Każdy dzień, każdy trening stawiał przed nim poważne wyzwanie. Nie mógł znieść tego, że ojciec lizał się na boku z dzikuską, a mu mówił, że to nie jego interes. Owszem, był. Nie chciał, aby z tego związku powstały kocięta, które będą w jakimś stopniu związane z nim krwią. Sama myśl, że miał macochę, nie pomagała. Nienawidził kotki całym sercem. Ta zdawała się jednak dobrze czuć wśród Owocniaków i nikt nie był przeciwko niej wrogo nastawiony. To był dla niego ogromny szok. Słyszał, że kiedyś Owocowy Las tępił obcych. Kocięta zrodzone z krwi dzikusów, były traktowane jak śmiecie, a ich wielcy wojownicy mordowali tych, co ośmielili się je począć. A teraz? Gdzie podziała się ich potęga? Staczali się. Żałował, że urodził się w takich czasach. Wolał świat z danych lat, a nie to co widział teraz.
— Długo jeszcze będziesz bujał w obłokach? — Szpak trzasnął go w łeb, co pozwoliło mu opanować myśli i zwrócić na niego niezadowolone spojrzenie.
Ah... Jego kochany mentor. Marzenie o tym, aby zdechł dalej się nie spełniło. Położył po sobie uszy, po czym wstał i ruszył za kocurem, który prowadził go na trening. Spadł śnieg i podróż była cięższa, ale nie po to tyle trenował, aby teraz snuć się na samym końcu. Długimi susami wyprzedził wojownika, idąc na przedzie z zadowoloną miną. Mentor nie zareagował na to, chociaż czuł jak jego wzrok przeszywa go na wskroś.
— Co dzisiaj będziemy robić? — zwrócił się do niego, gdy dotarli na miejsce.
Polana była zasypana i wiedział, że walka w takich warunkach będzie przysparzać mu masę problemów, zwłaszcza że nie cierpiał mrozu i teraz drżał jak osika. Nie pomagało to mu udowodnić mentorowi, że był gotowy na trening.
— Boisz się? — zakpił kocur, na co się skrzywił.
— Chciałbyś — syknął, oczekując na dalsze instrukcję.
Niebieski przeszył go wzrokiem, a następnie podjął temat, który go zadziwił.
— Słyszałem o tym co zrobiłeś na zgromadzeniu.
Zgromadzeniu? Czyżby Komar się wygadał, że chciał pozbyć się Daglezjowej Igły? A może kto inny podsłuchiwał ich tamtej nocy? Był zły za fakt, że lider uznał, że mógłby nie być wierny Owocowemu Lasowi. Chciał tylko pozbyć się macochy z ich klanu raz na zawsze. Nie musiała u nich przebywać. Klifiacy, których spotkał, byli bardzo chętni, by ją im oddali. To dlaczego niebieski stwierdził, że to był zły pomysł? Wiedział, że z nią będą same problemy.
— Niby co? — Napuszył się, nie zamierzając tłumaczyć się Szpakowi ze swoich decyzji.
— Ty już dobrze wiesz co. Pyskowanie do lidera? Nie tak cię wychowałem.
Że co takiego? On wcale nie pyskował! No Komar uznał pewnie, że tak, bo chciał, aby pilnował Daglezji, co byłoby dla niego olbrzymią torturą, o której zapewne wiedział. Nie cierpiał tego starucha. Cieszył się jednak, że zmienił zdanie i ta kara go ominęła.
— Nie pyskowałem. Chciałem dobrze — prychnął.
— Pytałeś co będziemy dzisiaj robić. — Szpak zaczął go okrążać, nie komentując jego wypowiedzi. Siedział wyprostowany, wodząc za nim wzrokiem. — Dzisiaj potrenujemy twój szacunek do władzy. — Wojownik posłał mu uśmieszek.
Ha, ha, ha... Bardzo śmieszne.
Jak on go nienawidził.
[przyznano 20%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz