*jeszcze jesień!*
Gdy tylko promienie słońca wpadły przez ubrudzone okno starej szopy, oświetlając jej wnętrze, Jeżyk wybudziła się ze snu.Szylkretka wstała, otrzepując swoje długie futro, strząsając z niego część źdźbeł siana i kłosów.
Dzisiaj miała odbyć się ciekawa forma treningu.
Bylica i Deszcz wyszły poprzedniego wieczora, dając znać jej oraz Sroce, iż rano po obudzeniu, mają ich szukać korzystając z tropów i poszlak. Miały się nauczyć jak wytropić cel oddalony od nich o sporą odległość, na przykład jakiegoś przetrzymywanego przez rodzinę jeńca, który chce wezwać pomoc swych popleczników.
Jeż podeszła do Sroki, a jej długi cień padł na białe futro siostry.
Pacnęła kotkę w bark, wybudzając ją ze snu.
Ta rozwarła szeroko paszczę, ziewając.
- Czas poszukać babci i cioci – miauknęła Jeżyk.
Była podekscytowana choć nie pokazywała tego tak mocno. Bardziej widoczna była za to determinacja i chęć działania. Miała zamiar znaleźć dwie niebieskie kotki i podołać zadaniu.
- Wiem – odwarknęła Sroka, wstając i zaczynając się wylizywać.
Jeżyk uniosła w dezaprobacie brzeg pyska, odsłaniając troszkę zębów.
- Nie mamy na to czasu! Ja nie myłam się i ty też nie musisz, poza tym twoje futro nie wygląda źle. – powiedziała. Futro siostry miało tylko parę źdźbeł w sobie i było tylko ciutkę rozczochrane w niektórych miejscach, nic więcej. Po co tracić czas, kiedy miały tyle do zrobienia?!
- W porównaniu z twoim na pewno jest wręcz olśniewające.
Już i tak jak zwykle postawiona nieco nadmiernie sierść Jeżyk, uniosła się jeszcze do góry.
- Kogo to obchodzi?! Dalej! – warknęła, po czym łbem pchnęła siostrę w stronę wyjścia, co spotkało się z sykiem oraz oberwaniem łapą po pysku.
- Jak chcesz to sama idź, ja cię dogonię później bo nie chcę wyglądać tak źle jak ty. – prychnęła Sroka.
- I właśnie tak zrobię – syknęła na żółtooką zielonooka, spluwając na bok i wychodząc z domu.
Wyszła na świeże powietrze. Delikatny podmuch wiatru rozwiał jej już i tak poczochrane, nieułożone futro, w które było wplątane tak wiele różnych rzeczy.
Na jej szyi wisiał naszyjnik z czerwonymi kamieniami, który podarowała jej babcia. Szylketka, tak samo jak Bylica, coraz częściej nosiła ozdobę. Jeż cieszyła się prezentem i nie chciała go zdejmować na za długo coraz bardziej i bardziej, przywiązując się. Robiła to okazjonalnie, głównie gdy się myła.
No dobra. Czas zacząć szukać.
Spojrzała na ziemię, szukając śladów łap. Nie dostrzegła ich jednak. Zaniuchała w powietrzu, okrążając całą szopę. Wtem dostrzegła jeden, mały chwast. Był mocno przybity do ziemi. Jeżyk obwąchała go, a wyczuwając delikatną woń ciotki ruszyła przed siebie. Była ciekawa, czy siostra ją faktycznie dogoni, dostrzegając ten mały trop mogący tak łatwo umknąć.
Po jakimś czasie trop urwał się. Dalej była na terenie Złotych Traw a wiedziała, że jej ciotka oraz babka na pewno nie chowają się na tym terenie. Nie było tu w końcu tak dużo kryjówek, gdy złote źdźbła nie pokrywały ściśle krajobrazu.
Prychnęła niezadowolona, zaczynając powoli szukać po najbliższym terenie czegokolwiek, co mogłoby wskazywać na to, gdzie były starsze kotki, albo chociaż jedna z nich. Spojrzała na płot, na którym usiadł kruk. Zuchwałe ptaszysko przekręciło łebek, wydając z siebie jedno „kra” w jej stronę.
Wtedy właśnie coś zauważyła. Ślady po pazurach na płocie. Mocne, długie i głębokie, które nieco rozwarstwiły drewno.
Mam cię – rozbrzmiało w głowie Jeżyk, która przeszła pod płotem. Dostrzegła ślady idące gdzieś dalej, ruszyła więc za nimi.
Ale coś było nie tak. Po jakimś czasie marszu zrozumiała, że to było za proste. To nie był ten etap szkolenia, by Bylica lub Deszcz zostawiały takie proste ślady. Do tego odciski były za małe jak na Bylicę, a zdecydowanie za duże na drobną ciocię Deszcz. Jeżyk nastroszyła się, gdy zdała sobie sprawę…
że nie szła tropem babki i ciotki.
Szła tropem intruza, który wkradł się na ich teren.
Niespodziewany trzask przykuł jej uwagę. Ucho odwróciło się, a ona przypadła do ziemi. Przeszła po usychającej trawie w stronę dźwięku.
Wtedy to właśnie dostrzegła kogoś. Kota. Czekoladowego kocura, jedzącego piszczkę, którą była mysz. Jeż wyczuła jego zapach. Pasował do tego, który unosił się przy śladach.
I wtedy zrozumiała, że ta mysz pewnie była z ich terytorium, a kocur ją… ukradł.
Nieznajomy dalej jadł mysz, co sprawiało, że coraz bardziej miała ochotę podejść do niego i skrzyczeć za to co zrobił.
W końcu zebrała się na odwagę po jakiejś chwili patrzenia, jak ten pożera coraz to kolejne kęsy gryzonia. Nie będzie pozwalać jakiemuś knypkowi ich okradać! Wstała, podchodząc bliżej z groźnym wyrazem pyska. Jej futro uniosło się.
- Intruzie, ukradłeś tę zwierzynę z terenów mojej grupy! - zasyczała na starszego kocura duża kotka.
Zaskoczony samotnik szybko przełknął ostatni kęs i zwrócił wzrok w stronę napuszonej Jeż.
- Wybacz. Nie wiedziałem, że ktoś tu mieszka.
- Przecież granice są oznaczone, bije naszym zapachem na wiele długości lisa od płotu!
- Możliwe, że przyszedłem z innej strony i dlatego nie wyczułem - rzucił na swoje usprawiedliwienie, co jednak nie przekonało Jeż. - Spokojnie, to tylko jedna mysz, macie pewnie ich wiele... Kimkolwiek jesteście. Nie jesteś z żadnego klanu, prawda?
- A pachnę na klanowego kota? – zadała retoryczne pytanie - Przecież klany mieszkają dalej od siedliska dwunożnych i jest ich tylko pięć.
- O widzę, że się na tym znasz. Skąd? - zadał pytanie cętkowany, przekrzywiając z ciekawością łeb.
- Wszyscy samotnicy przecież wiedzą kto się tu wprowadził i zajął tereny. – miauknęła. Mimo to wiedziała, że to nie była do końca prawda. Mogli o tym nie wiedzieć miejscy samotnicy i inni którzy mieszkali gdzieś dalej albo byli po prostu podróżnikami, lecz powiedziała to, aby usprawiedliwić swą wiedzę - Czy da się w końcu przeoczyć ogromne tumany kotów?
- Prawda. Nie da. Jestem Kania Łapa, a ty? - przedstawił się kotce.
- Jeż... zaraz, Łapa?! - wybałuszyła oczy. - Klanowe imię! - Nastroszyła się jeszcze bardziej.
Klanowy kot wszedł na ich tereny! Niebywałe! Słyszała oczywiście o wygnańcach, ale co jeśli był niebezpieczny? W końcu nocniaki zabiły wujka Fiołka a Wilczaki mordowały!
- Co tak się stroszysz? - Machnął ogonem. - Nie zrobię ci nic przecież.
- Koty z Klanu Wilka przecież polują i mordują samotników! To bestie! – wrzasnęła bez namysłu to co jej wleciało na język, a jej oczy zmieniły się w szparki.
- Skąd wiesz, że pochodzę z Klanu Wilka? Mordują? O czym ty mówisz? - prychnął, kręcąc głową. - Wilczacy może są... specyficzni, ale nie polują na koty. Nie jemy ich.
- Jak to z Klanu Wilka?! - Odsunęła się. Jej najgorsze obawy spełniały się - Wasz lider to wariat, poluje na nas z innymi kotami! - nagle myśl uderzyła ją - O nie, jesteś pewnie szpiegiem! - wrzasnęła.
Mroczna Gwiazda ich pewnie szukał! Chciał ich zabić! Znaleźć jej babcię, ich wszystkich i dokończyć tę sprawę!
Kania Łapa przekrzywił łeb zdziwiony.
- Uspokój się. Oszalałaś? Nie jestem żadnym szpiegiem. Brat mnie próbował utopić, to nie wracałem już tam. Jestem samotnikiem, tak jak ty. I nie rozumiem o czym ty mówisz. Jak to lider poluje na koty? Bez obrazy, ale raczej wiedziałbym o takich rzeczach. Musiałaś się najwidoczniej pomylić. Może i chodzą o nim dziwne plotki, ale to tylko plotki. To... niedorzeczne.
- Niedorzeczne? Słowa mojej babci nazywasz niedorzecznymi? – spytała, kompletnie zapominając, że nie powinna podawać skąd ma takie informacje, nawet jeśli pominęła imię starej kocicy - Tak, polują! On i pewnie ten jego syn, wyłażą i mordują kogo spotkają! – rozkręcała się.
- Staruchy często wymyślają niestworzone historię. Masz jakiś dowód? - zapytał, unosząc wyżej łeb.
- Jak mam ci znaleźć dowód? Jakbym spróbowała jakiś zdobyć, to już bym przecież nie żyła! Tylko moja babcia jest odważna na tyle by się tam zapuszczać!
Podziwiała ją za to. Była dzielna.
- Zaprowadziłabyś mnie do swojej babci? Chętnie bym z nią o tym porozmawiał, jeżeli twierdzi, że to prawda. - Zmarszczył czoło w zamyśleniu.
- No… może… Właśnie jej szukałam, bo wyszła i miałam ją znaleźć żeby pokazać umiejętności - mruknęła. - Pomyliłam bruzdy na płocie po twoich łapach z tymi jej i dlatego cię spotkałam.
- Uh... To... Może spotkajmy się jutro o tej samej porze w tym miejscu? Przekaż jej, że chciałbym się z nią spotkać. Nie jestem wrogiem, naprawdę. Moja matka to Zakrzywiona Ość. Ona jest przeciwko Mrocznej Gwieździe. Lider ją torturował i zabił mi brata. Jeżeli będzie się bała przyjść, może kogoś ze sobą wziąć. Zrobiłabyś to dla mnie?
Nie sądziła, że to był dobry pomysł. Klany miały dużo kotów, Mroczna Gwiazda, gdyby wysłał większą grupę wojowników, mógłby ich wszystkich wymordować albo porwać i torturować u siebie. A do tego za żadne skarby nie mogła dopuścić. Ale z drugiej strony… Może jeśli uświadomi kocurowi to i owo, to jakoś im się przyda?
- Hm… słuchaj, mam pomysł. Podejdziemy pod płot i poszukamy od miejsca gdzie zgubiłam jej trop. - miauknęła - Nie powinna być w sumie jakoś bardzo daleko, a we dwójkę ją szybciej znajdziemy, bo moja siostra to leń i nie chciało jej się wstać.
Dalej nie rozumiała, czemu Sroka jeszcze jej nie znalazła, przecież Jeż nie starała się maskować tak bardzo śladów i wytropienie jej to była pestka, zadanie znacznie łatwiejsze niż szukanie tropów na własną łapę.
- Hm... No dobrze... O ile nie weźmiesz mnie na manowce. Może to ty polujesz na samotników... - rzucił sugestie.
- Zwierzyna w zupełności wystarczy - mruknęła - Chodźmy.
Skierowała kroki w powrotną drogę. Gdy znaleźli się obok płotu dostrzegła zdeptane przekwitłe kwiaty, na których unosił się zapach tak dobrze jej znany.
- Zdeptała je. - dostrzegła ślad. Po jego ustawieniu określiła kierunek i poszła w tą stronę.
Nie wiedziała, czy robi mądrze, prowadząc go do swej babci. Powinna była go przegonić… ale dalej mógł być w jakiś sposób użyteczny. Babcia mówiła, że obcy mogą być użyteczni… Nie bez powodu tyle też wiedziała o niektórych rzeczach…
Kania szedł za prowadzącą go kotką, rozglądając się za jakąś starą kocicą.
- A jak ona wygląda? - zapytał.
- Wysoka, jak ja wysoka, szara w pręgi, długi ogon, zielone oczy. I stara. Baaaaaaardzo stara.
Kiwnął łbem, wracając do wypatrywania opisanej kocicy.
Miała nadzieję, że dobrze robiła. W końcu babcia na pewno sobie poradzi, nawet, jeśli był szpiegiem… W końcu był tylko jeden, nie?
Dostrzegła nagle zwisający z drzewa, długi ogon.
- Hej, babciu! - miauknęła w jego stronę.
Zaraz z drzewa zeszła stara kocica, a widząc obcego kota, przybrała kamienny wyraz pyska.
- A kto to taki? - spytała swym zachrypniętym głosem.
- Jestem... Kania - przedstawił się, pomijając swój człon. Jeżyk zdziwiła się tym, że pominął Łapę. To była przecież kluczowa informacja. Może potem to doda…
- Kania chciałby dowiedzieć się czy to prawda, że lider Wilczaków poluje na samotników. – wytłumaczyła jak się sprawy mają.
Bylica wbiła spojrzenie swych intensywnych oczu we wspomnianego przybysza.
- To prawda. Sam mi to powiedział. Walczyliśmy, a szło mi dobrze. W pewnym momencie uznał że jestem ciekawa, mówiąc mniej więcej tyle, że jestem silniejsza od tych, których zabijał. Poluje na nas. Z synem i z resztą, bo mówił, że ma kogoś jeszcze. Nie wiem, czemu nie chciał dalej walczyć ani mnie zabić. Ale dość szybko połączyłam też fakt, że koty które zbliżały się do tej granicy tajemniczo znikały, a bliscy szukali ich, nie mogąc znaleźć. Dla niego… To jest zabawa.
Zaskoczony Kania uchylił pysk. Udawał, czy naprawdę o tym nie wiedział? Mógł być w końcu nie wtajemniczony…
- Powiedział? Tak o? Bez krętactw? To... dziwne. Kto normalny przyznaje się do takich zbrodni. I twierdzisz, że robi to cały... czas?
- Odkąd go spotkałam, a trochę czasu już minęło. Mnie też próbował zabić. Pokłóciłam się z nim pewnego dnia, a ten nasłał na mnie swego syna. I mi też wydaje się to dziwne. Przyznawać się do czegoś takiego? Teraz wielu samotników wie.
Zaczynała się poważnie obawiać. Babcia coraz więcej mówiła. Bała się, bała się, że źle postąpiła nie wtrącając się by powiedzieć skąd on pochodzi. Ale jak by to wyglądało?
- Wiesz coś na ten temat więcej? Zabija od tak? W klanie nikt nic o tym nie wie. Może to zwykłe pilnowanie granic? Ale... To bezsensu... Ostatnio przyjął do klanu pieszczoszki i wcale nie wyglądały na martwe. Żyją i dobrze się trzymają. - podzielił się z kocicą tą informacją. - Może to nie jest losowe... skoro się dzieję.
- Wiele wskazuje na to, że to nie zwykłe pilnowanie granic, tylko wchodzenie na tereny niczyje. Zabija dla przyjemności z cierpienia kotów, tak wnioskuję po jego zachowaniu i słowach. A to że pozwolił im dołączyć… Może po prostu niektórych sobie wybiera? W końcu czasem przydadzą się pewnie u nich nowi wojownicy. Albo tak jak w moim przypadku coś go w nich zaintrygowało. Albo to nie on je spotkał tylko kto inny. Albo był z kimś wtedy... Kocur zamyślił się na chwile.
- Rozumiem... W takim razie lepiej uważajcie i omijajcie jego tereny łukiem... Chociaż skoro wchodzi na tereny niczyje, to... To chyba ciężko będzie się wam przed nim skryć, zwłaszcza że ma do was problem - zauważył.
- Tak. Na szczęście nie ma pojęcia gdzie mieszkamy i nie wiem czy chce mu się ruszać. W końcu zamiast samemu mnie ubić postanowił że syn to zrobi, sam siedział mimo iż szybciej by się mnie w tedy pozbył. Staramy się uważać... i mam nadzieję że nas nie spotka.
- Uh... Lubi wykorzystywać innych do brudnej roboty. No nic. Dziękuję za informację.
Co… Czyżby zapowiadało się na koniec rozmowy… Przecież nic im nie powiedział, babcia nie wyciągnęła od niego niczego wartościowego! Czyżby źle zrobiła i tylko narażała rodzinę?
- Uważaj młodzieńcze na siebie. I ostrzegaj innych. I uważaj też na granicę z Klanem Nocy. Z tego co mi wiadomo nie polują na samotników, ale też potrafią być agresywni. Mój syn… nie przeżył z nimi spotkania.
Pokiwał głową.
- Będę uważał, dziękuję. Zapamiętam.
Bylica skinęła mu głową i pierwszy raz podczas rozmowy uśmiechnęła się lekko. Poklepała go lekko po głowie.
Zdziwiła się na gest babci, jednak nic nie powiedziała. Tonęła we własnym strachu i myślach, nie mogąc wydusić z siebie żadnego słowa.
- A, jeszcze ostatnia rzecz. Gdzieś w okolicy grasuje podobno pewien… powalony samotnik. W równym stopniu powalony co lider wilczaków. Jeśli spotkasz kocura imieniem Szaman, uciekaj i jak to powiedział mój znajomy, licz na to, że ten się potknie po drodze.
- Ten świat jest dziwny... No nic... Będę już szedł. Żegnajcie.
- Zaiste, jest. Żegnaj więc, młody samotniku, szerokiej drogi! - miauknęła już typowym dla siebie, radosnym głosem Bylica.
Gdy tylko samotnik odszedł, Bylica zwróciła się do Jeżyk.
- Ciekawy młodzieniec.
- Jest z Klanu Wilka. – w końcu wydusiła z siebie Jeż.
- CO?! - wykrzyknęła babcia. - Czemu nic nie mówiłaś?! To może być szpieg!
- Bo myślałam, że sam to powie... - speszona spuściła głowę.
- Wie gdzie mieszkamy?
- Właściwie… Ukradł od nas zwierzynę...
- O nie... - miauknęła Bylica - Co ci przyszło do głowy, by go do mnie sprowadzić?
- Bo on powiedział, że brat próbował go utopić, więc odszedł z Klanu i jest teraz samotnikiem... i że jego matka jest przeciwko Mrocznej Gwieździe, niejaka Zakrzywiona Ość… - wytłumaczyła - Chciał się z tobą spotkać to go zaprowadziłam, a tamto o polowaniach to mi się wymsknęło...i...i... - ścisnęło jej się gardło.
- Dobra, spokojnie. Możliwe, że mówi prawdę. Na to liczmy. - po chwili dodała. - Za chwilę pójdziesz za nim. Wyślę do ciebie potem kogoś waszym tropem, kto cię zmieni. Będziemy go przez jakiś czas obserwować, przynajmniej kilka dni, nie może pójść do Mrocznej Gwiazdy i mu wypaplać gdzie mamy nasze tereny, bo będziemy skończeni.
Jeż skinęła głową. Odczekała jakiś czas, a potem ruszyła tropem Kaniej Łapy.
Co ona narobiła… Musiała to naprawić i nie zawieść babci…
cdn.
postaci NPC: Sroka, Kania Łapa
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz