Klan żył swoim tempem. Mroczna Gwiazda leżał w swoim legowisku. Nieco dziwił go fakt, że Puszek był u nich już tak długo, a Klan Burzy zdawał się milczeć. Czyżby zyskali wystarczająco respektu, by bano się z nimi zadzierać? Mimo to nie tracił czujności.
Podniósł się, siadając na łapy. Zmrużył oczy, unosząc wyżej brodę. Cichy i zadowolony pomruk wydostał się z jego gardła. Powieki jednak podniosły się, słysząc kroki, a gdy odezwał się nieprzyjemnie znajomy głos, przewrócił tylko oczami.
— Musisz coś z tym zrobić.
Subtelny brak reakcji.
— Zamierzasz pozostawać ślepy na to, co się wokół ciebie dzieje?
Westchnął głęboko, zwracając się powoli w stronę cętkowanej kotki. Natrętna, a przy tym wyjątkowo głupia.
— Naprawdę nie sądzisz, że jesteś, jak na ironię, ostatnią osobą, która mogłaby mówić komukolwiek o byciu ślepym?
Sarna strzepnęła ogonem.
— Nawet się nie pofatygujesz, żeby ruszyć swoją... — jak na do bólu poprawną osobę przystało, ugryzła się w język przed dokończeniem tego zdania. — ...Żeby zobaczyć na własne oczy, co się dzieje na twoich durnych treningach.
Nie mógł powstrzymać się od parsknięcia śmiechem. Gdyby coś w tej chwili pił, na pewno by to wypluł.
— Gratulacje, strażniku moralności, wyjdź na pole bitwy bez tych treningów i zobacz, ile przetrwasz — odparł pobłażliwie, nie przestając się na nią patrzeć. — Nie muszę tego widzieć, wróbelku. Wiem, co się tam dzieje i mi to nie przeszkadza. Jeśli pójdziesz do innych klanów i obrzucisz ich kwiatkami, to uznają cię za wariatkę i rozszarpią żywcem. Typowa mentalność pieszczocha.
Wbiła w niego wściekły wzrok.
— Nie wypominaj mi przeszłości. Ty też nie jesteś z klanu.
Jego ucho zadrgało. Wstał, podchodząc do kotki, która niemal natychmiast położyła po sobie uszy. Skoczył na nią, przybijając łapami do ziemi i nasycając się wonią strachu. Taka była Sarna. Pierwsza do wypominania innym swoich głupich przekonań o pokoju. Ale gdy przychodziło zmierzyć się z konsekwencjami, paraliżował ją strach.
— Chyba zapomniałaś, z kim rozmawiasz.
Czuł drżenie jej ciała.
— Myślałam, że jakaś cząstka dobroci w tobie jest. Ale myliłam się. Jesteś tylko obrzydliwym psychopatą.
— Kotom łatwiej jest tak mówić w stosunku do osób, które mają od nich inne zdanie. Nie ma dobrej władzy. Gdybym miał być moralny, Klan Wilka za długo by nie pożył. Nie masz pojęcia o świecie, w którym żyjesz.
Pozwolił jej wstać, a odwracając się, otarł się o futro kotki.
— Możesz mówić o mnie co chcesz, ale tym się różnię od twojego wymarzonego, dobrego, moralnego kocura, że ja jestem w stanie zapewnić ci ochronę. Mam wpływ, władzę, jestem silny i rozsądny w swoich działaniach. Nawet moi wrogowie do mnie lgną. Nie znalazłabyś nikogo lepszego ode mnie.
— Każdy jest lepszy od ciebie.
— Ten "lepszy" nie zdołałby cię obronić. A ja tak, choćby cały klan był przeciwko tobie. Kogo usiłujesz oszukać? Mnie czy siebie?
Milczenie uznał za niemą zgodę z jego słowami. Podszedł do niej, podnosząc nosem brodę kotki. Strzepnęła ogonem i odwracając gwałtownie wzrok, wyminęła go, kierując się ku wyjściu szybkim krokiem. Zniknęła za progiem, a przywódca przez moment wpatrywał się jeszcze w to miejsce, czerpiąc radość z jej bezsilności.
* * *
Środek nocy. Księżyc był już wysoko na niebie, a jego srebrzyste światło odbijało się na połaci lasu, gdy Mroczna Gwiazda razem z członkami kultu przemierzał terytoria Klanu Wilka w poszukiwaniu samotników. Udali się tam, gdzie zazwyczaj. Mroczna Gwiazda szedł pośrodku, gdy otaczał go cały kult. Trójoka Wrona wyrywał się do przodu, poruszając nozdrzami, by zwęszyć potencjalną ofiarę.
Błękitny Ogień był niezwykle ambitny. Często wypytywał pozostałych członków kultu o szczegóły związane z tym, co robią - o historię, o cele kultu i inne rozmaitości. Miał w sobie dużo zapału, a przy tym wiedział, gdzie ambicje graniczą z wścibskością i umiał zachowywać granice. Jego cechy naprawdę imponowały przywódcy. Chciał obserwować jego dalsze poczynania. W trakcie drogi zwykli dużo rozmawiać.
— Od jak dawna istnieje kult? — spytał młokos w stronę Trójokiej Wrony, bowiem teraz niebieskiemu udało się dotrzymać kroku wojownikowi, idąc po jego boku.
— Istniał jeszcze za czasów Jastrzębiej Gwiazdy. Ale wtedy kult składał się tylko z kilku kotów. Mroczna Gwiazda zrekrutował do nas jeszcze więcej osób i dzięki temu powiększył nasze szeregi. Musisz pytać go, Wiśniowy Świt, Irgowy Nektar lub Sosnową Igłę o to, jak wyglądał kiedyś kult. Ja dołączyłem dopiero za sprawą obecnego lidera.
Błękitny Ogień nie wydawał się chętny do rozmowy z Sosnową Igłą. Mroczna Gwiazda zauważył, że świeży wojownik wahał się przed spytaniem któregoś ze starszych członków kultu, ze względu na szacunek, jaki przypisano im przez staż. Młodzik jednak zainteresował vana, więc dostrzegając jego ciekawość, postanowił ją zaspokoić.
— Kult był niewielki. Była nas garstka, dlatego tajemnice były ściśle strzeżone. Teraz również są, ale mamy o wiele więcej kotów. Za czasów Jastrzębiej Gwiazdy nasze polowania sprawiały, że w zamian za niewinne dusze Mroczna Puszcza obdarowywała mojego mentora życiami. A to mogło być... naprawdę pomocne w naszym dalszym funkcjonowaniu — tłumaczył, nie zwalniając kroku i nie patrząc nawet na młodego. — Powoli przestawiamy koty na stronę Mrocznej Puszczy, ale by to zrobić, trzeba mieć ogrom cierpliwości. Sosnowa Igła się o tym przekonała, gdy zamordowała członka własnego klanu. A potem przez oskarżenia i zarzuty pozbyła się jednego z nas.
Po jego słowach wszyscy obecni poza liderem skierowali wzrok na Sosnową Igłę. Kotka prychnęła pod nosem.
— Nie patrzcie się tak na mnie. To było pół wieku temu! — rzuciła na swoją obronę.
Lider skierował zimny wzrok na Błękitny Ogień.
— Nie mieliśmy takiej sytuacji od księżyców. Nikt stąd nie zdradził nas w bardziej... Niebezpieczny sposób. Ty też powinieneś się pilnować.
Młodziak skinął z powagą głową. Trójoka Wrona zwolnił krok, zbliżając się do Błękitnego Ognia, a Mroczna Gwiazda tym razem stanął na czele grupy.
— Na nowych terenach powinno być dużo więcej samotników. Zobaczymy, czy dzisiaj coś złapiemy — rzucił Trójoka Wrona. — Nie mogę się doczekać, aż zatopię w nich pazury.
— Daj młodemu przyprowadzić jednego Mrocznej Gwieździe — przerwała mu Sosnowa Igła. — Widział jak polujemy dużo razy, ale sam nie miał okazji. Ciekawe, czy sobie poradzi. To dopiero będzie zabawa — miauknęła kąśliwie.
— Nie zaczynaj znów swoich dziecięcych zaczepek, Sosnowa Igło — zbeształa ją Irgowy Nektar. Zastępczyni szła tuż przy liderze. — Zapolujmy dziś przy rzece. Tam może się pałętać sporo samotników.
— Dobry plan. Ostatnio jednego nawet widziałam za dnia — wtrąciła Stokrotkowa Polana. — W nocy łatwiej jest ich złapać. Większość kotów śpi, więc to dla nich najbezpieczniejszy sposób podróży - po ciemku.
Irgowy Nektar zamruczała gardłowo.
— Moja córka.
Szelest. Cała grupa kotów znieruchomiała w jednym momencie, a uszy przywódcy stanęły sztywno do góry. Postawił ogon, wpatrując się w ciemne gąszcze. Irga pierwsza wysunęła się naprzód. Ciemna smuga wydarła się z krzaków i prześmignęła przed nimi, kryjąc się za drzewami. Stokrotkowa Polana podbiegła do swojej matki, pomagając jej w zamykaniu pochodu. Zielone oczy samotnika błysnęły w ciemnościach. Wystarczyło, że zdradził raz swoje położenie w dobrej, ciemnej nocy, żeby kult okrążył go powoli, dając liderowi przestrzeń na zamordowanie go.
Rzucił się w odpowiedniej chwili na kota o ciemnej sierści (prawie wydawało mu się, że była bura, ale ciężko było stwierdzić to w niemal bezgwiezdnej nocy). Samotnik jednak zasyczał głośno i wbił pazury w czoło Mrocznej Gwiazdy. Van, korzystając z faktu jak mocno wbił się kocur, podskoczył i przytrzasnął go łapami. Jedną tylną łapą przybił go do ziemi, ale nie zdążył zrobić to samo z drugą, a bury zaczął naparzać go swoimi łapami po czułym miejscu. Przywódca warknął pod nosem. Kult pozostawał w czujności, jednak dał przestrzeń obu kocurom do walki. Van musiał odskoczyć, czując, jak z jego podbrzusza sączy się krew, ale nie skończył walczyć. Zaśmiał się pod nosem, bo czuł się prawie tak, jak wilk polujący na dzikiego zająca. Wiedział, że miał wygórowane szanse, a zimna desperacja w oczach samotnika wręcz go bawiła. Przez moment dwa kocury krążyły wokół siebie, dopóki van nie skoczył i nie szarpnął zębami nad czołem kota, by potem odskoczyć. Korzystając z dezorientacji i krwi przyćmiewającej oczy, schował się w gąszczach liści, jak na Wilczaka przystało. Wykorzystał broń samotnika przeciw niemu samemu. Zaśmiał się gardłowo, a z drzew odleciały ptaki. Obserwował samotnika zza leśnej kryjówki, podczas gdy ten ze zmarszczonym pyskiem obracał się powoli, by wyłapać gdzie czai się lider.
Van wyskoczył z krzewów, wbijając się kocurowi wprost na plecy. Zrobił to, co robił poprzednio już dwa razy; ale sztuczka działała. Nieświadomy samotnik potoczył się za jego popchnięciem i omal nie wpadł łbem w pień drzewa. Zaczepił się pazurami o korę i odwrócił, warcząc. Mroczna Gwiazda uśmiechnął się jedynie spokojnie, wiedząc, że ma go w garści. A gdy się zbliżył... Wysunął pazury. Rzucił się w przód, pchając barki kocura i przybił go do drzewa, by utrzymywał się tylko na zgiętych w pół tylnych łapach. Przycisnął jego przednie swoimi przednimi, a tylne tylnymi, by ten nie mógł się uwolnić.
— Ostatnie słowa przed śmiercią? — zamruczał, uśmiechając się chłodno. Przycisnął kocura jeszcze bardziej do drzewa, by zabrakło mu miejsca na podnoszenie klatki piersiowej.
— Nie wiem jak ty, ale ja nie zamierzam dziś umierać — prychnął, a bardziej wydusił.
Van nie przestawał się uśmiechać, gdy odbierał mu jakiekolwiek resztki tlenu. Chociaż kocur nie przestawał się opierać, nie miał łap do pomocy.
— Nie wiem jak ty, ale ja nie zamierzam dziś umierać — prychnął, a bardziej wydusił.
Van nie przestawał się uśmiechać, gdy odbierał mu jakiekolwiek resztki tlenu. Chociaż kocur nie przestawał się opierać, nie miał łap do pomocy.
Samotnik nie przestawał patrzeć się kocurowi w oczy. Po chwili splunął mu wprost w pysk, a van zacisnął powieki i odwrócił łeb, co buras wykorzystał, żeby uwolnić swoje łapska i odepchnąć przywódcę na bok. Omen warknął pod nosem, wysuwając brodę do góry.
— Lepiej, żebyś już tu nie wracał — rzucił mu na pożegnanie. Samotnik zatrzymał się na moment w bezpiecznej odległości, rzucając mu spojrzenie.
— Dzięki, też nie zamierzam widzieć już twojej szkaradnej mordy — walnął na odchodne, znikając pośród drzew.
Miał już się odwracać, ale od strony rzeki widział zmierzającego w ich kierunku Gęsi Wrzask. Musiał urwać się w trakcie walki, ale w pysku trzymał za szyję jakiegoś wyraźnie oszołomionego samotnika.
— Jest żywy — zapewnił. — Po prostu nieprzytomny.
Na tego młodzieńca van akurat zawsze mógł liczyć. Zbliżył się do samotnika, a gdy kocur położył go na ziemi, przywódca zacisnął szczęki na jego szyi, przebijając tchawicę. Krew zaczęła sączyć się po grubej warstwie śniegu, rozpuszczając jego część.
— Powinniśmy już wracać — zauważył Gęsi Wrzask. Kocur skinął głową. Ruszył naprzód, w stronę przeciwną rzece. U jego boku ustała Irgowy Nektar, podczas gdy dalej na przodzie szli Chłodny Omen i Gęsi Wrzask, który dołączył do jego syna. Stokrotkowa Polana razem z Trójoką Wroną szli w towarzystwie Błękitnego Ognia. Szczurzy Cień włóczył się niemal na końcu, a pochód zamykała Sosna, która pilnowała swojego poprzednika (przy okazji podgryzając jego ogon niczym wygłodzony pies). Z gardła Szczura wydobywał się cichy warkot.
— Możesz przestać? — syknął wreszcie po kilku minutach ciszy.
— Nie zamierzam. I na twoim miejscu bym się tak nie denerwowała, bo w kulcie niezbyt cię lubią — prychnęła buro-biała kotka w odpowiedzi, przyspieszając kroku, by Szczur zmuszony był również bardziej zbliżyć się do grupki.
* * *
Gdy nastał wczesny świt, ze swojego legowiska bezpośrednio ruszył do legowiska medyków. Rzadko odwiedzał to miejsce z oczywistych powodów, ale tym razem Irdze zabrakło odpowiednich ziół, więc nie miał wyboru. Przekroczył próg, widząc od razu Deszczową Chmurę i Kunią Norkę.
— Rumianek — miauknął bezceremonialnie i lakonicznie zmęczonym głosem, nie bawiąc się w żadne wstępy. Miał dużo na głowie, więc potrzebował odpocząć na tą jedną godzinę. Przemyśleć niektóre sprawy, nie mając z tyłu głowy innych. Czasami chwila spokojnej medytacji była pomocna w rozpatrywaniu niektórych sytuacji, a on ufał Irdze wystarczająco, by to zrobić. Od razu usiadł w jakimś przyciemnionym miejscu. Kunia Norka skończyła grzebać w stercie ziół i ruszyła do składziku. Rozległ się jednak doniosły głos.
— Ty to zrób, nie ona — rzucił do Deszczowej Chmury. Nie zamierzał przyjmować niczego z łap tej szkaradnej istoty. Jeszcze go czymś zatruje.
— Nie ufasz Kuniej Norce? — spytał Deszcz, zmierzając do składu.
— Sądziłem, że przyszedłem tu po zioła, a nie pogawędkę — miauknął względnie spokojnie. Deszczowa Chmura nastroszył futro i skłonił się lekko, biorąc w pysk odpowiednie zioła. Położył je przed łapami kocura. Mroczna Gwiazda tylko przez moment spojrzał kocurowi w oczy, a ten odwrócił wzrok, wracając do innych czynności. Van schylił się i zjadł zioło. Nie chciał spędzić tu ani chwili dłużej, więc od razu skierował się do wyjścia.
Przemijając stertę, złapał w pysk jedną nornicę i skierował się do przycienionego przez drzewo miejsca, w którym odpoczywała Wiśniowy Świt. Podrzucił jej piszczkę pod łapy.
— Jak się czujesz? — spytał, wiedząc, jak postarzała się Wiśnia.
— Jeszcze żyję, więc nie jest źle — odparła sarkastycznie kotka.
— To moje przewrażliwienie, czy mniej ostatnio jesz? — spytał, spoglądając na nią.
— Wolę zostawić młodszym. Im się to na coś przyda.
— Przyświadczyłaś się kultowi bardzo dużo. Masz prawo do zwierzyny — przypomniał jej. — Za to roi się od groma młodych kotów, które obijają się po kątach, a wyżerają nam jedzenie. Chyba nie muszę wymieniać z imienia. Wiesz, kogo mam na myśli.
Kotka skinęła głową, a na jej pysku pojawił się grymas.
— Wiem, chociaż wolałabym nie wiedzieć — stwierdziła. — Dzięki za jedzenie.
Kocur jedynie skinął głową. Pozostawił kotkę samą i ruszył do legowiska, żeby wreszcie mieć czas dla siebie.
* * *
Jego wnuczęta miały właśnie stać się uczniami. Podrosły. Jeszcze nie wiedział, co o nich sądzić, ale Koszmar zdawał się bardziej przodować nad swoją... siostrą, czy jakkolwiek nazywała siebie ta kreatura. Podjął decyzję co do mentorów.
Odwiedził matkę swoich wnuków. Rzadko z nią rozmawiał. Nie miał po co. W sprawie kociąt kontaktował się zazwyczaj z synem. Nie uważał, że Frezja była zbyt dobrą osobą do wychowywania dzieci, ale przynajmniej wiedziała, jak się nimi opiekować. Poza tym nie była aż tak słaba, jak niektórzy. Nie srała pod siebie na jego widok, jak większość słabszych kotów. Wciąż jednak synowa była słabsza od jego zięcia.
— Jak kocięta? Przygotowane na ceremonię?
— Nie puściłabym ich w taki dzień całych w kurzu i błocie — miauknęła, jakby było to coś oczywistego.
— Mam nadzieję, bo to na twoich barkach spoczywa dopilnowanie ich — zauważył. — Ale nie myśl, że masz prawa do mojego syna. Zostałaś wybrana na matkę moich wnuków, a nie na jego partnerkę.
Frezję zamurowało.
— Pytałeś się go o zdanie? — spytała z wyrzutem w głosie.
— On myśli tak samo — miauknął. — Poza tym to ja decyduję o jego partnerstwach. Jest w związku z Gęsim Wrzaskiem. On ma prawo do wychowywania tych dzieci, gdy podrosną. Nie ty.
Kotka prychnęła i strzepnęła ogonem, ale nic nie odpowiedziała. I lepiej dla niej, bo gdyby splunęła w twarz liderowi, to nie skończyłoby się to dla jej życia najlepiej. Najwyraźniej była tego świadoma, bo odwróciła się na pięcie. Kocur też nie miał zamiaru za nią gonić, więc po prostu wrócił do własnych spraw. Koszmar i Wieczór nie byli jednak jego jedynymi wnukami.
Skierował się do kociarni. Teraz była już tam tylko jego córka. Zajrzał do środka, do ciemnego kąta przysłoniętego liśćmi. Bielicze Pióro zmęczona spała, podczas gdy jedna zwinięta kulka leżała przy jej brzuchu. Drugie kocię okazało się znacznie bardziej figlarne. Mroczna Gwiazda nie chciał budzić swojej córki, a po jej próbach zajścia w ciążę odpoczynek jej się należał.
— Nie hałasuj tak, obudzisz swoją matkę — ostrzegł czarnego jednolitego dzieciaka, siadając w progu.
Czarne kocię, słysząc jego głos, zwróciło się w jego stronę, przekrzywiło łeb i spojrzało na niego, jakby oceniając go wzrokiem, czy każdy cal jego futra zgadza się z opisem.
— Dziadek?
— Mama ci o mnie mówiła? — spytał, a gdy kociak podszedł do niego, poklepał go lekko po głowie.
— Tak. I wujek.
Przywódca nie starał się nawet domyślać, o jakiego wujka chodzi. Było ich za dużo.
— I jak ci się podoba w Klanie Wilka?
— Powinieneś pomyśleć nad wykopaniem stąd niektórych kotów, bo są irytujący — tupnęła łapką, kładąc po sobie uszy. — Niczego nie rozumieją!
Swoją postawą kotka była zabawna. Pewnie wyrośnie na dobrą wojowniczkę. Van uniósł łapę i potarmosił ją po głowie.
— Musiałaś trafić na złe koty. Niestety, ale niektórzy są głupsi od myszy. Ale większość klanu to koty warte uwagi. No cóż, obowiązki wzywają. Muszę już iść.
Zanim wyszedł, obrócił się jeszcze do kotki.
— I daj swojej matce odpocząć. Należy się jej — mrugnął do kotki jednym okiem porozumiewawczo i opuścił legowisko.
* * *
Siedział w legowisku po rozmowie z Irgowym Nektarem. Jakiś czas temu wyznaczała patrole, a on spokojnie czekał, aż jeden z nich wróci. Słońce wspinało się do góry ku porze szczytowania, a wtedy też, jak van szacował, mieli wrócić.
Nie mylił się.
Wrócili o porze, jakiej się spodziewał, więc gdy usłyszał kroki całej gromady kotów, wyszedł z legowiska. Krzaczasty Szczyt od razu podszedł do niego, spoglądając mu w oczy.
— Patrol przebiegł pomyślnie. Żadnych większych problemów. Każda granica została oznaczona. Lwia Łapa pomógł nam dziś przegonić samotnika, który przypałętał się na te terytoria.
Van skinął głową, ale gdy chciał się odwrócić, Krzaczasty Szczyt postąpił o krok do przodu.
— Mentorze?
— Tak?
— Jeszcze jedna sprawa. Była z nami Wścibski Nochal. Przez cały patrol nie robiła praktycznie nic oprócz bezsensownego oddalania się od grupy i narzekania na resztę. Dziwię się, że ma jeszcze w ogóle miejsce w tym klanie po tym, co zrobiła.
— Zajmę się tym. Dzięki, że informujesz. Jesteś jednym z kotów, na których mogę polegać — miauknął. Uczeń, choć nie był materiałem na kultystę, był oddanym i lojalnym wojownikiem, a prawdomówności nie można było mu podważyć.
Krzaczasty Szczyt skłonił głowę.
— Zamierzasz z nią porozmawiać, panie?
— Nie zamierzam pozostawać takiego zachowania bez reakcji. Na za dużo sobie pozwala jak na fakt, jak zginęły jej koleżanki.
Kremowy zacisnął zęby, a z jego gardła wydobył się dźwięk krztuszenia, jakby miał zaraz zwymiotować na samo przypomnienie o sposobie śmierci Spasionej Świni.
Vanowi całkiem się ona podobała.
Wyminął wojownika i zmierzył wprost do Wścibskiej, która wylizywała się niedaleko ogrodzenia obozu.
— Nie starczy ci wrażeń? — spytał.
— O co ci chodzi? — kotka nawet na niego nie spojrzała.
Przywódca podszedł do niej jeszcze bliżej, stawiając ciężkie kroki.
— Albo będziesz się zachowywać jak normalny wojownik, albo zginiesz tak samo nędznie jak twoje koleżanki.
— Nie przypominaj mi o tych przemokłych szczurach — warknęła. — Lubisz sobie dopowiadać, gdy chodzi o twoich wrogów politycznych.
Van warknął i wysunął pazury, przybijając kotkę do ziemi.
— Tylko dzięki trafowi jeszcze żyjesz, wronia strawo. Mógłbym żywcem rozszarpać cię na drobne kawałeczki, tak jak to zrobił ze Spasioną mój syn. Zresztą twoje obrzydliwie wysokie ego już wiele razy prowadziło cię na manowce. Mam ci przypominać, jak przegrałaś swoje własne wyzwanie? Zostałaś sama z całego twojego kółka wzajemnej adoracji.
Kotka nastroszyła futro, a on zszedł z niej. Ta rzuciła mu wrogie spojrzenie i z podkulonym ogonem odsunęła się od niego na bezpieczną odległość.
— Odebrałeś mi wszystko. A teraz jeszcze śmiesz mi grozić?
— Nie wiem, czy wiesz, moja droga, ale to ja mam tu władzę. I nic nie stoi na przeszkodzie, żebyś straciła swoje życie. Przypomnij sobie masakrę, jaka miała tu miejsce. Przypomnij sobie ten widok. To samo może stać się z tobą.
Kotka nie przestawała wpatrywać się w niego, cofając się do tyłu. Zimny pysk kocura nie przestawał obserwować kotki, gdy ta skuliła się i zakrztusiła, żeby uderzenie serca później zwymiotować wprost w krzaki.
— Uznam to za potwierdzenie, że przyjęłaś do świadomości tą przestrogę — rzucił, znikając równie szybko, co się pojawił.
* * *
Liściasty Krzew odchodził właśnie ze sterty po wzięciu jakiegoś małego wróbla. Mroczna Gwiazda musiał najwidoczniej pokrzyżować jego plany zjedzenia go, bo podszedł do niego akurat wtedy, gdy ten chciał skonsumować posiłek.
— Widziałem cię niedawno z Mysikróliczym Śladem. Wiesz, gdzie może być? — spytał bez wstępu i przywitania. Potrzebował kocura jako straży do Dzwonka. Dzicza Siła i Jaszczurzy Syk sporo już jej pilnowały, więc czas było zmienić skład.
— Jeśli nie ma go w obozie, powinien być na patrolu łowieckim z Pustynną Różą. Jeśli się nie mylę, wróci niedługo.
Kocur skinął głową.
Mysikróliczy Ślad faktycznie wrócił dość wcześnie. Od razu, gdy van zobaczył go w wejściu z kompanką, podszedł do dwójki wojowników, kierując najpierw swój wzrok na kocura.
— Zamienisz się z Dziczą Siłą i Jaszczurzym Sykiem do pilnowania Dzwonka. Ty tak samo, Pustynna Różo.
— Ile będziemy musieli tam stać? — spytał niezbyt przekonany do tego typu czynności.
— Do końca dnia, potem wymienią was inne koty.
— Będziemy mogli podchodzić do sterty po jedzenie? — dodała Pustynna Róża, a lider tylko krótko skinął głową. Nie skomentował faktu, że jej głos minimalnie drżał. Niemal się do tego przyzwyczaił, że koty wykazywały przy nim oznaki niepewności czy lęku. Słabe koty.
— Jeśli jeden kot odchodzi, drugi musi być ciągle przy legowisku starszyzny. Bylebyście nie spuszczali jej z oczu. Nocniaki potrafią być cwane.
Pustynna Róża skinęła głową, ale nie ośmieliła się zadawać więcej pytań, niż przystało. Po prostu wyprzedziła kocury i ruszyła w stronę legowiska. Mysikróliczy Ślad zrobił to samo, zaś vanowi pozostało jedynie dać kolejne zadania kotkom, które wcześniej strzegły Nocniaczki. Do końca dnia zostało jeszcze mnóstwo czasu, a zwierzyna ze sterty stale znikała, więc przydałby się ktoś, kto ją uzupełni. Podszedł do kotek.
— Dzicza Siło, razem z Jaszczurzym Sykiem pójdziecie na patrol łowiecki. Do zachodu słońca powinno starczyć wam czasu.
— Możemy zabrać jeszcze inne koty? — spytała, a van niemo skinął głową.
— Zabierz swojego ucznia, Dzicza Siło. Powolnie idzie mu szkolenie.
Kotka strzepnęła ogonem.
— Wiem. Ale to nie moja wina, staram się jak mogę. Najwidoczniej mu źle idzie rozumienie moich poleceń — skrzywiła się nieznacznie. Nie dodała niczego więcej, a jedynie ruszyła w stronę legowiska uczniów, żeby zawołać Trującą Łapę. Jaszczurzy Syk prześwidrowała lidera spojrzeniem.
— Nie chcę nic sugerować, ale nie uważasz, że to mnie przydałby się uczeń? Nie sądzę, że mój partner jest złym wyborem jako mentor twojej wnuczki, ale wypracowałam bardzo dobre umiejętności.
— Jestem świadomy wyborów, jakie podejmuję, Jaszczurzy Syku. Każdy kot prędzej czy później doczeka się ucznia. W tym ty. Chyba, że wyjątkowo nie zasłuży na ten zaszczyt. Ale póki nie jesteś zdrajczynią ani chodzącym pasożytem, nie masz się o co martwić. A ja nie mam czasu na słuchanie tego typu komentarzy.
— Po prostu sądzę, że charakter Mysikrólika i córki Frezji trochę się ze sobą kłócą.
— Tego akurat jestem w pełni świadomy — mruknął pod nosem, odchodząc od kotki.
Jedynym kotem, który przez cały dzień siedział w obozie była Ważkowe Skrzydło. Nie żywił do niej zbyt pozytywnych uczuć z powodów oczywistych chyba dla każdego. Córka tych dwóch zdradzieckich pizd. Gdy na nią patrzył, miał wrażenie, że niewiele się od nich różniła. Chociaż... Momentami zastanawiał się, czy gdyby pokazała nieco swoje wnętrze, nie nadawałaby się do wykonywania niemoralnych zadań.
— Nie byłaś dziś jeszcze na żadnym patrolu. Możesz go odbyć z Sarnim Krokiem i Sosnową Igłą, póki jest jeszcze jasno. Do zachodu słońca bądźcie w obozie.
— Może być ciężko coś znaleźć. Pora nagich drzew nie jest zbyt łaskawa.
— Więcej jemy niż zdobywamy. Przeszukajcie tereny przy Wierzbowej Zatoczce i Czarnych Gniazdach. I uważajcie na samotników, bo pałętają się niemal wszędzie.
— Mamy je przegonić czy zabić? — spytała bezpośrednio.
— Obojętnie. Byle nie chciało im się atakować koty czy podkradać zwierzynę. Ostatnio miałem okazję doświadczyć nieprzyjemności ich istnienia. Ale nie pozbywajcie się ich całkowicie.
* * *
— Kiedyś jeszcze chciało ci się w ogóle zwracać na nas uwagę, a teraz masz nas w dupie. Widać, że władza ci poprzewracała w głowie — narzekał mu nad uchem Oszroniony, a Omen tylko strzepnął uchem.
— Dałem ci możliwość posiadania kociąt, czego chcesz więcej? — miauknął znudzonym głosem, bo rozmowa z bratem była nużąca. — Jesteś chyba jedynym kotem z mojego rodzeństwa, którego szanuję. Nie jesteś tak słaby jak była Leśne Futro, ani nie jesteś zdrajcą jak Nocna Tafla. Nie kulisz się na mój widok ze strachu jak większość słabych Wilczaków. Przestań sobie dopowiadać.
— To nie ja zabijam koty bez powodu — przypomniał, a van przewrócił oczami.
— Żaden kot, którego spotkała śmierć nie zginął bez powodu. Wyolbrzymiasz jak kotka.
— Gdyby było inaczej, to koty raczej by się ciebie nie bały.
— Boją się tylko słabi, bo wiedzą, że mają czego się bać. Reszta zna swoją wartość. To jest różnica. Ale jak tak bardzo lubisz podważać racjonalność kotów, które mają inne zdanie od ciebie, to proszę. Pójdziesz ze mną na spotkanie z Lamparcią Gwiazdą, żeby zobaczyć swoje kocię. Jednak się tobą jakkolwiek interesuję.
Kocur prychnął, ale skinął głową.
— Niech ci będzie.
— Skoro tak dawno nie rozmawialiśmy, następnego świtu możesz pójść ze mną nad jezioro. Chyba powinniśmy omówić ze sobą kilka spraw, nie sądzisz? — zamruczał. O dziwo, nie miał w planach zrobienia z nim tego samego co z Leśnym Futrem. Był irytujący i wiele razy lider miał ochotę go zabić, ale nie był słabym wojownikiem, a więc mógł być przydatny.
* * *
— Wychodziłeś już ze swoją mentorką? — spytał się Lwiej Łapy, chcąc odnaleźć Gawroni Lot, której nie było w legowisku wojowników.
— Nie, mieliśmy iść niedługo na trening. Ale wiem, gdzie jest — odparł kocurek, kłaniając się przed przywódcą na drżących łapkach, jakby jeden zły ruch miał spowodować, że go rozgniewa. — Mam po nią pójść?
— Tak. Dzisiaj zamiast z Gawronim Lotem, będziesz trenować pod okiem Krzaczastego Szczytu i Dziczej Siły razem z jego uczniami. Pójdź do nich i powiedz, że to ja cię przysłałem.
— Tak, Mroczna Gwiazdo — to były ostatnie słowa czarnego przed śmignięciem przez obóz. Van czekał w miejscu, czekając na ucznia. Gdy wrócił, u jego boku szła już wojowniczka. Odprawił młokosa, który poszedł do dwójki rozmawiających wojowników. Dzik i jego ucznia.
On natomiast skupił się na brązowookiej wojowniczce.
— Razem z Oszronionym Słońcem pójdziesz ze mną na delegację do Lamparciej Gwiazdy. Jesteśmy umówieni na spotkanie, by miał oddać nam kocię, które powstało z miotu sojuszniczego naszych klanów.
Gawron nie zadawała pytań ani nie dodawała od siebie niczego. Z jej pyska wyleciało jedynie "Tak jest, Mroczna Gwiazdo". Należała do jednej z lepszych wojowników. Stąd też postanowił ją wziąć.
Nie chciał, by szła z nim Irga. Nie znał nikogo inteligentniejszego od niej, więc wolał, by pod jego nieobecność opiekowała się klanem, w razie gdyby jakiś intruz postanowił zagrozić jego bezpieczeństwu. On natomiast wziął ze sobą dwójkę wojowników jako strażników, by mieć pewność o swoim bezpieczeństwie.
* * *
Razem z Gawronim Lotem i Oszronionym Słońcem wyruszył z obozu, kierując się w stronę granicy z Klanem Klifu. Na horyzoncie widział już niebieskiego ze swoimi wojownikami. Wytężył wzrok i gdy zbliżył się do grupki kotów, skinął głową z szacunkiem. W pysku szylkretowej Klifiaczki zwisało kocię.
— Czaszkowa Rozpadlino, podaj Olszę Mrocznej Gwieździe — wybrzmiał głos Lamparciej Gwiazdy. Skinął również głową w stronę vana. Czarny przesunął się, by ustąpić miejsca Klifiaczce. Wojowniczka wysunęła się naprzód i położyła zdezorientowane kocię pod łapami przywódcy Klanu Wilka. Szron wziął w pysk swoje potomstwo, stojąc cały czas nieco z tyłu, u boku swego lidera.
Zanim Mroczna Gwiazda się odwrócił, przyjrzał się drugiemu przybyłemu z Lamparcią Gwiazdą kotu. Znajomy wygląd i równie znajome ułożenie plam. Mroźna Wichura przez moment spotkał się spojrzeniem ze swoim ojcem, o którego istnieniu nie miał pojęcia. Skierował następnie wzrok na Lamparta, gotowy do odmarszu. Gdy czarny dał znak, rudy kocur od razu pomaszerował za nim bez zbędnych słów.
Van musiał przyznać, że chociaż jego potomstwo z Klanu Klifu niezbyt go interesowało, to przynajmniej jedno z nich wyrosło na godnego wojownika. Wojownik nie splamił mienia Mrocznej Gwiazdy, skoro Lampart zaufał mu na tyle, by postawić go w swojej obstawie.
Przywódca Klanu Wilka również dał znak swoim kotom i stojąc na ich czele, zaczął kierować się znów tam, skąd przyszedł. Słyszał, jak mała Olsza - bo tak nazwano ją w Klanie Klifu - kwiliła żałośnie w pysku Oszronionego Słońca. Kocur próbował obchodzić się z nią delikatnie, jednak szylkretowe kocię było zdezorientowane zmianą miejsca. Nie protestowało jednak, wiotczejąc w pysku swego ojca.
Postacie NPC: Sarni Krok, Trójoka Wrona, Błękitny Ogień, Stokrotkowa Polana, Sosnowa Igła, Irgowy Nektar, Wiatr, Gęsi Wrzask, Szczurzy Cień, Deszczowa Chmura, Wiśniowy Świt, Frezjowy Płatek, Jad, Krzaczasty Szczyt, Wścibski Nochal, Liściasty Krzew, Mysikróliczy Ślad, Pustynna Róża, Dzicza Siła, Jaszczurzy Syk, Ważkowe Skrzydło, Oszronione Słońce, Lwia Łapa, Gawroni Lot, Czaszkowa Rozpadlina, Lamparcia Gwiazda, Mroźna Wichura, Olsza
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz