TW: atak paniki, opis śmierci
Pora Nagich Drzew zawitała na terenach klanu, lecz raczej nie tak sobie to wyobrażał – wszędzie błoto, podmokły teren, a jak już jakiś śnieg to zmieszany z ziemią, no po prostu koszmar. Przecież to jakaś kpina, nieśmieszny żart ze strony pogody – bardziej to wygląda na końcówkę Pory Opadających Liści, tylko z dodatkowo chłodniejszą temperaturą. Kocur zwinięty na posłaniu zastanawiał się, czy tak zawsze wyglądała Pora Nagich Drzew, czy może on miał takie szczęście, że jego pierwsza taka pora wyglądała podobnie – choć tego nie mógł być pewny, to było księżyce temu, gdy był ledwo podrostkiem.
Na nagły podmuch chłodnego wiatru, położył uszy po sobie w niezadowoleniu – tym razem jego półdługa sierść nie chroniła go aż tak przed mrozem, który i tak wkradał się do legowiska wojowników. Niedawno odbyło się kolejne mianowanie ucznia na wojownika, tym razem była to walka Poziomkowej Łapy i Wilczej Łapy – oczywiście Pustułkowy Szpon nie mógł tego przegapić i czając się gdzieś w tłumie, oglądał jak jego “przyjaciel” wygrywa, otrzymując nowe imię.
“Pasuje mu” – pomyślał, gdy klan zaczął skandować imię Poziomkowej Polany.
Oczywiście kocur wybrał w legowisku miejsce niedaleko swojego mentora, także, by porozmawiać z kremowym, Pustułka musiał podnieść łaskawie swoje cztery litery, aby podejść.
– Gratulacje Poziomkowa Polano – powiedział, przerywając jakąś wymianę zdań między Kosaćcową Grzywą, a nowo mianowanym.
– D-dziękuje Pustułkowy Szponie – odparł, jąkając się.
– Możemy chwilę porozmawiać?
– Przecież już rozmawiacie – stwierdził van, który nagle się wtrącił w ich wymianę zdań.
– Na osobności, w cztery oczy – sprostował, patrząc wyczekująco na starszego kocura. Ten jednak udawał, że nie rozumie aluzji i nadal leżał na swoim posłaniu.
– Ugh… Kosaćcowa Grzywo, czy mógłbyś? – spytał, wskazując ruchem głowy na wyjście z legowiska.
– Mógłbym co? – Dalej rżnął głupa, co definitywnie było zamierzona, chcąc w ten sposób podroczyć się z czekoladowym, któremu na język cisnęły się największe wulgaryzmy. Powstrzymał się jednak i ciut wkurzony trzepnął końcówką ogona.
– K-kosaćcowa Grzywo, zostawisz nas s-samych? – spytał kremowy, przyglądając się dotychczas z boku tej całej scence.
– Jak chcesz, ale jak coś to krzycz – odpowiedział kocur, wstając i opuszczając legowisko. Oczywiście Pustułkowy Szpon dałby sobie łapę uciąć, że ten drań i tak siedzi przy ścianie legowiska, by podsłuchiwać.
“Plotkarz jeden” – prychnął, przypominając sobie, jak ten dziad wymyślił plotkę, że coś między nim a Poziomkiem jest. Plus jeszcze to zakładanie, że za pięć księżyców będą już razem!
– T-to, o czym chciałeś porozmawiać?
– Em… Jakby to… Wybacz, że po wojnie z Klanem Klifu cię unikałem, jednak wolałem, byś mnie nie widział w takim stanie… Miałem być najlepszym wojownikiem, a wtedy wszystko się posypało.
– Wybaczam, j-jednak martwiłem się wtedy.
– Wiem, a raczej podejrzewam, jednak musiałem wszystko przemyśleć – mruknął, siadając przed posłaniem “przyjaciela”. Między nimi zapadła cisza, która po chwili zaczęła ciążyć czekoladowemu.
– Nie chciałbyś może jutro wyjść na wspólny patrol? – zaproponował nagle starszy.
– J-jasne! – odpowiedział, czym sprawił, że na pysku zielonookiego pojawił się lekki uśmiech. Nagle stało się coś niespodziewanego – Pustułkowy Szpon polizał czułe Poziomkową Polanę po głowie między uszami.
– Dziękuję – rzucił, by ulotnić się po chwili z legowiska. Zachował się trochę jak tchórz, ale i wyszedł z inicjatywą, by popchnąć tę przyjaźń w innym kierunku, bardziej romantycznym. Czując, jak go pieką końcówki uszu, sprawnie dostał się do stosu zwierzyny, gdzie napotkał swoją matkę. Z Mroczną Wizją ostatni raz rozmawiał, gdy kocur przemykał cieniem obozu do Cisowego Tchnienia – wtedy zbył ją trochę, nie będąc gotowy na rozmowę z kotką. Teraz jednak było inaczej, w końcu nie paradował z opatrunkiem na pysku, przyjął do wiadomości nową rzeczywistość i zrobił rachunek sumienia, który składał się jedynie z rozmów – jedną już miał za sobą, teraz czekała go druga.
– Mroczna Wizjo – miauknął, podchodząc bliżej kotki, która w pysku trzymała wychudzoną nornicę. – Ja… chciałbym porozmawiać.
Mistrzyni nic nie odpowiedziała, patrząc wyczekująco na syna.
– Przepraszam, że ciebie unikałem, jednak po wojnie z Klanem Klifu musiałem wszystko przemyśleć i przyjąć do faktu nową rzeczywistość – mruknął, na końcu wskazując pusty oczodół. – Teraz Makowy Nów mi pomaga, szkoląc i przystosowując do funkcjonowania bez oka.
Kocur czekał na odpowiedź matki, jednak zamiast tego, ta przylgnęła do jego boku.
– Tak bardzo się martwiłam…
– Wiem, powinienem był wcześniej z tobą porozmawiać.
Między nimi zapanowała cisza, jednak znaczyła ona więcej niż tysiąc słów. Kocur był wdzięczny, że matka się go nie wyparła i nie była wściekła przez zachowanie syna.
– Nie, musiałeś wszystko ułożyć na nowo, rozumiem to.
– Może pójdziemy razem zapolować? Tym razem już nie jako uczeń i mentorka – zaproponował z lekkim uśmiechem.
– Chętnie.
Po chwili razem ruszyli ku wyjściu z obozu, wcześniej jeszcze po drodze napotykając Makowy Nów, której zameldowali wyjście z obozu, zastępczyni kiwnęła głową, dając niemą zgodę.
***
Kocur mile spędził dzień z matką, właśnie czyścił futro, które w końcu od jakiegoś czasu wyglądało, jak należy – zadbane, ułożone, czyste, bez żadnych dodatków wplątanych, nie posklejane, takie jak być powinno. Jego posłanie natomiast było złożone ze świeżego mchu, które nadawało się do użytku – już jakiś czas temu pozwolił jednemu uczniowi na ogarnięcie tego. Kończąc pielęgnacje, ułożył się zwinięty na legowisku tak, by chłodne nocne powietrze do nie dotknęło.
“Czuł lodowaty chłód przeszywający jego ciało, które aż zesztywniało. Zdziwiony otworzył dotychczas zamknięte oczy, jednak nic się nie zmieniło – zamrugał kilka razy, chcąc odgonić ciemność, jednak nic to nie dało. Miał wrażenie, że ten mrok otacza go całego, oblepiając jego ciało – nie widział czubka własnego nosa, a tym bardziej łap. Zadarł głowę ku górze, dostrzegając szczątkowe prześwity ciemnego błękitu nieboskłonu, lecz to nie wystarczało, aby rzucić na niego jakiekolwiek światło, mogące rozjaśnić wszechogarniającą ciemność. Miał wrażenie, że był zawieszony w czasie i przestrzeni – miał poczucie swojego ciała, lecz tylko tyle, nic pod łapami.
"Musisz być czujny."
Głos spokojny i delikatny rozbrzmiał niczym echo w jego głowie, wraz z nutą niepozornej siły, budzącej respekt. Wraz z tym krótkim zdanie poczuł na skórze jeszcze większy chłód, jakby wiatr przemknął przez bezdenną pustkę.
"Usłyszysz krzyk. Musisz być czujny."
Z mroku przed nim nagle wyłoniły się błękitne oczy i niewyraźne rysy podłużnego, orientalnego pyska. Jego uwagę od razu zwróciło lewe ucho, którego kawałek brakowało.
"Życie twojego przywódcy jest zagrożone. Wśród mistrzów jest zdrajca, który wyparł się posłuszeństwa względem swojego lidera. Powstrzymasz go. Masz furię w swoich oczach i siłę w kłach, więc go powstrzymasz. Inaczej Nikła Gwiazda zginie, a jego legowisko opłynie posoką."
Ton był wyważony i spokojny bez żadnych sentymentów – mimo łagodnego głosu, każde słowo brzmiało jak cierpki, twardy rozkaz, który musiał się dopełnić i to za pośrednictwem Pustułkowego Szponu.
"Nie zawiedź."
Pysk kotki rozpłynął się w mroku, lecz kocur miał wrażenie, że jej błękitne oczy jeszcze długi czas świeciły wpatrzone w niego, niczym przestroga, by w końcu i one rozpłynęły się w ciemnościach.”
Nagle wybudził się, gwałtownie podniósł głowę, mając wrażenie, że serce zaraz wyskoczy z jego klatki piersiowej. Początkowo nie wiedział, co się dzieje, przed oczami mając jeszcze bezkresną ciemność – dopiero po chwili zaczął dostrzegać zarys legowiska wojowników i innych śpiących. Pomimo tego czuł nadal przeszywający chłód, który docierał aż do kości.
“Na Mroczną Puszczę, co to miało być?!” – prychnął w myślach, starając się jakkolwiek ogrzać, lecz jak na razie mógł się utożsamiać z lodem na zamarzniętym jeziorze. “Co to miało znaczyć… Wśród mistrzów jest zdrajca? I czemu akurat ja mam powstrzymać? Przecież nie mam szans przy walce z mistrzem.” – Myśli mu się kotłowały w głowie. Wszelkie wątpliwości co do wierności trzech kotów były przytłaczające.
“Jest trzech mistrzów: Lodowy Omen, Topielcowy Lament i… Mroczna Wizja. Czy moja matka…?! Nie, nie może!” – pomyślał, czując, jak jego oddech wcale nie zwalnia, a jeszcze bardziej przyspiesza. Miał wrażenie, że z każdą chwilą coraz ciężej mu oddychać.
– Pustułkowy Szponie? – Nagle obok siebie usłyszał cichy głos, brzmiał jak ten Poziomkowej Polany. Chwila… To był przecież kremowy kocur! Przestraszonym wzrokiem, pełnym lęku i niepewności, które się w nim kłębiły. – Hej, spokojnie, oddychaj – mówił łagodnie i spokojnie, kładąc ogon na grzbiecie czekoladowego kocura. Wojownik powoli zaczął się uspokajać z pomocą młodszego.
– Dziękuje Poziomkowa Polano.
– Zły sen?
– Nie wiem, możliwe… – mruknął, woląc się nie dzielić tym, czego doświadczył we śnie. Kremy ułożył się pewnie obok niego, na co Pustułkowy Szpon zrobił mu miejsce na swoim posłaniu. Oczywiście to było tylko platonicznie, by przyjaciel mógł spokojnie zasnąć. Ich wzajemna obecność uspokajała obu.
***
Reszta nocy minęła w spokoju ich dwójce, z samego rana starszy jako pierwszy legowisko, wcześniej jeszcze czule przejeżdżając językiem po głowie kremowego – ich wzajemne czyny mówiły jedno, jednak oni uważali co innego. Zielonooki usiadł przed ścianą krzaków, cały obóz jeszcze był pogrążony we śnie, jego myśli spokojnie płynęły, dopóki nie pojawił się temat snu i ciemności, która go wtedy otaczała. Ponownie poczuł ten przeraźliwy chłód, a słowa kotki rozbrzmiewały niczym echo.
“Wśród mistrzów jest zdrajca… Ale kto? Dobra, po kolei. Kto ma powód? Lodowy Omen? Nie kojarzę niczego, co mogłoby nastawić ją przeciwko Nikłej Gwieździe. Moja… matka mogłaby go obwiniać o moje kalectwo, podobnie jak Topielcowy Lament. Jednak wczoraj z nią rozmawiałem i nic nie wskazywało, by miała to za złe Nikłemu. Zostaje Topielcowy Lament.” – Dokonał na spokojnie analizy każdego mistrza, dochodząc do wniosku, że to dymny kocur jest zagrożeniem.
Dzień powoli płynął, klan się budził, a Pustułkowy Szpon siedział w jednym miejscu, jakby czuwając nad obozem, co w sumie nie mijało się z prawdą – wyczekiwał, aż jeden z mistrzów opuści legowisko i będzie zbliżać się do borsuczej nory, którą zajmował lider. W końcu Topielcowy Lament wychylił się z legowiska, było widać, że jest coś na rzeczy, ponieważ cały był napięty, a krok twardy. Czekoladowy wyprostował się i napiął mięśnie, będąc gotowym, by zareagować. Kiedy dymny zniknął w legowisku lidera, wojownik podniósł się z miejsca, udając, że po prostu przechodzi obok, jednak przy norze zwolnił i zatrzymał, by nie zostać dostrzeżonym – inni na polanie byli zajęci sobą, część wybywała na patrole, inni pochłonięci rozmowami lub kociętami, które szalały przy żłobku.
Nagle usłyszał stłumiony wrzask złości i to był dla niego znak, by wkroczyć. Gotowy na walkę wparował do legowiska, gdzie w półmroku dostrzegł Nikłą Gwiazdę na ziemi przyduszanego przez mistrza, który coś szeptał w stronę powalonego przywódcy. Wojownik nastroszył sierść na grzbiecie, wysunął pazury i skoczył na plecy dymnego. Ten wrzasnął wściekły, gdy czekoladowy uczepił się go i nie zamierzał puścić – jego pazury były niczym istne szpony ptaka drapieżnego, w końcu skądś musiało się wziąć jego imię. Korzystając z elementu zaskoczenia, złapał zębami kark starszego. Jego tylne łapy sunęły po plecach Topielcowego Lamentu, który próbował go zrzucić – w końcu przetoczył się na grzbiet, chcąc zgnieść wojownika, który jak dech ulatuje z jego płuc, jednak nie puścił. Zaciskając szczękę, próbował wydostać się spod mistrza, by zdobyć znaczącą przewagę.
– Zostaw mnie mysia strawo! – syczał starszy, próbując się oswobodzić z uścisku młodszego. – To sprawa między mną a tym lisim łajnem!
Pustułkowy Szpon w końcu nie znajdował się pod dymnym kocurem i płynnym ruchem położył przednie łapy na jego klatce piersiowej, przyciskając do ziemi.
“Nie zawiedź.” – W myślach usłyszał ponownie słowa nieznanej kotki o błękitnych oczach, co popchnęło go do ostateczności – schylił się i szczękami objął gardło mistrza w śmiertelnym uścisku. Ten jeszcze chwilę walczył, jednak w końcu jego ciało zwiotczało – pustymi oczami spojrzał na Nikłą Gwiazdę, w pysku nadal trzymając ciało zmarłego mistrza. W pysku czuł smak posoki oraz sierść – odrzucił nieżywego, by następnie pozbyć się jego futra z pyska.
– I kto tu jest teraz mysią strawą – prychnął w stronę martwego.
Nikła Gwiazda sapnął głęboko i odkaszlnął w spaźmie bólu. Zaczerpnął głęboko powietrze, a jego źrenice w wytrzeszczonych w gniewie i szoku oczach, małe jak ziarnka piasku, skierowały się na truchło mistrza.
– Wronie ścierwo. – Splunął, biorąc kolejny gwałtowny wdech. Przez chwilę wydawał się zainteresowany tylko ciałem Topielcowego Lamentu, zanim podniósł wzrok na wojownika. Wyglądał, jakby mógł rozszarpać na miejscu cały klan. – Dziękuję, Pustułkowy Szponie. Twoja odwaga... – Zakrztusił się jeszcze raz, jakby wciąż brakowało mu powietrza. – Twoja odwaga nie zostanie zapomniana. Mogę być pewien, że jesteś mi wierny. W przeciwieństwie do tej lisiej padliny. – Jego głos stał się wręcz warkotliwy, a oczy rozbłysły na uderzenie serca żywym ogniem. Westchnął głęboko, a jego oddech w końcu się uspokoił, wraz z tonem jego głosu. – Jak widać ciężko w tych czasach o szacunek i lojalność względem swego przywódcy. Mogłem się tego spodziewać po przeklętym Topielcowym Lamencie. Od długiego czasu łypał na mnie wzrokiem. Wykazałeś się tym, czym każdy wojownik powinien się wykazać. Co niektórzy mogliby brać z ciebie przykład. Ja pamiętam lojalność tak długo, jak pamiętam zdrady. Tego możesz być pewien.
Na podziękowania jedynie skinął głową, słuchając uważnie słów kocura.
– Mroczna Wizja i Makowy Nów zadbały o moją lojalność wobec klanu. Klan to rodzina, której się nie zdradza – odpowiedział, pozwalając sobie usiąść na chwilę. Jego oddech był lekko przyspieszony – była to jego pierwsza walka odkąd stracił oko i myślał, że bardziej to odczuje, lecz nie sprawiało to takich trudności. Może pole widzenia miał nieco zawężone z prawej strony, jednak to mu nie przeszkadzało, by rzucić się na doświadczonego wojownika i uratować życie swojego przywódcy.
– Potrzebujesz czegoś Nikła Gwiazdo? – spytał, mając zamiar powoli wstać, by zabrać ciało Topielcowego Lamentu i pójść zmyć z siebie posokę nieboszczyka.
– Nie – odpowiedział wciąż jakby przymroczony w amoku starcia starszy. Wyprostował się i uniósł dumnie głowę. – Weź kilku wojowników i zabierz ciało tego przeklętego zdrajcy daleko poza obóz. Co z nim zrobicie, jak już wyjdziecie mnie nie obchodzi. Zakopcie go, porzućcie na pożarcie wronom... Jak sobie chcecie. Byleby zniknął mi z oczu.
Przywódca odwrócił się bez słowa, dając wojownikowi znać, że nie miał już nic więcej do powiedzenia.
Pustułkowy Szpon na krótko wyszedł, by wrócić z Bladym Licem i Borsuczom Puszczą. We trójkę wzięli Topielcowy Lament, a polanie od razu rozległy się szepty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz