Przyspieszyła kroku.
Widziała, jak ucieka przed nią. Jego bura kita zniknęła za skalną ścianą, więc zaczęła biec. Ledwo co dosięgnęła nosem koniuszek ogona, a znów jej umknął. Nie podobała jej się ta zabawa w kotka i myszkę. Zdecydowanie utrudniało to rozwinięcie między nimi lepszych relacji, do których tak zawzięcie dążyła.
— Jastrzębia Gwiazdo! — miauknęła, chcąc zwrócić uwagę kocura. Lider zdawał się mieć ją głęboko gdzieś, bo nawet ucho mu nie drgnęło na dźwięk jej głosu. Szedł dalej, w niczym transie, byleby znaleźć się jak najdalej od niej.
Zdenerwowała się. Dlaczego ją ignorował? Był aż tak onieśmielony jej pięknem, że wszelkie konfrontacje z nią go przerastały? Bywała wyrozumiała, więc jeśli tylko odważy się z nią pogadać, z pewnością wyjaśni mu, że akceptuje go nawet z tak przeciętną barwą futra.
Uderzyła gniewnie ogonem o ziemię i odchrząknęła. Od razu pożałowała tego czynu, bo kurz od podłoża wzleciał ku górze i osiadł na jej pięknej kręconej sierści. Wstrzymała się od pisków. Musiała zachowywać się jak twardzielka, jeśli jakkolwiek chce mu zaimponować. Może takie lubił? Chociaż według niej jej idealny wygląd był już wystarczająco dobrym powodem do zawarcia z nią związku.
Wyprzedziła go i zatrzymała się, blokując mu drogę. Podniosła wzrok na jego pomarańczowe ślepia, z których jak zwykle nie dało się wyczytać żadnych emocji. Spojrzał na nią drętwo, próbując odstraszyć ją negatywnym podejściem.
— Dlaczego przede mną uciekasz? — zapytała bez zastanowienia.
— Nie uciekam. Po prostu mam dużo do roboty i zajmujesz mój czas — odparł spokojnie, próbując wyminąć ją z lewej, ale ta od razu odstąpiła o krok w danym kierunku. — Ja nie żartuję. Przeszkadzasz mi — dodał, krzywiąc się na jej czyn.
— Lider powinien być gotowy pomóc członkowi swojego klanu w każdej chwili - zauważyła.
— A potrzebujesz teraz pomocy? — mruknął znudzony, znając doskonale odpowiedź.
Odwróciła wzrok z lekka zażenowana, że nic nie szło po jej myśli.
— Onieśmielam cię? — rzuciła nagle, zmieniają w ten sposób temat. Nie zamierzała odpuścić, dopóki ten się w niej nie zakocha.
— Skądże. Nie dopowiadaj sobie za wiele — westchnął i machnął na nią łapą. — Jeśli nie masz co robić, to idź sprawdzić, czy nie trzeba pomocy w żłobku albo gdziekolwiek indziej — polecił.
Motyl czuła, że kocur chciał dopowiedzieć "byleby jak najdalej ode mnie", ale najwyraźniej coś go powstrzymało przed tą uwagą. Czekała tak chwilę w bezruchu, jednak ten się już wiecej nie odezwał.
— Gdybyś miał dzieci, to pewnie odwiedzałbyś je często, prawda? — spytała, a jej wibrysy zadrżały z rozbawieniem, kiedy znowu wyraz jego pyska zmienił się na naburmuszony.
— Jestem za stary na dzieci i tak jak ci już wspominałem, nie chciałbym ich — wyjaśnił, a głos jego przesycony był irytacją. Z boku ta sytuacja mogłaby wyglądać tak, jakby dorosły wojownik tłumaczył kociakowi coś nadzwyczajnie oczywistego.
— Oj nie jesteś chyba aż taki stary, a przynajmniej na takiego nie wyglądasz — miauknęła i uśmiechnęła się zalotnie. — Poza tym, wydajesz się bardzo marudny. Jakbyś miał własne potomstwo, to na pewno obudziłyby się w tobie jakieś chęci do życia — podsunęła, bo według niej był to najlepszy argument.
Widziała, jak ucieka przed nią. Jego bura kita zniknęła za skalną ścianą, więc zaczęła biec. Ledwo co dosięgnęła nosem koniuszek ogona, a znów jej umknął. Nie podobała jej się ta zabawa w kotka i myszkę. Zdecydowanie utrudniało to rozwinięcie między nimi lepszych relacji, do których tak zawzięcie dążyła.
— Jastrzębia Gwiazdo! — miauknęła, chcąc zwrócić uwagę kocura. Lider zdawał się mieć ją głęboko gdzieś, bo nawet ucho mu nie drgnęło na dźwięk jej głosu. Szedł dalej, w niczym transie, byleby znaleźć się jak najdalej od niej.
Zdenerwowała się. Dlaczego ją ignorował? Był aż tak onieśmielony jej pięknem, że wszelkie konfrontacje z nią go przerastały? Bywała wyrozumiała, więc jeśli tylko odważy się z nią pogadać, z pewnością wyjaśni mu, że akceptuje go nawet z tak przeciętną barwą futra.
Uderzyła gniewnie ogonem o ziemię i odchrząknęła. Od razu pożałowała tego czynu, bo kurz od podłoża wzleciał ku górze i osiadł na jej pięknej kręconej sierści. Wstrzymała się od pisków. Musiała zachowywać się jak twardzielka, jeśli jakkolwiek chce mu zaimponować. Może takie lubił? Chociaż według niej jej idealny wygląd był już wystarczająco dobrym powodem do zawarcia z nią związku.
Wyprzedziła go i zatrzymała się, blokując mu drogę. Podniosła wzrok na jego pomarańczowe ślepia, z których jak zwykle nie dało się wyczytać żadnych emocji. Spojrzał na nią drętwo, próbując odstraszyć ją negatywnym podejściem.
— Dlaczego przede mną uciekasz? — zapytała bez zastanowienia.
— Nie uciekam. Po prostu mam dużo do roboty i zajmujesz mój czas — odparł spokojnie, próbując wyminąć ją z lewej, ale ta od razu odstąpiła o krok w danym kierunku. — Ja nie żartuję. Przeszkadzasz mi — dodał, krzywiąc się na jej czyn.
— Lider powinien być gotowy pomóc członkowi swojego klanu w każdej chwili - zauważyła.
— A potrzebujesz teraz pomocy? — mruknął znudzony, znając doskonale odpowiedź.
Odwróciła wzrok z lekka zażenowana, że nic nie szło po jej myśli.
— Onieśmielam cię? — rzuciła nagle, zmieniają w ten sposób temat. Nie zamierzała odpuścić, dopóki ten się w niej nie zakocha.
— Skądże. Nie dopowiadaj sobie za wiele — westchnął i machnął na nią łapą. — Jeśli nie masz co robić, to idź sprawdzić, czy nie trzeba pomocy w żłobku albo gdziekolwiek indziej — polecił.
Motyl czuła, że kocur chciał dopowiedzieć "byleby jak najdalej ode mnie", ale najwyraźniej coś go powstrzymało przed tą uwagą. Czekała tak chwilę w bezruchu, jednak ten się już wiecej nie odezwał.
— Gdybyś miał dzieci, to pewnie odwiedzałbyś je często, prawda? — spytała, a jej wibrysy zadrżały z rozbawieniem, kiedy znowu wyraz jego pyska zmienił się na naburmuszony.
— Jestem za stary na dzieci i tak jak ci już wspominałem, nie chciałbym ich — wyjaśnił, a głos jego przesycony był irytacją. Z boku ta sytuacja mogłaby wyglądać tak, jakby dorosły wojownik tłumaczył kociakowi coś nadzwyczajnie oczywistego.
— Oj nie jesteś chyba aż taki stary, a przynajmniej na takiego nie wyglądasz — miauknęła i uśmiechnęła się zalotnie. — Poza tym, wydajesz się bardzo marudny. Jakbyś miał własne potomstwo, to na pewno obudziłyby się w tobie jakieś chęci do życia — podsunęła, bo według niej był to najlepszy argument.
<Jastrząb?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz