Od momentu znalezienia dwóch martwych kotek na plaży minęło sporo czasu, ale Rudzik nadal nie mógł pogodzić się ze śmiercią matki, która razem z Wisienką, była najważniejszą osobą w jego życiu. Całkowicie zamknął się w sobie, i oprócz siostry, prawie z nikim nie rozmawiał. Dopiero po paru wschodach słońca zaczął wychodzić na treningi, wciąż jednak roztrzepany i jeszcze bardziej rozkojarzony niż zwykle. Dopiero kiedy Bluszcz przemówiła mu do rozsądku, krzycząc żeby wreszcie się obudził i zrozumiał, że każdy kiedyś umrze, trochę się rozchmurzył, a nawet zawstydził. Przecież jego rodzeństwo i Mały przeżywali teraz to samo, oni też stracili tego dnia ważne dla nich osoby, i podczas gdy czwórka rodzeństwa miała wciąż siebie, to Mały został sam, tracąc brata i siostrę. Rudzik starał się pocieszać ucznia jak tylko mógł, wymyślając różne tematy do rozmów i zajmując jego uwagę nauką, tak jak to mu poradziła Bluszcz. Dnie mijały im na intensywnych treningach, zarówno walki jak i rozpoznawania ziół, aż do pewnej nocy.
***
Płytki, jak zazwyczaj, sen Rudzika zaburzyła cicha krzątanina Małego, który przygotowywał zioła podróżne. Zaspany kocurek pomyślał, że coś mu się przewidziało, jednak młodszy uczeń wciąż usilnie starając się być cicho chodził między półkami i po chwili wyglądało na to, że był gotowy. Wziął wiązankę w pyszczek i na palcach wyszedł ze stodoły. Rudzik leżał jeszcze przez chwilę, starając się przeanalizować co się właśnie stało, zanim szybko przetarł oczy łapą i pobiegł za przyjacielem. Zrozumiał, że Mały udaje się w długą podróż, tylko nie wiedział po co. Czy chciał opuścić Klan Lisa? Udało mu się dogonić kocurka i przez chwilę starał się go śledzić, jednak zdradziła go uschnięta gałązka, na którą przypadkiem nadepnął. Młodszy uczeń szybko się odwrócił i ze zdziwieniem spojrzał na arlekina, który odwzajemnił niepewnie spojrzenie.
— M-mały? Gdzie idziesz? Chyba nie chcesz uciec z Klanu Lisa..? —Zapytał niepewnie Rudzik po chwili milczenia.
— Nie, Rudziku. Idę szukać Srebrnego... — miauknął cicho Mały, odwracając wzrok.
Starszy zaczął niepewnie grzebać w ziemi przednią łapą. Nie wiedział co odpowiedzieć. Spróbował przekonać przyjaciela, żeby jednak jeszcze się zastanowił, ale ten wyraźnie już podjął decyzję. Teraz pora na jego odpowiedź. Rudzik otworzył pyszczek, żeby ogłosić swoją decyzję przyjacielowi, jednak nic nie przychodziło mu na myśl. Było dużo za, ale jeszcze więcej przeciw. Cała ta wyprawa była niebezpieczna i bardzo ryzykowna, a nawet nie było pewności, że Srebrny żyje. No i Rudzik musiałby zostawić Wisienkę i resztę rodzeństwa samych na parę dni, na pewno wszyscy martwiliby się po tym co spotkało ich mamę. Z drugiej strony wiedział, jak bardzo Mały przeżywał utratę rodzeństwa, i jeśli istniała nadzieja na odzyskanie jego brata, nie zawahałby się wyruszyć. Poza tym pozwolenie uczniowi na pójście samemu do lasu było dosyć ryzykowne, z towarzyszem na pewno byłoby bezpiecznej, nawet jeżeli Rudzik był mniejszy i drobniejszy od Małego, to wciąż miał większe doświadczenie i był zdecydowanie bardziej ostrożny, co było przydatną cechą w podróży w nieznane. Kocur westchnął cicho i podszedł do Małego, biorąc od niego wiązankę ziół.
— Wezmę trochę dla siebie — wymruczał cicho i nie oglądając się za siebie ruszył niepewnym krokiem w stronę lasu. Mały był pierwszym przyjacielem jakiego zdobył (bo Wisienka była jednak jego siostrą) i zamierzał wspierać go mimo wszystko. Poza tym, jak wrócą i dostaną karę to przynajmniej będą siedzieć w tym razem.
Mały Synek uśmiechnął się i ruszył szybko za uczniem, zdradzając mu swój plan.
***
Zaczynało już świtać, kiedy wreszcie dotarli do lasu. Rudzik widział go z daleka wiele razy, ale po raz pierwszy miał postawić łapę między drzewami. Mały posłał mu pokrzepiające spojrzenie, po czym ruszył przodem, uważnie stawiając każdy krok pośród plątaniny korzeni i krzewów. Mniejszy szybko do niego dołączył i od razu uderzyło w niego mnóstwo nowych zapachów, w tym także zapachy innych kotów. Mimowolnie zjeżyła mu się sierść na grzbiecie i zaczął uważniej rozglądać się dookoła.
— Mały.. Jeżeli wyczuję, że ktoś jest w pobliżu to od razu zawracamy..
Mały kiwnął głową na zgodę, nadal skupiony na znalezieniu jakiejkolwiek ścieżki albo śladu obecności brata. W plątaninie różnych woni łatwo było się pogubić, jednak oboje nie wyczuł niczego, co wskazywałoby na obecność Srebrnego. Około południa zmęczony Rudzik poprosił o chwilowy postój, na co młodszy, również wyczerpany, chętnie przystał. Usiedli w cieniu starego dębu z rozłożystymi korzeniami i niewyspany Rudzik musiał powstrzymać się, żeby nie zasnąć. Młodszy kocur również co chwila ziewał, po nieprzespanej nocy pewnie padał z nóg, ale obydwoje zdawali sobie sprawę, że nie był to dobry moment ani miejsce na drzemkę. Zjedli już wszystkie zioła podróżne, ale Rudzikowi wciąż nieprzyjemnie burczało w brzuchu. Przez chwilę bił się z myślami, czy by nie zapolować, jednak mysz przebiegła mu przed nosem i to zaważyło na decyzji. Szybko skoczył i wbił swoje małe kły w kręgosłup ofiary, która nie zdążyła wydać nawet pisku. Rudzikowi najłatwiej polowało się na ptaki, ale myszy były na drugim miejscu, no i miały smaczne i delikatne mięso. Podzielił się z Małym, po czym zakopali resztki i ponownie wyruszyli w drogę. Nie minęło dużo czasu, kiedy uderzył w niego mocniejszy zapach paru kotów. „Patrol”, pomyślał, po czym zwrócił się szybko do Małego, który też uważnie zaczął wąchać w powietrzu.
— Myślę, że zapach dochodzi z prawej.. N-niedobrze, uciekajmy.
Przyspieszyli kroku, jednak wciąż czuli obecność klanowych kotów za plecami, a po chwili, kiedy usłyszeli głosy, zrozumieli że są ścigani. Mały spojrzał ze strachem na starszego kocurka, oczekując jakiegoś dobrego pomysłu, jednak ten miał pustkę w głowie.
— W nogi — syknął i zaczął biec na oślep przed siebie, pilnując jednak żeby się nie rozdzielić z przyjacielem.
Klanowiczom pomagała znajomość terenu, jednak Rudzik i Mały Synek wciąż mieli niewielką przewagę w odległości, starali się też co chwila zmieniać nieco kierunek biegu, utrudniając zadanie tropiącym. Po jakimś czasie, który wydawał się wiecznością w końcu udało im się zgubić pościg, a przynajmniej tak im się wydawało. Zaraz gdy zwolnili kroku zza krzaków niespodziewanie wyskoczyła nieznajoma kotka, która nie czekając na ich reakcję rzuciła się z pazurami na Rudzika i szybko przyszpiliła go do ziemi.
— Coście za jedni i co robicie na terenach Klanu Wilka?! — krzyknęła głośno szylkretka, wściekle machając ogonem.
— P-puść.. mnie — Rudzik zaczął się szamotać, próbując uwolnić swoją szyję i łapy spod pazurów kotki.
— Jesteśmy samotnikami i szukamy mojego brata, Srebrnego. Nie wiemy, że były to wasze tereny, przepraszamy — szybko powiedział Mały. — Powiedz nam tylko proszę czy widziałaś gdzieś tutaj zgubionego srebrno-białego kocurka, nawet dawno temu?
— Nawet jeśli nie chcieliście tu przyjść i faktycznie się zgubiliście, to polowaliście na naszą zwierzynę — wysyczała kotka. Rudzik przeklął w myślach swoją nieostrożność, mógł zakopać resztki. — A odpowiadając na twoje pytanie, nie, do naszego klanu nie przybył ostatnio żaden taki kociak.
— A inne klany? — nie ustępował uczeń.
— Niech pomyślę... — zamyśliła się kotka. — Wydaje mi się, że do Klanu Nocy mógł dołączyć jakiś czas temu kociak nieco podobny do ciebie, ale mogę się mylić.
Mały otworzył szerzej oczy i z determinacją podszedł do nieznajomej.
— Dziękujemy! Więc.. my już będziemy iść.
— Nie tak szybko — wymruczała kotka, wciąż trzymając Rudzika. — Pójdziecie teraz ze mną do liderki, żeby zdecydowała co z wami zrobić.
— C-co — wyjąkał przerażony Rudzik. — N-nigdzie nie idziemy! Puść m-mnie! — zaczął histerycznie się szamotać i drapać pazurami na oślep.
Z pomocą zaraz przyszedł mu Mały, rzucając się z boku na szylkretkę i swoim ciężarem zrzucając ją z mniejszego kocurka. "Uciekamy" rzucił szybko Rudzik, jednak zanim zdążył wykonać skok kotka już była na nogach i sycząc wściekle rzuciła się Małemu na plecy, przewracając go na ziemię. Szamotali się na ziemi, wznosząc w powietrze kłęby kurzu, przez który Rudzikowi trudno było znaleźć odpowiedni moment na atak, jednak w końcu zobaczył, że kotka odsłoniła na chwilę brzuch i skoczył szybko na nią, wgryzając się mocno w futro poniżej przedniej łapy. Kotka warknęła i odepchnęła szybko Małego tylnymi nogami, a mając wolne pole manewru zamachnęła się szeroko i z całej siły wymierzyła mniejszemu uczniowi cios w pysk, jednak ten na szczęście w ostatniej chwili zrobił unik. Pazury dosięgły jednak jego wielkiego ucha, które zaczęło mocno krwawić. Kocurek oszołomiony mocą uderzenia i bólem wpatrywał się przez chwilę w kotkę, zanim nie dostał drugiego uderzenia, tym razem celnego, w pysk. To była jego pierwsza walka na poważnie i nie wiedział jak się ma właściwie zachować. Wykrzywił pysk w grymasie bólu, czuł piekącą ranę po uderzeniu między oczy i krew skapywała mu do pyska, więc oblizał się szybko i wgryzł w szyję kotki, blokując przy tym swoimi łapami jej odpowiedniczki. Jak można było się domyślić, niewiele jednak tym zdziałał, bo przeciwniczka była dużo silniejsza i z łatwością go odepchnęła, przewalając Rudzika z hukiem na grzbiet. Mocny upadek spowodował chwilowy brak tchu, jednak w tym momencie Mały wgryzł się kotce w łapę, odciągając ją tym samym od ucznia. Rudo-biały kocurek szybko wyślizgnął się spod szylkretki i wyskoczył w górę najwyżej jak umiał. Kotka odwróciła się i z pewnym uznaniem spojrzała na ucznia. Jeśli chodziło o skoki, to mało kto mógł się z nim równać. Mały Synek, korzystając z chwilowej nieuwagi kotki mocno ją odepchnął i dołączył do uciekającego przyjaciela. Nie wiedzieli ile biegli, ale przestali dopiero gdy zabrakło im sił i boleśnie upadli na ziemię, dysząc ciężko. Rudzikowi lekko zamazywał się obraz przed oczyma, a rany na całym ciele szczypały i piekły. Spojrzał na Małego, który też miał parę zadrapań na ciele, po czym postarał się uspokoić oddech.
— P-przydałby się szczaw albo nawłoć. No i pajęczyny. Może coś jeszcze..?
Młodszy roześmiał się cicho, zaraz jednak zaczął kaszleć.
— Myślałem, że ze zmęczenia wypluję sobie płuca — zakaszlał jeszcze krótko. — Może nagietek.
— Tak, brawo — zaśmiał się nerwowo Rudzik. Nigdy nie miał dobrego poczucia humoru, bo był po prostu zbyt zestresowany na żarty. — O-oh, widzisz tamto przewalone drzewo? To tereny niczyje, wiem to od Bluszczu. Powinniśmy tam o-odpocząć.
Mały pokiwał chętnie głową i ułożyli się w cieniu drzewa, wkrótce też dwójka uczniów zasnęła wtulonych w siebie nawzajem.
<<Mały Synek?>>