Zeskoczyła z parapetu jakiegoś domu Dwunożnych, pozostawiając za swoimi plecami otwarte okiennice. Szare, srebrzyste budynki skutecznie osłaniały słońce, tak, że Bastet ciężko było stwierdzić, jaka jest pora dnia. Rozpoznawała to głównie po ruchu w Betonowym Świecie - najbardziej tłoczno było, gdy słońce szczytowało. Wtedy Dwunożni kłębili się na ulicach, niekiedy ze swoimi wielgachnymi pupilami u nóg. Jeździło też więcej Potworów. We wczesnych porach ruch był znacznie słabszy. Machiny przecinały drogę niezbyt często, ale na drodze wciąż było niebezpiecznie.
Jeśli wyczucie czasu ją nie myliło, słońce było w połowie drogi do szczytowania. Jego promienie wychylały się znad wysokich budowli, ale Czaszka nie spoglądała w tamtą stronę, czując, jak w oczach zbierały jej się łezki od patrzenia w świetlisty punkt.
Jak słońce musiało się żarzyć, że z tej odległości potrafiło wywołać takie szkody?
Doprawdy interesujące zjawisko.
Szła nieprzerwanie przez ulicę, licząc na chwilę spokoju od przybłęd tarasujących jej drogę, próbujących się zaczynać, podkraść jedzenie, przegonić, albo, co najgorsze, spróbować u niej swojego szczęścia. Takie zdarzenia były wręcz chlebem powszednim. Każdy musiał się do nich przyzwyczaić.
Zatrzymała się przy znajomej uliczce. Schron nie znajdował się daleko od ogrodu Jafara, ale mimo to kawałek trzeba było przejść na własnych łapach. Jej wzrok skierował się na bruzdę, obok której oparte o mur były stalowe kratki. Niedaleko wyżej widziała też szybę. Wejść było wystarczająco, by każdy znalazł coś dla siebie.
Nie widziała wyższych kondygnacji budynku. Zamieszkiwali piwnicę, w której nikt - oprócz nich - nie zamieszkiwał. Wślizgnęła się w otwór niczym zwrotna żmija i to wystarczyło, by do jej uszu zaczynały napływać dźwięki z wewnątrz. Gdy weszła do środka (powietrze tutaj całkowicie różniło się od tego na zewnątrz. Tutaj było zdecydowanie cieplej), jej oczom ukazały się grupki kotów przynależących do gangu, rozmawiających między sobą, dzielących się wiadomościami. Niektórzy nawet opychali się kocimiętką, co wyczuła poprzez jej intensywny zapach. Widziała też dwójkę walczących ze sobą kotów. Najpewniej kolejny zakład o zioła, pożywienie czy jakieś graty porzucone przez Dwunożnych.
Kilka spojrzeń zwróciło się w jej stronę, gdy zeskoczyła do piwnicy, kładąc się na swoim legowisku. Nie było idealne, ale miękkie, wygodne i funkcjonalne, stworzone z porzuconych przez Dwunożnych mebli, zaopatrzonych dodatkowo w rośliny, by zapewnić komfort spania.
— To jakieś święto? Wracasz bez kropli krwi na swoim pysku? — zagaił jeden z członków gangu, wertując wzrokiem swoją Czaszkę.
— Nikt nie postanowił dziś testować mojej cierpliwości — odparła beznamiętnie, wylizując starannie zabrudzoną łapę. Czy to ze względu na tak częstą obecność przy Jafarze zaczęła zwracać uwagę na schludny wygląd? — Chyba, że jedno z was postanowi to zmienić.
Najwyraźniej nikt nie miał takich planów, bo nikt się nie odezwał. Z przyćmionego wzroku dostrzegała tylko ruch panujący w środku. Zza szyby (praktycznie jedynego źródła światła), widziała podłużne nogi Dwunożnych. Czasem tędy przechodzili, ale żaden z nich nie zaglądał. To całkiem logiczne - to miejsce nie mogło wyglądać zbyt przyjaźnie dla istot, które od zawsze trwały w idealnej wygodzie i nosiły te swoje dziwne materiały na ciele. A, no i oczywiście - jeździły krwiożerczymi potworami.
Do jej nozdrzy wtargnął zapach nietypowego mięsa, nafaszerowanego jakimiś przyprawami. Jeden z gangsterów najwyraźniej podwędził Dwunożnym ich pożywienie. Trzeba było mieć wyłącznie dobre wyczucie, żeby coś im ukraść - zaprawdę były to wyjątkowo ułomne istoty, które nie mogły równać się z kocią zwinnością.
Targował się z jakimś innym kotem, który posiadał trochę zapasów ziół.
Ani to, ani to nie było jej potrzebne na ten moment. Zioła były cennym towarem w Betonowym Świecie, bo nie rosły w pierwszym lepszym miejscu. Betonowy Świat to brukowe uliczki, śmiercionośna Droga Grzmotu, wielkie budynki, cuchnący fetor Dwunogów. Nie rześki las, w którym roiło się od roślin. Zresztą, nigdy takowego nie widziała. Urodziła się właśnie tutaj, a jej łapa nigdy nie zawędrowała do samej granicy miasta. Byli jednak tacy, co wyruszali w podróż po zioła i inne towary, które tutaj, w mieście, nie występowały. Długo ich nie było, a gdy wracali, wzbogacali się na kotach takich jak ona - którym na myśl nie przyszłoby opuszczać tego miejsca. Brutalnego, ale znanego przez nich na wylot.
Była członkinią - zresztą wysoko postawioną - najbardziej znanego w mieście gangu, ale to nie zmieniało faktu, że wciąż była tylko szczurem kanałowym, tak jak oni wszyscy. Ale to ją właśnie satysfakcjonowało. Przywiązanie do murów tego bezlitosnego miejsca. Wolała tą adrenalinę niebezpieczeństwa, dreszczyk emocji, ryzyko za każdym razem, gdy opuszczała bezpieczne schronienie, niż pławienie się w luksusach u łaski Dwunogów.
Ale najbardziej ze wszystkiego uwielbiała słuchać opowieści. Koty, które opuszczały Betonowy Świat, miały mnóstwo do powiedzenia. Przynosiły za sobą szeroki zasób informacji, niekiedy ciekawych, ale niepraktycznych. Ale były też takie, które mogły za sobą przynieść jakieś korzyści. Takie Bastet najbardziej lubiła.
Mówili, gdzie znaleźć najwięcej potrzebnych ziół, zdradzali położenie Dróg Grzmotu, rzek, by potencjalny wędrowca z Betonowego Świata nie zgubił się przy pierwszej lepszej okazji. Opowiadali o swoich przygodach z grupami samotników - część z nich nawet utrzymywała, że w lesie żyją wielkie gangi dzikich kotów, umięśnionych, wielkich i groźnych. Brzmiało to jak bajka, opowiastka, żeby dzieciak nie zapuszczał się w głąb lasu. Ale nawet jeśli i była w tym garstka prawdy, brązowooka się nie bała. Mogłaby się założyć, że nieco brutalne, ale i skuteczne wyszkolenie Betonowego Świata pozwoliłoby jej na pokonanie niejednego z tych kotów.
Na ten moment była to dla niej jednak wizja bardziej przypominająca wyblakłe marzenie, niż zwykły plan na przyszłość.
Gwar sprawiał, że robiło jej się duszno. Spod zmrużonych powiek przypatrywała się dwóm kocurom, którzy ze złością wymalowaną na pyskach o coś się sprzeczali.
Może nawet chciałoby się jej podsłuchać, co takiego wywołało wrzawę, ale na dziś miała dość myślenia i łażenia po zaułkach. Zasłużyła na odpoczynek, chociaż w melinie Jafara cisza zapadała dopiero o zmroku (a nawet i wtedy mnóstwo kotów było na nogach).
* * *
W zmroku ledwo widziała postury przemierzających ulicę kotów czy pojedynczych Dwunożnych. Dzisiaj, jak na środek nocy, na ulicy było wyjątkowo hucznie - Potwory przejeżdżały częściej, niż zazwyczaj, co tylko wzmogło jej czujność.
Gdy znów wciągnęła w płuca powietrze, zmarszczyła nos; natknęła się na intensywny odór krwi. Spojrzała w zaułek, który mijała - w całkowitej ciemności, mimo doskonałej kociej wizji, ciężko było zlokalizować potencjalne zagrożenie.
Ale ktokolwiek tam czyhał, z pewnością nie na nią. Dojrzała dwie postury - jedna masywna i większa, prawdopodobnie jakiś kocur. Druga była mniejsza i mniej masywna, ale sylwetkę miała wyprostowaną, a ogon postawiony do góry. Rozmawiali. Bastet była za daleko, by usłyszeć, co mówią - rozpoznawała tylko poruszanie wargami. Nie chciała się zbliżać i ryzykować wykrycia.
Dopiero, gdy wyostrzyła wzrok, dostrzegła kolejną sylwetkę, stojącą obok tej drobniejszej. Po budowie ciała Bastet mogła stwierdzić, że była to kotka, najpewniej około sześciu księżyców. Czarno-biała nie musiała długo myśleć, zanim zrozumiała, co za scena odgrywa się tuż przed nią. Negocjowali cenę w zamian za młodą kotkę. Idealną, by zasilać szeregi gangu.
W Betonowym Świecie roiło się od tych, którzy handlowali kotami. W różnym wieku, ale głównie młodymi; starzy i schorowani nie byli nikomu potrzebni. Najczęściej sprzedawano je gangom, które szukały potencjalnych członków. Młode kocury można było wyszkolić do walki. Kotki kupowano albo z powodu chęci przedłużenia rodu czy powiększenia gangu o kolejnych członków, albo ze względu na drobną posturę, która robiła z nich dobrych szpiegów.
Wiedziała jak nikt inny, o czym mówiła, bo sama została w ten sposób sprzedana. Jej matka opiekowała się nią, dając jej złudne poczucie, że kocicy zależy na swojej córce. Chroniła przed niebezpieczeństwami, opowiadała bajki. W rzeczywistości to była tylko gra na zwłokę. Chciała odczekać do szóstego księżyca, kiedy to dzieciak staje się trochę mniej uzależniony od rodzicieli i przestaje być kolejną gębą do wykarmienia. Oczywiście, mogła ją zabić albo po prostu porzucić, by miasto zrobiło to za nią - ale po co, gdy można było upiec dwie pieczenie na jednym ogniu? Pozbyć się problemu i przy okazji dostać coś w zamian? Wtedy dla Bastet było to nie do zrozumienia, była zdezorientowana i przestraszona, ale teraz wiedziała już, jak wyglądała sytuacja w rzeczywistości. Za każdym razem, gdy lepiej poznawała to miasto, ono podawało jej okropniejsze prawdy. Ale wolała straszną prawdę, niż słodkie kłamstewka.
A prawda była taka, że dla samotnych kotek Betonowy Świat był szczególnie bezlitosny. Żeby zdobyć niechciany brzuch wystarczyło tylko mieć pecha i włóczyć się w samotności po ulicach bez odpowiednich umiejętności, by się bronić.
Co wtedy robiły młode matki?
Oczywiście, że sprzedawały swoich potomków.
I tak było teraz. Bastet wlepiała chłodne ślepia, obserwując trójkę kotów. Najmłodsza z nich musiała ją najwyraźniej dostrzec w cieniu, bo spojrzała na nią błagalnym wzrokiem.
Ten nagły odruch sprawił, że dwa pozostałe koty obróciły głowy w jej stronę - ale biało-czarnej samotniczki już tam nie było.
Jej nikt nie pomógł.
Żyjąc tutaj, trzeba było być przygotowanym na wieczne straty i ryzyko. Zważając na to, jak często Bastet pętała się po uliczkach samotnie, bez obstawy, powinna już dawno być martwa lub skończyć z niechcianą ciążą, ale reputacja skutecznie chroniła ją przed takimi sytuacjami. Była w końcu Czaszką, wysoko postawioną w gangu Jafara samotniczką, z którą nikt o zdrowych zmysłach nie chciałby mieć wrogich stosunków.
Ale mimo to wiele kotów próbowało ją atakować i Bastet musiała przyznać, że za to kochała to miasto. Adrenalina, jaką czuła z każdą wygraną walką była nieporównywalnie przyjemnym uczuciem. Nawet wtedy, gdy trafia jej się kot przewyższający ją umiejętnościami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz