*zniknięcie kminek*
Bezradność wypełniała go od środka. Pustka przetaczała się przez spięte organy. Puste ślepia wpatrywały się tępo w zastępcę. Jego przepełnioną żalem i współczuciem zieleń. Nie chciał ich. Nie potrzebował ich teraz. Jego ciepłego oddechu. Nikt go nie pocieszy.
Przepełniony gniewem jęk wytrwał się z zaciśniętych warg. Nie chciał pogodzić się z tym faktem. Wypierał z całych sił, wbijając łapy w ziemię. To nie mogło się stać. Nie teraz. Nie naprawdę.
Źródlany Dzwonek nie mogła go porzucić.
Źródlany Dzwonek nie mogła go porzucić.
— Kurkowa Łapo, wierzę, że może być ci ciężko. Staramy się z całych sił, by ją odnaleźć...
— Nie! — przerwał kocurowi, czując jak gardło ściska mu żal i gniew złączony ze sobą.
— Nie! — przerwał kocurowi, czując jak gardło ściska mu żal i gniew złączony ze sobą.
Kłamał. Łkał. Prosto w jego ślepia. Bez zająknięcia. Bez najmniejszego mrugnięcia. Skąpany ogniem umysł zasłaniał logikę. Miękkie łapy sabotowały go. Próbowały doprowadzić do jego upadku. Bezkresna otchłań żalu pchała go w objęcia szaleństwa.
— Dziś wieczorem odbędzie się kolejny patrol wzdłuż granic. Możesz dołączyć. — miauknął cicho zastępca, próbując podejść do ucznia. — Nie tylko tylko tobie była ona bliska.
Nie chciał jego litości. Zjeżony odepchnął kocura, nie zamierzając chować pazurów. Trzcinowa Sadzawka cicho pisnął, ale nic nie powiedział. Jego ślepia wciąż wypełnione współczuciem jedynie obserwowały ciężko dyszącego czarnego.
— Kurkowa Łapo, obiecuję ci, że odnajdziemy Źródlany Dzwonek.
— Dziś wieczorem odbędzie się kolejny patrol wzdłuż granic. Możesz dołączyć. — miauknął cicho zastępca, próbując podejść do ucznia. — Nie tylko tylko tobie była ona bliska.
Nie chciał jego litości. Zjeżony odepchnął kocura, nie zamierzając chować pazurów. Trzcinowa Sadzawka cicho pisnął, ale nic nie powiedział. Jego ślepia wciąż wypełnione współczuciem jedynie obserwowały ciężko dyszącego czarnego.
— Kurkowa Łapo, obiecuję ci, że odnajdziemy Źródlany Dzwonek.
* * *
Łapy uderzały rytmicznie o ziemię. Śnieg przysypał świat, zalewając go w bieli. Rzeki utknęły w miejscu, zatrzymane przez czas. Grząski lód skrzypiał pod ich łapami. Wiatr zabawiał się z nimi szeleszcząc gałęziami.
— Kurkowa Łapo, wracajmy. — miauknął Jagodowy Gąszcz, rozglądając się wokół. — Nie ma tu żywej duszy. — stwierdził, wciągając powietrze.
Czarny go nie słuchał. Parł do przodu, nie zważając na zaspy. Kulki śniegu przyklejały się do niego, uporczywie utrudniając ruch. Cały świat próbował go powstrzymać.
— Kurkowa Łapo...? — głos wojownika stawał się niewyraźny.
Odbijał się od drzew w Brzozowym Zagajniku. Te przysypane drzewem wyglądały jak ogromne bryły śnieżne. Pozbawione korzeni i gałęzi. Jedynie sam słup bieli złowrogo kołyszący się na wietrze.
— Nie wiesz, że nie bez powodu koty nazywają to przeklętym miejscem? — rozległ się głos wśród morza nicości.
Odwrócił się za siebie. Jedynie rażąca biel powitała go, roztaczając się wokół. Dopiero po paru uderzeniach serca ujrzał zieleń, kryjącą się wśród zasp.
— Kurkowa Łapo, wracajmy. — miauknął Jagodowy Gąszcz, rozglądając się wokół. — Nie ma tu żywej duszy. — stwierdził, wciągając powietrze.
Czarny go nie słuchał. Parł do przodu, nie zważając na zaspy. Kulki śniegu przyklejały się do niego, uporczywie utrudniając ruch. Cały świat próbował go powstrzymać.
— Kurkowa Łapo...? — głos wojownika stawał się niewyraźny.
Odbijał się od drzew w Brzozowym Zagajniku. Te przysypane drzewem wyglądały jak ogromne bryły śnieżne. Pozbawione korzeni i gałęzi. Jedynie sam słup bieli złowrogo kołyszący się na wietrze.
— Nie wiesz, że nie bez powodu koty nazywają to przeklętym miejscem? — rozległ się głos wśród morza nicości.
Odwrócił się za siebie. Jedynie rażąca biel powitała go, roztaczając się wokół. Dopiero po paru uderzeniach serca ujrzał zieleń, kryjącą się wśród zasp.
— Proszę, proszę, kogo my tu mamy? — jej szyderczy głos przepełnił jego uszy.
Skrzywił się, czując jak krew nieprzyjemnie zaczyna mu szybciej pulsować.
— Truposzek we własnej osobie. — Makowe Pole wyłoniła się za drzew.
Kurka zjeżył się. Tylko jej mu brakowało. Wysunął pazury, obnażając kły.
— Dość waleczny, jak na beksę. — parsknęła, także przybierając pozycję. — Myślałeś, że ujdzie ci to na sucho? To co zrobiłeś Pszczelej Dumie?! Jesteś parszywym kawałkiem gówna, plączącym się w naszym klanie. To, że Rudzikowy Śpiew i mój ojciec nie mają jaj, żeby ci to powiedzieć nie oznacza, że ja nie mam. — oznajmiła, zbliżając się do niego.
Czarny prychnął. Gdzieś miał jej opinię.
— Powinieneś zdechnąć wraz ze swoją przeklętą matką wariatką. — stwierdziła, uderzając gniewnie łapą o śnieg. — Tylko zatruwasz ten klan. Niczym pasożyt. Mała biała glista wijąca się ku naszych łap. Jesteś porażką. Porażką, przez którą twoja mentorka uciekła z klanu!
Skrzywił się, czując jak krew nieprzyjemnie zaczyna mu szybciej pulsować.
— Truposzek we własnej osobie. — Makowe Pole wyłoniła się za drzew.
Kurka zjeżył się. Tylko jej mu brakowało. Wysunął pazury, obnażając kły.
— Dość waleczny, jak na beksę. — parsknęła, także przybierając pozycję. — Myślałeś, że ujdzie ci to na sucho? To co zrobiłeś Pszczelej Dumie?! Jesteś parszywym kawałkiem gówna, plączącym się w naszym klanie. To, że Rudzikowy Śpiew i mój ojciec nie mają jaj, żeby ci to powiedzieć nie oznacza, że ja nie mam. — oznajmiła, zbliżając się do niego.
Czarny prychnął. Gdzieś miał jej opinię.
— Powinieneś zdechnąć wraz ze swoją przeklętą matką wariatką. — stwierdziła, uderzając gniewnie łapą o śnieg. — Tylko zatruwasz ten klan. Niczym pasożyt. Mała biała glista wijąca się ku naszych łap. Jesteś porażką. Porażką, przez którą twoja mentorka uciekła z klanu!
To było zbyt wiele. Świadomość tego, że to faktycznie mogło być prawdą odebrało mu rozum. Nie mógł tego dalej słuchać. Nie chciał tego zaakceptować. Dopuścić do siebie.
Dzwonek nie mogła go zostawić.
— Kłamiesz! — syknął łamiącym się głosem.
Mak uśmiechnęła się wrednie. Skoczyła na niego, powalając kocura. Przysunęła mu łapę do pyska lekkim ruchem - zupełnie jakby doskonale się bawiła.
— Oj, dobrze wiesz, Truposzku, że to prawda. Przestań okłamywać samego siebie. — miauknęła zadziornie, wbijając pazury tuż pod ślepiem kocura.
Czarny próbował się wyrwać. Syczał i szamotał się pod nią, nieudolnie próbując ją zrzucić.
— Wiesz, że to podobno bardzo unerwione miejsce? Drozdoń mi mówiła. Wystarczy jeden zły ruch... — jeździła mu pazurem pod okiem. — A można stracić wzrok...
Zamarł na uderzenie serca.
— Właśnie tak. Widzę, że jednak nie jesteś taki głupi. Coś rozumiesz. — zaśmiała się szyderczo. — A wiesz jak to mówią... Łapa za łapę, oko za oko. — nie czekając na jego reakcję, wgryzła się mu mocno w kończynę.
Kurka pisnął głośno, zrzucając z siebie śmiejącą się kotkę. Łapa pulsowała nieprzyjemnie. Ciepła wydzielina o metalicznym zapachu skapywała na śnieg rytmicznie. Zrobił krok do tyłu. Czuł wypełniającą go frustrację. Była od niego silniejsza. Zwinniejsza.
Nie miał z nią szans.
— No co tam, Kurko? Nie pobawimy się jeszcze? Przecież tak kochasz się bić! — miauknęła, zmierzając powoli w jego stronę.
Błysk szaleństwa, który dojrzał w jej ślepiach dorównywał jego matce. Położył uszy po sobie. Nie miał szans. Ta niewygodna świadomość sprawiła, że szalejące w klatce piersiowej serce zagłuszało mu wszelkie zmysły. Z każdym krokiem jaki zrobił ona robiła dwa. Nie doceniał jej. Cholernie jej nie doceniał.
— Kurkowa Łapo! — Wzburzony Potok wpadła pomiędzy dwa koty. — Co tu się dzieje?
Makowe Pole uśmiechnęła się lekko do liliowej wojowniczki zupełnie zmieniając swe oblicze.
— Kurkowa Łapa dopadła samotniczka. Zdążyłam mu pomóc ją przegonić. Wolałabym się nie wiedzieć, jakby to się skończyło, gdybym tędy nie przechodziła. — miauknęła srebrna kotka, podchodząc do Wzburzonego Potoku. — Kurkowa Łapo, nie wiesz, że nie możesz się sam oddalać? Rozumiem, że tęsknisz za Źródlanym Dzwonkiem, ale nie warto przypłacać życiem.
Liliowa spojrzała zniesmaczona na czarnego.
— Makowe Pole ma rację. Podziękuj jej. Gdyby nie ona skończyłbyś martwy. — stwierdziła wojowniczka.
Kurkowa Łapa wpatrywał się z nienawiścią w srebrną kotkę. Pierdolona kłamszucha jak zwykle naginała rzeczywistość na swoją korzyść. Zazdrościł jej tej umiejętności, jak niczego innego. Nie spoglądając za siebie, ruszył do obozowiska.
Miał dość życia na dziś.
— Niewarty szczurzego ogona niewdzięcznik. — usłyszał z daleka zdegustowany głos liliowej.
Spuścił łeb i nic nie odpowiedział. Wiedział, że z Makowym Polem nie wygra.
npc; Jagodowy Gąszcz, Makowe Pole, Trzcinowa Sadzawka, Wzburzony Potok
Dzwonek nie mogła go zostawić.
— Kłamiesz! — syknął łamiącym się głosem.
Mak uśmiechnęła się wrednie. Skoczyła na niego, powalając kocura. Przysunęła mu łapę do pyska lekkim ruchem - zupełnie jakby doskonale się bawiła.
— Oj, dobrze wiesz, Truposzku, że to prawda. Przestań okłamywać samego siebie. — miauknęła zadziornie, wbijając pazury tuż pod ślepiem kocura.
Czarny próbował się wyrwać. Syczał i szamotał się pod nią, nieudolnie próbując ją zrzucić.
— Wiesz, że to podobno bardzo unerwione miejsce? Drozdoń mi mówiła. Wystarczy jeden zły ruch... — jeździła mu pazurem pod okiem. — A można stracić wzrok...
Zamarł na uderzenie serca.
— Właśnie tak. Widzę, że jednak nie jesteś taki głupi. Coś rozumiesz. — zaśmiała się szyderczo. — A wiesz jak to mówią... Łapa za łapę, oko za oko. — nie czekając na jego reakcję, wgryzła się mu mocno w kończynę.
Kurka pisnął głośno, zrzucając z siebie śmiejącą się kotkę. Łapa pulsowała nieprzyjemnie. Ciepła wydzielina o metalicznym zapachu skapywała na śnieg rytmicznie. Zrobił krok do tyłu. Czuł wypełniającą go frustrację. Była od niego silniejsza. Zwinniejsza.
Nie miał z nią szans.
— No co tam, Kurko? Nie pobawimy się jeszcze? Przecież tak kochasz się bić! — miauknęła, zmierzając powoli w jego stronę.
Błysk szaleństwa, który dojrzał w jej ślepiach dorównywał jego matce. Położył uszy po sobie. Nie miał szans. Ta niewygodna świadomość sprawiła, że szalejące w klatce piersiowej serce zagłuszało mu wszelkie zmysły. Z każdym krokiem jaki zrobił ona robiła dwa. Nie doceniał jej. Cholernie jej nie doceniał.
— Kurkowa Łapo! — Wzburzony Potok wpadła pomiędzy dwa koty. — Co tu się dzieje?
Makowe Pole uśmiechnęła się lekko do liliowej wojowniczki zupełnie zmieniając swe oblicze.
— Kurkowa Łapa dopadła samotniczka. Zdążyłam mu pomóc ją przegonić. Wolałabym się nie wiedzieć, jakby to się skończyło, gdybym tędy nie przechodziła. — miauknęła srebrna kotka, podchodząc do Wzburzonego Potoku. — Kurkowa Łapo, nie wiesz, że nie możesz się sam oddalać? Rozumiem, że tęsknisz za Źródlanym Dzwonkiem, ale nie warto przypłacać życiem.
Liliowa spojrzała zniesmaczona na czarnego.
— Makowe Pole ma rację. Podziękuj jej. Gdyby nie ona skończyłbyś martwy. — stwierdziła wojowniczka.
Kurkowa Łapa wpatrywał się z nienawiścią w srebrną kotkę. Pierdolona kłamszucha jak zwykle naginała rzeczywistość na swoją korzyść. Zazdrościł jej tej umiejętności, jak niczego innego. Nie spoglądając za siebie, ruszył do obozowiska.
Miał dość życia na dziś.
— Niewarty szczurzego ogona niewdzięcznik. — usłyszał z daleka zdegustowany głos liliowej.
Spuścił łeb i nic nie odpowiedział. Wiedział, że z Makowym Polem nie wygra.
npc; Jagodowy Gąszcz, Makowe Pole, Trzcinowa Sadzawka, Wzburzony Potok
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz