Zgromadzenie przebiegło spokojnie, jeśli nie liczyć nieporozumień wśród przywódców, z resztą jak zwykle. Nie podobali jej się. Ba, trudno było znaleźć kogoś, kto by nie wzbudzał w Różyczce po pierwszym rzucie oka niechęci i nieufności. Podobnie było z Motylim Trzepotem, którą przypomniała sobie dokładniej już po powrocie do obozu. Mimo wszystko chciała wierzyć, że miała jakąś sojuszniczą duszę w innym klanie. W końcu, czy nie było to pomocne? A właśnie, co do wspomnianej wcześniej kotki, temat zszedł na Jeleniego, jednak i tutaj żadnej poszlaki nie było i kotka zaczęła mieć powoli tego dość. Nie była do rudzielca przywiązana, nie miała więc obsesji na punkcie szukania jego zaginionego dupska. Równie dobrze już dawno mógł wąchać kwiatki od spodu, jednak te myśli zachowała dla siebie, po prostu po raz kolejny chodząc na patrol wzdłuż granic. Ot, dla zabicia czasu.
Tym razem nie było inaczej.
Szylkretowa istota, pomimo śniegu pomiędzy łapami i nieprzyjemnego zimna wyruszyła na kolejny patrol. Dwa dni temu wybrała się na tereny niczyje w towarzystwie Wietrznej Melodii i Mżystego Futra, jednak pomimo chodzenia po lasach i znalezienia całego niczego, po Jelenim Puchu nie było śladu, nawet jakiegoś kawałka sierści. A na siedliska dwunożnych nie miała jak na razie myśli się wybierać. Żeby ominąć tereny wilczaków trzeba by zrobić całkiem spory łuk, a to już by była wyprawa na więcej niż jeden dzień. Do momentu, w którym nie padnie odgórny rozkaz o przeszukaniu tamtych terenów, Róża nie miała zamiaru kiwnąć palcem. Dodatkowo, nie znała tamtejszych gruntów, nie miała pojęcia czego się spodziewać i jak się poruszać.
Położyła po sobie uszy, kiedy zimny wiatr uderzył z całej siły w jej pysk, mrożąc nos i oczy. Ale żadnego zapachu zwierzyny, a jeśli już to lichy, spłowiały. Mogła podążyć za tropem, jednak bardziej zainteresował ją silnejszy zapach, należący do zastępczyni klanu, kierujący się w stronę granicy. Róża nie miała zamiaru za nim podążać, a przynajmniej z początku. W końcu jednak Tygrysia Smuga sama znalazła się na drodze calico, która błądziła bez celu po terenach, nie przykładając się nawet szczególnie do próby łowieckiej. Tak więc, rudawa istota należąca do tej samej rasy wydawała się być ciekawszą alternatywą, prawda? Po chwili zawahania wojowniczka podreptała w stronę Tygrys, ignorując oblepiający ją śnieg. Nie miała ochoty na rozmowę, ale na chodzenie bez celu też nie.
- Zwierzyna się o tej porze trochę za bardzo chowa - Mruknęła na przywitanie, stając nieopodal zastępczyni. Kiepski początek i pewnie rozejdą się po chwili niezręcznej ciszy, ale zawsze coś, prawda?
Tym razem nie było inaczej.
Szylkretowa istota, pomimo śniegu pomiędzy łapami i nieprzyjemnego zimna wyruszyła na kolejny patrol. Dwa dni temu wybrała się na tereny niczyje w towarzystwie Wietrznej Melodii i Mżystego Futra, jednak pomimo chodzenia po lasach i znalezienia całego niczego, po Jelenim Puchu nie było śladu, nawet jakiegoś kawałka sierści. A na siedliska dwunożnych nie miała jak na razie myśli się wybierać. Żeby ominąć tereny wilczaków trzeba by zrobić całkiem spory łuk, a to już by była wyprawa na więcej niż jeden dzień. Do momentu, w którym nie padnie odgórny rozkaz o przeszukaniu tamtych terenów, Róża nie miała zamiaru kiwnąć palcem. Dodatkowo, nie znała tamtejszych gruntów, nie miała pojęcia czego się spodziewać i jak się poruszać.
Położyła po sobie uszy, kiedy zimny wiatr uderzył z całej siły w jej pysk, mrożąc nos i oczy. Ale żadnego zapachu zwierzyny, a jeśli już to lichy, spłowiały. Mogła podążyć za tropem, jednak bardziej zainteresował ją silnejszy zapach, należący do zastępczyni klanu, kierujący się w stronę granicy. Róża nie miała zamiaru za nim podążać, a przynajmniej z początku. W końcu jednak Tygrysia Smuga sama znalazła się na drodze calico, która błądziła bez celu po terenach, nie przykładając się nawet szczególnie do próby łowieckiej. Tak więc, rudawa istota należąca do tej samej rasy wydawała się być ciekawszą alternatywą, prawda? Po chwili zawahania wojowniczka podreptała w stronę Tygrys, ignorując oblepiający ją śnieg. Nie miała ochoty na rozmowę, ale na chodzenie bez celu też nie.
- Zwierzyna się o tej porze trochę za bardzo chowa - Mruknęła na przywitanie, stając nieopodal zastępczyni. Kiepski początek i pewnie rozejdą się po chwili niezręcznej ciszy, ale zawsze coś, prawda?
<Tygrys? Zapomniałam jak się zaczyna.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz