Po wyprawie do klanu burzy miał do załatwienia kolejną ważną sprawę, mianowicie odwiedzić klan, który niegdyś był grupą samotników. Kojarzył go z opowieści swojego ojca, Księżycowego Pyłu, kiedy to był jeszcze małym smrodem. Aktualnie starszy z kocurów suszył mu właśnie głowę, że dlaczego tam idą, że to daleko, że po co. Dosłownie gorzej niż kotka! Rudzielec kochał ojca całym sercem, ale czasem miał wrażenie, że przebywając z Lśniącym Słońcem, czarno-biały zaczyna przejmować od niego nawyk narzekania na wszystko, co go otacza.
- Już ci mówiłem - zaczął, kładąc po sobie uszy, po czym przeskoczył przez powaloną gałąź. W powietrzu było czuć zapach wody oraz ryb. Definitywnie zbliżali się do terenów klanu nocy. Nie chciał przechodzić przez ich teren toteż odbił w bok, wschodząc na tereny należące do Ciernistej Gwiazdy. Po wcześniejszym spotkaniu z liderką, liczył po cichu, że on i jego ojciec a zastępca zarazem, nie zostaną potraktowani źle.
Na szczęście czy też nie, nie trafili na żaden patrol klanu burzy gdy dotarli na bagna, wcześniej przechodząc przez drogę grzmotu. Kocur był zmęczony i ubrudzony lepiącą się mazią aż po brzuch a przecież była zima! Zatrząsł się z lekka z zimna, kichając zaraz. W oddali dostrzegł kształt przypominający kota. Dużo się nie pomylił bowiem była to niejaka Nów, prowadząca patrol wraz z Ostem oraz Krogulcem. Syn Czaplego Potoku zmrużył oczy.
- Przybyłem porozmawiać z waszą liderką, Czereśnią - oznajmił bez ogródek po czym, ku jego ogromnemu zdziwieniu, został doń zaprowadzony. Czarno-biała kotka wygrzewała się w osłoniętym przed śniegiem miejscu, rozmawiając z jakąś inną kotką. Skinął jej głową z szacunkiem, przepraszając za przerwanie rozmowy. Zielonooka popatrzyła na dwóch przybyszów, po czym otworzyła pysk ze zdziwienia. Wstała powoli i jakby w transie podeszła do Księżyca, kręcąc z niedowierzaniem głową.
- Synku... - szepnęła, a po jej policzku zaczęły spływać łzy - Księżycku... to sen... to nie może być prawda! - płakała gorzko, aż w końcu mocno przytuliła do siebie zastępcę, w kółko powtarzając, jak bardzo nie dowierza w to, że go widzi i jakim cudem to jest możliwe. Sam Lisia Gwiazda uśmiechnął się łagodnie, kiedy jego były mentor wtulił się w rodzicielkę, zaczynając powtarzać w kółko "Przepraszam, mamo" zupełnie tak, jakby to była mantra. Nie dało się też zauważyć, że po jego policzku spłynęła łza. Rudzielec w tym czasie owinął swoje łapy ogonem, z radością obserwując ponowne spotkanie matki z synem.
< Czereśnia? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz