Noc wkradła się na niebo. Niebo usiane gwiazdami toczyło walkę z ciężkimi chmurami. Światło księżyca zbyt słabe by wpaść do obozowiska. Ciemność przepełniała obóz wylewając się na wszystkie jego zakamarki. Srokosz ledwo widział własne łapy. Myśli i niespokojne obrazy sprawiały, że nie mógł zasnąć. Kolejną noc. Kręcił się niespokojnie, wiercąc w ciasnym legowisku. Czuł, że bez pomocy ziaren maku nie zaśnie i przez tą noc. Nieprzytomnie wygrzebał się z łoża, białe łapy lawirowały pomiędzy śpiącymi wojownikami. W końcu musiał nadepnąć na coś miękkiego.
— Uważaj jak łazisz. — ciche syknięcie rozległo się koło niego.
Osmalona Dusza wbiła w niego ostre spojrzenie. Skrzywił się jedynie na widok niebieskich ślepi kotki. Przypominały mu tylko jego.
— Patrz pod łapy. — pouczyła go zanim położyła się znów na legowisku.
Nie odpowiedział, wyszedł na środek obozowiska. Zmęczonym spojrzeniem powędrował w stronę łoża medyków. Wątpił, że Morskie Oko nie spała o tej porze. Miał nadzieję, że zdoła odnaleźć to czego potrzebował, nie budząc jej. Wstąpił cicho do jaskini. Szmer rozmowy dotarł do jego uszu.
Uświadomił sobie coś. Lamparcia Gwiazda nie spał. Toczył z kimś rozmowę. Cały spięty zbliżył się do tunelu skąd dochodziły odgłosy.
— Coś ty powiedział? — głos lidera, groźny i władczy rozległ się na słowa Dzikiego, których Srokosz nie usłyszał. — Uważaj jak łazisz. — ciche syknięcie rozległo się koło niego.
Osmalona Dusza wbiła w niego ostre spojrzenie. Skrzywił się jedynie na widok niebieskich ślepi kotki. Przypominały mu tylko jego.
— Patrz pod łapy. — pouczyła go zanim położyła się znów na legowisku.
Nie odpowiedział, wyszedł na środek obozowiska. Zmęczonym spojrzeniem powędrował w stronę łoża medyków. Wątpił, że Morskie Oko nie spała o tej porze. Miał nadzieję, że zdoła odnaleźć to czego potrzebował, nie budząc jej. Wstąpił cicho do jaskini. Szmer rozmowy dotarł do jego uszu.
Uświadomił sobie coś. Lamparcia Gwiazda nie spał. Toczył z kimś rozmowę. Cały spięty zbliżył się do tunelu skąd dochodziły odgłosy.
Dziki Kieł zadrżał, przełykając ślinę.
— Naprawdę chcesz wystawić moją cierpliwość na próbę? Zapomniałeś już co grozi twoim bachorom? Może mam iść i zabić w tej chwili Srokoszową Wzgardę, by ci o tym przypomnieć?
— Nie. — rozległo się z pyska zastępcy, a jego kroki i urwany oddech były słyszalne.
Stanął naprzeciw lidera zagradzając drogę.
— Proszę nie krzywdź ich. Zrobię wszystko. Zrobię to. Obiecuję. — zapewniał.
— Ostatnia szansa. Ostatnia. Zawiedź mnie, a wszyscy twoi bliscy zginą — to powiedziawszy Lampart odszedł, zostawiając wstrząśniętego kocura samego.
Jedynie jego cichy szloch niósł się do uszu niebieskiego, który starał się opanować. Srokosz cofnął się na krok niemal wpadając w ścianę. Nie wierzył w to co właśnie usłyszał. Sparaliżowany stał, ciężko dysząc. Lider chciał ich wszystkich wymordować. Jak nic nieznaczące myszy. Czuł jak twarda gula podchodzi mu do gardła. Nudności sprawiły, że musiał wstrzymać oddech, by nie wypuścić nic z siebie. Za bardzo bał się ruszyć, by zareagować. Nie, musiał tu pozostać. Jeśli odkryje, że go słyszał...
Zabije go.
Jedynie jego cichy szloch niósł się do uszu niebieskiego, który starał się opanować. Srokosz cofnął się na krok niemal wpadając w ścianę. Nie wierzył w to co właśnie usłyszał. Sparaliżowany stał, ciężko dysząc. Lider chciał ich wszystkich wymordować. Jak nic nieznaczące myszy. Czuł jak twarda gula podchodzi mu do gardła. Nudności sprawiły, że musiał wstrzymać oddech, by nie wypuścić nic z siebie. Za bardzo bał się ruszyć, by zareagować. Nie, musiał tu pozostać. Jeśli odkryje, że go słyszał...
Zabije go.
Od razu. Bez problemu. Oskarży go o zdradę, jak Truskawkową Grządkę i zabije na oczach wszystkich. A co jeśli... jeśli medyk był niewinny. Poznał niewygodną prawdę, jak Srokosz tej nocy, i został usunięty. Spanikowany ledwo powstrzymywał drżące łapy przed ucieczką.
Wpakował się w coś większego niż sądził.
npc: osmolona dusza, lamparcia gwiazda, dziki kieł
Wpakował się w coś większego niż sądził.
npc: osmolona dusza, lamparcia gwiazda, dziki kieł
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz