Kiedy Poranny Zew przytuliła Rozwydrzoną Łapę, cały świat jakby zawirował. Już nic się nie liczyło. Były tylko one, dwie królowe wszechświata, które nie potrzebowały nikogo oprócz siebie. Poranny Zew była ciepła, wręcz emitowała spokojem. W tej chwili myślała tylko o niej. Była taka piękna. Taka wspaniała taka idealna.
- Masz rację. Dziękuję. – wymruczała Poranek.
Przytulanie się do Porannego Zewu było wspaniałe. Wszystkie jej troski jakby gdzieś odpłynęły. Zniknęły. I nie powrócą, dopóki Poranny Zew zostanie przy niej. A zostanie już na zawsze, prawda? Wtedy kotak się odsunęła i zniknęły wszystkie dobre uczucia. Zobaczyła, że są w lesie, nad nimi jest szare niebo. Zaraz wrócą do obozu, w którym będzie Gęsi Wrzask. Będzie musiała wymieniać legowiska i pracować. A potem znów będzie kolejny trening, będzie ból i głód. A co sobie myślała? Że to spotkanie z Porannym Zewem coś zmieni?
- Jeszcze raz. - jęknęła żałośnie.
- Słucham? - zapytała.
- Jeszcze raz. Proszę. - miauknęła wtulając się w nią znowu. Była taka ciepła. Miała wielkie szczęście, że ją miała w tym szarym świecie. Znowu było dobrze. Znowu było wspaniale. Nigdy nie czuła czegoś takiego do nikogo innego. Uznała po prostu, że Poranny Zew jest wyjątkowa. Jak jej rodzeństwo może nie zauważać, że jest najlepsza w wszechświecie? Nigdy tak naprawdę nie miała przyjaciółki. Czy to tak wygląda prawdziwa przyjaźń? A może to jest coś innego, coś głębszego, coś takiego jak… Nie odważyła się wypowiedzieć tego na głos. Nie. To niemożliwe. Ta niedokończona myśl sprawiła, że Rozwydrzona Łapa odsunęła się od drugiej kotki.
- Wszystko w porządku Nocna Łapo? – zapytała z troską Poranny Zew.
- Tak. Dziękuję ci. – odpowiedziała. Czy to możliwe, żeby dwa koty tej samej płci się kochały? Możliwe. Raczej możliwe. A czy to to było właśnie tymi uczuciami, które żywiła do Porannego Zewu od kilku księżyców? Powiedzieć jej to, czy nie? Powiedzieć? Nie. Za bardzo się bała. Bała się, że to może być koniec tego wszystkiego, czyli koniec szczęścia. A gdyby… zacząć od czegoś tak prostego, ale nic nie oznaczającego? Bała się. Bała się, że ją odrzuci.
- Według mnie powinnaś była już dawno zostać wojowniczką. Szakala Gwiazda nawet nie wie, jakie zrobiłaś postępy. – powiedziała Poranny Zew. Ta pochwała sprawiła, że Rozwydrzona Łapa zaczęła mruczeć. Miała ochotę ją pocałować. I prawie by to zrobiła, ale usłyszały kroki.
- Patrol. – syknęła z żalem Rozwydrzona Łapa. Musiały się rozstać.
*****
Porażka. Przegrała walkę z Jutrzenkową Łapą. Wciąż pamiętała jej pazury, które rozrywały ją na strzępy. Wzdrygnęła się. Jeśli nie wygra następnej walki, będzie musiała odejść od Porannego Zewu na zawsze. Zawiodła ją. Mówiła, że powinna już zostać wojowniczką. Najwyraźniej to była nieprawda. Było jej tak przykro. Czuła się okropnie. Powinna wygrać. Musi wygrać następną walkę. Zauważyła najwspanialszą na świecie kotkę przy stercie zwierzyny.
- Hej. – przywitała się.
- Cześć Nocna Łapo! – otrzymała odpowiedź. Niewiedziała dokładnie co chce powiedzieć.
- Ja… przegrałam. – zaczęła niepewnie.
- Tak. Ale nic się nie stało. – powiedziała Poranny Zew. Chciała ją przeprosić. Przyjaciółka w nią wierzyła, a ona wszystkich zawiodła.
- Czuję się strasznie. – wyznała cicho siadając blisko drugiej kotki. Nie odważyła się jej dotknąć. Między innymi dlatego, że były w obozie. I widziała, że Szakala Gwiazda patrzy na nie kątem oka.
[508 słów]
<Poranny Zew?>
[Przyznano 10%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz