Niebo przysnute było chmurami, ale w porze nowych liści mieniło się bardziej jaskrawymi barwami, niż wcześniej. Zupełnie, jakby Klan Gwiazdy stwierdził, że mają już i tak dostatecznie ciężko.
Starała się trwać przy boku Różanej Przełęczy, będąc dla niej jak duchowe oparcie, którego potrzebowała przy zmianach, jakie chciała wprowadzić. Jednocześnie patrzyła, jak dorastają jej bratankowie, a także jak zmieniały się pory roku. Świat się starzał, a wraz ze światem ona sama. Dziwiła się, że żyła już tak długo, z jednym okiem i tysiącem traum, ale wciąż, żywa, w jednym kawałku. Chciała jak najdłużej trwać przy Klanie Burzy, bo to tu się wychowała i to tu był jej dom. Chciała patrzeć, jak jej klan dorasta jak dziecko, które wychowała, zmienia się i staje się silniejsze niż kiedykolwiek. Szkoda, że pewnie niewiele czasu jej zostało, by patrzeć na to, jak się rozwija.
Nie chciała opuszczać Klanu Burzy, nie chciała opuszczać Różanej Przełęczy z wieloma problemami, z którymi musiała się borykać - z komplikacjami, ze znakami i wizjami od Klanu Gwiazdy. Nie chciała odchodzić z tego świata bez poznania przyszłości Piaszczystej Zamieci. Miała nadzieję, że kocur nie porzuci swoich przekonań, nie podda się pod naporem środowiska i pozostanie tak mądrym i ciekawym świata kotem, jakim jest teraz.
Ten młodzieniec przypominał jej Drżącą Ścieżkę. Rzadko widywała się z kremowym wojownikiem. Byli zajęci własnymi obowiązkami. Ale gdy przychodził do niej i Jeżowej Ścieżki, zawsze z nim rozmawiała. Była mu wdzięczna za ilość nauk i mądrych słów, które od niego usłyszała. Mówił jej, że z pewnością będzie mądrą medyczką. Czy faktycznie tak było? Nie sądziła, by miała taką moc, by to oceniać. Jednak tak dawno nie słyszała jego głosu, że prawie zapomniała, jak brzmiał. Szanowała go za jego mądrość i przeżycia. Za to, że nie stał się taki, jak jego brat i bratanek. Kochała Żara, jego dzieci i całą swoją rodzinę, ale wiedziała, że nie spotka się z nimi po śmierci. Wiedziała, że zobaczą odmęty Mrocznej Puszczy, bo taką ścieżkę wybrali.
Nie miała na to wpływu. To była ich decyzja. Zamierzała ją uszanować.
Ona jednak do końca była wierna zasadom kodeksu i Klanowi Gwiazdy. Wierzyła, że szlachetność i honor to były najważniejsze z wartości. Podobnie jak rodzina, nawet, jeśli zdeprawowana.
Nie winiła Żara za to, że kochał Piaskową Gwiazdę. Była dla niego jak matka. Ona też chciała dobrze dla Płonącej Pożogi i Leśnego Pożaru, mimo ich poglądów. I z pewnością nie zamierzała o nich zapomnieć po śmierci.
Młody Piasek był ciekaw świata, a czasem medyczkę zaskakiwała nawet jego mądrość i dojrzałość. Współczuła mu tego, jak uzależniony był od swojej matki i sióstr.
A ona? Ona z każdym dniem czuła się słabsza. Coraz częściej zdarzało się, że musiała kilka razy prosić koty o powtórzenie wypowiedzianych słów, bo jej uszy zaczęły ją zawodzić. Wzrok miała słaby, a jej pomarańczowe oko straciło dawny błysk i stało się blade i matowe. Czuła, że łatwiej łapała zadyszkę i krótki spacer powodował przyspieszenie rytmu serca. Stawy ją bolały i nawet zioła nie były w stanie wyleczyć tych schorzeń. A gdy już udało się jej przyćmić jakąś dolegliwość, ta wracała po księżycu ze zdwojoną siłą. Starość dawała się we znaki - wiedziała o tym, ale nie chciała umrzeć w starszyźnie. Chciała oddać się do końca swojej profesji, bo poświęciła swoją duszę i serce tej pracy. Chciała umrzeć robiąc to, co kocha. Była szczęśliwa, mimo tego, że kłopoty nigdy się nie skończyły, a ostatnio wręcz narastały. Była szczęśliwa, bo wiedziała, że zrobiła co w jej mocy i przeżyła swoje życie tak, jak tego chciała.
Obudziła się w nocy. Od razu, gdy otworzyła przymknięte oko, wiedziała, że coś jest nie tak. Coś było inaczej niż zwykle. Z początku czuła strach, ale gdy zobaczyła śpiącego Rumianka i Słoneczko, uspokoiła się nieco.
Wstała z trudem na łapy i już wtedy doszło do niej, co się dzieje. Mroczki przyćmiły jej umysł. Czuła się dziwnie. Jakby nie była do końca przytomna.
Wyszła ze Skruszonego Drzewa. Widziała Owczą Pierś, który stał na warcie. Przyglądała się mu przez chwilę, a potem podeszła do wyjścia z obozowiska, wpatrując się w gwiaździste niebo.
— Och, Wiśniowa Iskro, nie powinnaś spać? — wojownik wydawał się zmartwiony. — Nie powinnaś się przemęczać.
— Myślę, że to nie ma już dłużej znaczenia — odparła ochryple z nieznacznym uśmiechem na pysku. — Myślałeś kiedyś nad swoją przyszłościa, dziecko? Ja chyba właśnie mam taki moment.
Biały wydawał się zakłopotany. Wiśnia całkiem za nim przepadała. Jeden z nielicznych kotów w Klanie Burzy, którzy nie oddał się ślepej dyskryminacji.
— To znaczy?
— To znaczy, że chyba już na mnie czas. Czuję się słabo, Owcza Piersi. Czy mógłbyś zrobić dla mnie ostatnią przysługę?
— Ja... myślę, że tak.
— Chciałabym, żebyś przekazał części mojej żyjącej rodziny, że bez względu, jaką drogę wybrali i jakich wyborów dokonali, są dla mnie ważni i będę o nich pamiętać. Zwłaszcza Żarowi. Powiedz mu, żeby pamiętał o moim grobie, dopóki żyje. Chciałabym, żeby go odwiedzali. Raz na jakiś czas. Żeby ta część mnie, która tu żyła, nigdy nie zginęła.
— Czy jesteś pewna?...
— Tak — odparła niemal od razu. Zgodnie ze swoją intuicją, ale nie wiedziała, czy zgodnie z prawdą. Być może było jej dane żyć dłużej. Jednak bez względu na wszystko, chciałaby upewnić się, że przed śmiercią jej wola zostanie spełniona.
Siedziała przed obozem jeszcze długo, wpatrując się w gwiazdy, i zastanawiała się, czy może przodkowie nie chcieli, by opuściła ten świat. Ale zaraz po tym, gdy ta myśl przeszła przez jej głowę, spojrzała na firmament mieszczący w sobie Srebrną Skórę i poczuła ukłucie w sercu. Oddychała coraz ciężej, musiała brać większe i częstsze hausty powietrza. Aż wreszcie wzięła wdech i wraz z ociężałym westchnięciem opadła bezwładnie na ziemię. Wyblakłe oko było martwe, pozbawione starczego blasku życia, otworzone.
A ona poczuła, jak patrzy na samą siebie. Na swoje ciało, w którym jeszcze przed chwilą była uwięziona. Nie czuła już starości. Nie czuła bólu w stawach, nie czuła obolałych mięśni utrudniających chodzenie, ani świszczącego oddechu.
Widziała na oba oczy.
A potem zobaczyła jakiś dziwny blask, którego tak długo poszukiwała w swoim życiu. Przez długi moment zastanawiała się, co to było - czy budziła się ze snu?
Nie. Rozpoznała pysk mentora. Był taki sam, ale pozbawiony wszelkich ograniczeń świata. Był taki, jakiego go zapamiętała. Tak dawno go nie widziała.
Nie żałowała żadnej chwili, którą spędziła jako żywa. Powędrowała na Srebrną Skórę, tak, jak zawsze chciała i jak zawsze dążyła.
rip, druga postać, zmarła w wieku 120 księżyców z 70 opowiadaniami
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz