoby opisać jak dokładnie wygląda tym bardziej, że zmieniał się w zależności na kogo patrzyła.
- Uzależniająca chęć nie zarażenia się błahymi sprawami.
- No dobra, dobra, Burzowa Łapo. Na twoim miejscu posortowałbym te gałązki, bo tutaj leżeć nie powinny. - Wymamrotał z uśmiechem Gradowa Mordka, który dotąd krzątał się cicho pomiędzy nimi. Uczń kiwnął mu szybko głową i zaraz zniknął w cieniu norki. Wtedy odezwał się Brzoskwiniowa Gałązka:
- No dobrze, w takim razie pokażemy ci kociarnię i tam jak chcesz opowiemy ci co nie co, o różnych klanowych rzeczach.
<Virus? Cierń?>
Zaklepuję B)
OdpowiedzUsuń