Wygrana nad Klanem Burzy bardzo go cieszyła. Miał nadzieję, że na tym jego związki z liderem wilczaków się skończą. Nie chciał już oglądać jego mordy nigdy więcej, mimo tego, że Mroczna Gwiazda dotrzymał słowa. Za pomoc dostali trochę terenów należących niegdyś właśnie do Klanu Wilka, co było dość hojne. A może głupie? Klanowi Klifu na pewno to wyjdzie na dobre, zwłaszcza że mieli mało drzew w okolicy, a teren podarowany przez lidera Wilczaków zahaczał o las. Nie narzekał. Przynajmniej polowania będą bardziej efektywne.
Nie przejmował się tym co stanie się z Burzakami. To nie był jego problem. Sami doprowadzili do tej sytuacji. Gdyby inaczej rozwiązali tą sprawę, nie siłowo, a słowem, być może do tej tragedii nawet by nie doszło.
Teraz siedział na granicy, ponieważ Mroczna Gwiazda chciał się z nim widzieć. Musiał przyznać, że to go nie cieszyło. Wręcz niechęć i znużenie miał wymalowane na pysku. Znów będzie gadać wieki... To cud, że ostatnim razem nie usnął. Miał jednak nadzieję, że to będzie ich ostatnie spotkanie, ponieważ nie widziało mu się przychodzenie na jego zawołanie niczym jakiś pies. Był liderem i powinien ustanowić pomiędzy nimi widoczną granicę.
Widząc, że jego towarzysz się zjawił, skinął mu na powitanie głową.
— O co znowu chodzi, Mroczna Gwiazdo? Jakieś problemy nękają ponownie wasz klan?
— Nie. Po zwycięskiej wojnie? — Kąciki jego ust rozsunęły się, ukazując lekki uśmiech. — Przyszedłem uczcić tą okazję i upewnić się, że nasza współpraca dalej jest trwała.
Uczcić? Jego brwi uniosły się w zdziwieniu. Sądził, że Klan Wilka wolał świętować w swoim zacisznym gronie. Pierwszy raz słyszał o takim spoufalaniu się z sojusznikiem. Może jeszcze zawołają wojowników i każą im spędzać ten czas razem? Naprawdę Wilczak to miał pomysły...
— Oczywiście, Mroczna Gwiazdo. Nasze klany są w przyjacielskich stosunkach, o to nie musisz się martwić — zapewnił go, mając nadzieję, że tyle starczy z ich rozmowy, która w zasadzie była bezsensowna.
Van uśmiechnął się.
— Zawsze lepiej mieć pewność, Grzybowa Gwiazdo. Pamiętaj, dzięki współpracy z kim zdobyliście te tereny. Jeśli los będzie sprzyjał, może i Klan Nocy nie zachowa urazy z powodu jednostki. Jak trzyma się Klan Klifu? — Taksował go wzrokiem, nie pokazując po sobie swojego rozbawienia.
— Ta wojna pochłonęła kilka istnień. Nie zdziwię się jeżeli zaczną obwiniać mnie za tą decyzję. Lider zawsze jest oceniany i uchodzi za tego złego, gdy zginą koty. Niektórzy nie rozumieją, że tym sposobem zapewniamy sobie spokój na kolejne księżyce. — Machnął ogonem, a jego ponura mina tylko się pogłębiła. — Mój klan nie chcę więcej wojen. Mam nadzieję, że Klanowi Nocy nie wpadnie nic głupiego do głowy. Pokój to coś na czym nam teraz najbardziej zależy.
Po to właśnie powstała Rada, a Aksamitna Chmurka została zastępcą. Jego klan chciał spokojnego życia, bez żadnych sprzeczek, które nękały pozostałe klany.
— Nie unikniesz wojen, Grzybowa Gwiazdo. Klany rosły w siłę tylko pod przewodnictwem ambitnych przywódców, którzy mieli na względzie swój klan. Nie jednostki, które poniosą przy tym straty. Zauważ, że na tym polega życie w klanach. To wieczne ryzyko, mniejsze czy większe, ale zawsze jest. A jednak koty się na to godzą. Ile Klifiaków uciekło, by zostać pieszczochem? Zakładam, że niewiele. Jeśli są lojalni, poświęcą się dla dobrej sprawy. Wiele kotów będzie nazywać ciebie, mnie i wielu innych złym, ale są po prostu ślepi. Ja robię to, co jest dobre dla mojego klanu. Nie dla jednostek, które go tworzą.
Położył po sobie uszy, słysząc te słowa. Wiedział, że ta wizja była bardzo utopijna, lecz starał się, aby chociaż w minimalnym stopniu się spełniła. To był jego obowiązek jako lidera. Ochrona swoich bliskich.
— Mój klan ma bardzo burzliwą przeszłość. Jeżeli będę wyznawał podobne wartości co ty, nie będzie to się różnić od ambicji mrocznych duchów, które opętały mojego brata. Nie doszłoby do ich upadku, gdyby zachowywali się jak koty, a nie potwory. Strach powoduje tylko tyle, że ma się ochotę położyć jemu kres. Nie zamierzam umrzeć jak głupiec. Wielu we mnie widzi drugiego Lamparta, ponieważ dziele z nim krew. To ciężkie brzemię. Mój klan nie idzie za tyranami. Mamy inną mentalność.
— Rozumiem to, Grzybowa Gwiazdo. Ale mój klan się przeciw mnie nie buntuje. Bo dałem im wszystko, czego chcieli. Odbudowałem klan po ciężkich i nieudolnych rządach kotki, która wepchnęła się do władzy. Wyżywiłem ich w czasie głodu. Sprawiłem, że Klan Wilka nie jest cieniem samego siebie. Zawsze byliśmy tylko kozłem ofiarnym dla innych klanów. Stąd też pojawiły się ambicje, by pozostałe klany widziały w nas prawdziwe wilki, nie bandę słabych kotów, które nie są w stanie bronić własnego klanu. Są tacy, co mną gardzą. Nie potrafią zaakceptować tego, że moim priorytetem jest klan, a dopiero potem dobro jednostek. Nie okazują ani krzty wdzięczności za to, co zrobiłem dla Klanu Wilka. Strach w rzeczywistości jest dobrą metodą na umocnienie swojego klanu, Grzybowa Gwiazdo. Myślisz, że dlaczego Lisia Gwiazda owiał się taką legendą? Z pomocą strachu, klany myślą dwa razy, zanim zrobią sobie z kogoś wroga. Nie każdy potrafi to zrozumieć. Ale nie da się być dobrym przywódcą, będąc dobrym kotem. Mając pod opieką cały klan, nigdy nie będziesz w stanie zadowolić każdego. Zaakceptuj to, że jesteście grupą stworzoną do pełnienia wspólnych celów. Nie rodziną, która musi pilnować każdego jednego jej członka. To jest cała tajemnica.
No i się zaczęło. Na Klan Gwiazdy! Ten kot naprawdę nie potrafił powiedzieć czegoś w krótkich słowach! Zawsze się rozwodził nad jakąś kwestią, jakby próbował włożyć mu swoje przekonania do łba. Zamiast tego jednak dochodziło do takiej sytuacji, w której chciał się po prostu zawinąć i zostawić go samego z tymi swoimi przemyśleniami. Gdyby był jeszcze wojownikiem, zapewne by to zrobił. Teraz jednak reprezentował Klan Klifu, a co za tym idzie, zmuszony był siedzieć i znosić jego paplaninę, która nic nie wnosiła do tej rozmowy.
— Może i klany myślały dwa razy nim nas zaatakowały, lecz zawsze dochodziło do buntów wewnętrznych. Podzielony klan to również słaby klan. Nad takim ciężej zapanować — wytłumaczył mu to. — Mówisz tak, bo widzisz tylko jedną stronę, Mroczna Gwiazdo. Nie żyłeś w Klanie Klifu, różnimy się bardzo od twoich kotów.
— Nie wykluczam takiej możliwości Grzybowa Gwiazdo. Nie wątpię, że macie inne koty. Ale widzisz, podstawową różnicą między mną, a Lisią Gwiazdą - jeśli wierzyć opowieściom - jest fakt, że on kierował się furią. Ja myślę o tym, co dobre dla Klanu Wilka. Potrafię być brutalny, ale nigdy nie zabiłem nikogo bez powodu. Nie robię tego dla samego robienia. Koty nie są skłonne zdradzić klanu, bo wiedzą o konsekwencjach.
Mroczna Gwiazda zbliżył się do niego, wolnym krokiem okrążając lidera Klifiaków i uważnie taksując go wzrokiem.
— Może ty też powinieneś zmienić swoje priorytety.
Poczuł się... nieswojo, gdy zaczął tak blisko kręcić się wokół niego. Nie za bardzo rozumiał jaki miał w tym cel. Może robaki w tyłku? Za to słowa, które padły z jego pyska, bardzo mu się nie spodobały. Ostrożności nigdy za wiele, dlatego też jego czujność się wzmogła. Kto wie co siedziało temu szaleńcowi w głowie? Miał Klan Burzy, a co jeśli próbował teraz zyskać i Klan Klifu? Wiedział, że do tego nie dopuści. Nigdy. Nieważne jak bardzo kocur będzie stosował te swoje psychologiczne zagrywki.
— Co masz... na myśli? — Skrzywił się bardziej, przeklinając w duchu, że na następne spotkanie o ile takie będzie, przyjdzie z kimś z Rady. Nawet jeśli to miałaby być Aksamitna Chmurka. Nigdy więcej rozmów z nim sam na sam. Gość go niepokoił, a jego słowa tym bardziej. — Moim priorytetem jest ochrona klanu. Zależy mi tylko i wyłącznie na jego dobru i bezpieczeństwie.
— A jak chcesz dojść do tego celu, Grzybowa Gwiazdo? Bo pokojem i siedzeniem bezczynnie nic nie zdziałasz. Dasz innym klanom nieme przyzwolenie na atak. — Lider nachylił się bliżej niego, tak, że kącik pyska dotykał twarzy Klifiaka. — Razem jesteśmy silniejsi. Trwały sojusz to to, co zapewni nam prostą drogę do potęgi.
Jego serce na moment zamarło. Czuł się tak, jakby stał nie przed sojusznikiem, a drapieżnikiem, który chciał go pożreć. Odwrócił łeb, cofając się o krok, aby zrobić między nimi dystans. Może to był błąd, że to zrobił, bo ukazał swoją niepewność, ale na Klan Gwiazdy! Ta bliskość go wybiła z rytmu! Czy go podrywał? Miał nadzieję, że nie! Zacisnął mocno pysk, patrząc w te jego niebieskie oczy, starając się wyczytać z nich jego intencję. I oczywiście widział. Ten błysk zachłanności.
— Co masz na myśli mówiąc o trwałym sojuszu? Czy moje zapewnienia nie są wystarczające? Klany nie zaatakują nas. Nie damy im powodu. Jednakże jeżeli się odważą, będziemy walczyć o swoją wolność. Nie zamierzamy uginać karku przed nikim. Nie musisz się o to martwić... — grał swoją role dalej, udając że do tej sytuacji wcale nie doszło.
— Nie wątpię w twoje zapewnienia, Grzybowa Gwiazdo. Nie chciałem, byś tak to odebrał. Bardziej... Zwróciłem uwagę na to, że taki sojusz jest czymś, co pomogłoby nam utrzymać się wysoko w pozycji międzyklanowej. Już teraz jesteśmy silni, więc co będzie później? Możesz być tylko kolejnym liderem, który umrze i nikt nie będzie o nim pamiętać. Ale możesz zrobić coś więcej, coś, co ciebie przeżyje — Zmierzył go wzrokiem. — Jestem aż tak onieśmielający?
— Nie zależy mi na sławie. Chcę tylko spokoju i dobra swojego klanu — odpowiedział mu, na drugą część opuszczając ze wstydem uszy. — Nie przywykłem do tego, aby lider innego klanu chuchał mi w pysk. Może to ja powinienem zapytać ciebie, czy tu chodzi tylko i wyłącznie o sojusz dla dobra naszych klanów, czy o możliwość rozszerzenia swoich wpływów?
Mroczna Gwiazda był cwany jak lis, ale nie z nim te numery. Nie był idiotą, a tym bardziej nie da się mu zastraszyć, chociaż byłoby to dziwne. Byli w końcu sojusznikami, a ten zachowywał się tak, jakby obawiał się, że odwrócą się przeciwko niemu.
Wilczak uśmiechnął się.
— Niezależnie o którą z opcji chodzi, Klan Klifu wychodzi na tym na plus. Już teraz powiększyliście swoje terytoria. Więc co stoi na przeszkodzie, Grzybowa Gwiazdo? Nie tego właśnie chcesz? Dobra dla swojego klanu?
Potwierdził tym sposobem jego przypuszczenia. A więc jednak... O to chodziło. Jak miał to rozegrać? Nie miał wsparcia. Był tylko on i świr żądny władzy. Klanie Gwiazdy dopomóż.
— Zależy co masz na myśli mówiąc o tych sprawach. Bo jeżeli chcesz, aby Klan Klifu zaatakował Klan Nocy czy ten cały Owocowy Las, byś mógł nacieszyć się władzą, to będę zmuszony odmówić. Pomogliśmy ci, ponieważ byłeś ofiarą w tym konflikcie i to te dwa klany pierwsze wypowiedziały ci wojnę. Ochrona a bycie napastnikiem to dwie różne rzeczy, Mroczna Gwiazdo. Musisz sprecyzować czego dokładnie oczekujesz od Klanu Klifu, bo twoje wypowiedzi są zbyt ogólne i niejasne.
— Nie zamierzam atakować żadnego klanu, dopóki one zachowają neutralność. Chyba, że będę do tego zmuszony przez sytuację — odpowiedział kocur. Podszedł krok do przody, wpatrując się w oczy lidera Klifiaków. — Prosiłem o twoje zdanie, Grzybowa Gwiazdo. Nie o zdanie Klanu Klifu. Nie oczekuję nic od niego, a od ciebie.
Cholera co on miał z tym skracaniem odległości? Tym razem się nie cofnął, a wyprostował, by dodać sobie pewności siebie. Zmierzył go nieodgadnionym spojrzeniem, zastanawiając się nad swoimi krokami. Klanie Gwiazdy, ratuj. Czemu to on musiał akurat być liderem i użerać się z tym typem?!
— Jako lider reprezentuje cały klan. To nie jest... spotkanie towarzyskie — ugasił jego zapał, tylko po to, by odwlec w czasie odpowiedź. — Jeżeli nie macie za plecami żadnych podejrzanych zamiarów względem innych klanów, nie musisz się obawiać o nasz sojusz. Nie jestem głupcem. Doceniam swoich wrogów... jak i przyjaciół.
Oczywistym było, że słowo "wrogowie", już powoli cisnęło mu się na pysk, gdy widział czarno-białego. Gdyby wcześniej wiedział o jego splugawieniu, a może raczej... o planach, bo o jego czarnej duszy krążyło wiele plotek, na pewno dzisiaj nie stałby w tym miejscu.
— Chcę poznać ciebie, Grzybowa Gwiazdo, nie to, co skrywasz pod pancerzem. Ale podziwiam twoje umiejętności aktorskie — miauknął z krzywym uśmiechem. — Wojny Klanowi Wilka na ten moment nie są potrzebne. Mamy wszystko pod dostatkiem. Ale jeśli to się zmieni, mamy prawo rywalizować, by zapewnić sobie jak najlepsze warunki do życia. To świat, nie kolorowa bajka.
Nie za bardzo wiedział jak na to odpowiedzieć. Jak to chciał go poznać? Przypadkiem nie byli tutaj, aby świętować zwycięstwo, podziękować sobie za współpracę i odejść do swoich spraw? Ta relacja coraz bardziej się komplikowała. Nie wiedział tylko czy na dobre.
— Nie jestem zbyt odpowiednim kompanem do rozmów. Nie wiem co cię we mnie takiego interesuje, że pragniesz się spoufalać... — Zmrużył oczy.
— Chyba powinienem dobrze znać kota, z którym prowadzę sojusz? — Van spojrzał na niego z ukosa. — Spójrz na mnie jak na kota, nie jak polityczne monstrum. Starałem się przekonać cię, że nie zdołasz udobruchać całego świata.
— Może i tak, lecz ja o tobie równie mało wiem. Patrzę na ciebie Mroczna Gwiazdo jak na kota. Gdyby było inaczej, nie byłoby mnie tu dzisiaj. Zdaje sobie sprawę, że nie zbawię świata. Liczy się dla mnie jedynie klan. To moja rodzina, nawet jeśli uważasz, że nie powinienem tak na to patrzeć — odpowiedział mu dość sztywno, mierząc go spojrzeniem. — Czyli... Chcesz mnie poznać tak? — to brzmiało tak dziwnie niepokojąco, że aż pozostawił to pytanie bez odpowiedzi. — Uwierz, że nie ma we mnie nic ciekawego.
— Widzisz, Grzybowa Gwiazdo, nie było sposobności, żebyśmy lepiej się poznali. — Kąciki ust Mrocznej Gwiazdy zadrżały. — Ale jeśli zależy ci na poznaniu mojej persony, z chęcią odpowiem na wszelkie twoje pytania. — Uniósł brew na kolejne jego słowa. — Dla mnie też liczy się klan. Ale ty nie przelejesz za niego krwi, jeśli będzie ci szkoda paru kotów, które polegną. Przywództwo nie jest zabawą, to obowiązek, gdzie musisz odstawić na bok moralność i zastanawiać się nad tym, co będzie najlepsze dla całej grupy, nawet, jeśli pojedyncze koty ucierpią. To ofiara, której musisz być gotowy. Och, a ja - Grzybowa Gwiazdo - myślę, że wręcz przeciwnie. Jesteś bardzo ciekawym kotem. — Spojrzał na niego z ukosa. — To niezbyt częsty widok, by lider obejmował to stanowisko, nie będąc wybranym wcześniej na zastępcę. Widzę również, ile uczuć skrywasz pod swoją maską. Bawimy się w dyplomatów, ale jesteśmy osobami.
Ugh... Jego wyraz pyska stał się jeszcze bardziej ponury niż był jeszcze kilka chwil wcześniej. Nie za bardzo uśmiechało mu się poznawanie Wilczaka. Tak naprawdę z chęcią opuściłby go i pozostawił daleko w tyle, ponieważ nie podobało mu się to do czego to wszystko zmierzało. Nie mógł jednak wyjść na tchórza, bo nawet jeśli kocur twierdził, że ich zapoznanie nie jest strickte polityczne, tak wiedział, że nadal łączyły ich oficjalne stosunki. Nie za bardzo chciał użerać się z typem, który poczuje się urażony, bo odmówił jego towarzystwa, zwłaszcza że ogłosił to spotkanie jako świętowaniem zwycięstwa. Cholera...
— Ciekawi mnie co czuje ktoś taki jak ty, gdy widzi ile śmierci ma na łapach — rzekł sucho Grzybowa Gwiazda, starając się zignorować wzmiankę o tym, że był interesujący. On tak tego nie czuł. Był zwykłym kotem, a jego posada była desperacją wracającego do rzeczywistości Lamparta. — Uczuć? — Uniósł brew. — Mroczna Gwiazdo... — rzekł zmęczonym tonem głosu. — Aktualnie co czuję to zmęczenie. Tą wojną i sprawami klanu. Nie jestem przepełniony żadnymi uczuciami, o których mówisz.
— Już ci to mówiłem, Grzybowa Gwiazdo. Nigdy nie zabiłem nikogo bez powodu. — Błękitne oczy zabłyszczały. — Możesz szukać najbardziej pacyfistycznych rozwiązań, ale nie zawsze będziesz mieć wybór. Czasami nie ma złych i dobrych decyzji. Czasami trzeba wybierać spomiędzy mniejszego zła - a co wtedy zrobisz? Odwrócisz się plecami do świata, zaszyjesz w legowisku, niechętny do popełnienia zbrodni? Nie jestem dobrym kotem, Grzybowa Gwiazdo, ale nie jestem też złym kotem. Świat nie jest czarno-biały. Każdy z nas ma coś na sumieniu. Każdy z nas jest dla kogoś potworem. — Jego oczy niebezpiecznie głęboko wlepiły się w te należące do lidera Klifiaków. Zbliżył się, nie odrywając od niego wzroku. — Skąd bierze się zmęczenie? Z uczuć, ze stresu narastających sytuacji. Gdybyś nic nie czuł, nie zmęczyłoby cię to. Powiedz mi coś o sobie. — Zbliżył się jeszcze bardziej, tak że ich pyski niemal się ze sobą zetknęły.
Poczuł się nieswojo. I to bardzo. Bardzo nieswojo. Ten wzrok praktycznie przeżerał mu duszę. Niepokoił go. Chciał się cofnąć, ale natrafił tylną kończyną na drzewo. Nawet nie zauważył, że droga ucieczki okazała się niemożliwa. Nie patrzył w końcu za siebie. To zresztą byłoby błędem, ponieważ nie ufał Mrocznej Gwieździe, a teraz... Teraz znalazł się w tak bardzo złej sytuacji. Miał nadzieję, że jego wojownicy tego nie widzieli. Przecież to musiało z daleka wyglądać... Nawet nie chciał kończyć myśli. Wstrzymał oddech, a jego sierść na karku się uniosła, gdy ten wręcz o mniej niż mysi skok miał swój pysk od tego jego. Panika na moment przeleciała przez jego oczy, a stres wyostrzył mu zmysły. Jak miał opowiadać mu o sobie... w tak niekomfortowej pozycji? Odwrócił pysk w bok, przerywając z nim kontakt wzrokowy.
— Odsuń się, Mroczna Gwiazdo. To niestosowne rozmawiać tak... blisko z liderem innego klanu — Cieszył się, że głos mu nie zadrżał, chociaż wewnętrznie zaczynał obawiać się do czego zmierzał van.
— Tak? A ja sądzę wręcz przeciwnie. Myślę, że to całkiem dobry sposób na pogłębienie dyplomatycznych relacji —Kąciki ust Wilczaka rozwarły się w lekkim uśmiechu. Podszedł jeszcze bliżej, nie dając Grzybowi miejsca na ucieczkę. — Ale muszę przyznać, że podziwiam to, że jeszcze nie zemdlałeś na mój widok. W Klanie Wilka mówią, że jestem całkiem onieśmielający.
Nie zbierało go na zemdlenie, a bardziej na mdłości. Skrzywił się, gdy poczuł jak kocur przysuwa się bliżej do jego ciała. Dotyk Wilczaka nie był wcale przyjemny jak sobie tamten wyobrażał. Jego uszy musiały być w tej chwili czerwone. Znów naszła go chęć na wycofanie się, ale nie miał za bardzo pola manewru. Sobie obmyślił plan nie ma co!
— To jest nieodpowiednie zachowanie, a nie pogłębianie dyplomatycznej relacji... Niegodne twojego statusu. Mroczna Gwiazdo... — Nie patrzył na jego pysk, wręcz trzymając go z dala od tych jego zadowolonych oczu. — Jesteśmy liderami dwóch klanów. Nie możesz sobie oczekiwać nie wiadomo czego... To, że Klan Wilka pochwala takie zachowanie, nie oznacza, że ja będę. Odsuń się. Nie interesują mnie... takie stosunki pomiędzy nami. Klan Gwiazdy nie poparłby tego... — "Ja nie popieram tego" - chciał dodać, ale zamiast tego zacisnął pysk, by zachować jakieś resztki godności.
— Klan Gwiazdy nie poparłby wielu rzeczy. Ale nie oczekiwałbym zbyt wiele od kotów, które szastają piorunami w medyków, którzy zawinili tylko tym, że odnaleźli swoją miłość — miauknął czarno-biały. — Jednak rozumiem twoje obawy, Grzybowa Gwiazdo. Wszak nieprzyjemnie by było, gdyby ktoś postanowił powiedzieć zbyt dużo o granicznych igraszkach pewnego lidera Klanu Klifu — mówił spokojnym tonem - jakby tylko żartował, ale groźba była oczywista. — Oczywiście nie powinno to leżeć w twoich zmartwieniach, dopóki Klan Klifu współpracuje z Klanem Wilka. — Jego kita zafalowała, gdy dał Grzybowi trochę przestrzeni. Musnęła go lekko po policzku.
Czy odetchnął z ulgą, gdy dostał odrobinę przestrzeni? Niezbyt. Patrzył na niego z niedowierzaniem, czując jak głos ugrzęza mu w gardle.
— C-co? — wydusił z siebie, a szok to mało powiedziane co pojawiło się na jego pysku.
Tak się spodziewał, że Mroczna Gwiazda nie był godny zaufania. Już po ich pierwszej rozmowie wyczuł inny sens w jego wypowiedziach, a teraz dostał tego dowód. Groził mu. Groził, że coś co nie istniało... bo to, że czarny go podrywał, nie znaczyło, że mu to odpowiadało! Wypłynie na wierzch. Przecież klan by go zjadł ma miejscu!
Znów pokręcił głową, jak gdyby uważał to za jakiś chory żart, a może nawet i sen.
— To absurdalne! Nie myślę o tobie w taki sposób. To kłamstwa i pomówienia, nie było żadnych granicznych igraszek. Z całym szacunkiem Mroczna Gwiazdo, ale oszalałeś! Grozisz sojusznikowi! Słyszysz ty siebie?
Kocur spojrzał spokojnym, niewzruszonym spojrzeniem na Klifiaka.
— Nie, Grzybowa Gwiazdo. Nie grożę sojusznikowi. — Uniósł wyżej brodę. — Grożę partnerowi. Ale nie spodziewałem się po tobie takiego kokieteryjnego zachowania... Klan Gwiazdy raczej nie byłby z ciebie dumny. — Przez chwilę milczał. — Przestraszenie cię nie było moim celem.
Zakaszlał, czując jak robi mu się słabo. Usiadł z wrażenia, próbując uspokoić swoje rozszalałe serce. To było dla niego za dużo. Jaki partner?! Mroczna Gwiazda naprawdę był szalony!
— Nie jesteśmy partnerami! Nie. — Pokręcił stanowczo łbem. — Klan Gwiazdy mi świadkiem, że nie mam z tobą żadnych bliskich relacji. Łączy nas tylko sojusz. Sojusz! Nie licz na nic więcej. To się nie dzieję naprawdę... — Zacisnął oczy, biorąc głębszy wdech.
Trzeba było zostawić to w cholerę! Zrezygnować, dać Aksamitnej Chmurce się wykazać. A teraz co? Lider sojuszniczego klanu go podrywał i był z siebie na dodatek dumny! To nie była zwykła rozmowa, a tortury! Nigdy w życiu jeszcze tyle nie mówił, a co dopiero, gdy zmuszony był bronić się przed tym typem!
— Widzę, że maska szybko spadła ci z pyska — zauważył van. — Nie histeryzuj, wiem, że lubisz nazywać tą relację dyplomatycznym sojuszem, ale to nie zmieni prawdy. Nie chciałbym zeskrobywać cię z trawy, gdybyś dostał zawału serca.
Grzybowa Gwiazda skrzywił się, po czym pierwszy raz odkąd znalazł się w tej sytuacji, położył łapę na piersi lidera, odpychając go stanowczo od siebie.
— Nie. Nie podrywam cię Mroczna Gwiazdo, a sojusz nie miał na celu zbliżenia się do ciebie! Nie interesuje się nikim. Za dużo sobie dopowiadasz. Nie ma nas jako partnerstwa. Łączy nas tylko polityka i nic więcej. Nie zamierzam pogłębiać tej relacji w taki sposób jaki ty tego chcesz. To... niestosowne — rzekł nieco wracając do swojego opanowania. Możliwe, że to chciał uzyskać. Aby stracił kontrole. Zaraz zacznie mu wytykać, że lider zawsze powinien być opanowany i nie dopuszczać do siebie emocji. Cholera!
Wilczka uśmiechnął się, patrząc na niego niewinnym spojrzeniem.
— Nie rozumiem, o czym mówisz, Grzybowa Gwiazdo — miauknął. — Przyszedłem tu uczcić sojusz, ale twoje zachowanie względem mnie wyraźnie zasugerowało twoje intencje. Mam nadzieję, że uważnie patrzyłeś na teren, bo zauważenie cię przez jakichś Klifiaków dobrze by się nie skończyło. Jak już o tym mowa, bardzo nie chciałbym zostawiać Klanu Klifu samego na lodzie, a zbudować trwały sojusz. Ale kto wie, czy dane mi będzie spełnić tą wolę, jeśli będziesz się tak sprzeciwiać...
Co? Totalnie go zatkało. Nie spodziewał się czegoś takiego. Kocur zachowywał się jakby miał rozdwojenie jaźni. Na jego ostrzeżenie, rozejrzał się po otoczeniu, ale liście bezpiecznie ich skrywały przed ciekawskim spojrzeniem. Serce biło mu rozszalałe, a sam czuł się tak, jakby przebiegł spory dystans.
— Sprzeciwiam się tylko twoim osobistym pragnieniom. Twoim, a nie Klanu Wilka. — Położył po sobie uszy niezadowolony.
— Skąd w tobie takie zbereźne myśli, Grzybowa Gwiazdo? — obruszył się. — Nie gustuję w Klifiakach.
— Twoje zachowanie pokazuje co innego. To nie ja zbliżyłem się tak, aby zetknąć się z tobą pyskiem! — rzekł oburzony tą próbą wybielenia się. Nie był głupi i doskonale wiedział co siedziało w głowie Wilczaka. — Nie jestem durny Mroczna Gwiazdo. Przyznaje, że mnie wystraszyłeś i nie pochwalam tego co się stało. Jeżeli prawda jest w twych słowach, to nie zbliżaj się tak więcej do mnie... już nigdy. I nie rozpowiadaj plotek jako próbę szantażu. — Otrzepał się, stając przed nim pewniejszy siebie. — Klan Klifu nie jest twoim wrogiem. Nie będę mścił się za coś co dotknęło mnie osobiście i z tobą przez to wojował. Jak wspomniałeś, cenie życia swoich kotów i nie chcę, aby bezsensownie zginęli przez... coś takiego.
Mroczna Gwiazda obmierzył go długim spojrzeniem.
— Cieszę się zatem, że się rozumiemy. Rozumiesz, Grzybowa Gwiazdo... Nie mógłbym ci tak łatwo zaufać. Potraktuj więc to jako test. Ale nie będę się powtarzać.
Korciło go, aby go uderzyć w pysk. Naprawdę. Wysunął nawet pazury, lecz schował je dość szybko nim jego myśli doszły do czynów.
— Żegnam więc. Uznaje koniec tego... świętowania. Nie wzywaj mnie więcej. I zapamiętaj. Nie zamierzam być twoją zabawką jak Tygrysia Gwiazda. Klan Klifu nigdy nie będzie całkowicie pod twoim wpływem. Po to właśnie istnieje Rada. Mnie możesz zastraszać, ale by decyzja przeszła musi mieć aprobatę nie tylko lidera. — Wstał, szykując się do odejścia.
— Nie wątpię — na pysku vana zakiełkował ledwie widoczny uśmiech. — Nie wątpię. Żegnaj, Grzybowa Gwiazdo.
Nie oglądał się za siebie. Po prostu odszedł, czując jak jego łapy dalej mu drżą. Na dodatek zapach Wilczaka kuł go w nos. Był... Odrażający. Szybko podbiegł do rzeki, zanurzając się w niej po samą głowę. Wartki nurt zmył z niego zapach wroga, a także ostudził jego emocję. Gdzieś w tle dostrzegł swoją obstawę, która podbiegła do niego, gdy tylko zauważyli co czynił.
— Jak poszła rozmowa z Mroczną Gwiazdą? — zapytała Pluskająca Krewetka.
Na sam dźwięk imienia kocura, skrzywił się co wystarczyło kotce na odpowiedź.
— Wracamy do obozu — zarządził, po czym szybkim tempem, pozostawił las za sobą w tyle.
***
Aksamitna Chmurka, Morskie Oko, Wrzosowa Pogoń oraz Kalinkowa Łodyga oczekiwały na jego słowa w tej sprawie. Milczał, ponieważ nie wiedział co im miał powiedzieć. Z ich winy został potraktowany przez Wilczaka jak obiekt pożądania, co dalej sprawiało, że ledwo był w stanie się wypowiedzieć, a nawet spojrzeć odbiciu w oczy. Nie mogły o tym wiedzieć. Nie mogły. Obiecał nie mieć przed Radą żadnych tajemnic, ale jeżeli po klanie pójdzie plotka, że miał z nim romans, to był skończony. Nie ufał w tej kwestii kotkom, które lubiły sobie nieco poplotkować. Musiał jednak im jednak coś powiedzieć. Po to się zebrali.
— Klan Wilka... — rzekł bezpieczniej, nie zamierzając nigdy wypowiadać imienia lidera na głos. — Świętuje zwycięstwo. Dostaliśmy tereny, ale o tym już wiecie. Chcieli dalej z nami współpracować, ciesząc się, że mają w nas swojego sojusznika.
— I to tyle? Pluskająca Krewetka mówiła, że wybiegłeś z lasu, jakbyś zobaczył ducha — miauczała jego zastępczyni.
Możliwe, że tak było. Widok tego typa unosił mu sierść na karku.
— Rozmowa z nim nie należy do najprzyjemniejszych. Musiałem ochłonąć — wytłumaczył. — Jeżeli znów dostaniecie informację, że chcę się spotkać, powiedzcie że rozmowy się zakończyły. Informujcie mnie także o ruchach Wilczaków. Niech wojownicy obserwują ich z Sowiego Strażnika. Chcę wiedzieć, czy nie kręcą się przy naszym terenie. To tyle. — Wstał.
Kocice się rozeszły, chociaż widział, że Aksamitka zaczęła aż nadto rozmyślać o tej sprawie. Miał nadzieję, że nie będzie go o to wypytywać.
***
Kalinkowa Łodyga odeszła tak nagle, że aż to było dla niego niespodziewane. Podobno starość ją dopadła. Wierzył w to. Musiał wraz z radą wybrać na jej miejsce nową osobę. Kogoś na kim mogli polegać i czerpać potrzebną wiedzę. Wybór był dość oczywisty, ponieważ mimo tego co uważał o pewnym kocurze w jednym miał rację. Samce inaczej postrzegali świat, dlatego na swojego kandydata wybrał Niedźwiedzi Pazur. O dziwo kotki pochwaliły jego wybór z czego naprawdę się ucieszył. Może jednak nie był aż tak beznadziejnym liderem jak sądził?
***
Był jednak beznadziejnym liderem. Zaginęła Łabędzia Pieśń. Nikt jej nie widział od rana, a informacja o tym przyszła do niego z opóźnieniem. Kocica nie miała się najlepiej po tym jak straciła młode, a teraz słuch po niej zaginął. Widział jak wiele kotów zerka na niego, oczekując na decyzję w tej sprawie.
— Przeszukajcie tereny. Nie mogła odejść daleko — poinformował wojowników, starając się jak zawsze zachować kamienny wyraz pyska.
Koty odeszły, a u jego boku stanęła Aksamitna Chmurka. Widział jej zaniepokojenie na pysku, tak jak i reszty Rady.
— Pewnie poszła pooglądać spadające liście. Na pewno zaraz wróci — nie traciła wiary w to zastępczyni.
Nie podzielał jej entuzjazmu. Najpierw Mroczna Gwiazda, potem śmierć Kalinki, a teraz to. Klanie Gwiazdy miej ich w opiece. Śmierdziało mu to czymś... innym. Czymś co mogło znów powrócić. Klan Klifu nie był gotowy na kolejne problemy. On nie był na nie gotowy.
Kątem oka dojrzał jak Cierniste Spętanie wraz z Szarżującym Bizonem spoglądają po sobie, by zaraz skupić na nim spojrzenie. Już zaczynało się ocenianie.
Wziął głęboki oddech, po czym wyruszył wraz z innymi na poszukiwania kotki. Niech wiedzą, że ich wspierał, a nie leżał tylko na tyłku w legowisku.
Nieważne jednak ile minęło czasu, Łabędzia Pieśń przepadła jak kamień w wodę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz