*jakiś czas temu, jeszcze podczas jesieni*
Bylica miała czasu w brud, więc często zapuszczała się do miasta.
W pierwszych księżycach po osiedleniu się na nowych terenach przychodziła do Siedliska Dwunogów głównie po to, by szukać porwanych Szczekuszki i Skazy. Coraz częściej jednak wychodziła także po to, by po prostu poobserwować, tak jak robiła to teraz.
Siedziała na drzewie, znajdującym się na terenie ogrodu starego, drewnianego domu. Najczęściej odwiedzały go…dość agresywne dwunogi. Dlatego nawet tam nie wchodziła, bo po co? By nabić sobie guza? Wolała po prostu siedzieć sobie na tym drzewie. Wbrew pozorom w dzień była to w miarę cicha okolica, natomiast w nocy to się robił ambaras…Jednak dalej nie wchodziła do drewnianego domu nawet przy świetle słońca. W końcu te dwunogi może i były ciszej w dzień, ale dalej tam były i już nie raz widziała, jak ciskały kamieniami w przybyszy.
Bylica wpatrywała się akurat w chodnik, gdy dostrzegła podążającą w tą stronę cynamonową kotkę. Coś jej się kojarzyło, że już kiedyś widziała, jak ta tędy przechodziła…ale kiedy to było…Pewnie jakiś czas temu.
Dostrzegła, jak zaciekawiona domem kotka zaczyna kierować się w jego stronę.
Czekać aż dwunogi w nią rzucą, czy ostrzec młodą pieszczoszkę? Bylica wybrała tą drugą opcję.
- Nie radzę ci tam wchodzić, chyba że chcesz wrócić do domu z rozbitą głową – miauknęła w stronę kotki o cynamonowym futrze, przypominającym to przybranego ojca Bylicy. Na dźwięk głosu samotniczki ciało obcej kotki całe się spięło, a ta czym prędzej zerknęła w stronę drzewa na którym siedziała srebrna.
- W-wcale nie chce tam wejść! - zawołała z dołu nie przestając wpatrywać się w nieznajomą - Dziękuję za radę - dodała po chwili.
Hm. Pieszczoszka była całkiem miła. Może warto poświęcić chwilę na zapoznanie się z kotką? Nie miała w końcu zbyt wielu znajomych na nowych terenach. Poznała Wójta, poznała jakiegoś samotnika, którego przekupiła zwierzyną, by powiedział jej coś o kanałach a to było dość niewiele.
Kocica z gracją zeskoczyła z gałęzi tuż przed pieszczoszką mającą zamiar wycofać się z powrotem do głównego chodnika i ruszyć dalej, zagradzając jej tym samym przejście.
Zbita z tropu cynamonowa nieufnie wpatrywała się w nią. Z bliska Bylica przyjrzała się jej nieco bliżej. Kotka była całkiem smukła, oczy miała żółte, futro krótkie i w kolorze cynamonu. Był to rzadki kolor, o czym Bylica zdawała sobie sprawę. Obraz Orzechowego Futra pojawił się w jej umyśle. Jego futro było jaśniejsze, ale podobieństwo i tak było.
- Przepraszam, ale się spieszę… - rzuciła pieszczoszka wymijając niebieską chcąc jak najszybciej się ulotnić.
Bylica nie chciała jednak tak szybko kończyć tej rozmowy. Pozwoliła więc młodej kotce się wyminąć, po czym ruszyła cicho za nią. Następnie zrównała krok z kotką noszącą czerwoną obróżkę.
- Nie obrazisz się, jeśli ci trochę potowarzyszę? – spytała, uśmiechając się lekko.
- N-nie – miauknęła nieśmiało kotka, odwzajemniając uśmiech - Jednak lepiej nie za długo... tam gdzie idę tacy jak ty nie są mile widziani - rzuciła nieco nerwowo.
Zdziwiła ją końcówka wypowiedzi kotki. O co jej chodziło? Było z nią coś nie tak?
- Co masz na myśli? - spytała zaciekawiona.
Cynamonowa nieśmiało przeniosła wzrok na blizny, które zdobiły ciało Bylicy. Ta dostrzegła gdzie padał jej wzrok. A no, racja. Mogła wyglądać nieco strasznie jeszcze przy byciu tak chudą…i starą.
- Moja przyjaciółka nie przepada za samotnikami, a ty na domowego kota nie wyglądasz...chyba że się mylę?
- Och, nie mylisz się. - miauknęła, uśmiechając się ponownie. A więc o to chodziło. - Jestem samotniczką. Nazywam się Bylica, a ty?
- Cynamonka – odparła kotka pewniej. Srebrna zakodowała sobie tę informację w głowie. - Nie myślałaś nigdy o tym by zamieszkać z ludźmi?
- Moja babcia była pieszczoszką, choć odeszła ze swego domostwa. Ja sama...może kiedyś się zastanawiałam, ale nie za długo. Jestem przyzwyczajona do bycia samotnikiem i możliwości długich wypraw. – odpowiedziała zgodnie z prawdą. Życie pieszczocha na pewno miało swoje zalety…Stały dostęp do jedzenia przede wszystkim. Podczas głodu na starych terenach podkradała z misek kotów domowych jak tylko się dało, przyparta do muru. Ale nie chciała być całkowicie zależna od dwunożnych, w końcu wiedziała, jacy okrutni potrafili być. Na dodatek potencjalnie siedziałaby w zamknięciu…a to bynajmniej nie było coś, czego by pragnęła.
- Nie wyobrażam sobie życia jako samotnik – powiedziała pieszczoszka. Zamyśliła się na chwilę po czym kontynuowała - Pewnie przez to, że od urodzenia otaczają mnie ludzie. Dbają o mnie, karmią... nie muszę się o nic martwić.
- Ja tak samo mam z życiem jako pieszczoch...także pewnie przez to, że urodziłam się w dziczy - rzekła.
- W dziczy? – Cynamonkę wyraźnie zaskoczyła ta informacja - Masz na myśli las? Urodziłaś się w lesie?!
- No...tak. – odparła. Kotka wyglądała jakby pierwszy raz o czymś takim słyszała. W starym mieście koty domowe zdawały sobie sprawę z istnienia takich jak ona, ba, wiele z nich aktywnie wypowiadało się przeciwko klanowym kotom i innym „dzikusom” - Bardziej na wrzosowisku konkretniej ujmując. - dodała.
- Czyli musisz być dobrą łowczynią... – mruknęła Cynamonka - Nauczysz mnie polować? - spytała z nadzieją.
Nauczyć ją polować? A czemu nie? Była otwarta na nowe znajomości a uczyła tego już wiele kotów, więc co stało na przeszkodzie pomocy pieszczoszce?
- Oczywiście - miauknęła - Możemy zacząć od myszy, one są najczęściej spotykane w mieście. Tylko, czy nie idziesz do swojej przyjaciółki? Nie pogniewa się, jeśli nie pojawisz się jeszcze przez jakiś czas? Bo polowania nie da się nauczyć od razu.
- Zacznijmy więc jutro... – stwierdziła domowa kotka.
- Dobrze. W takim razie jutro spotkamy się o mniej więcej tej samej porze przy tamtym drzewie? – spytała, mając na myśli roślinę przy starym drewnianym domu.
- Tak – Cynamonowa kiwnęła łebkiem.
Po chwili doszły do jakiegoś domu, a Cynamonka wymownie spojrzała na Bylicę, dając jej tym samym znak że lepiej będzie jak się tutaj rozdzielą. Stara kotka szybko zrozumiała aluzję.
- Do jutra – Cynamonka posłała jej uśmiech, po czym sama ruszyła w stronę ganku.
- Do jutra, Cynamonko - miauknęła, odchodząc prędko, znikając gdzieś w cieniu tak samo niespodziewanie, jak pierwszy raz odezwała się do cynamonowej.
A więc jutro nauczy tę kotkę polować…zadrgała wąsami na samą myśl.
W pierwszych księżycach po osiedleniu się na nowych terenach przychodziła do Siedliska Dwunogów głównie po to, by szukać porwanych Szczekuszki i Skazy. Coraz częściej jednak wychodziła także po to, by po prostu poobserwować, tak jak robiła to teraz.
Siedziała na drzewie, znajdującym się na terenie ogrodu starego, drewnianego domu. Najczęściej odwiedzały go…dość agresywne dwunogi. Dlatego nawet tam nie wchodziła, bo po co? By nabić sobie guza? Wolała po prostu siedzieć sobie na tym drzewie. Wbrew pozorom w dzień była to w miarę cicha okolica, natomiast w nocy to się robił ambaras…Jednak dalej nie wchodziła do drewnianego domu nawet przy świetle słońca. W końcu te dwunogi może i były ciszej w dzień, ale dalej tam były i już nie raz widziała, jak ciskały kamieniami w przybyszy.
Bylica wpatrywała się akurat w chodnik, gdy dostrzegła podążającą w tą stronę cynamonową kotkę. Coś jej się kojarzyło, że już kiedyś widziała, jak ta tędy przechodziła…ale kiedy to było…Pewnie jakiś czas temu.
Dostrzegła, jak zaciekawiona domem kotka zaczyna kierować się w jego stronę.
Czekać aż dwunogi w nią rzucą, czy ostrzec młodą pieszczoszkę? Bylica wybrała tą drugą opcję.
- Nie radzę ci tam wchodzić, chyba że chcesz wrócić do domu z rozbitą głową – miauknęła w stronę kotki o cynamonowym futrze, przypominającym to przybranego ojca Bylicy. Na dźwięk głosu samotniczki ciało obcej kotki całe się spięło, a ta czym prędzej zerknęła w stronę drzewa na którym siedziała srebrna.
- W-wcale nie chce tam wejść! - zawołała z dołu nie przestając wpatrywać się w nieznajomą - Dziękuję za radę - dodała po chwili.
Hm. Pieszczoszka była całkiem miła. Może warto poświęcić chwilę na zapoznanie się z kotką? Nie miała w końcu zbyt wielu znajomych na nowych terenach. Poznała Wójta, poznała jakiegoś samotnika, którego przekupiła zwierzyną, by powiedział jej coś o kanałach a to było dość niewiele.
Kocica z gracją zeskoczyła z gałęzi tuż przed pieszczoszką mającą zamiar wycofać się z powrotem do głównego chodnika i ruszyć dalej, zagradzając jej tym samym przejście.
Zbita z tropu cynamonowa nieufnie wpatrywała się w nią. Z bliska Bylica przyjrzała się jej nieco bliżej. Kotka była całkiem smukła, oczy miała żółte, futro krótkie i w kolorze cynamonu. Był to rzadki kolor, o czym Bylica zdawała sobie sprawę. Obraz Orzechowego Futra pojawił się w jej umyśle. Jego futro było jaśniejsze, ale podobieństwo i tak było.
- Przepraszam, ale się spieszę… - rzuciła pieszczoszka wymijając niebieską chcąc jak najszybciej się ulotnić.
Bylica nie chciała jednak tak szybko kończyć tej rozmowy. Pozwoliła więc młodej kotce się wyminąć, po czym ruszyła cicho za nią. Następnie zrównała krok z kotką noszącą czerwoną obróżkę.
- Nie obrazisz się, jeśli ci trochę potowarzyszę? – spytała, uśmiechając się lekko.
- N-nie – miauknęła nieśmiało kotka, odwzajemniając uśmiech - Jednak lepiej nie za długo... tam gdzie idę tacy jak ty nie są mile widziani - rzuciła nieco nerwowo.
Zdziwiła ją końcówka wypowiedzi kotki. O co jej chodziło? Było z nią coś nie tak?
- Co masz na myśli? - spytała zaciekawiona.
Cynamonowa nieśmiało przeniosła wzrok na blizny, które zdobiły ciało Bylicy. Ta dostrzegła gdzie padał jej wzrok. A no, racja. Mogła wyglądać nieco strasznie jeszcze przy byciu tak chudą…i starą.
- Moja przyjaciółka nie przepada za samotnikami, a ty na domowego kota nie wyglądasz...chyba że się mylę?
- Och, nie mylisz się. - miauknęła, uśmiechając się ponownie. A więc o to chodziło. - Jestem samotniczką. Nazywam się Bylica, a ty?
- Cynamonka – odparła kotka pewniej. Srebrna zakodowała sobie tę informację w głowie. - Nie myślałaś nigdy o tym by zamieszkać z ludźmi?
- Moja babcia była pieszczoszką, choć odeszła ze swego domostwa. Ja sama...może kiedyś się zastanawiałam, ale nie za długo. Jestem przyzwyczajona do bycia samotnikiem i możliwości długich wypraw. – odpowiedziała zgodnie z prawdą. Życie pieszczocha na pewno miało swoje zalety…Stały dostęp do jedzenia przede wszystkim. Podczas głodu na starych terenach podkradała z misek kotów domowych jak tylko się dało, przyparta do muru. Ale nie chciała być całkowicie zależna od dwunożnych, w końcu wiedziała, jacy okrutni potrafili być. Na dodatek potencjalnie siedziałaby w zamknięciu…a to bynajmniej nie było coś, czego by pragnęła.
- Nie wyobrażam sobie życia jako samotnik – powiedziała pieszczoszka. Zamyśliła się na chwilę po czym kontynuowała - Pewnie przez to, że od urodzenia otaczają mnie ludzie. Dbają o mnie, karmią... nie muszę się o nic martwić.
- Ja tak samo mam z życiem jako pieszczoch...także pewnie przez to, że urodziłam się w dziczy - rzekła.
- W dziczy? – Cynamonkę wyraźnie zaskoczyła ta informacja - Masz na myśli las? Urodziłaś się w lesie?!
- No...tak. – odparła. Kotka wyglądała jakby pierwszy raz o czymś takim słyszała. W starym mieście koty domowe zdawały sobie sprawę z istnienia takich jak ona, ba, wiele z nich aktywnie wypowiadało się przeciwko klanowym kotom i innym „dzikusom” - Bardziej na wrzosowisku konkretniej ujmując. - dodała.
- Czyli musisz być dobrą łowczynią... – mruknęła Cynamonka - Nauczysz mnie polować? - spytała z nadzieją.
Nauczyć ją polować? A czemu nie? Była otwarta na nowe znajomości a uczyła tego już wiele kotów, więc co stało na przeszkodzie pomocy pieszczoszce?
- Oczywiście - miauknęła - Możemy zacząć od myszy, one są najczęściej spotykane w mieście. Tylko, czy nie idziesz do swojej przyjaciółki? Nie pogniewa się, jeśli nie pojawisz się jeszcze przez jakiś czas? Bo polowania nie da się nauczyć od razu.
- Zacznijmy więc jutro... – stwierdziła domowa kotka.
- Dobrze. W takim razie jutro spotkamy się o mniej więcej tej samej porze przy tamtym drzewie? – spytała, mając na myśli roślinę przy starym drewnianym domu.
- Tak – Cynamonowa kiwnęła łebkiem.
Po chwili doszły do jakiegoś domu, a Cynamonka wymownie spojrzała na Bylicę, dając jej tym samym znak że lepiej będzie jak się tutaj rozdzielą. Stara kotka szybko zrozumiała aluzję.
- Do jutra – Cynamonka posłała jej uśmiech, po czym sama ruszyła w stronę ganku.
- Do jutra, Cynamonko - miauknęła, odchodząc prędko, znikając gdzieś w cieniu tak samo niespodziewanie, jak pierwszy raz odezwała się do cynamonowej.
A więc jutro nauczy tę kotkę polować…zadrgała wąsami na samą myśl.
<Będzie ciekawie.
Cynamonko? Lekcję czas zacząć! :D>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz