jeszcze przed mianowaniem
Podszedł razu pewnego do kotki, zaciekawiony nieco jej osobą. Już miał styczność z jednym z tej świętej trójcy i nie miał zbyt dobrego nastawienia, jednak nie chciał przy tym wyjść na gbura, żeby nie przynieść wstydu rodzinie. No i też kierowała nim czysta ciekawość i może chęć poznania. Niektóre koty zdawały się rzeczywiście wierzyć w te brednie, a jeśli miałby znajomości wśród samych "wybranych", miałby lepszy start.
– Dzień dobry – zaczął tym razem bardziej oficjalnie – Jestem Ognik, syn Płomiennego Ryku – Przedstawił się jak na razie, z lekkim, uprzejmym uśmiechem na pysku.
– Dzień dobry. – odpowiedziała kotka grzecznie, uśmiechając się do starszego kociaka. Tak jak i on, postanowiła przestawić się oficjalnie. – Ja jestem Gru...Wró...Wrószka... Córeczka... Mamy i taty!
– Wróżka? Ciekawe imię, nigdy o takim nie słyszałem. Co oznacza? – Spytał z grzecznym zainteresowaniem. Może i mieli jakieś wymyślne imiona, ale nie uważał tego w błębi za coś złego. Sprawiało to, że się wyróżniali z tłumu, a o to chodziło.
– Oznacza... Roślinkę! – miauknęła z entuzjazmem, dzieląc się wiedzą zasłyszaną od ojca. – Tata mówił, że ta roślinka rośnie poza terenami Klanu Burzy. Podobno mam oczy w jej kolorze i jestem wyjątkowa, tak samo, jak i ona. Dlatego jestem Wrószka.
– No, mój tata też wie wiele rzeczy, wiesz? – napuszył się, nie chcąc być gorszym – A dzięki temu i ja wiem dużo, bo się ze mną wieloma rzeczami dzieli – Było to oczywiste kłamstwo. Z ojcem miał gorszy kontakt od losowego ucznia wymieniającego mech w legowisku.
– Naprawdę? Ale... nie wiedziałeś, co oznacza moje imię, więc twój tata pewnie też nie wiedział. – Mówiąc to, albinoska przekręciła się na bok, by już chwilę później leżeć na plecach i spoglądać na rudego znajdującego się do góry nogami. Mimo, że z jej pyszczka wybrzmiał przytyk w stronę starszego, zresztą nie do końca umyślnie, obdarowała go słodkim kocięcym uśmiechem. – Jakby wiedział to by ci powiedział, prawda? – Wyciągnęła w stronę pyska kocura łapki, starając się dosięgnąć jego ucha. – Nie jest wywinięte! Dlaczego? – Zrobiła smutną minke.
– Bo to wie twój tata, mój jest z klanu więc nie ma takiej wiedzy. Jesteśmy w klanie już od wielu pokoleń. I tak, gdyby wiedział na pewno by się ze mną podzielił. – pochwalił się, próbując wybrnąć słownie z sytuacji. Zaraz jednak rzucono w niego inne pytanie, które tak naprawdę raz go może nękało, jednak potem nigdy więcej. Nie był idealną kopią ojca, jednak i tak był mu najbliższy, ze względu na brak srebrzystości – A czemu ma być wywinięte? Mają wywinięte już moje siostry.
– Nie wiem... Skoro one mają, to ty też chyba powinieneś takie mieć. Chyba. – odparła, sama nie znając na to pytanie odpowiedzi. Była pewna, że kocur będzie znał, a sam zadał jej pytanie. – Myślałam, że miałeś, ale odwinąłeś. – Obróciła się. – Czyli... Twoja rodzina założyła Klan Burzy?
– Ja mam uszy po mamie – odpowiedział, nieco ugodzony w ego. I po co miałby je sobie odwijać? Przecież tak się nie da, oh, czy ona była głupia? – A moja rodzina doprowadziła klan do świetności – Nie potwierdził jej słów, ale też nie do końca zaprzeczył – Wtedy nasz ród był potężny. Teraz wciąż jest, oczywiście, ale jest pewna różnica.
– Jaka? – Dopytywała.
Ah, zażywa własnego lekarstwa. Nie mógł jednak pozwolić by go wybito z tropu.
– Nie jesteśmy już u władzy – wypowiedział te słowa spokojnie – Ale ta-ojciec mówi, że się to zmieni.
– A co jak ktoś nie lubi zmian? I ich nie będzie chciał. Wtedy nie będzie u wła-władzy.
– Ojciec twierdzi inaczej, a on ma zawsze rację – rzucił, w duchu już jakby poirytowany – Z resztą, za młoda jesteś żeby zrozumieć.
– Wcale nie! Jestem duża! Tata mówi...
– Jasne, kogo obchodzi co gada twój ojciec? – przymknął jej jadaczkę łapą przerywając w pół zdania, przekręcając nieco głowę i patrząc na kociaka z góry, zostawiając za sobą dobre wychowanie – Odkąd się urodziliście jedyne co robi to się puszy jakby sam was wypchnął na świat.
Zamrugała zaskoczona z faktu, że kocur przyłożył jej łapę do pyszczka, uniemożliwiając swobodne mówienie. W zaledwie chwilę zmienił zachowanie względem jej osoby. Nie był już miły. To widocznie wystarczyło, aby dać kotce powód do płaczu. Cichutko pociągnęła nosem, pozwalając, aby łzy powoli spływały po jej policzkach, mocząc jej śnieżnobiałe futerko. Zadziałało to natychmiastowo. Kocur szybko zabrał łapę, otrzepując ją z jakichkolwiek wydzielin, jakie zdążyły się na niej osadzić (lub nie). Co za przerażające przedstawienie. Nie miał zielonego pojęcia, co się dzieje.
– Co... co ty... przestań. – Zażądał zmieszany, oglądając się dookoła z przestrachem.
– Mnie obchodzi... – Pociągnęła nosem. – I moją mamę... I Lotosa... I Białego... – wymieniała, mrużąc mokre oczka. – To nie było miłe... – Spojrzała na łapę kocura, która jeszcze chwilę temu zatykała jej pyszczek. – Nie rób tak więcej, dobrze?
– Hmmm? Skoro chcesz. – mruknął jakby od niechcenia, zerkając z góry na kocię, wcale nie będąc szczególnie zadowolony. Ale przynajmniej nie rozryczała się bardziej. Poza tym, jak jej teraz jeszcze powie, że raczej ich matki nie obchodzi co mówi ich ojciec, to pewnie znowu się rozryczy i wrzaśnie. Co za utrapienie – Z resztą, wy się nie liczycie – kontynuował – To oczywiste, że słuchacie głowy rodziny. Po prostu reszta klanu ma to gdzieś. W tym ja.
– W takim razie nie miej. – Powiedziała, tak jakby to było proste. – Chyba, że chcesz, aby Klan Gwiazdy się na ciebie zezłościł. Mogę im powiedzieć, a nawet nie muszę, bo patrzą teraz na nas i wiedzą, że byłeś dla mnie niemiły – Uniosła spojrzenie na sklepienie żłobka. – Widzieli, że mi przyciskałeś łapkę do pyszczka. Gdy tak będziesz mi robił, to nie będę mogła przekazywać ich słów. I wtedy... – No właśnie co wtedy? Zdawała się być lekko zmieszana. – Będzie się źle działo w klanie. Gwiezdni nie pozwolą być twojej rodzinie u władzy! Jeśli tego pragniesz ty i twój tata, to musicie być dla mnie i dla mojej rodziny mili.
– Taka sama... – Westchnął jakby ze zmęczenia. Czyli niczym się nie różniła od tamtego pajaca. Z tą różnicą, że Wróżka była kotką i płakała jak się jej pysk zamknęło. – Ha, daj spokój, kto w to wierzy? W Klanie Gwiazdy są moi przodkowie, na pewno mnie poprą, jeśli będzie trzeba. Bycie miłym dla ciebie niczego nie zmienia.
– Ja wierzę. I inne koty również, ten szary starszy kocur i ta ładna ruda kotka. To chyba twoja ciocia, prawda? – Uśmiechnęła się na wspomnienie medyczki. – Jest bardzo miła. Lubię ją. – Rozejrzała się po kociarni, starając się odszukać wzrokiem ojca. – Nie mam jeszcze snów i Klan Gwiazdy do mnie jeszcze nie przemawia, bo bym nie potrafiła zinter... interpre... – Nie potrafiła się wysłowić, ale dało się jako tako zrozumieć co chciała przekazać. Wzięła głęboki wdech – A to czy będziesz dla mnie miły ...zmienia. I to dużo. Bo mogę być twoją przyjaciółką. A ty... Wydajesz się być... samotny? – Przekrzywiła łebek, mając nadzieję, że uda jej się dojrzeć, to co kryje się w środku rudego.
– Czemu miałbym być? Mam całą rodzinę przy sobie. – Zmarszczył czoło. Kotka wygaduje większe bzdury niż jej brat. Może zaraz mu przepowie przyszłość i odczyta aurę? – A co do ciotki to oczywiste, że wierzy w takie bzdety, w końcu jest medyczką, to praktycznie jej zadanie.
– To nie bzdety. – Mówiąc to stanęła na tylnych łapach, chcąc dorównać wielkości starszemu, aby mieć na tej samej wysokości oczy. – Rodzina jest ważna, ale przyjaciele też są potrzebni. – Oparła łapy o pysk kocura, ignorując fakt, że najpewniej chciał ją strącić. Wpatrywała się w jego oczy, po czym zadowolona z siebie ogłosiła. – Gratulację, zyskałeś pierwszego przyjaciela!
Patrzył na nią w osłupieniu. Co ona wygadywała?
– Czekaj, że co?
– Przyjaciela! Nie wiesz co to?
– Oczywiście, że wiem! Ty...! – Odsunął się, kompletnie zbity z tropu, łapą mozolnie, jakby siły w niej nie miał, zgarniając dwie łapki ze swojego pyska. Odsunął głowę, patrząc nań jakimś obcym spojrzeniem. Kompletnie pomylona! Dziwna, strasznie dziwna! Kto tak robi? Nikt po prostu nie podchodzi do drugiego kota i ogłasza, że jest się jego przyjacielem, to chore! Nie był szkolony na takie sytuacje. Tak, to na pewno wina Alby. On jest dziwny, więc jego córka też. Gorzej, jest przerażająca! Lotos był po prostu śmieszny, ale ona? Tak, to jakaś nowa kreatura, z którą wcześniej nie miał styczności i na pewno miała zamiar go zjeść, wyssać z niego rudość i powiedzieć, że to był taki plan od początku. Nikt prócz mamy nie mógł być po prostu miły bez powodu, to wręcz nienaturalne. Nawet z rodzeństwem sobie dokuczali.
– Ty weź się... lecz się, tak! Na pewno ci się mózg przegrzał – Próbował się kpiąco uśmiechnąć, szybko się wycofując. To dziecko było autentycznie pierwszą rzeczą, która wywoływała w nim dreszcze.
Podszedł razu pewnego do kotki, zaciekawiony nieco jej osobą. Już miał styczność z jednym z tej świętej trójcy i nie miał zbyt dobrego nastawienia, jednak nie chciał przy tym wyjść na gbura, żeby nie przynieść wstydu rodzinie. No i też kierowała nim czysta ciekawość i może chęć poznania. Niektóre koty zdawały się rzeczywiście wierzyć w te brednie, a jeśli miałby znajomości wśród samych "wybranych", miałby lepszy start.
– Dzień dobry – zaczął tym razem bardziej oficjalnie – Jestem Ognik, syn Płomiennego Ryku – Przedstawił się jak na razie, z lekkim, uprzejmym uśmiechem na pysku.
– Dzień dobry. – odpowiedziała kotka grzecznie, uśmiechając się do starszego kociaka. Tak jak i on, postanowiła przestawić się oficjalnie. – Ja jestem Gru...Wró...Wrószka... Córeczka... Mamy i taty!
– Wróżka? Ciekawe imię, nigdy o takim nie słyszałem. Co oznacza? – Spytał z grzecznym zainteresowaniem. Może i mieli jakieś wymyślne imiona, ale nie uważał tego w błębi za coś złego. Sprawiało to, że się wyróżniali z tłumu, a o to chodziło.
– Oznacza... Roślinkę! – miauknęła z entuzjazmem, dzieląc się wiedzą zasłyszaną od ojca. – Tata mówił, że ta roślinka rośnie poza terenami Klanu Burzy. Podobno mam oczy w jej kolorze i jestem wyjątkowa, tak samo, jak i ona. Dlatego jestem Wrószka.
– No, mój tata też wie wiele rzeczy, wiesz? – napuszył się, nie chcąc być gorszym – A dzięki temu i ja wiem dużo, bo się ze mną wieloma rzeczami dzieli – Było to oczywiste kłamstwo. Z ojcem miał gorszy kontakt od losowego ucznia wymieniającego mech w legowisku.
– Naprawdę? Ale... nie wiedziałeś, co oznacza moje imię, więc twój tata pewnie też nie wiedział. – Mówiąc to, albinoska przekręciła się na bok, by już chwilę później leżeć na plecach i spoglądać na rudego znajdującego się do góry nogami. Mimo, że z jej pyszczka wybrzmiał przytyk w stronę starszego, zresztą nie do końca umyślnie, obdarowała go słodkim kocięcym uśmiechem. – Jakby wiedział to by ci powiedział, prawda? – Wyciągnęła w stronę pyska kocura łapki, starając się dosięgnąć jego ucha. – Nie jest wywinięte! Dlaczego? – Zrobiła smutną minke.
– Bo to wie twój tata, mój jest z klanu więc nie ma takiej wiedzy. Jesteśmy w klanie już od wielu pokoleń. I tak, gdyby wiedział na pewno by się ze mną podzielił. – pochwalił się, próbując wybrnąć słownie z sytuacji. Zaraz jednak rzucono w niego inne pytanie, które tak naprawdę raz go może nękało, jednak potem nigdy więcej. Nie był idealną kopią ojca, jednak i tak był mu najbliższy, ze względu na brak srebrzystości – A czemu ma być wywinięte? Mają wywinięte już moje siostry.
– Nie wiem... Skoro one mają, to ty też chyba powinieneś takie mieć. Chyba. – odparła, sama nie znając na to pytanie odpowiedzi. Była pewna, że kocur będzie znał, a sam zadał jej pytanie. – Myślałam, że miałeś, ale odwinąłeś. – Obróciła się. – Czyli... Twoja rodzina założyła Klan Burzy?
– Ja mam uszy po mamie – odpowiedział, nieco ugodzony w ego. I po co miałby je sobie odwijać? Przecież tak się nie da, oh, czy ona była głupia? – A moja rodzina doprowadziła klan do świetności – Nie potwierdził jej słów, ale też nie do końca zaprzeczył – Wtedy nasz ród był potężny. Teraz wciąż jest, oczywiście, ale jest pewna różnica.
– Jaka? – Dopytywała.
Ah, zażywa własnego lekarstwa. Nie mógł jednak pozwolić by go wybito z tropu.
– Nie jesteśmy już u władzy – wypowiedział te słowa spokojnie – Ale ta-ojciec mówi, że się to zmieni.
– A co jak ktoś nie lubi zmian? I ich nie będzie chciał. Wtedy nie będzie u wła-władzy.
– Ojciec twierdzi inaczej, a on ma zawsze rację – rzucił, w duchu już jakby poirytowany – Z resztą, za młoda jesteś żeby zrozumieć.
– Wcale nie! Jestem duża! Tata mówi...
– Jasne, kogo obchodzi co gada twój ojciec? – przymknął jej jadaczkę łapą przerywając w pół zdania, przekręcając nieco głowę i patrząc na kociaka z góry, zostawiając za sobą dobre wychowanie – Odkąd się urodziliście jedyne co robi to się puszy jakby sam was wypchnął na świat.
Zamrugała zaskoczona z faktu, że kocur przyłożył jej łapę do pyszczka, uniemożliwiając swobodne mówienie. W zaledwie chwilę zmienił zachowanie względem jej osoby. Nie był już miły. To widocznie wystarczyło, aby dać kotce powód do płaczu. Cichutko pociągnęła nosem, pozwalając, aby łzy powoli spływały po jej policzkach, mocząc jej śnieżnobiałe futerko. Zadziałało to natychmiastowo. Kocur szybko zabrał łapę, otrzepując ją z jakichkolwiek wydzielin, jakie zdążyły się na niej osadzić (lub nie). Co za przerażające przedstawienie. Nie miał zielonego pojęcia, co się dzieje.
– Co... co ty... przestań. – Zażądał zmieszany, oglądając się dookoła z przestrachem.
– Mnie obchodzi... – Pociągnęła nosem. – I moją mamę... I Lotosa... I Białego... – wymieniała, mrużąc mokre oczka. – To nie było miłe... – Spojrzała na łapę kocura, która jeszcze chwilę temu zatykała jej pyszczek. – Nie rób tak więcej, dobrze?
– Hmmm? Skoro chcesz. – mruknął jakby od niechcenia, zerkając z góry na kocię, wcale nie będąc szczególnie zadowolony. Ale przynajmniej nie rozryczała się bardziej. Poza tym, jak jej teraz jeszcze powie, że raczej ich matki nie obchodzi co mówi ich ojciec, to pewnie znowu się rozryczy i wrzaśnie. Co za utrapienie – Z resztą, wy się nie liczycie – kontynuował – To oczywiste, że słuchacie głowy rodziny. Po prostu reszta klanu ma to gdzieś. W tym ja.
– W takim razie nie miej. – Powiedziała, tak jakby to było proste. – Chyba, że chcesz, aby Klan Gwiazdy się na ciebie zezłościł. Mogę im powiedzieć, a nawet nie muszę, bo patrzą teraz na nas i wiedzą, że byłeś dla mnie niemiły – Uniosła spojrzenie na sklepienie żłobka. – Widzieli, że mi przyciskałeś łapkę do pyszczka. Gdy tak będziesz mi robił, to nie będę mogła przekazywać ich słów. I wtedy... – No właśnie co wtedy? Zdawała się być lekko zmieszana. – Będzie się źle działo w klanie. Gwiezdni nie pozwolą być twojej rodzinie u władzy! Jeśli tego pragniesz ty i twój tata, to musicie być dla mnie i dla mojej rodziny mili.
– Taka sama... – Westchnął jakby ze zmęczenia. Czyli niczym się nie różniła od tamtego pajaca. Z tą różnicą, że Wróżka była kotką i płakała jak się jej pysk zamknęło. – Ha, daj spokój, kto w to wierzy? W Klanie Gwiazdy są moi przodkowie, na pewno mnie poprą, jeśli będzie trzeba. Bycie miłym dla ciebie niczego nie zmienia.
– Ja wierzę. I inne koty również, ten szary starszy kocur i ta ładna ruda kotka. To chyba twoja ciocia, prawda? – Uśmiechnęła się na wspomnienie medyczki. – Jest bardzo miła. Lubię ją. – Rozejrzała się po kociarni, starając się odszukać wzrokiem ojca. – Nie mam jeszcze snów i Klan Gwiazdy do mnie jeszcze nie przemawia, bo bym nie potrafiła zinter... interpre... – Nie potrafiła się wysłowić, ale dało się jako tako zrozumieć co chciała przekazać. Wzięła głęboki wdech – A to czy będziesz dla mnie miły ...zmienia. I to dużo. Bo mogę być twoją przyjaciółką. A ty... Wydajesz się być... samotny? – Przekrzywiła łebek, mając nadzieję, że uda jej się dojrzeć, to co kryje się w środku rudego.
– Czemu miałbym być? Mam całą rodzinę przy sobie. – Zmarszczył czoło. Kotka wygaduje większe bzdury niż jej brat. Może zaraz mu przepowie przyszłość i odczyta aurę? – A co do ciotki to oczywiste, że wierzy w takie bzdety, w końcu jest medyczką, to praktycznie jej zadanie.
– To nie bzdety. – Mówiąc to stanęła na tylnych łapach, chcąc dorównać wielkości starszemu, aby mieć na tej samej wysokości oczy. – Rodzina jest ważna, ale przyjaciele też są potrzebni. – Oparła łapy o pysk kocura, ignorując fakt, że najpewniej chciał ją strącić. Wpatrywała się w jego oczy, po czym zadowolona z siebie ogłosiła. – Gratulację, zyskałeś pierwszego przyjaciela!
Patrzył na nią w osłupieniu. Co ona wygadywała?
– Czekaj, że co?
– Przyjaciela! Nie wiesz co to?
– Oczywiście, że wiem! Ty...! – Odsunął się, kompletnie zbity z tropu, łapą mozolnie, jakby siły w niej nie miał, zgarniając dwie łapki ze swojego pyska. Odsunął głowę, patrząc nań jakimś obcym spojrzeniem. Kompletnie pomylona! Dziwna, strasznie dziwna! Kto tak robi? Nikt po prostu nie podchodzi do drugiego kota i ogłasza, że jest się jego przyjacielem, to chore! Nie był szkolony na takie sytuacje. Tak, to na pewno wina Alby. On jest dziwny, więc jego córka też. Gorzej, jest przerażająca! Lotos był po prostu śmieszny, ale ona? Tak, to jakaś nowa kreatura, z którą wcześniej nie miał styczności i na pewno miała zamiar go zjeść, wyssać z niego rudość i powiedzieć, że to był taki plan od początku. Nikt prócz mamy nie mógł być po prostu miły bez powodu, to wręcz nienaturalne. Nawet z rodzeństwem sobie dokuczali.
– Ty weź się... lecz się, tak! Na pewno ci się mózg przegrzał – Próbował się kpiąco uśmiechnąć, szybko się wycofując. To dziecko było autentycznie pierwszą rzeczą, która wywoływała w nim dreszcze.
ᔕ◦∙⚜∙◦ᔓ
Już na następny dzień po mianowaniu, dostał zadanie od Kminka, kiedy wrócili do obozu.
,,Zanieś to matkom" polecił. Chcąc nie chcąc, chwycił jakiegoś królika w zęby, kierując się do żłobka. Jeszcze zanim wszedł do środka, starał się kilkoma liźnięciami ułożyć potargane przez wiatr futro na grzbiecie, jednak niewiele to dało. Szczególnie wnerwiający był śnieg. Znienawidził go już od pierwszego z nim zetknięcia, bowiem białe, lepkie coś, przyczepiało się do futra, tworzyło grudki i było nieprzyjemnie chłodne. Będzie chory, na pewno! A to wszystko wina jego własnego mentora, który nie potrafił znaleźć innych zajęć. A teraz nie dość, że był zmarznięty, przemoczony i brudny, to jeszcze cały obolały. Po treningu powinien odpocząć, tak mu przysługiwało! Ale nieee, idź zanieś królika. Parsknął, wchodząc do środka. Następnym razem znajdzie sobie kogoś, kto zrobi to za niego. Skrzyp by się nadawał idealnie na chłopca na posyłki, nie ma co. Stojąc w ciepłym żłobku, niemal natychmiast poczuł senność, oczy jednak pozostawały całkiem żywe. Zlokalizował śpiącą kotkę, do której to przydreptał, wlekąc posiłek. A przy niej, trzy małe, irytujące stwory. Niemal się wzdrygnął, gdy jeden z nich podniósł na niego swój wzrok. Przez trening całkowicie zapomniał o małym demonie, który zaproponował mu przyjaźń.
<Wruszka?>
[1579 słów]
[1579 słów]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz