BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Znajdki w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)

Miot w Klanie Nocy!
(jedno wolne miejsce!)

Rozpoczęła się kolejna edycja Eventu NPC! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 24 listopada, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

31 marca 2018

Od Lavika

Dzisiaj wszyscy byli w domu, co niezmiernie go zdziwiło, a za razem - bardzo ucieszyło, chociaż miał problem z okazaniem tego we właściwy sposób. Dlatego też, bury kocur siedział ma kanapie i po prostu pozwalał Ellie wygłaskać go z każdej możliwej strony, mrucząc z rozkoszą. Może nawet dałby jej się zaczepić, gdyby chciała zainsynuować zabawę? Na razie jednak, nic takiego nie robiła, co było mu na rękę. Udawanie, że dobrze się bawi, było okropnie męczące, nie to, co poddawanie się pieszczotom. Przeciwnie - pieszczoty były po prostu banałem. Szczególnie, że w odróżnieniu od reszty domowników, Ellie była niezwykle delikatna. Kocię dwunogów głaszcząc go uważało, aby nie dotknąć blizn na karku, ukrytych pod sierścią. W dodatku jej łapki były tak gładkie i delikatne! Spod przymrużonych oczu obserwował, co dzieje się w domu. Na ogół, panowała swego rodzaju krzątanina, w której to jedno poganiało drugie, niosąc zielone iglaste drzewo, pachnące na pewno nie lasem. Gdzie nie gdzie znajdowały się także kolorowe kulki, ale na szczęście nikt nie wymagał od Lavika, aby się nimi zainteresował. Wręcz przeciwnie, dwunogi chowały je po jakiś pudełkach, co wydawało mu się... głupie. Przynosiły, stawiały, przynosiły kolejne. W końcu spełniła się obawa burego i również Ellie wciągnięta została w cały ten zamęt, przez co on został zmuszony pozostać na kanapie. No, może nie zmuszony, ale co innego miał do roboty? Westchnął smętnie, aby następnie wyprostować się i obserwować poczynania swych właścicieli. Wszystko było świetnie, naprawdę. Może nawet uśmiechał się pod nosem, widząc owe poczynania?
Do czasu, aż nie pojawił się ten mały potworek, z długim nosem.
Dwunodzy dotknęli go, a w ten rozległ się okropny hałas! Prowadzony przez dwunogów potwór połykał podłogę, piszcząc. Co więcej, zbliżał się do niego!
Lavik stanął na baczność, a z jego pyszczka wydobył się okropny, głośny skowyt. Bury przez kilka chwil wpatrywał się w nadchodzącą bestię. Czemu dwunogi go przybliżają?!
Po jej upływie czmychnął z kanapy, skacząc na mniejszy stolik. Przewrócił wazon z kwiatami, z którego wylała się woda, a trzask szkła przestraszył go jeszcze bardziej. Najeżył się cały, po czym skoczył ogromnym susem, nieomal dosięgając do wyjścia z pokoju. Musiał się ratować, w końcu potwór zmanipulował jego dwunogich! Wbiegł na schody, przeskakując po dwa szczebelki i kilkakroć potykając się o swoje łapy. Nie usłyszał przekleństw z ust Pana, oraz piskliwego nawoływania Ellie. Biegł przed siebie, pokonując kolejne stopnie. Ciągle wyżej i wyżej, aż w końcu trafił na ciemniejszy i brzydszy, zakurzony stopień. Po chwili zastanowienia jego też przekroczył, wracając do swego tempa. Znalazł się w pomieszczeniu, gdzie światło padało jedynie z prostych dziur w suficie, podobnych do tych, które znajdowały się na dole. Pewnie też nie dało się ich obejść. Kichnął, czując dziwne powietrze w tym miejscu, nie cofnął się jednak. Zmanipulowane dwunogi mogą go znaleźć w każdej chwili...
Zobaczył wiele, wiele kartonów i zadecydował, że właśnie tam się ukryje. Szybkim susem wskoczył do jednego z nich i pozostał tam wiele godzin, nim jego brzuszek zaczął dawać o sobie znać. Wówczas dopiero, zakurzony kocur zszedł na dół, gdzie zatroskana Ellie wzięła go na ręce i wyszczotkowała. Po rozbitym wazonie nie było śladu.

Od Brzoskwiniowej Łapy C.D Ciernistej Łapy

Zapanowała kompletna głęboka cisza, wszyscy mieli wlepione spojrzenia w Brzoskwinię jakby oczekując jego reakcji. Kocur natomiast kompletnie nie wiedział jak zareagować, dlatego patrzył ze zdezorientowaniem raz na Ciernistą Łapę, a raz na ziemię. Zastanawiał się poważnie nad tym jak zareagować. Jego łapki drżały pod wpływem nagłego stresu. Nie spodziewał się, że kotka nagle wydrze się na niego jak gdyby nigdy nic. W jego głowie kłębiły się różne myśli. Jedne kłóciły się z innymi, a on sam nie wiedział kompletnie na którą z nich zareagować. Zaczęły piec go oczy, dlatego wziął głębszy wdech, ale to było na nic. W kącikach oczu Brzoskwinki zalśniły łzy, które spłynęły mu po policzkach. Nie mógł ich powstrzymać, dlatego popłynął falą emocji. Po kilku biciach serca rozbeczał się już na dobre, a żaden z kotów, które się na niego gapiły nie potrafiły zareagować, tak jak on przed chwilą.
- Jestem beznadziejny, to puste kłamstwa! - Zaczął łkać, a jego długie, puszyste futerko robiło się coraz bardziej mokre od wylewu łez. Bura nachyliła się nad nim i przymrużyła oczy w nieco łagodniejszym wyrazie. Cętkowany wykrzywił jednak jedynie pyszczek, a łzy leciały nadal same. Cały czas patrzył w łapy i zdawał się nawet nie słyszeć głosu Kwiecistego Wiatru:
- No, to wy sobie tu radźcie, a ja idę szukać mleczy. Wolę być z dala od tych wrzasków.
Córka Białej Sadzawki zerknęła na szylkretową, która bez dalszych ogródek po prostu wyszła zostawiając trójkę uczniów samych. Brzoskwinia podciągnął nosem.
- Przecież mówiłam ci, że będziesz świetna, jak tylko się postarasz - Wymamrotała Ciernista Łapa i zmarszczyła nos, przez co wyglądała nieco śmiesznie. Widać było, że jest nieco zdenerwowana, ale w jej oczach odbijała się troska.
- Nie.
- Jak to nie, jak tak.
- Nie! - Parsknął kremowy nieco łamiącym się głosem i podciągnął nosem, a później spojrzał załzawionymi oczami na młodszą od niego kotkę. Łzy przestały już lecieć, ale nadal wyglądał mizernie. - Myślisz, że się nie staram? Robię wszystko, byleby zadowolić Nocne Niebo, a i... i tak jes-jestem słaba i kru-krucha.
- Jeżeli starasz się tak bardzo, to dlaczego się załamujesz? Ten kto się stara idzie tak długo, aż nie dosięgnie gwiazd.
- Szkoda tylko, że tym wyżej wejdziesz tym boleśniej upadniesz. Kiedy Lamparcia Gwiazda zabrał mnie na zgromadzenie czułam się wyróżniona. Pierwszy raz! A później wróciłam do obozu... znowu to samo. Zawsze źle, nigdy dobrze.

<Ciernista Łapo? KLIK-zrozumiesz co czuje Brzo :*>

Od Srebrnego C.D Wisienki

Przez moment jego gardło zdawało się blokować. Co miał powiedzieć? Jak to uzasadnić? Był tchórzem, który chciał uciec od problemu... Ale ta ucieczka wymagała od niego właśnie odwagi. Musiał powidzieć Wisience, że odchodzi, aby spać spokojnie. Po prostu musiał.
— Wisienko, ja... Odchodzę. — Przez chwilę patrzył jej w oczy, a następnie spuścił wzrok. Wiśnia zaśmiała się, przez co głowa malca poderwała się w górę. Widząc jednak jego poważny wyraz pyszczka, zmarkotniała.
— Jak to? Gdzie chcesz iść? — Pogrzebała łapką w ziemi. Srebrny westchnął, ciężko wypuszczając powietrze.
— Nie wiem, Wisienko. Na pewno nie zostanę tutau. Starałem się, na prawdę. Ale moje starania... Ja coraz bardziej czuję, że to nie jest moje miejsce. W jednej chwili wszystko jest świetnie, a potem wali się, od tak. — Kotka spojrzała na niego, a w jej oczach widoczny był dziwny smutek. Wiedział jednak, że nie będzie go zatrzymywać. Po prostu... Po prostu to czuł. Czuł, że jeśli ktoś uszanuje jego decyzję, to ona. Była jego pierwszą przyjaciółką. Pierwszą osobą, która traktowała go tak... Dobrze.
— Kiedy zamierzasz ruszyć? — Srebrny uśmiechnął się smutno.
— Dzisiejszej nocy — oznajmił. Chyba keszcze nigdy nie był tak poważny. Przez moment stali bez ruchu. Cztero księżycowe kocię, podejmujące właśnie jedną z najważniejszych decyzji, oraz ośmio księżycowa terminatorka, kryjąca swój żal. Po tej chwili, kociak wtulił się w jej futerko po raz drugi, a może ostatni. Nadal było tak mięciutkie i ciepłe. Nie odtrąciła go. Była to jedna z tych magicznych, acz upływających dziwnie prędko chwil. Srebrny czuł, że musi dorosnąć zbyt szybko, niż powinien.
— Masz na siebie uważać — warknęła kotka. Van pokiwał głową.
— Będę za Tobą tęsknić — powiedział cicho. Wiśnia pokiwała powoli głową. Spojrzała mu w oczy, po czym zapytała, ciszej od niego.
— Czy jeszcze się kiedyś zobaczymy? — zapytała, a to pytanie ukuło kocurka w serce. Nie wiedział. Nie mógł wiedzieć.
— Mam nadzieję — wyszeptał.

Zgromadzenie!

Zgromadzenie odbędzie się 31 marca (sobota) o godzinie 18:30.
Liderów prosimy o uzupełnienie listy.

KLAN NOCY
Pierzasta Gwiazda
Jagodowe Futro
Dryfujący Obłok
Żwirowa Ścieżka
Wydrowa Stopa
Spieniona Fala
Jastrzębi Szpon
Wrzosowy Kieł
Pstrokata Łapa
Dębowa Łapa
Imbirowa Łapa

KLAN BURZY
Lamparcia Gwiazda
Nocne Niebo
Gradowa Mordka
Burzowa Łapa

Biała Sadzawka
Pręgowane Piórko
Cienisty Pazur
Rdzawy Ogon
Korowa Skóra
Kwiecisty Wiatr
Ćmia Łapa
Księżycowa Łapa
Przepiórcza Łapa

KLAN WILKA
Milcząca Gwiazda
Borsuczy Goniec 
Burzowe Futro

Łososiowy Pysk
Zroszony Nos
Popielaty Ogon
Orli Cień
Jaskółczy Śpiew
Złocista Łapa
Borsucza Łapa
Nocna Łapa

KLAN KLIFU
Niedźwiedzia Gwiazda
Spadający Liść
Fenkułowe Serce
Słoneczny Blask
Ostry Kieł
Wierzbowe Serce
Poplamione Piórko
Czarna Łapa
Wschodząca Łapa
Szumiąca Łapa

CHAT:

Nowi członkowie Klanu Gwiazdy!

JASZCZURZY OGON
Powód odejścia: Starość
Przyczyna śmierci: Starość
Odszedł do Klanu Gwiazdy.

 
MIODOWE SERCE
Powód odejścia: Decyzja właściciela
Przyczyna śmierci: Ogłuszenie piorunem, a następnie utopienie się w rzece
Odeszła do Klanu Gwiazdy.
 
ORLI CIEŃ
Powód odejścia: Decyzja właściciela
Przyczyna śmierci: Utopienie
Odszedł do Klanu Gwiazdy.


Od Przepiórczej Łapy

Ziewnęła, przeciągając się, promienie słońca mimo tak nieprzyjaznej pory nadal ostro raziły w oczy. Przewróciła się na drugi bok, ziewając przeciągle. W pewnym momencie zadrżała. Otworzyła szybko oczy, niemalże jak poparzona wyskakując z legowiska uczni. Zapała! Z kołatającym sercem popatrzyła w niebo. Słońce dopiero wschodziło. Poczuła niemałą ulgę, jednak dopiero kilka uderzeń serca zajęło jej uspokojenie siebie. Wróciła się do legowiska, praktycznie wskakując na śpiącego pointa.
- Wstawaj, śpiochu! - zawołała, trzęsąc się lekko z entuzjazmu. Błądząca Łapa mruknął coś niewyraźnie przez sen. Szylkretka zmarszczyła brwi, krzywiąc pyszczek w grymasie. Pacnęła łapką brata, na co ten niechętnie otworzył zaspane ślepka. - Dzisiaj pierwszy dzień treningu! - krzyknęła i w mgnieniu oka znalazła się na zewnątrz. Usiadła w miejscu i grzebiąc łapkami w ziemi pilnie czekała na swoją mentorkę. Nie minęło wiele czasu, a Biała Sadzawka pojawiła się u boku szylkretowej.
- Dzień dobry, Przepiórcza Łapo, gotowa? - spytała, a na jej pyszczku wstąpił cień uśmiechu. Kotka podskoczyła, z ogromnym entuzjazmem odpowiadając twierdząco. - Złota Melodia powinna się niedługo pojawić. - Biała kotka zwróciła się ku pointowi, po czym rzuciła krótkie „idziemy” w stronę nowej uczennicy.
- Do zobaczenia, braciszku! - zawołała młoda, ocierając się pyszczkiem o policzek brata i liżąc go na pożegnanie w ucho.
***
Jej pierwsze samotne wyjście z obozu... No, prawie samotne. Śnieg skrzypiał pod łapami obu kotek, połyskując przy tym w słońcu. Młodą uczennicę zastanawiało co będą robić jako pierwsze, może walka? Albo polowanie? Tak! Tak bardzo chciałaby nauczyć się polować. Oblizała pyszczek, przyśpieszając kroku. Ogromnie się niecierpliwiłam, chciała zacząć wszystko na teraz, już!
- Co dzisiaj robimy, Biała Sadzawko? - spytała grzecznie, wlepiając ślepka w mentorkę i przyglądając się jej uważnie. Wojowniczka była naprawdę urodziwą kotką, Przepiórcza Łapa nie była więc zdziwiona podobieństwem Ciernistej Łapy do swojej matki. Obie były pięknymi kotkami.

< Biała Sadzawko?>

Od Milczącej Gwiazdy

Milcząca Gwiazda czuła, że się starzeje. Nie chodziło już tutaj o jej srebrne włoski na nozdrzach, pyszczku czy grzbiecie, tylko o ból głowy, trudności z oddychaniem i coraz bardziej dokuczający jej reumatyzm. Blask w jej oczach zanikał, a ona sama była coraz bardziej eteryczna.
Wiedziała, że minie jeszcze sporo księżyców, nim zawita w Klanie Gwiazd, aczkolwiek nie mogła już chodzić na bitwy, uczestniczyć w patrolach, a okazjonalne polowania zamiast przyjemności sprawiały jej ból w stawach. Ewentualnością były spacerki z przerwami na tropienie, ale i tak był to dla niej duży wysiłek. Przedyskutowała to z Jaszczurzym Ogonem, Motylim Skrzydłem, Burzowym Kwiatem, Liliową Łodygą oraz Łososiowym Pyskiem, czyli najbardziej zaufanymi i najstarszymi wojownikami w Klanie Wilka i decyzja była jednogłośna: Borsuczy Goniec musi zaczynać swoje życie jako przywódca, natomiast Milcząca Gwiazda będzie rządzić formalnie. Jej zastępca będzie jej fizyczną postacią. Teraz pozostało tylko poinformować błękitnookiego.
Zauważyła, jak rozmawiał z Popielatym Ogonem i jak czule się z nią pożegnał. Uroczo. Kocica przyśpieszyła, ponieważ chciała jak najszybciej to załatwić, bo miała jeszcze wiele innych spraw do załatwienia. Trzepnęła jednym uchem w stronę odchodzącej wojowniczki i zwróciła się do pointa:
— Borsuczy Gońcu, mam dla ciebie ważną sprawę, która prawdopodobnie osądzi losy całego Klanu Wilka. — zaczęła poważnie, ściągając brwi i robiąc minę typu: "słuchaj, albo pożałujesz" — Jak doskonale wiesz, swoje księżyce mam, a dopiero od niedawna zdałam sobie sprawę, jak stara jestem. — wyraz pyszczka przywódczyni zdecydowanie złagodniał, a ona sama westchnęła ciężko. — Oddaję Złocistą Łapę pod opiekę Liliowej Łodydze, nie chodzę już ani na patrole, ani na polowania... Dlatego chciałabym, abyś był moją fizyczną postacią. Prezentowałbyś mnie na bitwach, umowach o sojusze i za pewien czas również na Zgromadzeniach. Dopóki nie umrę, a ty nie dostaniesz dziewięciu żyć i członu "Gwiazda", ja nadal będę tutaj rządzić, tylko formalnie. Jednak pamiętaj, że ciągle jesteś pod moją kontrolą i nie masz wolnej woli. Rozumiesz?
Zastępca poruszył wąsami i wlepił zdezorientowane spojrzenie w swoją przywódczynię. Zapewne nie spodziewał się takiej propozycji, toteż stał tak, z ślepiami niczym dwa, okrągłe księżyce.
— Nie patrz się na mnie jak spłoszona wiewiórka! — warknęła Milcząca Gwiazda, poruszając koniuszkiem ogona.
Borsuczy Goniec, pod gwałtownym wrzaskiem byłej partnerki, nastroszył swoją krótką sierść i spojrzał jej głęboko w oczy.
— To dla mnie wielki zaszczyt, Milcząca Gwiazdo. — zaczął, po czym polizał się nerwowo w pierś.— Nie wiem, czy podołam takiemu obowiązku, aczkolwiek obiecuję sprawować się najlepiej jak potrafię. Będę dobrym liderem, obiecuję.
— Nigdy niczego nie obiecuj. — mruknęła i odeszła w kierunku swojego legowiska.

 - - -

Dwukrotnie słońce wzeszło i zaszło od tej pamiętnej rozmowy, która nadal rozbrzmiewała echem w głowach obu kotów. Wkrótce potem, Milcząca Gwiazda zdecydowała się oznajmić Klanowi Wilka o nadchodzących zmianach. Wiedziała, że posiada aprobatę starszych wojowników, jednak wolała jeszcze spytać o zgodę Jaszczurzego Ogona, którego szanowała całym swoim sercem.
Kiedy znajdowała się już w cieniu wiekowego buku, w którego konarach było legowisko starszych, usłyszała jęk. Zaniepokojona nietypowym odgłosem przyśpieszyła i niezwykle prędko jak na swój wiek, wskoczyła do nory, gdzie znajdowali się starsi. W jednym z ciemniejszych kątów leżał Jaszczurzy Ogon, z przednimi łapami podkulonymi pod siebie i ogonem zawiniętym aż po sam, jak zwykle usmarkany, nos. Nie wyglądał najlepiej, toteż niebieskawa kocica podsunęła się, wręcz przerażona, jeszcze bliżej, aż dotykała pyszczkiem jego pyska. Starszy popatrzył na nią uważnie.
— Milcząca Gwiazdo, to ty? — wzrok zaczęła zasnuwać mu mgła, jednak nie drgał spazmatycznie. Po prostu leżał, z usmarkanym nosem i ochrypniętym głosem po jeszcze niewyleczonym kaszlu, którego dostał zaledwie czternaście pór roku temu. Liderka dotknęła nosem jego barku.
— Tak, Jaszczurzy Ogonie, to ja. — wymruczała, po czym wzięła kłębuszek mchu i rozpoczęła nieprzyjemną czynność czyszczenia nosa starszego, by ułatwić mu oddychanie.
Rudy kocur, niezbyt pewnym ruchem, odtrącił jej łapę, a potem kontynuował, a jego głos coraz bardziej słabł. Ciągle widziała jarzące się w półmroku, półprzymknięte ślepia starszego.
— Umieram na nieuleczalną chorobę. — wysapał, charcząc i plując śliną dookoła. — Starość, Milcząca Gwiazdo. Żyłem długo i dobrze, byłem smutny, byłem szczęśliwy i byłem również zły. Nie chcę, żeby Klan Wilka długo mnie opłakiwał. Chciałbym tylko, żebyś zawołała Motylka... Znaczy, Motyle Skrzydło. Proszę.
Kocica tylko skinęła mu szybko niewielkim łebkiem, zbyt przejęta, by cokolwiek odpowiedzieć. Nigdy nie biegła tak szybko i błagała Klan Gwiazd, by jej przyjaciel był aktualnie w obozie. Złapała go, gdy chciał wyjść na polowanie.
Akcja potoczyła się później bardzo szybko. Zaskoczone spojrzenie kocura, ich dziki bieg do Jaszczurzego Ogona, a potem oddaliła się nieco, by terminator i mentor mogli w spokoju porozmawiać. Motyle Skrzydło wyszedł od rudego bez słowa, nie mogła wyczytać z jego pyska żadnych emocji, toteż zaraz po nim weszła ostatni raz podzielić języki ze starszym.
Rudy wpatrywał się w nią tępo, gdy jej szorstki język raz po raz przejeżdżał po jego zmierzwionej sierści. Kulił uszy po sobie, gdy niechcący dotknęła nim jego starych blizn, a wtedy jego pyszczek wykrzywiał się w brzydkim grymasie. Kiedy już jego futerko było czyste, tak samo jak mordka, Jaszczurzy Ogon uśmiechnął się niepewnie, a jego żółte ślepia zaszły mgłą.
— Jak ty sobie beze mnie poradzisz?... — zamiauczał głucho, po czym zamrugał. — Jelenia Gwiazdo?
 
Kocica zwinnie wskoczyła na płaski kamień. Zwinnie, prędko, mimo nieustającego i pulsującego bólu w tylnej łapie. Musiała przemówić, tu i teraz.
— Każdy kot, dostatecznie duży, by samodzielnie polować, niech przybędzie pod głaz.— zaczęła, cedząc każde ze słów. — Chciałabym ogłosić, że Jaszczurzy Ogon nie żyje. Zmarł z powodu choroby, która wkrótce dotknie każdego z nas — nasz starszy odszedł z powodu starości. Pogrzeb odbędzie się rankiem, tymczasem całą noc będziemy czuwać przy nim i ostatni raz podzielimy z nim języki. Jaszczurzy Ogon dobrze służył Klanowi Wilka, a teraz odszedł na wieczne łowy.
Koty rozpoczęły żałobny wrzask, jednak najbardziej rozżalone spojrzenie miał jej ukochany przyjaciel, Motyle Skrzydło. Nie mogła na niego patrzeć. Odwróciła wzrok.
— Chciałabym wam ogłosić coś bardzo ważnego. — koty zaprzestały lamentować, a w mroźnym powietrzu nastała grobowa wręcz cisza. — Dzisiaj, wraz z Nocną Łapą, Złocistą Łapą, Borsuczą Łapą oraz Płonącym Grzbietem, wybieramy się do Księżycowej Zatoczki. Robię to po raz ostatni w swoim życiu, by podzielić sny z Klanem Gwiazd i znaleźć odpowiedź na nurtujące mnie pytania. Obozem podczas mojej nieobecność zajmie się mój zastępca. Prócz tego, od tego dnia Borsuczy Goniec będzie mnie reprezentował, ponieważ mam coraz mniej sił witalnych i... starzeje się. To nieuniknione. Formalnie rządzić będę, dopóki nie umrę, a Borsuczy Goniec nie przejmie członu "Gwiazda".  Inną rewelacją jest to, że trening mojej uczennicy przejmie Liliowa Łodyga.
Pomarańczowooka wyszła z tłumu, tak samo jak była samotniczka, by zetknąć się nosami. Następnie wycofały się do reszty kotów, aczkolwiek nadal siedziały blisko siebie i co uderzenie serca zerkały na siebie. Natomiast Milcząca Gwiazda delikatnie zeskoczyła na ziemię i wzrokiem odszukała pointa, który gorliwie rozmawiał o czymś z Popielatym Ogonem.
 
 
<< Borsuczy Gońcu? >>

Od Imbirowej Łapy CD. Pstrokatej Łapy

Uczeń wydawał się całkiem miły. W sumie znajdował się w podobnej sytuacji, co ja - też nie był jeszcze wojownikiem, chociaż wydawałoby się, że już powinien nim zostać.
- Mam przynajmniej nadzieję, że życie w naszym klanie nie zawsze jest jednak tragedią - powiedział w pewnym momencie.
Zamyśliłam się. Dla mnie życie w klanie jest czymś wspaniałym. Gdyby Miodowe Serce mnie nie znalazła... Zginęłabym. Byłam zbyt słaba, zbyt mała i niedoświadczona, żeby przeżyć. A mama? Co z nią? Zostawiłam ją samą. Żyłam sobie w klanie, zdrowa i szczęśliwa, a ona... Poczułam, jak łzy napływają i do oczu. Odwróciłam się od Pstrokatej Łapy. Nie chciałam, żeby widział, że płaczę.
- Nie... Nie zawsze - odparłam, powstrzymując łzy. Popatrzyłam na kota i uśmiechnęłam słabo. - Dla mnie jest najlepszym, co mogłam dostać. Uważam, że nawet na to nie zasługuję, ale... Cieszę się. Bardzo się cieszę. Że mam klan, dom. Mam wszystko, czego potrzeba mi do szczęścia.
Mój rozmówca spojrzał w wodę. Jego pysk nie wykazywał żadnych emocji jednak widziałam, że się zamyślił.
- Chyba mieliśmy łowić ryby, prawda? - przypomniałam, żartobliwie pacając go łapą w ucho. Pstrokata Łapa w milczeniu kiwnął głową. Pochyliliśmy się nad leniwie płynącą wodą. Wprawdzie teraz mamy Porę Nagich Drzew, jednak jest na tyle ciepło, że rzeka nie zamarzła. W sumie w tej chwili było mi nawet przyjemnie - moje długie futerko chroniło mnie przed zimnem.
Po niedługim czasie Pstrokata Łapa złowił dwie ryby. Mi nie udało złowić się żadnej, ale byłam dobrej myśli; w końcu na pewno mi się uda.
~~~*~~~
Ja i Pstrokata Łapa odłożyliśmy swoje zdobycze. W drodze powrotnej upolowaliśmy jeszcze dwie chude myszy i żylastą wiewiórkę. No cóż, najważniejsze, że można się tym najeść... Kiedy zobaczyłam, że dzięki nam stosik zwierzyny znacznie urósł, poczułam dumę. Razem z Pstrokatą Łapą usiedliśmy na polanie i zaczęliśmy jeść.
- To co, masz na dzisiaj jakieś plany? - spytałam ucznia, oblizując pyszczek.
<Pstrokata Łapo? Wybacz, że tak długo ._.>

Od Poplamionego Piórka C.D Orlego Cienia

Poplamione Piórko zasępiła się na te słowa.
- Lawendowy Płatek? - spytała, a kocur kiwnął głową. Kotka znała medyczkę tylko z imienia, ale to nie czyniło jej śmierci mniej przygnębiającą. - Tak mi przykro...
Orli Cień krótko liznął ją za uchem.
- Daj spokój, przecież to nie twoja wina. A Klan Burzy kiedyś nam za to zapłaci.
Poplamione piórko kiwnęła głową, spoglądając w dal. Dlaczego Klan Burzy zaatakował? Przez chwilę chciała o to zapytać kocura, jednak przypomniała sobie, że nie powinien jej w ogóle nic mówić. Może zresztą dowie się czegoś na następnym zgromadzeniu.
- A u ciebie wszystko dobrze? - zapytał wojownik. Kotka spojrzała na niego; na jego ładny, pręgowany pysk i ślicznie, niebieskie oczy... Zauważyła, że gapi się na niego od dobrych paru uderzeń serca, i otrząsnęła się.
- Mam coś na pysku? - Z rozbawieniem zapytał Orli Cień. Poplamione Piórko poczuła, że rumieni się pod - na szczęście dobrze to ukrywającą - sierścią. Co to za dziwne uczucie?
- Nie, nic. I tak, wszystko dobrze - odpowiedziała wreszcie.
Pogawędzili sobie jeszcze chwilę.W pewnym momencie kotka uniosła głowę; na niebie świeciła już wyraźnie Srebrna Skóra. Ile czasu tu spędziła? - O nie, jak późno! Orli Cieniu, muszę już wracać! Zobaczymy się na zgromadzeniu!
Szybko i z pewnym żalem pożegnała się z kocurem. Musiała jeszcze coś złapać, za nim powróci do obozu, inaczej ktoś mógłby nabrać podejrzeń. Kiedy wreszcie udało się jej upolować jakiegoś ptaka, prawie zderzyła się w krzakach z Pylną Łapą.
- Poplamione Piórko? Gdzie byłaś? - zapytał, obrzucając ją badawczym spojrzeniem.
- Ja? Na polowaniu - odparła, starając się ukryć niepokój.
Uczeń nie wyglądał na przekonanego.
- Przez cały wieczór? I wracasz z jednym kosem?
Kotka jakoś się wreszcie wykręciła z jego pytań, ale wyglądało na to, że nie bardzo jej wierzył, że nie miała nic na sumieniu. Po powrocie do obozu starała się wzbudzić w sobie jakieś większe wyrzuty sumienia, ale ilekroć pomyślała o wojowniku Klanu Wilka, nie mogła się nie uśmiechnąć pod nosem. A poza tym chciało jej się spać.
* * *
Pora Nagich Drzew nawiedziła las. Poplamione Piórko cieszył widok białego puchu, który wziął we władanie obóz. Dzięki puszystemu futru nie było jej zimno. Jedynym mankamentem była mała ilość pożywienia, ale tego dnia miało się odbyć zgromadzenie, więc nie przychodziło jej nawet do głowy, żeby narzekać. Nie mogła usiedzieć na miejscu, więc zbytek energii poświęcała na polowanie. Wreszcie jednak Niedźwiedzia Gwiazda zwołał klan do wyjścia, a kotka, podekscytowana rychłym spotkaniem z Orlim Cieniem i innymi kotami, które poznała, radośnie ruszyła do przodu.
<Orli Cieniu?>

Od Wisienki C.D Srebrnego

Byłam zaskoczona zachowaniem kocura i nie do końca wiedziałam jak mam się zachować. Oj… Maluch chyba nie wyczuł sarkazmu w mojej wypowiedzi… Ale czy przeszkadza mi to aż tak bardzo? Zdecydowanie nie...
- Oj… Sama się oto prosiłam. – Powiedziałam, tym razem na poważnie. Kociak tylko pokiwał twierdząco główką. – Och skoro jest tak zimno, to może wracamy? – Zapytałam, a Srebrny chyba się zgodził, oczywiście nie byłam pewna, bo kiwał głową tak lekko, że… Och! Powiedzmy, że się zgodził, a wtedy wróciliśmy i tak jak myślałam, nikt nie zauważył, że mnie nie ma, no może oprócz Rudzika…
- Gdzie byłaś? – Zapytał cichutko i popatrzył na mnie.
- To dłuższa historia. – Powiedziałam. – Potem ci opowiem. – Dodałam szybko, zanim Rudzik zaprotestował. – A teraz idę spać. – Powiedziałam i nie czekając na odpowiedź, ułożyłam się na kupce mchu i zasnęłam…
***
Nie pospałam długo, właściwie to, w ogóle, nie mogłam spać… Leżałam Tak i leżałam, aż w końcu, uznałam, że pójdę na krótki spacer po stodole. Zaraz po moim podszedł, a raczej podskoczył do mnie, Srebrny.
- Cześć Srebrny. – Powiedziałam z entuzjazmem do młodszego kolegi. On chyba raczej nie odwzajemnił mojego entuzjazmu. Od razu wiedziałam, że coś się dzieje… - Co jest Srebrny? – Zapytałam, a kociak tylko popatrzył, na swoje łapki, zaraz potem powiedział.

<<Srebero? jeśli możesz to jak Srebrny się pożegna to niech Wisienka się go zapyta czy się jeszcze spotkają>>

Od Pstrokatej Łapy

Z serii pt. "Pstrokatek Marudzi"
Pstrokata Łapa lekko się skrzywił.
Czy ktoś mógłby mu znaleźć nudniejsze zajęcie niż trening? Oczywiście! Po co dawać takie zadanie jakiemuś nowicjuszowi, jeżeli możesz dać je ekspertowi - Pstrokatej Łapie w samej osobie.
Został poproszony o wymienienie ściółki w kociarni - tylko jak? Panowała Pora Nagich Drzew, wszystko było albo mokre, albo zamarzło. Poddenerwowany mamrocząc coś pod nosem wyszedł z obozu.
Po kilku minutach miał już serdecznie dość całego świata. Futro miał mokre, łapy mu zdrętwiały, a wszystko dookoła było tak jasne, że aż bolały oczy. Najchętniej położył by się na ziemi i czekał na powolną śmierć głodową, gdyby nie ogromny dyskomfort, jaki by się z tym wiązał.
Oh, jak wspaniale, mech. Szkoda tylko, że cały mokry. Czy Klan Nocy to naprawdę takie półgłówki, żeby nie zebrać wystarczającej ilości ściółki przed Porą Nagich Drzew? O wiele łatwiej jest utrzymać ją suchą, niż znaleźć takową w śniegu.
Zrezygnowany oderwał trochę mchu z drzewa mocząc sobie nos i wąsy. Zabrał znalezisko do obozu, gdzie jak się spodziewał, nie spotkało się z ciepłym przyjęciem.
- Co to ma być?! - wydarł się na niego Fiołkowy Podmuch - kocur, który zlecił mu zadanie.
- A jak myślisz - Pstrokata Łapa wypluł mech na ziemię - skąd miałem wziąć suchą ściółkę podczas Pory Nagich Drzew?
- To już nie moja sprawa - fuknął. - Ciekawe co powie o tym Pierzasta Gwiazda - odwrócił się, po czym poszedł we własną stronę.
- O tym, jakich wojowników trzyma w klanie? Nie mogę się doczekać! - krzyknął za odchodzącym kocurem, nie przejmując się, czy go usłyszy.
Pstrokata Łapa nie należał do kotów specjalnie polotnych, dlatego dopiero teraz powiązał fakty. Fiołkowy Podmuch, najbardziej zgryźliwy kocur w Klanie Nocy wysłał go po ściółkę podczas Pory Nagich Drzew i nakrzyczał na niego, za przyniesienie mokrego mchu.
Wściekły na własną głupotę padł na ziemię tam gdzie stał. Zdawał sobie sprawę, że się wyróżnia, więc nie zdziwiły go słowa, które usłyszał tuż koło swojego ucha:
- Hej, wszystko w porządku?
<Ktoś? Ktokolwiek?>

Od Jaskółczego Śpiewu C.D Popielatego Ogona

Młoda wojowniczka delikatnie zadrżała pod wpływem zimnego powiewu wiatru Pory Nagich Drzew. Znów przyszła najgorsza pora roku. Najzimniejsza i najbrutalniejsza ze wszystkich. Pora, która zabrała jej brata. Potrząsnęła łebkiem, by oczyścić go ze zbędnych myśli. Musiała się skupić i kontynuować patrol, a nie wspominać. Westchnęła i podążyła za Łososiowym Pyskiem, z którym udała się na patrol, razem z Płonącym Grzbietem i Zroszonym Nosem. Szybkim skokiem dogoniła koty, omal nie wpadając w zaspę śniegu. Przypomniały jej się czasy, gdy była jeszcze uczennicą i na treningu z mentorką wpadła w podobną zaspę. Nienawidziła śniegu i wszystkiego, co z nim związane. Jednak nawet teraz nie wypadało jej narzekać na biały puch, ponieważ to normalna kolej rzeczy. Po Porze Opadających Liści przychodzi Pora Nagich Drzew, niosąca ze sobą śnieg, a odchodząc zostawiająca masę wody i mokre futro, przez jego topnienie. Nie mogła nic na to poradzić. Przez ten czas musi się pogodzić, że ciągle ma mokre łapy i nieustanie wpada w zaspy i kałuże. Że też musi być tak niezdarna!
- Jaskółczy Śpiewie!- zawołanie przez byłą mentorkę jakby obudziło kotkę. Faktycznie zostawała w tyle. Mino, że nadal podążała za kotami, to niestety znacznie wolniej niż jej towarzysze.
- Już idę!- odkrzyknęła i szybko dotarła do reszty patrolu.- Ja po prostu... Zamyśliłam się.
- Właśnie widzę- miauknęła rozbawiona kocica, jednak po chwili spoważniała.- Skup się na patrolu, bo w końcu się zgubisz.
- Oczywiście. Zgubię się na terenie własnego klanu. Zroszony Nosie, chyba nie uważasz, że byłabym takim mysim móżdżkiem!- roześmiała się Jaskółczy Śpiew, a po chwili dołączyła do niej jej starsza siostra. Co jak co, ale te dwie kotki dogadywały się dobrze. Z wiekiem młodsza szylkretka zaczęła dostrzegać, że łączą je nie tylko więzy krwi, ale również przyjaźń. Przyjacielsko otarła się o bok Zroszonego Nosa, po czym ruszyły dalej, kontynuując patrol.
~*~*~*~

Następnego dnia w obozie, kotka przekąsiła trochę zbyt chudego kosa i zaczęła szukać wzrokiem swojej siostry, Popielatego Ogona. Dostrzegła ją niedaleko stosu zwierzyny, kiedy akurat otarła się o bok byłego mentora, mrucząc przy tym.
- Popiół!- zawołała w tym samym czasie szylkretowa, na co jej siostra gwałtownie odskoczyła od zastępcy. Jaskółczy Śpiew uśmiechnęła się, odsłaniając przy tym swoje zęby. Bura spojrzała niepewnie na siostrę i zapytała:
- T-tak Jaskółczy Śpiewie?
- Chciałam zaprosić cię na wspólne polowanie, ale chyba jesteś zajęta- posłała kotce złośliwy uśmiech, po czym znów zamieniła go na serdeczny.- Wyglądacie razem tak pięknie... - dodała rozmarzona, za to jej siostra byłaby czerwona, gdyby koty mogły się rumienić.
- W-właściwie nie jestem zajęta. Co prawda byłam przed chwilą na polowaniu i właśnie żegnałam się z Borsuczym Gońcem...-tu przerwała na chwilę i rzuciła spojrzenie na zastępcę, po czym znów utkwiła je w siostrze.-...ale z chęcią udam się na nie ponownie. W końcu świeżej zdobyczy nigdy za mało, szczególnie w Porę Nagich Drzew.
- To świetnie!- zamruczała Jaskółczy Śpiew. Po zjedzonym posiłku, przez Popielaty Ogon, wyszły z obozu w poszukiwaniu zdobyczy. Szylkretowa przed zaproszeniem siostry na polowanie, spojrzała jeszcze na stosik świeżej zwierzyny i ze smutkiem stwierdziła, że jest zatrważająco mały. Pokręciła łebkiem z dezaprobatą, po czym do jej uszu doszedł dźwięk czegoś małego, przemieszczającego się w śniegu. Natychmiast zlokalizowała istotkę i opadła do przysiadu. W odpowiednim momencie skoczyła i zabiła chudą mysz. Przykryła ją lekką warstwą śniegu i zwróciła się w stronę burej. Wtem przed oczami pojawił jej się obraz jej siostry, wtulonej w Borsuczego Gońca. Mimo że Popielaty Ogon nie przyznawała się do tego otwarcie, to widać było, że jest coś więcej między nią a zastępcą. Na wspomnienie czułości, z jaką obchodzą się ze sobą te dwa koty, Jaskółczy Śpiew poczuła lekkie ukłucie zazdrości. Również pragnęła znaleźć kogoś, kto będzie dla niej równie ważny i kogo będzie mogła nazywać partnerem. Westchnęła i razem z siostrą ruszyły dalej.
<Popielaty Ogonie?>

Od Wschodzącej Łapy C.D Wierzbowego Serca

Wschodząca Łapa zadrżała niespokojnie, słysząc słowa mentorki. Z jednej strony czuła radosne podniecenie, że będzie miała szansę poduczyć się nieco walki. Wreszcie nie dać sobą pomiatać w trakcie przyjacielskich przepychanek z rodzeństwem w legowisku. Z drugiej strony uważała, że za żadne skarby nie nadaje się do walki, nie ma tyle siły!
Wierzbowe Serce jakby na zawołanie trąciła swoją uczennicę w bok, na co kotka podniosła na nią zaskoczone spojrzenie.
– Nie masz się co martwić, przecież po to będziemy ćwiczyć, prawda? – zapytała, uśmiechając się do terminatorki, na co ta pokiwała głową energicznie.
Wierzbowe Serce ma rację, nie bez powodu jest się na początku uczniem. Musi się postarać i nauczyć się od mentorki jak najwięcej, by później nie być bezużyteczna!
Kotki wyszły z obozu, a Wschodzącą Łapę po raz kolejny oczarował widok poza nim. Wszystko topiło się w śniegu, na klifach od czasu do czasu pojawiał się ciemny kolor skał i kępki brązowego mchu. Pogoda nie była jednak za dobra. Nie padało, jednak od strony wielkiej wody wiał mroźny wiatr, który sprawiał, że nawet gęste futro uczennicy nie wystarczało, by utrzymać jej ciepło. Wzburzone fale uderzały o klify, gdy kotki wchodziły wyżej.
– Z treningu na plaży raczej nici – powiedziała Wierzbowe Serce, wchodząc na szczyt – Chodźmy gdzieś w las, nie będzie tak wiało!
Wschodząca Łapa przytaknęła, dotrzymując kroku mentorce i wyciągając daleko swoje łapy, by nie ugrzęznąć w śniegu. Biały puch oblepiał końce jej futra, sklejając się w grudki. Szylkretka jęknęła cicho w duchu, bojąc się, co zrobi Zabluszczone Futerko, gdy tylko ją zobaczy.
Gdy dotarły do lasu, kotka czuła, że powietrze robi się nieco cieplejsze, dzięki ochronie drzew. Słyszała teraz zamiast ryku, lekki szum wielkiej wody. Wreszcie, po znalezieniu małej polany, Wierzbowe Serce przystanęła, oceniając miejsce. Przytaknęła jakby do siebie, po czym odwróciła się w kierunku uczennicy z lekkim uśmiechem.
– A więc – powiedziała bura, siadając na ziemi z oczami wpatrzonymi w szylkretkę – Wschodząca Łapo, powiedz mi wszystko, co wiesz na temat walki.
Kotka spojrzała zaskoczona na swoją mentorkę. Nie interesowała się zbytnio tym, co Borsuczy Cień bądź Zabluszczone Futerko opowiadali, gdy Żądełko i Szumek pytali się ich o stoczone walki i wszystkie inne związane z tym rzeczy. Jednak spróbowała przypomnieć sobie chociaż urywki.
Z zaskoczeniem zauważyła, że potrafiła odpowiedzieć na większość pytań Wierzbowego Serca. Ku jej radości, gdy mentorka pokazała jej odpowiednie pozy do ataku i obrony, kotka wykonała je zaledwie z drobnymi błędami.
Jednak nadal były to tylko tłumaczenia, Wschodząca Łapa bała się, że coś jej nie wyjdzie i Wierzbowe Serce też uzna ją za ciamajdę jak jej siostra.
Bura kotka ustawiła się naprzeciwko szylkretki w obronnej pozie, po czym uśmiechnęła się do niej, próbując dodać jej otuchy.
– Spokojnie, dziś poćwiczymy twoje ataki i jeśli starczy ci sił, popróbujemy w obronę – powiedziała wesoło Wierzbowe Serce.
Wschodząca Łapa stuliła uszy, a w jej oczach zabłysła determinacja. Da sobie radę, musi tylko w siebie uwierzyć! Wysunęła pazury, jednak po uderzeniu serca je schowała, przypominając sobie, że przecież mentorka będzie się na razie tylko bronić i unikać. Zresztą, bardzo nie chciała zrobić żadnej krzywdy Wierzbowemu Sercu przez przypadek.
Spojrzała na burą, oceniając swoją sytuację i zastanowiła się, jak mogłaby zaatakować. Jej mentorka jest od niej zdecydowanie większa, więc lepiej nie rzucać się wprost na nią. Końcówka ogona Wschodzącej Łapy zadrżała lekko, po czym skoczyła w jej kierunku, próbując zaatakować. Wierzbowe Serce wiedziała jednak od początku, gdzie mała uczennica zamierza zaatakować, dlatego zgrabnie odskoczyła, unikając ataku szylkretki. Wschodząca Łapa wylądowała z pyszczkiem w zaspie, przy akompaniamencie cichego śmiechy burej mentorki.
– Widziałam twój wzrok Wschodząca Łapo, zdradziło cię to – powiedziała wesoło.
Szylkretka wygramoliła się z zaspy, mając pełno śniegu w nosie i w pyszczku. Kichnęła cicho, wypluwając biały puch.
– Mogę jeszcze raz? – zapytała zdeterminowanym głosem.
Wierzbowe Serce skinęła głową, uśmiechając się do uczennicy.
– Po to tu jesteśmy, by próbować jeszcze raz!

Od Klonowej Łapy

Klonowa Łapa obudziła się o wschodzie słońca i zaraz po śniadaniu udała się na spotkanie z mentorką.
- Witaj Pręgowany Grzbiecie! Co będziemy dzisiaj robić? – czekoladowej kotce oczy błyszczały z podekscytowania.
- Dziś zwiedzimy tereny. – spokojnie odpowiedziała szara kotka. Była zdecydowanie mniej zestresowana niż wczorajszego dnia.
Klonowa od razu się uspokoiła. Zwiedzanie…? Zdecydowanie nie brzmiało to szczególnie ciekawie. Z drugiej strony - czego się miała spodziewać? Krwawych bitw pierwszego dnia? Postanowiła więc, że uśmiechem zrobi to, co ma do zrobienia i razem z Pręgowanym Grzbietem poszły na wędrówkę.
***
Najpierw odwiedziły plażę. Była ogromna – na wielkiej połaci terenu mogłeś zobaczyć praktycznie sam piach ewentualnie sporadyczne patyki. Klonowa Łapa zadrżała na myśl o ostatnich wydarzeniach z tego miejsca. Mimo to z pewnością, choć mniejszą niż na początku dnia, kroczyła za mentorką.
- To plaża. Tutaj możesz zapolować na ryby, kraby i morskie ptaki. Ale jest to niebezpieczne miejsce – podczas przypływu woda może zabrać cię ze sobą i… - w tym momencie przerwała, prawdopodobnie przez wyraz pyska jej uczennicy, który wyrażał głębokie przerażenie. Sama uczennica patrzyła daleko, w kierunku Miejsca Gdzie Zachodzi Słońce. „W-Woda. Zimna, mokra, zabójcza woda…. nienawidzę wody. Obym nie musiała tu często przychodzić” pomyślała czekoladowa kotka.
- Może już chodźmy? – ze zmartwionym tonem spytała Pręgowany Grzbiet.
- Jasne. – stwierdziła Klonowa Łapa, przy czym praktycznie biegiem skierowała się ku wyjściu z plaży. Teraz jej pysk wyrażał ulgę.
***
Następna była Słoneczna Polana.
- Tutaj klanowicze polują, a także wypoczywają. Odbędziesz tu najpewniej większość swoich treningów. Mała ciekawostka – polana zawdzięcza nazwę dzięki zachodom słońca, które można tu zobaczyć. Zatrzymamy się tu na chwilę. – kotki usiadłyby na ziemi, ale była pokryta śniegiem, zdecydowały więc bez słów, że postoją. Pręgowana kotka spytała:
- Masz może jakieś doświadczenie w polowaniu?
- Niestety, nie. Urodziłam się pieszczochem, i dopiero niedawno tu trafiłam. Nie miałam nawet okazji poćwiczyć, więc nie znam chociażby teorii. – lekko zawstydzona odpowiedziała Klonowa Łapa. Wyraz twarzy jej mentorki był jednoznaczny – nie była zachwycona taką postacią rzeczy. Po chwili odparła:
- No cóż, w takim razie będziesz mieć sporo pracy, ale na pewno dasz radę. Jutro nad tym popracujesz. Na razie musisz zobaczyć jedne z ważniejszych miejsc – punkty graniczne.
***
Wyglądało na to, że wszystkie punkty graniczne były drzewami. Przeprawa – obalone drzewo pozwalało odwiedzić Klan Wilka. Płaczący Strażnik - wielka wierzba stanowiąca granicę między terenami Klanu Klifu, a Klanu Nocy. Jej długie gałęzie zanurzają się w wodzie i dotykają ziemi tworząc pod drzewem kopułę. Stary Dąb - jedno z większych drzew w lesie. Jego korzenie wystają ponad ziemię, a same w sobie wyglądają na mocne i trwałe. Złotooka mogła tu poćwiczyć wspinaczkę…
- Oh… słońce jest już tak nisko…. może chodźmy już do obozu…? – spytała Pręgowany Grzbiet.
- Tak, jestem już trochę zmęczona. I głodna. – odpowiedziała jej z uśmiechem Klonowa Łapa. Gdy doszły do obozu rozdzieliły się. Czekoladowa kotka zjadła, po czym udała się do Legowiska Uczniów.

30 marca 2018

Od Srebrnego C.D Czereśni

Chyba właśnie tego mu brakowało. Przyjaciół. Czereśnia i Wisienka był osobami, przy których się nie wahał, nie zatrzymywał się, nie myślał o innych, co pomyślą. Skakał radośnie po słomie, czując się, jak młody bóg. Bo taki właśnie był. Głupiutki, młody. Mógł wszystko. Wystarczyło po prostu, aby chciał. Czereśnia spojrzała na niego, swymi zielonymi oczami, pokazując brzuszek. Miała na nim troszkę słomy. Srebrny zaśmiał się cicho, trącając ją lekko łapką.
— Chowaj to, rozpustniku — roześmiał się. Czarno-biała podniosła się i również go pacnęła, na co ten postanowił nie być dłużny. Rozpoczęła się wojna łap bez pazurów i kuzynostwo pacało się nawzajem w najlepsze. To była jedna z tych chwil, które kociak chciał zachować. Chwile, kiedy po prostu nie było gorszych i lepszych, kiedy było szczęście. Wiedział jednak, że to niemożliwe. Z każdym dniem czuł się coraz gorzej we własnym klanie.
W końcu zmęczona Czereśnia padła na ziemię, a Srebrny legł tuż obok. Uśmiechał się lekko pod nosem, oczy jednak utkwione miał gdzieś dalej.
~*~
Był tak bardzo podekscytowany! Mama zabrała go i Miętus na polowanie. Jego i Miętus! Nie dziwiło go to za bardzo, na pewno chciała ich sprawdzić. W końcu za trochę ponad dwa księżyce będzie ich mentorką. Jego serduszko radowało się jednak niezmiernie. W końcu, tyle na to czekał. W końcu zwróciła na niego uwagę! Może niedługo tata też to zrobi? Jego oczka wręcz błyszczały, a każdy ruch przypominał radosny pląs. Był tak wypełniony pozytywną energią, że raz po raz zdarzało mu się roztrzaskać jakąś gałąź, co spotykało się zaś z zezłoszczonym spojrzeniem matki. W końcu Miętus nie wytrzymała i stanęła przed swym bratem, gromiąc go.
— Możesz przestać byś taki głośny, narwańcu?! — krzyknęła, waląc ogonem w ziemię. Drobinki śniegu uniosły się lekko. — Przez Ciebie nic nie złapiemy, aż drzewa nie zarosną! Jeśli klan wymrze z głodu to będzie twoja wina!
Zadrżał, oszołomiony. Wymrzeć z głodu? Nie chciał, aby ktoś przez niego wymarł z głodu. Zaraz jednak powrócił do niego zdrowy rozsądek. On jest głośno? To ta mała nerwuska wydziera się na cały las! Na jego pyszczek wstąpił grymas złości. Znowu mu coś psuła, zołza jedna.
— To będzie też twoja wina — wywarczał, patrząc jej głęboko w oczy — nadajesz, jakby pająki zasnuły Ci mózg!
Policzki Miętusa nabrzmiały, a ona sama sprawiała wrażenie, jakby zaraz miała zapłonąć żywym ogniem. Usłyszał za sobą gwałtowne i bardzo gniewne tupnięcie drewnianej łapy. Odwrócił się, patrząc przestraszonym wzrokiem na mamę. Zdenerwował ją, tego był pewien. A teraz ona odeśle go spowrotem do stodoły.
— Waż się ze słowami, jakie kierujesz do swojej siostry — odparła, a ton jej głosu był jeszcze chłodniejszy, niż otaczający ich śnieg — trzeciej szansy nie dostaniesz. Jeszcze raz nam przeszkódź, a wrócisz do domu.
Nie wiedział, czy powinien się cieszyć, czy też dąsać. Pozwoliła mu zostać, ale też dała mu do zrozumienia, że nie jest częścią "nas". Chodziło tylko o nią i jej narwaną córeczkę. Synek był dodatkiem. Wyjątkowo pięknym i świetnym, ale dodatkiem. Bez niego też by szło, a nawet szło by lepiej. Wahał się, jednak jego myśli zawsze zmierzały w tym kierunku.
— Dobrze, mamo — powiedział cichutko. Kocica przewróciła oczami i ruszyła w powtórną drogę. Mietus pokazała mu język i poszła dalej. Dotarli do miejsca, w którym czasem pojawiały się wiewiórki, odkopujące swe zapasy na czas mrozów. Wystarczyło się odpowiednio zaczaić na takiego kopiącego rudzielca i obiadek gotowy, tylko wcinać! Że też Srebrny nigdy na to nie wpadł.
Oboje z Miętuską znaleźli takową wiewióreczkę, Srebrny napotkał jednak drobny kłopot. Kiedy wskoczył, nie chwycił jej w pyszczek, zgniatając zębami, jak ta terrorystka, jego siostra. Uwięził rudzielca między łapami, przytrzymując pazurami. Trochę wynikało to z jego stresu, Sarna była bowiem w pobliżu, a on chciał się nareszcie przypodobać. Ogonista nie zamierzała jednak dać się łatwo i poczęła drapać małego po pyszczku, zadając mu bolesne rany. Z jego gardła wydobył się pisk, do oczu naleciały łzy, ale nie pozwolił jej uciec. Dopiero po chwili ugryzł ją raz, porządnie, odbierając żywot. Parędziesiąt bić serc potem stał obok swej matki, wraz z siostrą.
— Doskonale, Miętusie, wiedziałam, że mogę na ciebie liczyć. — Polizała czule swoją córeczkę po głowie, po czym spojrzała na Srebrnego. — A ty... Jak ty wyglądasz?
— Ja też złapałem wiewiórkę, mamo — zadeklarował, kładąc u jej stóp wywalczoną zdobycz. Sarenka prychnęła, rozbawiona.
— Myślisz, że jestem ślepa? — zapytała, a pyszczek kociaka mimo bólu, rozjaśnił się. Zamierzała go teraz pochwalić? Docenić jego krew, pot i łzy? Mówiła przecież, że jest dobrym wojownikiem. — Maluch zrobiłby to tak nieporadnie, jak ty. Wiesz, że stać Cię na więcej, więc to pokaż. Chcesz być świetnym wojownikiem, nieprawdaż?
Ciekawe, czy wiedziała, jak bardzo jej słowa są bolesne? Czasami miał wrażenie, że między nimi stoi jakaś bariera. Opuścił głowę, zatrwożony. To nie fair. Miętuskę pochwaliła, a on włożył więcej wysiłku, aby zdobyć wiewiórę. Musiał przeciez odeprzeć jej atak, zanim wydłubała mu oczy. Durna, durna siostra! Gdyby nie ona, na pewno by go doceniono. Skoro on tak się traktuje tych "dobrych wojowników", to on wolałby być "słabym wojownikiem". Posępnym krokiem powrócił do obozu, gdzie matka pochwaliła się ojcu, jaką ma zdolną córeczkę. O synu nawet nie wspomniała, co tylko bardziej go zabolało. Zawsze go pomijano, lub mu ubliżano. Miał już dość. Coś w nim pękło i wykruszało się z każdą chwilą. Gdy Bluszcz go opatrywała, podjął decyzję. Próbował, naprawdę. Chciał zrozumieć ją, zrozumieć też jego. Chciał być silny. Na próżno. To miejsce nie było, nie jest i nigdy nie będzie jego domem. On tutaj nie zostanie.
~*~
Nie wiedział, jak późno już jest, wszyscy jednak spali, a on z każdą sekundą trząsł się jeszcze bardziej. Co to mogło być? Ekscytacja? Stres? Smutek? Pragnienie? Najpewniej każdego po trochu. Uczucia buzujące w nim mieszały się ze sobą, sprawiając, że kręciło mu się w głowie. Każdy spał. Nie było co się zastanawiać. To już czas. Pożegnał wcześniej Wisienkę, co było dla niego bardzo bolesne. Teraz przyszła kolej na Czereśnię, a wtedy z czystym sercem opuści to ponure miejsce. Wstał, zupełnie mechanicznie, jakby nie on kierował swoim ciałem. Był tak bardzo skupiony i pewny tego, co robi, że aż go ro przerażało. Czekała go jednak jeszcze jedna próba. Pożegnanie kuzynki.
Podszedł do niej, aby następnie delikatnie potrącić kotkę łapką.
— Co? — mruknęła, leniwie, otwierając jedno oko. Była taka mała i rozkoszna. Miał nadzieję, że nikt nie skrzywdzi jej nigdy bardziej, niż on to zrobi teraz. Nie miał jednak wyboru.
— Przepraszam, że Cię budzę — polizał maleńką kuzynkę po głowie, na co ta zamrugała, zdziwiona — chciałem po prostu powiedzieć "do widzenia".
Kotka natychmiast się zerwała.
— Do widzenia?! — niemal wykrzyczała, zdumiona, na co Srebrny położył jej łapkę na ustach.
— Odchodzę, Czereśnio. Nie czuję się tutaj dobrze. Z każdym dniem dają mi znać, jaki jestem beznadziejny. — Westchnął cicho. Pierwszy raz był z nią tak szczery.
— Przecież Ty jesteś świetny... — uszka kici opadły.
— Nie dla każdego — powiedział cicho. Czarno-biała potrząsnęła łebkiem, oburzona.
— Nie wolno Ci- Nie- Nie możesz nas zostawić! Ani mnie, ani Wisienki! Jesteś dla nas ważny, wiesz? Przyjaciół się nie zostawia... — Srebrny pokręcił głową. Wiedział, że tak będzie, ale zostawianie jej bez słowa to najgorsze, co mógłby uczynić.
— Przepraszam Cię, Czereśnio. Nie zasługuję na bycie twoim przyjacielem. Nie zasłużyłem też jednak, na takie męczenie się. — Jego oczy zaszły szkłem. Zamrugał. Nie mógł płakać. Nie teraz. Pochylił się nad koteczką. — Proszę Cię, uważaj.
Przechyliła łebek, lekko zdziwiona.
— Na co? — zapytała cicho.
— Na kocury i kotki właśnie takie, jak ja. Te, które zostawiają przyjaciół. Muszę już iść — zakończył. Miał się już odwrócić, gdy czarno-biała pisnęła. Jej oczka zalały się łzami.
— Nigdzie nie pójdziesz! Jeśli pójdziesz, j-ja... Ja zacznę krzyczeć! Wszyscy się obudzą i Cię zatrzymają tutaj, już na zawsze! — zagroziła. Kocur pokręcił jedynie głową.
— Ufam, że szanujesz mnie na tyle, aby tego nie zrobić — ostatni raz przytulił tę niewielką kupkę futra — żegnaj. I nie płacz, za mną. Potraktuj mnie tak, jak bym nigdy nie istniał, był tylk osnem, albo najlepiej, koszmarem. Obudź się i zapomnij o tym twoim "świetnym" kuzynie — to było ostatnie, co od niego usłyszała. Odbiegł pośpiesznie, a z jego oczy lały się obfite łzy. Za nią. Za Wisienkę. Może nawet troszeczkę, ociepinkę za mamę? I za to, że już nigdy więcej ich nie zobaczy.
Czereśnia nie krzyknęła tak, jak mówiła. Pozostała w ciszy, przez co on zapłakał gorzkliwiej. Nie było już odwrotu.
~*~
Nie przemyślał tego, jaki mróz go czeka. Od wschodu słońca nie widział żadnej wiewiórki, a jego futro było całe zziębione i wymoczone. Trząsł się bardziej, niż drga woda po dotknięciu jej przez łapę. Nie wiedział, że to będzie takie trudne. Dokąd on właściwie szedł? Co sobie myślał? To było oczywiste, że nie da rady. Nie zatrzymywał się jednak, czekając, aż łapy same odmówią mu posłuszeństwa. Najwidoczniej nie jest taki "świetny", jak wszystkim rozpowiadał. W klanie pewnie nawet nie zauważyli, że zniknął. Bo czemu by mieli? To tylko on. Trzęsąc się i padając ze zmęczenia, gdy jego kończyny poruszały się mechanicznie po zziąbniętym podłożu, dotarł na tereny o dziwnym zapachu. Tam, nie mogąc już dłużej wytrzymać, przewrócił się, wydając z siebie żałosny pisk. Z jego oczy zaczął lać się tuzin łez. Porażka. Znowu? Jakież to żałosne. Nie zauważył nawet pstrokatej kotki, ta jednak dostrzegła jego. Małą, przemarzniętą i mokrą zapłakaną kuleczkę, mającą już dość. Bo ileż można?

<Żwirowa Ścieżko? Ogólnie to taki bardzo zbiorowy odpis, także inne perspektywy mile widziane :P Pożegnanie z Wiśnią będzie w odpisie na jej opko>

Od Ćmiej Łapy

Kotka przeciągnęła się. Był zimny, ale słoneczny poranek. Inni uczniowie jeszcze spali, więc postanowiła obudzić swoją siostrę, ponieważ z nią zawsze było o czym rozmawiać. Szturchnęła kotkę nosem. Ta przekręciła się tylko na drugi bok i spała dalej. Ćmia Łapa szturchnęła ją po raz drugi.
- O co chodzi? – burknęła bura zaspanym tonem. – Nie widzisz, że śpię? – Powiedziała po czym niechętnie wstała.
Siostry spędziły poranek na rozmawianiu o różnych rzeczach. W końcu jednak, nadszedł czas na trening. Pożegnały się ze sobą, po czym liliowa, wraz ze swoim mentorem, wyszła z obozu. Po chwili doszli w miejsce, w którym miał się odbyć trening.
- Dzisiaj trenujemy walkę – oznajmił Kaczeńcowy Pazur. – Na początek - unikaj moich ataków. Przygotuj się.
Po chwili kocur skoczył na kotkę. Ta w ostatniej chwili się odsunęła, przez co jej mentor wylądował na przykrytej śniegiem ziemi.
- Nieźle, ale musisz robić uniki szybciej. Jeszcze raz.
Powtórzyli ćwiczenie. Ty razem niebieskooka odsunęła się dużo szybciej, a jej mentor znowu wylądował w śniegu.
- Dobrze. Teraz spróbuj mnie zaatakować – powiedział.
Kotka zaczęła się zastanawiać, jak zaatakować. Wiedziała, że musi to zrobić z zaskoczenia, ale nie do końca wiedziała, jak. Po chwili jednak skoczyła na kocura. Ten odsunął się i zdążył uderzyć liliową w bok. Kaczeńcowy Pazur dał jej kilka rad i powtórzyli próbę. Tym razem Ćmiej Łapie poszło o wiele lepiej. Nie skoczyła znowu po linii prostej, ale w ostatnim momencie oskoczyła i uderzyła w brzuch mentora.
- Dobrze! – pochwalił ją.
Po treningu, jako iż nie było jeszcze późno, kotka wraz z mentorem wybrała się na polowanie. Jak na porę nagich drzew polowanie było udane, ponieważ jej mentor złapał dwie nornice, a kotka dość sporego, ale wychudzonego królika.
Po wejściu do obozu Ćmia Łapa odłożyła królika na stos zdobyczy, a sama wzięła z niego małą mysz. Udała się z nią przed legowisko uczniów. Tam przysiadła i zaczęła jeść. Jej rodzeństwo nie wróciło jeszcze z treningów, więc nie miała za bardzo z kim porozmawiać. Wtedy niebieskookiej przypomniało się, że jest przecież jest jeszcze uczeń medyka, Burzowa Łapa. Szybko skończyła mysz po czym poszła w kierunku legowiska medyka. Zajrzała do środka. Siedział tam Burzowa Łapa, układający zioła. Podeszła do niego. Ten był tak zajęty segregowaniem medykamentów, że zupełnie nie zwrócił uwagi na Ćmią Łapę.
- Cześć! – wrzasnęła kocurowi prosto do ucha. Ten niczego się niespodziewający, odskoczył przerażony.
- Cz-cześć – odpowiedział jeszcze w lekkim szoku.
- Co to? – spytała kotka wskazując na stertkę ziół leżącą obok jej łapy.
- To jest… em… - Zająkał się, widocznie zawstydzony tym, że tego nie wie.
- Rumianek – nagle do legowiska wszedł Gradowa Mordka.
- Tak… - odpowiedział zakłopotany uczeń medyka.
Kotka siedziała tak jeszcze dość długo, pytając o różne zioła i ich zastosowania. Ten temat bardzo ja interesował. Jako kociak nawet chciała zostać uczniem medyka. Rozmowa płynęła i płynęła, Ćmiej Łapie naprawdę dobrze się rozmawiało z kocurem.

<Burzowa Łapo?>

Od Czereśni C.D Srebrnego

Na Czereśnie od razu zostało skierowane złowrogie spojrzenie, starszej kotki. — Ej, tutaj rozmawiają duże koty, spadaj mysi bobku — syknęła puchata biała kulka, na co Czereśnia spojrzała na nią zdziwiona.
— Ale przecież ja też jestem prawie duża, więc mogę rozmawiać z Srebrnym.
— Ty duża proszę cię.
— Miętus zostaw ją, ona nie ma tak świetnej cierpliwości, by cię słuchać jak ja — odezwał się Srebrny.
— Mam! Też jestem świetna — zaprotestowała czarno-biała kotka.
— Nie o to chodzi… — mruknął kocur, przewracając oczami.
— To o co?
— No właśnie o co? — spytała siostra kocura, jak zwykle wściekła
— O to, że pójdę się bawić z Czereśnią, a ty możesz tu leżeć i się zamknąc.
— Ty lisi bobku!
— Ej, ale go nie obrażaj! Tylko ja mogę! — nastroszyła się młodsza z kotek. Już o tym dzisiaj dyskutowała z swoją siostrą, gdy ta stwierdziła, że Srebrny jest dziwny i Czereśnia powinna się bawić z nią, a nie iść do niego. Dlatego teraz postanowiła nie zmieniać swojego zdania co do tego, kto może obrażać kocurka. Srebrny widząc, że jego siostra zaraz może rzucić się na młodszą z kotek, więc zabrał Czereśnie z dala od niej.
— W co chcesz się bawić? Ale w stodole, bo ciocia znów będzie wściekła.
— Będziemy...— koteczka rozejrzała się po stodole, aż zobaczyła słomę. — O będziemy się tam bawić! — oznajmiła i wskoczyła do niej, zaczynając się turlać. Srebrny patrząc się na kuzynkę, która brykała w słomie przypomniał sobie, siebie jeszcze niedawno za nim odkrył słowo świetnie i życie poza stodołą.
— No Srebrny chodź! — zawołała go Czereśnia, nie przerywając swojej zabawy. — Zaraz...— mruknął kocur i rozejrzał się czy inne koty nie będą się z niego śmiać i znów marudzić, na to jaki jest niedojrzały. Gdy upewnił się, że jednak jest ignorowany zaczął się bawić z kuzynką, ciesząc się po raz pierwszy, że nikt na niego nie patrzy.

<Srebrny?>

Od Małego Synka CD. Rudzika

- Tak! - miauknął podekscytowany Mały Synek z szeroko otwartymi oczami. Kociak poniuchał chwilę w powietrzu. Do jego noska dotarło tyle nowych zapachów, a zioła leżące na ziemi były strasznie różnorodne i takie kolorowe! Maluch potuptał do pierwszego lepszego zioła i powąchał go.
- Cio to? - zapytał zaciekawiony. Miało śmieszne liście, a pomiędzy nimi można było dostrzec parę dziwnie wyglądających kwiatków.
- To jest łopian. - miauknął Rudzik spokojnym tonem.
- A to? - maluch nagle zjawił się przy białych kwiatkach, po czym zaczął je dokładnie obwąchiwać. Kocurek zmarszczył nosek, gdy poczuł ich zapach. - Fuuuj, dlacego to tak pachnie?
- To rumianek. - biało-rudy kocur uśmiechnął się lekko. - I...
- A do cego słuzy? - kociak szybko mu przerwał i spojrzał na niego coraz bardziej zaciekawiony tym wszystkim.
- Uspokaja. - kontynuował uczeń uzdrowicielki. Kociak spojrzał jeszcze raz na kwiatki, po czym powiedział ze spokojem:
- Klogulcowi by się psydały.
- Zgadzam się. - prychnęła rozbawiona Kora, podbiegając do Rudzika. Po chwili uśmiechnęła się i powiedziała coś do brata, ale Mały Synek już nie słuchał. Niepostrzeżenie podszedł od grupki i podszedł do jakiś małych, śmiesznych ziarenek. Powąchał je po czym zlizał kilka z listka, na którym leżały i zaczął gryźć. Gdy przeżuł dokładnie i połknął trochę, zmarszczył nosek i wypluł resztę.
- Fuuuj. - mruknął cicho i szybkim kroczkiem dołączył się do reszty, potykając się co chwilę.
- Bluszcz jest dosyć su... - zaczął Rudzik, lecz po chwili zauważył Małego Synka. Zmrużył oczy i przyjrzał się kociakowi. - Co ty masz na pyszczku?
- Nic. - powiedział Synek, oblizując się z tego okropnego paskudztwa.
- Co ty zjadłeś? - miauknął lekko przestraszony Rudzik i zaczął chodzić szybkim krokiem po legowisku medyczki. W tym czasie Mały zrobił się strasznie senny. Ziewał co chwilę i oczy mu się kleiły. Nawet nie zauważył kiedy usnął.

<Rudzik? Kora? Wisienka?

Od Ciernistej Łapy C.D Błądzącego (Błądzącej Łapy)

Buraska wraz z siostrą stanęły obok Księżycowej Łapy. Była wdzięczna Ćmiej Łapie, że ta ją obudziła - nie wybaczyłaby sobie, przegapiając ceremonię Błądzącego i Przepiórki. To chyba ostatni raz, gdy nazwie kociaka - nie, terminatora, Błądzącym. Od teraz, aż do końca jego treningu, posiadał on będzie człon "Łapa". Była ciekawa, jak on to wszystko przyjmie. Przepiórka wręcz podskakiwała w miejscu, jej brat jednak, wydawał się spokojny, może trochę spięty. Ich spojrzenia zetknęły się po chwili, a Ciernista Łapa posłała mu leciutki uśmiech. Była pewna, że tak inteligentny, ciekawski, młody kocur będzie świetnym terminatorem, a później wojownikiem. Miała nadzieję, że jego mentor dobrze go poprowadzi.
Lamparcia Gwiazda obiegł wzrokiem zebranych wdłóż i wszerz, po czym odezwał się, donośnym głosem. Pamiętała, kiedy to ona była na tym samym miejscu. Zastanawiała się, czy w głowie prawie terminatora też błądzą najróżniejsze emocje?
— Klanie Burzy, zebraliśmy się tutaj, aby rozpocząć nowy etap w życiu tych kotów. Jeszcze nie tak dawno temu Przepiórka i Błądzący przyszli na świat, dzisiaj zaś - zaczną się szkolić, aby być w przyszłości wiernymi wojownikami naszego klanu. Wystąpcie, śmiało — dwójka rodzeństwa postąpiła parę kroków przed siebie. Przepiórka uśmiechała się, a w jej oczach wrzała ekscytacja. Błądzący wydawał się przy niej o wiele spokojniejszy, bardziej przygotowany. Ciernistą intrygowało zawsze to jego usposobienie.
— Nadaję wam imiona Błądzącej Łapy i Przepiórczej Łapy — kontynuował lider, patrząc na dwójkę uczniów — od dzisiaj, pod nadzorem swego mentora,każde z was rozpocznie indywidualny trening, mający przygotować was do zasilenia naszych szeregów i przyjęcia imienia wojownika, które nosić będziecie z dumą.
Po tych słowach jego wzrok powędrował na zebranych.
— Biała Sadzawka poprowadzi trening Przepiórczej Łapy, zaś Złota Melodia będzie mentorem Błądzącej Łapy.
Bura uśmiechnęła się. Jej mama ponownie została mentorką! Na pewno da z siebie wszystko, aby dobrze poprowadzić Przepiórczą Łapę.
Złotej Melodii nie znała zbyt dobrze, była jednak pewna, że Błądząca Łapa wyciąganie z niej wszystko, co najlepsze.
Nowo mianowani termiantorzy zetknęli się nosami ze swymi mentorami, a następnie rozpoczęły się gratulacje. Kot za kotem pojawiał się przy nich, przez co Ciernista poczuła się trochę speszona. Ona się zawstydziła, więc jak oni musieli się czuć? Hm. Przepiórczej Łapie chyba to nie przeszkadzało, była bardzo zadowolona, Błądząca Łapa zaś dziękował raz za razem, uśmiechając się.
— A Ty co? — Ćmia Łapa uderzyła lekko Ciernistą Łapę w bok. Kotka spojrzała nań, zdumiona. — Nie pogratulujesz swemu drogiemu przewodnikowi?
Bura spojrzała na nią, lekko zdziwiona. Patrzcie stalkerkę, wie wszystko.
— Czekam, aż przestanie go oblegać rzesza fanów — zażartowała. Ćmia Łapa przewróciła oczami, patrząc z rozbawieniem na siostrę.
— Wstydliwiec! — zawołała w jej kierunku, podśmiewując się. Ciernista odetchnęła, z zupełnym spokojem.
— Pająki zasnuły Ci mózg. Po prostu nie chcę przeszkadzać — wytłumaczyła. Burzowa Łapa również pogratulował im, a Ciernista odprowadziła ukoch- przyjaciela wzrokiem, gdy ten powrócił do Gradowej Mordki, rozpoczynając z nim rozmowę i śmiejąc się. Po chwili Ćmia Łapa również ruszyła do przodu. Kotów wokół rodzeństwa było znacznie mniej i uczennica Rdzawego Ogona postanowiła nie czekać dłużej. Powolnym krokiem ruszyła do starych znajomych z kociarni, uśmiechając się.
— Ciernista Łapa! — zawołała Przepiórcza Łapa. Jej brat podniósł wzrok, patrząc w kierunku zbliżającej się sylwetki.
— Po co ten entuzjazm? — zapytała pręgowana z lekkim uśmiechem. — Cóż, pewnie się tego nasłuchaliście, ale -gratulacje. Jestem pewna, że świetnie sobie poradzicie, chociaż przed wami sporo pracy.
— Jak dużo pracy? — zapytała ponownie szylkretka. Ciernista Łapa zaśmiała się.
— To zależy, ile będziecie jej potrzebować — Przysiadła. Ćmia Łapa obróciła się jeszcze, odchodząc i szepnęła w jej stronę "wstydliwiec". Ciernista spiorunowała ją wzrokiem, nie wykonała jednak żadnego innego gestu. Jej siostra była dla niej niezwykle ważna, nawet jeśli raz po raz jedna dogryzała drugiej. Gdy Ćmia Łapa już na nią nie patrzyła, bura uśmiechnęła się, ale jedynie delikatnie.
— A ile Ty jeszcze potrzebujesz? — pytania sypały się z siostry Błądzącej Łapy, niczym torpeda. Kotka poczuła lekkie ukłucie żalu, ale i iskierki ekscytacji. Dla nich to był początek uczniowskiego etapu, a dla niej - koniec.
— Rdzawy Ogon mówiła, że to kwestia może dwóch, lub trzech wschodów słońca — powiedziała, ze swego rodzaju dumą. Błądzący otworzył szeroko oczy, po czym spojrzał na nią.
— C-co? — wydukał zdziwiony. Ciernista Łapa przeniosła na niego wzrok. — Będziesz wojowniczką?
— Niedługo mnie mianują. — Uśmiechnęła się lekko. Przez ostatnie księżyce pracowała ciężko. Już nie mogła się doczekać.
<Błądząca Łapo?>

29 marca 2018

Od Czarnej Łapy CD Wierzbowego Serca

Czarna Łapa spojrzał na starszą siostrę. O czym mógłby z nią porozmawiać? Nie do końca wiedział. Z jednej strony mógłby zwierzyć się jej z problemów czy uczuć, ale po co? Czy Spadający Liść by tak postąpił? Nie. Odwrócił wzrok kręcąc lekko łepkiem. Wierzbowe Serce westchnęła spoglądając przed siebie. Nie na to liczyła.
Szli w kompletnej ciszy zagłuszanej liśćmi szeleszczącymi pod ich łapami. Kocur ciągnął długie łapy po ziemi ze skwaszoną miną. Było zimno a on zamiast leżeć w cieple wyszedł na polowanie. Zdawał sobie sprawę z tego, że musi wspomóc klan, ale kompletnie mu się to nie uśmiechało.
- Więc...jak idzie ci trening ze Słonecznym Blaskiem?- w końcu odezwała się wojowniczka. Czarna Łapa zastrzygł uszami wlepiając swe oczy w łagodne oblicze kotki. Musiał odczekać chwilę aby zrozumieć, że odezwała się do niego.
- Oh bardzo dobrze, chyba.
- To wygadany kocur, prawda?- zaśmiała się Wierzbowe Serce odtrącając kupę liści sprzed łap.
- Tak, bardzo- odpowiedział Czarnuch a na jego pysk wszedł blady uśmiech- może potrzebuje kogoś takiego.
Wierzbowe Serce uśmiechnęła się i szturchnęła lekko brata w bark. Skoczyła do przodu a uczeń pobiegł za nią.
Już po chwili znaleźli się na polance. Czarna Łapa bardzo nie lubił tego miejsca, przypominało mu o śmierci siostry. Zmarkotniał wlepiając wzrok w dalekie urwisko spadające wprost do morza. Wierzbowe Serce poprosiła swojego brata o to by nie zbliżał się do niego. Kocur kiwnął głową i zabrał się za polowanie. Powąchał wilgotne powietrze w poszukiwaniu zapachu jakiejś zdobyczy. Nie mógł nic wyczuć. Długo snuł się bez celu po otwartej polanie póki nie złapał słabego zapachu zagubionej nornicy. Podążył za nim modląc się aby nie był złudny. Odnalazł małe stworzonko, siedziało na kamyczku ruszając małymi wąskami. Było w trakcie porannej higieny. Czarna Łapa był zmuszony ,,chamsko" ją przerwać. Przygotował się po czym wyskoczył do przodu. Już po chwili poczuł w pysku futerko małego zwierzątka. Podziękował Klanowi Gwiazd za udane łowy i skierował się w stronę z której przyszedł. Czekała już na niego Wierzbowe Serce trzymająca w pysku dwie myszki. Odłożyła je na ziemię i z uśmiechem powitała swojego brata.
- No, no! Udało ci się coś złapać, jestem dumna- pochwaliła go mrucząc cicho- to sztuka złapać coś w tak brzydką pogodę.
- Przestań, każdy to potrafi- odpowiedział uczeń z bladym uśmiechem- to tylko nornica.
- Tylko? Uratuje kogoś od głodu. Wracajmy już, robi się pochmurnie.
W połowie drogi do obozu Wierzbowe Serce zwiesiła wzrok na pysku młodszego brata. Zauważyła pełno małych blizn i jedną dużą przecinającą jego polik. Zatroskana zapytała:
- Czarna Łapo, co się stało, skąd masz te blizny?
- Te? Wiesz...nie jestem dość lubiany pośród uczniów- odpowiedział jej swym chłodnym tonem.
- Ktoś cię pobił?
- Bardziej ja ich.
Kotka kiwnęła głową z wyraźnym smutkiem wymalowanym na pysku. Uczeń zauważył to i poczuł się dość dziwnie. Jakby zabolał go żal starszej siostry.
- Hej, nie przejmuj się. Nic mi nie jest. Żyje i mam się...ok. Po prostu, nie każdy musi mnie kochać, prawda? Należy im się i tak.
- A co takiego robią?- zaciekawiła się wojowniczka rzucając mu spojrzenie swych pięknych, zielonych ślepi.
- No wiesz, wyzywają, ścigają, bezczeszczą dobre imię Mgiełki...takie tam, głupoty jak dla nich- westchnął kocur machając długim ogonem- nie mają pojęcia jak się czuje w takich sytuacjach.


<<Wierzbowe Serce? Gnioot, wybacz ;-;>>

Od Pierzastej Gwiazdy C.D Wydrowej Stopy

Miała nadzieję, że to, co Wydrowa Stopa powiedziała o swojej siostrze nie było kłamstwem. Pierzasta Gwiazda popatrzyła na nią z lekko zmrużonymi oczami, a następnie oblizała swoje wargi. Robiła tak, gdy się nad czymś zastanawiała. W tej chwili miała mieszane uczucia co do słów Wydrowej Stopy i myślała nad tym, czy nie jest to kolejne kłamstwo. Kotka o czekoladowym futerku nie wyglądała na spokojną, a że jej babka nie chciała, by powtórzyła się sytuacja sprzed kilku dni, otworzyła swój pyszczek, by jej odpowiedzieć.
– Jesteś tego pewna? – zapytała ją.
Pierzasta Gwiazda musiała się upewnić, że jej słowa są zgodne z prawdą, bo nie mogła wysyłać patrolu w miejsce, w którym nie będzie śladu po Miodowym Sercu. Wydrowa Stopa zamrugała swoimi jasnymi oczkami, a następnie kiwnęła jej głową.
– T-tak – odpowiedziała.
– W takim razie zaprowadzisz mnie tam – oznajmiła.
Wydrowa Stopa w jednej chwili zamarła, a jej serce biło tak szybko, że Pierzasta Gwiazda widziała, jak klatka piersiowa młodej wojowniczki lekko drga. Kotka o czekoladowym futerku otworzyła swój pyszczek, by coś powiedzieć, jednak po chwili go zamknęła, nie wiedząc, co ma robić.
– A-al-le... – wydukała.
– Będę czekała na ciebie o wschodzie słońca przy wyjściu z obozu – wtrąciła. – Weźmiemy ze sobą jednego z wojowników, a teraz idź, no chyba, że masz mi coś jeszcze do powiedzenia.

Wydrowa Stopo?
wybacz mi za taki gniot, ale pomysłu nie miałam :xx

Od Srebrnego C.D Czereśni

Wcale nie dziwił się Srebrze, że była zła. Jej trochę ponad księżycowe dzieci latały sobie w najlepsze po śniegu, a w dodatku jedno z nich zaczęło kichać! To nie wyglądało za dobrze, a Srebrny już szykował się na to, że ciotka nabluźni mu w twarz.
— Czy ty w ogóle wiesz, jak jest zimno — żachnęła się — może i jesteś sobie bardziej odporny, ale moje dzieci nie zamierzają kisić się później całe księżyce w stodole, wciągając ziółka, bo ty nie umiesz znaleźć sobie towarzystwa w swoim wieku! — Kociak zadrżał. No przecież wiedział, chciał się tylko z nimi pobawić, skoro do niego zagadały! Niebieska kotka zmierzyła go ostrym spojrzeniem.
— Przepraszam — wydukał speszony, szurając ogonem po śniegu. Kocica syknęła, po czym spojrzała na swoje córki.
— Idziemy do domu, kochane — powiedziała cieplutko, a gdy żadna z nich się nie ruszyła, dodała, trochę ostrzej — teraz.
Koteczki poszły w ślad za mamą, a Czereśnia posłała mu jeszcze smutne spojrzenie. Wiedział, że wcale nie chciała, aby jej mama się zezłościła.
Westchnął ciężko. Właśnie podpadł kolejnej osobie w klanie. Bluszcz, rodzice, Srebro... Prócz jego przyjaciółki, Wisienki i kuzynek, przed chwilą, mało kto w ogóle wykazywał nim zainteresowanie. Miał nadzieję, że kotka nie rozchoruje się, a ciotka nie będzie się na niego długo dąsać.

~*~

Jakoś tak nic mu się nie chciało, więc leżqł znudzony. Nie zwracał uwagi na mijający czas. Po prostu był rozleniwiony. Wtem pojawiła się Miętus, której najwidoczniej upodobało się jego miejsce.
— Złaź stąd — syknęła. Van wyprostował ogon, poirytowany.
— Masz do dyspozycji całą stodołę. Znajdź sobie inne miejsce — warknął. Arlekinka pokręciła głową, mrucząc.
— Podoba mi się TO miejsce! Więc bądź dobrym bratem i go ustąp, mysi bob-
— Srebrnyyyy! — uniósł uszy, gdy czarno- biała kotka wskoczyła na niego, przerywając jego siostrze wypowiedź. Kuleczka przytuliła się do kuzyna na powitanie. — Pobawisz się ze mną? Pobawisz, prawda? Zobacz, zobacz! Już nie kicham! — zawołała radośnie. Miętus nadęła policzki, a Srebrny był pewien, że nadchodzi przypływ złości. Córka Srebra przerwała wypowiedź jego siostry.

<Czereśnio? Powodzenia XD>

Od Czereśni C.D Srebrnego

— Haha, nie wierzę, że dałeś się na to nabrać. Jak ty kiedyś chcesz być wojownikiem, jak tak łatwo cię zaskoczyć? — odezwała się czarno-biała, zeskakując wreszcie z siostrą z kuzyna, by ten mógł wstać.
— Specjalnie to zrobiłem, byście miały zabawę — stwierdził kocurek, na co dostał prychnięcia dwóch kotek. — A co do bycia wojownikiem...To będę świetnym wojownikiem, który broni swój klan — oznajmił cicho Srebrny, jakby sam siebie chciał przekonać.
— No dobra, dobra. Niech będzie, że ci tym razem wierzymy. Prawda Płomykówko?
—Aha, a w co będziemy się bawić?
-Hmm, na pewno już nie w chowanego, to nudne. Jak się bawią duże koty jak ty Srebrny?
— Nie ma właściwie jakiegoś wzoru na to, na przykład ja z swoją przyjaciółką chodzę po lesie i...— kotek nagle przerwał, jednak nie będzie mówić o chmurach, by dać kuzynką więcej powodów do śmiechu.
— I co?
— I tylko chodzę.
— No to w takim razie, my też chcemy chodzić po lesie — stwierdziła Czereśnia, zaczynając bawić się w śniegu.
— Nie ma mowy, jesteście jeszcze za małe.
— Wcale nie! — zaprotestowała koteczka i kichnęła.
— Widzisz już kichasz, powinniśmy siedzieć w stodole — stwierdził Srebrny, na co dostał prychnięcie za plecami. Szybko się odwrócił i zobaczyłem wściekłą kotkę.
— Faktycznie powinniście. Możecie mi się wytłumaczyć, co tu robicie?
— Mamo to nie jego wina...— zaczęła Czereśnia, ale Srebrny Szlak jej nie słuchała.

<Srebrny, ty się tłumacz, jesteś starszy>

Od Srebrnego C.D Sarenki

Srebrny przysłuchiwał się rodzicielce w osłupieniu. Skopią im tyłki... Razem? Wydawało mu się to takie... Surrealistyczne? Skoro jednak Sarenka tak mówiła, na pewno jednak tak będzie. Po co miałaby go okłamywać? I tak był trzeci z boku. Mimo wszystko, czuł przyjemne ciepło. Dosięgnąć gwiazd? On?
— N-naprawdę tak uważasz, mamo? — zapytał cicho, trochę nieśmiało. Nie przypominał do końca siebie, mówiąc to. Dawno nie czuł się speszony. Czy w ogóle, kiedykolwiek? Może raz, czy dwa? Teraz jednak, miał wrażenie, że jego mięśnie spinały się i zamarzały, aby potem znowu się rozkurczyć, znowu spiąć. Rozkurczyć, spiąć. Patrzył na niebiesko-białą, jakby miała wydać jakiś wyrok. Zdał sobie sprawę, że tak naprawdę nigdy nie rozmawiali. To był ich pierwszy raz. Pierwszy raz bez nie rób, nie wchódź, nie mam czasu. To było dobitnie zaskakujące, niecodzienne i dziwne. Może dlatego tak się czuł?
— Oczywiście — powiedziała. Ona też nie wydawała mu się do końca pewna. Była silną, dojrzałą kotką, ale ta sytuacja na pewno też była dla niej nowa. Nie była taka, jak każda inna mama, ale była jego mamą. To właśnie sprawiało, że pragnął jej uwagi. Była dla niego ważna, nawet jeśli chciał się wykląć i twierdzić, że nikogo nie potrzebuje, że poradzi sobie sam.
— Jak one wyglądają? — zapytał w końcu, patrząc na Sarnę — te inne klany... Też mieszkają w stodołach?
Kotka zdziwiła się, a potem uśmiechnęła lekko. Był jeszcze mały i nieświadomy. Jego świat pozostawał w stodole, nawet jeśli on tego nie chciał. Może pewnego dnia, zobaczy wielki świat, ale jeszcze nie dzisiaj.
— Nie — zaprzeczyła — tylko my mamy takie luksusy.
Kociak uśmiechnął się. Łzy już prawie zniknęły z jego oblicza. Teraz po prostu przypominał siebie.
— Dlaczego mamy stodołę? — zaciekawił się.
<Sarenko? Straszny gniot wyszedł, nie do końca wiedziałam, jak to poprowadzić T.T>

Od Sarenki C.D Srebrnego

Przyglądała się Srebrnemu w zastanowieniu widząc, że naprawdę bardzo przeżył to co do niego powiedziała. Nie była pewna czy do niego dotarło, ale ciągnęła dalej. Musiała przecież wytłumaczyć mu ważne kwestie, bo kiedy zauważyła łzy, które zabłysły w jego oczach czuła bolesne ukłucie w sercu, którego już nigdy nie chce zaznać.
- Z Klanu Burzy. - Westchnęła, a widząc jak Srebrny się zamyśla dodała zaraz - Nie znam do końca tego klanu, no wiesz... nigdy mnie to nie interesowało. Dla mnie jedynym ważnym klanem był Klan Wilka i... Nocy.
Przygryzła mocno wargę czując, że po jej pyszczku spływa strużka krwi. Nie chciała o tym wspominać, po prostu nie chciała. Wolała nie okazywać otwarcie swojej największej słabości. Matki. To dla niej starała się zostać najlepszą wojowniczką. Kochała ją całym sercem, a w dodatku traktowała jako kogoś kogo nie da się pokonać. Ale nie była niezniszczalna. W końcu i ją spotkał koniec.
- Dlaczego akurat te dwa klany?
- Klan Wilka, Srebrny to nasza rodzina. Moim pradziadkiem, a twoim prapradziadkiem był jego założyciel. Wilcza Gwiazda. Niepokonany, niezwyciężony. Teraz jednak rządzi nim Milcząca Gwiazda, która nam nie ufa.
- A Klan Nocy? - Spytał Srebrny patrząc jej prosto w oczy, ale Sarna odwróciła wzrok i przydusiła go bardziej do siebie otulając puchatym, acz krótkim ogonem.
- Mordercy, lisie łajno, ścierwy. Zabili Sowę. Uprowadzili Kryształową Rosę, moją starszą siostrę. To im zawdzięczam to drewniane coś, co ma emitować łapę i kikut.
Spojrzała w ziemię, a przed oczami zobaczyła te wszystkie sceny z pamiętnego wydarzenia. Metaliczny zapach krwi i odór śmierci unoszący się w powietrzu.
- A ten ostatni? Są cztery klany, prawda?
- Pięć, Srebrny. My też jesteśmy klanem, pamiętaj. To do tego dążyła Sowa, a teraz dążę też ja. Z tym, ze my doceniamy każdą łapę. Oni mają kodeks i jeżeli się do niego nie dostosujesz to czeka się gorzka śmierć.
- Ale w końcu jaki jest ten...
- Czekaj. Wiesz jaka jest zasada w kodeksie? Medyk nie może mieć potomstwa. Brednie, przecież w pracy to mu nie przeszkadza. A później nikt nie chce nim być, a koty umierają na choroby. Ten ostatni klan to Klan Klifu - odosobniony, upada w ciszy. W nic się nie miesza, bo wie, że jest słaby.
- Mhm. - Wymruczał Srebrny ponownie wtulając głowę w bok łaciatej. Trwali w ciszy nie wiadomo jak długo. Na niebie jaśniały już gwiazdy, a trawa kołysała się ze spokojnym, nocnym wiatrem. Sarenka nachyliła się ku jego uchu i wyszeptała cicho:
- Wiesz dlaczego masz tak na imię? Srebrny? Bo możesz dosięgnąć do gwiazd, ale musisz szlifować swoje umiejętności. Nie mamy takich zasad jak klany, mogę mieć kilku uczniów. Mogę cię uczyć wszystkiego co najważniejsze, kiedy będziesz miał 6 księżyców. Ciebie i Miętus, wiesz? Muszę mieć ją na oku, a później skopiemy tyłki klanom, które uważają nas tylko za bandę samotników. Mały chyba będzie chciał zostać medykiem.

<Srebrny?>

Od Błądzącego C.D Ciernistej Łapy

Niebieskooki zmrużył swe przeszywające ślepka i głęboko się zastanowił. Co by chciał najpierw sobie przyswoić? Ściągnął brwi i zadumany wpatrywał się w terminatorkę, która widocznie przebierała już łapami. Nagle go olśniło. Przecież najpierw musi się obronić!
— Pokaż mi, jak się bronić. — miauknął, przysiadając na zadnich łapach i zaczął kręcić swoim krótkim, aczkolwiek puszystym ogonkiem.
Na pyszczku Ciernistej Łapy znowu przebiegł grymas zdumienia, jednak teraz już stanęła w rozkroku i wpiła pazurki w glebę. Uniosła niewielki łebek nieco wyżej, po czym skuliła po sobie uszy.
— Pamiętaj, że zawsze możesz uciec, ale ucieczka nie daje gwarancji na przeżycie. — oznajmiła grobowym tonem głosu bura, a przez kociaka przeszedł piorunujący dreszcz. Koteczka zrobiła dramatyczną pauzę, po czym kontynuowała. — Najlepiej stanąć do otwartej walki. Pamiętaj, żeby nigdy nie odsłaniać wrażliwych partii ciała, na przykład brzucha. Staraj się robić dużo uników oraz korzystać z elementów otoczenia, przykładowo, zawsze możesz sypnąć piaskiem w oczy przeciwnikowi, żeby chwilowo go oślepić i zyskać czas na unieruchomienie go albo ucieczkę.
Błądzący wpatrywał się w mówiącą uczennicę jak zaczarowany. Ciernista Łapa mu wystarczająco zaimponowała, ale teraz wręcz wstydził się z nią przebywać. Zganił się w myślach, że przed chwilą ganiał się z nią w śniegu jak skończony kociak! Rozszerzył mocniej swe błękitne oczka.
— Bardzo dużo wiesz, Ciernista Łapo! — skomplementował ją grzecznie, starając się uśmiechnąć.
Zielonooka zamrugała kilkakrotnie, po czym nieśmiało zwiesiła główkę i pogrzebała łapką w śniegu. Błądzący już wcześniej zaobserwował u niej taki odruch, kiedy go przepraszała. Jednak ponownie nie zwrócił na to uwagi i uśmiechnął się jeszcze szerzej, ukazując bukiecik śnieżnobiałych kiełków.
— Dziękuje, Rdzawy Ogon to świetna mentorka. — zamruczała skromnie bura kotka, po czym przeniosła wzrok na kociaka, który nadal nie spuszczał z niej wzroku.
Mierzyli się przez kilka uderzeń serca spojrzeniem. Błądzący głęboko wpatrywał się w jej oczy, spokojnie i radosne oraz wpadające w głęboką zieleń. Natomiast Ciernista Łapa starała się odgadnąć, co tak naprawdę myśli młodziak i próbowała się nie odwrócić, widząc te błękitne ślepia. Na początku zdawało się, że nie mają wyrazu, jednak im bardziej się im przypatrywała, tym mniej chciała je oglądać. Było w nich coś niepokojącego. W końcu potrząsnęła tylko łebkiem i uśmiechnęła się blado.
— Chciałbyś wiedzieć coś jeszcze? — spytała pod dłuższym milczeniu i nerwowo liznęła się w klatkę piersiową.
Błądzący zastanowił się przez chwilkę, po czym skinął jej końcówką ogona.
— Owszem. — zamruczał poważnie, wypinając dalej pierś. — Czy dałabyś się namówić na spacer po obozie?
Ciernista Łapa stłumiła parsknięcie i dumnie wstała, po czym skinęła mu głową. Również próbowała wczuć się w powagę sytuacji, aczkolwiek nie traktowała tej propozycji tak poważnie, jak traktował ją Błądzący. Widząc jej zgodę, podskoczył, podszedł do niej bliżej i szarmancko dotknął polikiem jej bark. Bardzo wczuł się w rolę przewodnika.
— Pokażę ci najlepsze kryjówki! — gorliwie zapewnił, ruszając przed siebie.

- - -
 
Pręgowane Piórko powiedziała mu o tym dzisiaj rano. Na początku nie wierzył matce i uważał, że robi sobie z niego żarty, jednak kiedy nadszedł wieczór, struchlał. Naprawdę zostaje uczniem i będzie spał w leżu Ciernistej Łapy--, znaczy innych terminatorów. Poczuł, jak po jego kręgosłupie przebiega nieprzyjemny dreszczyk, przez który się wzdrygnął.
Poczuł szorstki język matki na swoim poliku. Wyszarpnął się z jej matczynego uścisku i zaczął sam się pielęgnować. Nie był już tym nieporadnym kocięciem, które ledwo co umie przemieścić się z jednego miejsca w drugie. Ceremonia miała się rozpocząć dosłownie za chwilę, a on czuł, że nie da rady. Nie może się skompromitować przed całym klanem!
Nerwowo rozglądał się na boki, dopóki nie zobaczył znajomego pyszczka. Ciernista Łapa. Poczuł gdzieś w okolicach serca jakąś dziwną ulgę i wszystkie nerwy, które wstrząsały jego ciałem, poszedł trafić szlag. Teraz był tylko spokój i szum krwi w uszach.
 
<< Ciernista Łapo? >>


Od Srebrnego C.D Sarenki

Mały spojrzał na nią, zdziwiony, pociągając noskiem. Nie do końca to rozumiał, jednak poczuł delikatne ukłucie w okolicach serca, a za razem, tliło się w nim swego rodzaju szczęście. Przytulał się do szortkiego futra, chociaż ona nie dawno go odrzuciła. Kochała go? Tyle razy nie był tego pewny. Zawsze był tylko dodatkiem. Bonusem. Wymagała od niego więcej? Już był dobrym wojownikiem? Chciało mu się płakać, jak nowonarodzonemu kocięciu. Czuł się, jakby miał założony limit. Limit, który zaraz padnie.
— Dlaczego chcąc, abym ja był dobrym wojownikiem, ganisz mnie, a chcąc tego samego od mojego rodzeństwa, chwalisz ich? — zapytał. Sarna westchnęła, słuchając pytania swego syna.
— Bo jeśli dopuszczą do siebie, że są słabsi, trudniej im będzie zrobić postęp. — Srebrny zamarł. A on? On caly czas ma takie myśli. Ucieka od nich, wypiera je, zastępuje swoją świetnością, ale tak naprawdę... Jest do niczego. Wszystko, co robi, spotyka się z ostrą krytyką ze strony każdego. No, prawie. Tata go chyba nie widzi. Poza nim jednak, każdy dorosły kot go karcił. Nawet ta okropna wielka łapa go nie lubiła! Dogadywał się co prawda z dwiema swoimi koleżankami... Ale one pewnie też niedługo dojrzą w nim idiotę. Był świetny, ale dla kogo? Dla siebie. Tylko dla siebie.
Mama jednak powiedziała, że był dobry. Może faktycznie był dobry?
— C-co się stało... Na tej wyprawie? — wydukał cichutko. Klan Burzy? Wisienka opowiadała mu, o leśnych klanach. Czasem zastanawiał się, jak to jest do takiego należeć. Czy było by inaczej? Czy on byłby odbierany... Inaczej?
Przez moment brzmiała tylko cisza, a on trwał wtulony w matczyne futerko.
— Wiesz, twój tata nie jest stąd, chociaż niebywale jest jednym z nas. Zawsze się różnił. Przybył tutaj, jako kocię i został moim drogim przyjacielem — rozpoczęła, od samego początku. Srebrny uniósł głowę, aby na nią spojrzeć.
— Więc mamo... Skąd jest tata? — zapytał, chociaż chyba znał odpowiedź.
<Sarenko?>

Od Sarenki

niby nie było c.d ale napiszę to po prostu z jej perspektywy xD

- Dobrze, Sarenko. Zabiorę na patrol Zająca, dobrze? - Powiedziała zadowolona Jemioła, spoglądając z drwiącym uśmiechem na łaciatego kocura, który spal w najlepsze. Wczorajszego dnia spędził mnóstwo czasu na polowaniu, więc przywódczyni nie miała mu tego za złe, ale nie czuła się w obowiązku, aby go bronić przed spacerem. Tym bardziej jeżeli widziała, że spędzają ze sobą dosyć dużo czasu. Ich relacja przypominała jej trochę siebie i Jasia. Przymrużyła oczy, czując nagłe ukłucie gdzieś w okolicach serca. Z tym, że ona jedynie udawała, że go kocha. Chciała, aby Mały Synek i Miętus byli szczęśliwi. Nie zważała jednak na swoje szczęście i czuła się coraz bardziej w tym zagubiona. Nigdy nie chciała być matką. 
Kiedy leżała w słomie przygotowując się do snu czasem rozmyślała jak wyglądałoby jej życie, gdyby nie ta gówniana podróż. Nigdy nie byłaby w tamtym Siedlisku Dwunożnych, nigdy nie trafiłaby do ogrodu, nigdy nie wpadłaby do kocimiętki i... nigdy nie urodziłaby kociaków. Nagle poczuła miły pyszczek, na którym futerko było miękkie jak meszek, a do jej uszu dotarł głosik Srebrnego. Mamo!  - to słowo odbijało się jak echo w jej głowie. Z tej całej frustracji, jaka zebrała się w niej przez te przemyślenia nie wiedziała do końca co robi. A może wiedziała? Nikt tego nie wie, po prostu potok słów wypłynął z jej pyszczka: 
-  Srebrny, widzisz chyba, że rozmawiam?
Odepchnęła go delikatnie i zerknęła na niego kątem oka. Łzy zebrały się w kącikach jego oczu, a następnie kocurek odwrócił się na pięcie i po prostu odbiegł. Przywódczyni poczuła, że zrobiło jej się gorąco, ale po prostu zamknęła oczy i wzięła głębszy wdech. Po kilku biciach serca zamrugała kilka razy i spojrzała ponownie w stronę kotki.
- To ja już idę. - Wymruczała szylkretowa i zaraz odwróciła się, aby ruszyć w stronę brata Sarenki. Ta odprowadziła ją wzrokiem przygryzając wargi.

Piratka siedziała obok swojej starszej siostry patrząc jak ta z czułością liże po główce Płomykówkę, która wyrzucała swoim małym ciałkiem w każdą stronę, byleby się wyrwać. Przywódczyni patrzyła na to w ciszy. Normalny kot zapewne uśmiechnąłby się na widok takiego rozkosznego maleństwa, ale nie ona. Po prostu patrząc na to czuła smutek, który przepełniał jej całe ciało. Jedynie gdzieś w głębi cieszyła się z radości siostry, co było sprzeczne z innymi odczuciami.
- Szybko rosną, wiesz? - Wymruczała niebieska kocica pomiędzy liźnięciami. Na jej pyszczku gościł szczery uśmiech, a kiedy wymawiała kolejne zdania śmiała się nawet radośnie - Już dorastają do twoich dzieci!
- Nee, Srebrny jest taki duuuuzy! I Mały tes - Pokręciła głową Płomykówka, a Czereśnia kiwnęła jedynie głową. Najwyraźniej bała się, że jeżeli powie coś głośno to mama zaraz zajmie się też jej pielęgnacją. Srebro jednak jedynie zmrużyła oczy spoglądając na Sarnę, a po kilku biciach serca odezwała się niepewnie.
- Wiesz może gdzie jest Srebrny? Tylko się pytam, widziałam ostatnio jak uciekał urażony.
- Srebrny... nie. Nie wiem. - Wymamrotała zdezorientowana łaciata. Nie było go długo, ale była pewna, że nie umarł. Czuła złość na małego rozbójnika, ale z drugiej strony nie wiedziała, dlaczego czuła, że sobie poradził. Jako jedyny z rodzeństwa był taki niezależny. Gdyby jednak ktokolwiek ją o to zapytał ta zaprzeczyłaby. 
  
Słońce już chyliło się ku zachodowi, a ten nadal nie przychodził. Wyszła ze stodoły pod pretekstem polowania - wolała, aby nikt o tym nie wiedział. Nie wiedziała dlaczego tak postąpiła, ale długo nad tym nie myślała. Wyruszyła na poszukiwania. Postawiała pewne kroki w trawie rozglądając się za szaro-białym kształtem. Żadne z jej dzieci nie było podobne do Jasia pod względem wyglądu, wszystkie miały szare łatki na białym futerku. Sama oszukiwała siebie, że jest jedynie na polowaniu, ale z pewnością tak nie było. Była tak rozkojarzona, że czarna myszka, która przemknęła w trawie nawet nie zdobyła jej uwagi. Aż w końcu zauważyła. Srebrny był na tyle daleko, że jej nie widział i czaił się na mysz, która mu umknęła. Skoczył na nią i uderzył łapką, a ta pisnęła i zakończyła swój marny żywot.
- Powinieneś nie szurać brzuchem po ziemi, wiesz? - Przywódczyni uniosła brew do góry i podeszła do niego, a ten spojrzał na nią z markotnym wyrazem pyszczka. 
- Źle to, źle tamto. A oni wszystko robią dobrze, prawda?! 
W jego oczach zalśniły łzy, które słynęła po chwili po jego pyszczku, a później spadły na ziemię i zmieszały się ze zmarzniętą ziemią.
- Zawsze oczekiwałam od ciebie więcej niż od nich. Naprawdę tak to odebrałeś? Oni nie upolowaliby myszy.
- Na-naprawdę? - Wymamrotał Srebrny, a po chwili przetarł łapą łzy i spojrzał na mysz, która leżała u jego łap. Na niebie pojawiały się niewyraźne gwiazdy, wokół nastawał mrok. - Ale to ich zawsze chwaliłaś... mamo.
- Bo chciałam, aby wyrośli na dobrych wojowników mimo swoich niedociągnięć. A ty już jesteś dobrym wojownikiem, wiesz? Dlatego cię doskonaliłam. Ale jestem złą matką. Właściwie... chcesz, żebym opowiedziała ci o mojej wyprawie z Jasiem? O tym, co wiąże nas z Klanem Burzy? To wytłumaczy, dlaczego... jestem taka inna od Srebro i innych matek. Kocham cię, ale nadal nie mogę się pogodzić.- Przysunęła go do siebie, a ten wtulił głowę w jej szorstkie futerko. Należy mu się.

<Srebrny? Czekałam na ten moment 8)>