*przed zniszczeniem kl wiadomo*
Kotka uniosła brwi.
— Co proponujesz, mądralo? — miauknęła zawadiacko.
Kocurek uniósł dumnie ogon.
— Pójdziemy sami na polowanie i jeśli któreś z nas napotka lisa przegoni go z naszych terenów — wyjaśnił Bocian.
Konopia zaśmiała się krótko.
— Myślisz, że jestem aż takim mysim móżdżkiem by ganiać sama lisa? — parsknęła.
Kocur kpiąco spojrzał jej prosto w ślipia.
— Czyli tchórzysz?
Kotka napuszyła się.
— Oczywiście, że nie tchórze to po prostu głupie, ale... — zawahała się chwilę. — I tak lepiej złoję temu lisowi dupę niż ty — miauknęła pewnie, zmierzając w stronę wyjścia z obozu.
Bocian podążył za nią dumnie.
— To się jeszcze okaże
Konopia zaśmiała się lekko. Szkoliła się dłużej niż ta biała kupa futra i nie było mowy, by jej pokonał. Już mieli wychodzić z obozu, gdy drogę zagroziła im Golec.
— A wy gdzie? — syknęła kotka, spoglądając na nich podejrzliwie.
Konopia uśmiechnęła się słabo.
— My no, mieliśmy dołączyć do patrolu z... ee... Myszołowem i Szyszką — miauknęła niepewnie.
Łysa kotka zmarszczyła pysk. Jej ogon drgnął nerwowo, nie zapowiadając nic dobrego.
— Zakłamana jak matka — warknęła Golec, wysuwając pazury. — Myszołów od rana skarżył się na ból brzucha i siedzi u medyków — dodała, mierząc uczennicę zielonymi ślipiami.
Konopia zjeżyła się, słysząc jak ta mówi o jej mamie.
— Nie mów tak o niej — warknęła, odchodząc.
Bocian podążył za nią, ale na pewno nie po to by dodać jej otuchy.
— Schrzaniłaś, lisi bobku — podsumował krótko.
Konopia prychnęła. Widząc, że biały chce coś dodać, syknęła.
— Zostaw mnie
* * *
*przed zgromadzeniem*
*przed zgromadzeniem*
Kotka jeszcze smacznie drzemała, gdy poczuła jak czyjeś pazury wbijają jej się boleśnie w zad. Obrzuciła Bociana ostrym spojrzeniem.
— Spadaj, daj mi jeszcze trochę pospać — miauknęła nieprzytomnie.
Biały westchnął.
— To mnie nie proś o pobudkę, proste — burknął na nią.
Konopia przeciągnęła się leniwie. Tak strasznie nie chciało jej się wstawać ze posłania. Leżąc na nim, niemal mogła sobie wyobrazić, że nadal jest w starym obozowisku. Zapach siostry i pobratymców nie najgorzej maskował smród ryb.
— Konopiowa Łapo! — rozległo się przy wejściu.
Kotka słysząc znienawidzoną formę jej imienia, otworzyła niechętnie jedno ślipie.
— Konopiowa Łapo! — powtórzyła Brzoskwiniowa Łapa. — Biegnący Potok już na ciebie czeka — poinformowała kotkę.
Konopia syknęła niezadowolona, zakrywając uszy mchem. Chciała jeszcze trochę pospać, a wszyscy się do niej darli.
— Słyszałaś Konopio, Biegnący Potok już na ciebie czeka — przedrzeźniał Nocniaka Bocian.
— Chyba chodziło ci o Konopiową Łapę — poprawiła go kremowa.
Biały uczeń położył uszy.
— Będą ją nazywał jak chce, lisi bobku — warknął na kotkę, która zjeżyła się od razu.
— Co tu się dzieje? — warknęła Płotkowy Skok.
— Nie chcą iść na trening — naskarżyła Brzoskwiniowa Łapa.
Teraz to nawet Konopia się wkurzyła. Niechętnie zerwała się ze posłania i podeszła do kotki.
— Nie mam ochoty dzielić legowiska z kimś kto potrafi jedynie mordować i kłamać w żywe oczy — syknęła na nią.
Brzoskwinka z oburzeniem spojrzała na nią, lecz nic nie powiedziała, wyszła bez słowa.
— No dobra koniec tego cyrku, lisie pokraki — burknęła Płotkowy Skok, mierząc uczniów chłodnym spojrzeniem. — Na trening!
Lecz ani Konopia, ani Bocian nie mieli najmniejszego zamiaru wyjść. Mieli dość. Wcale nie chcieli tu być. Pomimo wcześniejszej próby Konopii potraktowania tego jak wakacje już po połowie księżyca miała dość. Miała dość członu Łapa, śmierdzących rybojadów, którzy ciągle do niej tak mówili, jedynie Zbożowa Łapa była spoko. Irytacja wzrosłą w szylkretce, która już naprawdę nie miała najmniejszej ochoty być posłuszna Nocniakom. Skoro pomoc współklanowiczów jeszcze nie naszła sama musiała coś zrobić.
— Nie — warknęła Konopia. — Nigdzie nie idę
Bocian usiadł dumnie obok niej.
— Nie będziemy słuchać takiego rybiego śmierdziela jak ty — fuknął, patrząc na kotkę pobłażliwym wzrokiem.
Wojowniczka prychnęła wściekle po czym rzuciła się niespodziewanie na Konopie. Zdezorientowana Lisiaczka, próbowała łapami zrzucić rywalkę, lecz ta boleśnie ryła pazurami w jej grzbiecie. Bocian nie zamierzał stać bezczynnie i mocno wgryzł się w ogon Nocniaka. Szylkretka pisnęła, odrywając pazury od Konopii, by dać nauczkę drugiemu Lisiakowi.
— Dość tego — usłyszeli lekko zachrypnięty głos.
Nie trudno było zgadywać do kogo należy. Sama liderka przyglądała im się z dezaprobatą.
— To oni zaczęli — skłamała szybko wojowniczka.
Za bezpodstawne uprzykrzanie Lisiakom liderka stawiała wojownikom kary.
— Nieważne kto zaczął — stwierdziła Pstrągowa Gwiazda. — Ważne, że nikt tego nie skończył. Płotkowy Skoku od dziś przez najbliższy księżyc pomagasz przy zmienianiu ściółki w kociarni, a wy dwoje za mną — mruknęła do poobijanych uczniów.
Konopia zerknęła na Bociana, który nie ruszył się z miejsca pomimo rozkazu liderki. Jego zielone ślipia dumnie spoglądały na liderkę.
— Nie mam zamiaru — warknął.
— Ja też nie — dodała Konopia. — Nie jesteś naszą liderką! No że zmusiłaś nas do życia tutaj nie oznacza, że jesteśmy ci posłuszni!
Pstrągowa Gwiazda wzięła głęboki wdech, po czym spokojnie wypuściła powietrze. Jej zdrowe pomarańczowe ślipie spojrzało na Lisiaki.
— Skoro nie zamierzacie dziś iść na trening i polować nic też nie jedzie — mruknęła w stronę uczniów.
Konopia parsknęła.
Czy ona naprawdę myślała, że złamie ich dniem głodówki?
— Usztakowa Łapo, idziesz? — zapytała w wejściu Ropuszy Język.
Czarno-biała spojrzała a to na nową mentorkę, a to na Konopie i Bociana.
— Nie — miauknęła stanowczo. — Nie zamierzam dłużej udawać, że nic się nie stało... Zabiliście moją mentorkę, po tym jak niedawno została matką. Jesteście potworami! — pisnęła z łzami w ślipiach kotka.
Pointka westchnęła i odwróciła się na pięcie.
— Każdy kiedyś umrze — mruknęła z prowokacyjnym uśmiechem i odeszła, zostawiając trójkę kotów samych w legowisku uczniów.
Leniwe mruknięcie wyprowadziło ich szybko z błędu. Pędrak uniósł łeb, ziewając powoli.
— Jak już robicie tu ten protest mysie strawy to chociaż siedźcie cicho — zganił towarzystwo, znów kładąc łeb na łapach.
Bocian westchnął, chyba cudem gryząc się w język. Uszatka za to posłała ciepły uśmiech zasypiającemu leniu. Pomiędzy czwórką kotów znów zapadła cisza.
— Hej — miauknął Czapla, który wczłapał się z powrotem do legowiska uczniów. — Podobno nie musicie iść na trening przez ten bunt — miauknął z zaciekawieniem.
Bocian przejął inicjatywę.
— Dokładnie — mruknął, podchodząc do brata. — Może dołączysz? Będziesz mógł cały dzień spać niczym ten spasiony bobek Pędrak — wskazał na niebieskiego kocura, którego boki unosiły się równomiernie.
Pyszczek Czapli otworzył się w zdumieniu.
— Ale super — stwierdził zadowolony z tego, że nie będzie musiał znów biegać. — Ale Pstrągowa Gwiazda nie ma nic przeciwko? Nie dała wam żadnej kary? — zapytał zdezorientowany Czapla.
Bocian i Konopia wymieli ze sobą szybkie spojrzenie. Nie mogli powiedzieć Czapli o zakazie jedzenia, bo go od razu stracą.
— Nic, a nic — miauknęła Konopia, podchodząc do kocurka. — Super, nie?
Kocurek pokiwał łebkiem energicznie, że aż wszystkie fałdki tłuszczu na jego brodzie się zatrzęsły.
— Leć spać, obudzimy cię jak wróci patrol z żarciem — rozkazał mu Bocian, a Czapla już wyuczony grzecznie wskoczył do swojego legowiska zadowolony.
* * *
Wraz z nadejściem wieczoru przyszła do nich Pstrągowa Gwiazda. Dała im jasne zasady, jeśli zamierzają dalej protestować i głodować mają się przenieś do starego legowiska Lisiaków, by nie przeszkadzać innym uczniom. Jedynie Pędrak został, nie chciało mu się ruszyć tyłka. Ostróżka smutno obserwowała odchodzącą siostrę. Konopia nie miała jej za złość, że nie dołączyła. Sama wolała, by ta się nie narażała. Tylko ona została jej z rodziny. Po stracie Janowca obiecała sobie, że będzie bardziej cenić bliskich.
— Bocian — zawołał głodny Czapla. — Bocian, jestem głodny.
Biały wywrócił ślipiami i westchnął.
— Wytrzymasz, lisi bobku — stwierdził.
Czapla był innego zdania. Jego brzuch także. Burczał tak potężnie, że Błyskawiczna Łapa myślała, że lis podszedł do obozu.
— Posłuchaj, Czaplo — miauknęła do niego Uszatka. — Od tego zależy więcej niż myślisz, nie chciałbyś znów zobaczyć się z mamą?
W żółtych ślipiach kocurka zawitały łzy.
— Chce — mruknął smutno, ocierając łapką oczy. — Ale... ale jestem taki głodny...
Bocian uderzył wściekle ogonem o ziemie. Posłał bratu ostre spojrzenie.
— Wytrzymasz — warknął.
Czapla więcej nie protestował. Z położonymi uszami ruszył przed siebie. Czwórka Lisiaków rozłożyła się w niewielkim legowisku, gdzie jeszcze niedawno byli wciśnięci w paręnaście kotów. Teraz zrobiło się go trochę więcej. Skuleni w kłębek zasnęli w nadziei na lepsze jutro.
* * *
Z samego rana obudził ich gwałtowny pisk. Lisiaki zerwały się na cztery łapy podobnie jak reszta klanu. Rozejrzały się po sobie. Brakowało jednego z nich. Czapli.
— Czyżby nas zdradził? — zapytała Uszatka, spoglądając na młodszych uczniów.
— Zaraz się dowiemy — odpowiedział Bocian, wychodząc ze legowiska.
Trójka kotów podążyła w stronę legowiska medyczki, skąd dochodził krzyk. Tłum Nocniaków siedzących pod nim nie wróżył nic dobrego. Lisiaki przyspieszyły. Jakiś kot leżał na ziemi. Z każdym krokiem najgorszy scenariusz Bociana, Konopii i Uszatki stawał się prawdziwszy. Srebrne futerko leżało nieruchomo na ziemi.
— Co żeście mu zrobili?! — wydarł się na nich Bocian, podbiegając do brata.
Słodki Język smutno spojrzała na niego.
— Nic — mruknęła, wlepiając dwukolorowe ślipia w martwe ciało. — Musiał się zakraść w nocy i zjeść je jak spałam — miauknęła, wskazując krótką łapką na czerwone jagody leżące obok Czapli.
Konopii zrobiło się nagle słabo. Znów to się stało. Znów powodu jej głupoty ktoś zmarł.
<Bocianie? Jak chcesz to skip time można>
Btw jakie rebele szanuję
OdpowiedzUsuńDokładnie!
UsuńCzemu tutaj w nawiasie jest "od Pójdźki cd. Ostu"?
OdpowiedzUsuńgdyż uciekli podczas zgromadzenia z kn i zamiarzają na jakiś czas się zaszyć u burzaków, a że gdyby tam się przedstawili swoimi imionami, nocniaki za łatwo mogły by się skapnąć, że tam są, więc przybrali nowe imiona
Usuń(jak się uda to napisze o tym opko jeszcze dziś)
Czekam na to *trzyma Mokrego pod pachą*
Usuń