Skierowała kroki do legowiska medyków w jednym celu. Musiała porozmawiać ze Strzyżykowym Promykiem. Kotka jako córka ich nowej liderki, mogła cieszyć się wielkimi wpływami, które zostały jej sprzątnięte sprzed nosa. Nie zamierzała jednak robić o to awantur, a przyłączyć ją do ich grupki. Warto było mieć wpływowych przyjaciół i zdawała sobie z tego sprawę. Może i różnił ich wiek, ale jak dla niej to nie była przeszkoda.
— Strzyżykowy Promyku, jesteś tu może? — zawołała od progu, zaglądając do wnętrza legowiska medyków. Widząc kocicę, która właśnie coś grzebała w stercie ziółek, z uśmiechem wkroczyła do środka, prostując się dumnie. — Oh, witaj! — przywitała się z nią, zbliżając w jej stronę. — Przyszłam z pewną sprawą, ale najpierw chcę ci powinszować. Musisz być dumna z matki — powiedziała, chociaż wewnętrznie aż w niej wrzało. Dalej nie mogła pogodzić się ze stratą takich wpływów. Gdyby jej ojciec był liderem, władze miałaby na wyciągnięcie łapy.
Medyczka podniosła głowę znad sterty intensywnie pachnących ziół, prostując się. Skinęła głową, gdy ta skończyła, uśmiechając się delikatnie i promiennie.
— Czy mogę być z niej "dumna"? Powiedziałabym raczej, że czuję podziw. Jednak tak, jestem zadowolona z tego, że moja matka objęła rządy. Wyprowadzi Klan Nocy na prostą — tak jak zwykle, ton jej głosu był wyjątkowo opanowany, a cała postawa ciała pewna siebie. — A w jakim konkretnym celu tutaj przychodzisz, Makowe Pole?
Skinęła łbem. Mimo tego, że żywiła urazę do odebranych wpływów, tak wierzyła w to, że Daliowy Pąk poradzi sobie dobrze w roli lidera. Przynajmniej kocica nie odeśle jej, składając jakieś puste obietnice, że coś zrobi, gdy była atakowana przez świrów w klanie, jak to było w przypadku Rudzikowego Śpiewu. Nie widziała w końcu, by Źródlanemu Dzwonku czy też Trupokoszwi się dostało za ich karygodne zachowanie. Jej oczy błysnęły gorliwie, jak gdyby wciąż pamiętając jak wspaniale oglądało się śmierć tego zawszonego rudzielca. Zasłużył na taki koniec.
— Wiesz... Chodzi o mojego ojca. — Skrzywiła się nieznacznie, ponieważ dalej czuła wstyd spowodowany zachowaniem kocura. — Dalej ryczy i nie może się uspokoić. Dałabyś mi coś, co mogłoby mu pomóc? Robi mi okropny obciach! — prychnęła niezadowolona. — Chciałabym, aby wziął się w garść i pokazał twojej mamie, że już z nim lepiej i akceptuje jej rządy. Nie chcę, aby kisił się w starszyźnie z tą... — Zmarszczyła nos. — Z tą staruchą... Z nią też coś Daliowa Gwiazda powinna zrobić. Ten jej trup tam się wręcz rozkłada.
Na pysku rudej pojawił się nieznaczny grymas.
— Dobry zastępca powinien zaakceptować zmianę władzy, jeśli jest korzystna dla klanu. Na zgromadzeniu nawet nie drgnął, żeby zarzucić Mrocznej Gwieździe co zrobił z Nocniaczką. Matka musiała robić wszystko sama — westchnęła, zaraz odwróciwszy się z powrotem do składziku, wyjmując z niego ziarna maku i rozkładając je na obszernym liściu. Podsunęła zawiniątko pod łapy wojowniczki. — Nie wiem, jakiej dawki potrzebuje, ale powinno starczyć. A co do Lepkich Łapek... Byłam u niej jakiś czas temu skontrolować stan jej zdrowia. Śmierdzi rozkładającym się ciałem. Chciałam podać jej mocniejsze zioła, ale... Sama umrze prędzej czy później. Czas ją dobije. Ledwo chodzi. Chociaż zamieszkanie tego legowiska po kimś takim byłoby hańbą niegodną Trzcinowej Sadzawki.
— Prawda? Może i mój ojciec jest mysim móżdżkiem i zbłaźnił się przed klanem, ale jest wciąż użyteczny, a nie jak to coś — fuknęła mając na myśli Lepkie Łapki. — A zresztą... Ja go naprostuje. Potrzebuje najwyraźniej kogoś kto go poprowadzi. Ah... Jaka ja byłam głupia! Gdybym wcześniej zauważyła, że jest taką ciepłą kluchą, to raz dwa bym go wzięła w obroty. — Przysunęła do siebie roślinę, uśmiechając się promiennie do medyczki. — Dziękuję ci, Promyczku. Jeżeli będziesz chciała kiedyś wpaść do mnie, Pszczółki czy Cedr to zapraszamy. Trzeba wychodzić czasem do kotów, by tak o pogadać.
— Cofnąć czasu nie możesz, ale pomóc mu jak najbardziej — miauknęła medyczka, unosząc jedną brew. — Oczywiście, skorzystam z twojej szczodrej propozycji. — Uśmiechnęła się.
— W takim razie już nie przeszkadzam. — Chwyciła zawiniątko i poszła podać je ojcu.
Czas było wziąć się za burasa, póki miała jeszcze do niego cierpliwość.
***
Weszła do legowiska starszyzny, podchodząc od razu do ojca, który kulił się w kącie. Na jej widok uniósł łeb, szybko ścierając dowody tego, że wciąż opłakiwał dawnego lidera ich klanu. Ugh... Aż ją skręciło na ten widok.
Przysiadła obok Trzcinowej Sadzawki, kładąc mu pod łapy ziarna maku. O ironio jej imię również pochodziło od tej rośliny, co uznała za pewnego rodzaju znak. Bo to właśnie dzięki niej się uspokoi i wyjdzie na prostą.
— Tato, zjedz je. — Przysunęła je bliżej jego pyska.
— Ale... — zaczął, chcąc zapewnić ją najwidoczniej, że takie środki nie będą konieczne. Ona jednak wiedziała swoje i nie zamierzała mu ulec. Wręcz odwrotnie. Sprawi, że to on ugnie przed nią kark.
— Tato, martwię się o ciebie. Widzę, że nie możesz spać. Masz zapuchnięte oczy. W klanie... Szepczą o tobie takie straszne rzeczy. Chcesz, aby i ze mnie drwili, bo jestem twoją córką? Chcesz złamać mi serce? — Zacisnęła mocno pysk, udając przed nim, że zaraz i ona się popłaczę.
Ojciec widząc to, podniósł się szybko i pokręcił głową.
— Nie, nie... Przepraszam, Maczku. Wezmę je — i na potwierdzenie swoich słów, łyknął przyniesiony medykament.
Na jej pysku pojawił się uśmieszek. To było takie proste. Normalnie jak z kocięciem. Położyła mu łapę na barku i delikatnie pchnęła, by ten się położył. Dawny zastępca nie protestował, układając się na grzbiecie i wpatrując się coraz bardziej sennym wzrokiem przed siebie.
— Pamiętaj co mi obiecałeś — Usiadła tak, by jego łeb znajdował się pomiędzy jej łapami. Wbiła wzrok w jego zielone oczy. — Nie zawiedź mnie, bo inaczej... — Musnęła go pazurem pod brodą, co nie zostało zarejestrowane przez jego coraz bardziej otępiały umysł. Uśmiechnął się do niej.
— Nie zawiodę, córeczko. Zrobię dla ciebie wszystko. — Ziewnął.
Jej uśmiech się poszerzył. Tak... Wiedziała o tym. Wystarczyło trochę się o niego potroszczyć, a zaraz zapomni o Rudzikowym Śpiewie. Wyjdzie na koty... Dla niej.
— Dobranoc tato — szepnęła, gdy jego wzrok uciekł i zapadł w sen.
Wstała i opuściła legowisko starszych, rzucając obrzydzony wzrok na Lepkie Łapki, której zapach prosił o pomstę do nieba. Musiała jak najszybciej naprawić ojca. Nie mógł zgnić jak to coś. Był jej jeszcze potrzebny.
***
Wylegiwała się obok Pszczółki, która opowiadała jej o przebiegu dnia. Nic się ciekawego nie działo w klanie... Sądziła, że ktoś dostanie po mordzie. O! Na przykład taki Zdradziecka Rybka, ale ten dalej egzystował w spokoju. Zajęcza Troska musiała być strasznie z tego powodu niezadowolona. Ona chętnie by poobserwowała jak ten czekoladowy śmierdziel dostaje jakieś manto. Cedr zwróciła głowę w stronę Strzyżyk, gdy ta właśnie weszła do obozu, co spowodowało, że jej wzrok spoczął na medyczce. Uniosła się na łapy, co spowodowało przerwanie paplaniny Pszczółki.
— Hej, Promyczku, jak tam mija dzień?
Nie zauważyła jak Pszczoła na to sformułowanie zerka zaskoczona na Strzyżyk, by zaraz wbić wzrok w swoje łapy z zaciśniętym pyskiem.
<Strzyżyk?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz