dawno temu
Parsknęła już lekko podirytowana. Doprowadzał ją do szału tym swoim opętanym zachowaniem! Naprawdę zrobił sobie coś w głowę, albo po prostu próbował ją specjalnie zirytować, by się poddała… Skakał i krzyczał, a to nie wyglądało jak zachowanie kota o zdrowych zmysłach. Może to był skutek ziół? Wolała się w to nie wtrącać, ale zaniepokoiło ją to dosyć. Dodatkowo jeszcze tak akcentował, jak świetny jest jej brat… Powinna się cieszyć z jego wyczynu, ale wiedziała, że teraz wszystko się zmieni. Został liderem, przez co stanie się inną istotą. Jeszcze odbije mu od władzy… Zresztą, w przyszłości wszystko mogło się stać. Nawet ona mogła się zmienić, co już i tak było widać. Była całkowicie odmienna od swojego dawnego “ja”. Dlaczego? Sama nie wiedziała.
- Dobrze, że jesteś wolny, ale skaczesz i krzyczysz, co nie wygląda normalnie. I Rudzik... Tak, jest cudowny, ale czemu się tak dziwnie zachowujesz, jak to mówisz?- zapytała się podejrzliwie. Nie uszło to jej uwadze, że Zdradziecka Rybka był zbyt… Blisko Rudzikowego Śpiewu.
- Bo się cieszę! Czy to źle, że po tych księżycach smutków, chcę czuć... radość? - wziął głebszy oddech, bo się zasapał. - Bo jest cudowny. Ocalił klan. Powinnaś być dumna z brata.
- Jestem z niego dumna. Bardzo dumna...- wymamrotała, nie chcąc nic więcej mówić na ten temat.- I dobrze, że czujesz radość, ale pokazujesz to w bardzo... Wybuchowy sposób. Chodźmy dalej, nie zagadujmy się- nagle palnęła, chcąc nie zamartwiać się faktem, że jej brat został liderem. To był temat, o którym nie chciała rozmawiać, bo był jak kołyszący się na powierzchni wody patyk- za chwilę jeszcze uderzy w skałę i pęknie. Nie chciała o tym myśleć, skoro i tak się kiedyś przyzwyczai.
- Dobrze! - pognał, zwalniając jednak, bo miał przystopować. Dobrze, że jednak się jej posłuchał choć trochę. Tylko te chichoty były podejrzane i nie była pewna, czy mówił to wszystko na trzeźwo.
- Patrz! Tu będzie idealnie. Gotowa? - Spojrzał na nią. Prychnęła tylko cicho i usiadła na ziemi. Nie, nie była gotowa! Co tu się w ogóle miało stać?! Przyszła za tym palantem kij wie gdzie, a teraz miała jeszcze coś robić? Była tym wszystkim zmęczona.
- I co? Świętuj, skoro tak chciałeś. Ja się w to nie wtrącam- wymamrotała, kładąc się na podłożu.
- No dalej Echo! - popchnął ją. - Robimy to razem! Chciałaś bardzo jej śmierci. Nie wiesz, że teraz nas obserwuje? Patrzy co robimy. Pokażmy jej jak jest bez niej cudownie! - zachęcał ją. Wbiła pysk w ziemię. Czy nie wyraziła się jasno? Nie miała ochoty na świętowanie.
- No i dobrze, że patrzy, popatrzy się na ciebie. Nie mam ochoty się bawić, nie mam nastroju.
- Jak to nie masz nastroju?! Zdechnął twój wróg, a ty nic? Nie masz humoru? No co ty! Bo pomyślę, że ją opłakujesz! - znów ją trącił. - Rób jak ja! - zachęcił, skacząc z boku na bok. - Taaaak! Nie żyjeeee! Aaaahahahaha! Nie żyje! Widzisz Krucza?! Haaaa!
Parsknęła rozbawiona jego wyczynami. Teraz już była pewna, że lepiej by było gdyby został w obozie na odwyku. Co on w ogóle robił? Powinna stąd iść czy jak?
- Ładnie skaczesz, Kruczej Gwieździe na pewno się podoba to, jak cię cieszysz z jej śmierci- powiedziała, po chwili zamykając ślepia. Może po prostu prześpi te jego wariatkowanie…
- Tak! Właśnie tak! Hahahaha! Juhuuu! Zdechła! Zdechła! - znów do niej podszedł i ją trącił. - Wstawaj! Zabawa! Baw się!
- Wystarczy, że ty się bawisz. Wolę odpocząć ze spokojem, wiedząc, że ona umarła. To też jest sposób świętowania.
- Czy ja wiem...? Ale jak chcesz - wzruszył ramionami, po czym zaczął skakać wokół drzewa, drąc się na cały las z radości. - Jeeeeeej! Krucza nie żyje! Zdechła! Taaaak! Aaaaaahahahaa!
Wstała jak oparzona. Naprawdę zachowywał się tragicznie! Co on, chciał spłoszyć zwierzynę, czy może zwrócić czyjąś uwagę, by go trzepnąć w pysk? W głowie jej się już to nie mieściło!
- Ciszej! Bo ściągniesz tymi krzykami jakichś samotników!
- E tam! Nie cykorz tak! Chodź - podbiegł do niej i zaciągnął w tan, ciągnąc za jej ogon. Krzyknęła głośno. Jak on śmiał ją jeszcze dotykać! Był jakiś opętany, naćpany i Klan Gwiazd wie co jeszcze!
- Zostaw mnie! Nie mogę nawet w spokoju się zdrzemnąć?
- Nie! - wypluł jej ogon. - Już się zerwałaś na łapy! Gdybyś chciała spać, to byś nie szła ze mną do lasu! Dalej! Baw się! - zaczął znowu skakać. Przechyliła łeb. Tylko o to mu chodziło? By udawała chorą na łeb tak jak on? Brakowało mu towarzystwa czy jak?
- Czyli mam wraz z tobą skakać jak jakiś opętaniec? Tak? Jupii...- krzyknęła z udawaną ekscytacją.
- Tak! Skacz! Skacz! - zachęcał ją dalej. To było męczące… Nie chciała się słuchać jego głupich pomysłów.
- Wystarczy, że ty skaczesz. Ja nie muszę- odburknęła, dalej zdziwiona jego zachowaniem. i
- Dobrze, że jesteś wolny, ale skaczesz i krzyczysz, co nie wygląda normalnie. I Rudzik... Tak, jest cudowny, ale czemu się tak dziwnie zachowujesz, jak to mówisz?- zapytała się podejrzliwie. Nie uszło to jej uwadze, że Zdradziecka Rybka był zbyt… Blisko Rudzikowego Śpiewu.
- Bo się cieszę! Czy to źle, że po tych księżycach smutków, chcę czuć... radość? - wziął głebszy oddech, bo się zasapał. - Bo jest cudowny. Ocalił klan. Powinnaś być dumna z brata.
- Jestem z niego dumna. Bardzo dumna...- wymamrotała, nie chcąc nic więcej mówić na ten temat.- I dobrze, że czujesz radość, ale pokazujesz to w bardzo... Wybuchowy sposób. Chodźmy dalej, nie zagadujmy się- nagle palnęła, chcąc nie zamartwiać się faktem, że jej brat został liderem. To był temat, o którym nie chciała rozmawiać, bo był jak kołyszący się na powierzchni wody patyk- za chwilę jeszcze uderzy w skałę i pęknie. Nie chciała o tym myśleć, skoro i tak się kiedyś przyzwyczai.
- Dobrze! - pognał, zwalniając jednak, bo miał przystopować. Dobrze, że jednak się jej posłuchał choć trochę. Tylko te chichoty były podejrzane i nie była pewna, czy mówił to wszystko na trzeźwo.
- Patrz! Tu będzie idealnie. Gotowa? - Spojrzał na nią. Prychnęła tylko cicho i usiadła na ziemi. Nie, nie była gotowa! Co tu się w ogóle miało stać?! Przyszła za tym palantem kij wie gdzie, a teraz miała jeszcze coś robić? Była tym wszystkim zmęczona.
- I co? Świętuj, skoro tak chciałeś. Ja się w to nie wtrącam- wymamrotała, kładąc się na podłożu.
- No dalej Echo! - popchnął ją. - Robimy to razem! Chciałaś bardzo jej śmierci. Nie wiesz, że teraz nas obserwuje? Patrzy co robimy. Pokażmy jej jak jest bez niej cudownie! - zachęcał ją. Wbiła pysk w ziemię. Czy nie wyraziła się jasno? Nie miała ochoty na świętowanie.
- No i dobrze, że patrzy, popatrzy się na ciebie. Nie mam ochoty się bawić, nie mam nastroju.
- Jak to nie masz nastroju?! Zdechnął twój wróg, a ty nic? Nie masz humoru? No co ty! Bo pomyślę, że ją opłakujesz! - znów ją trącił. - Rób jak ja! - zachęcił, skacząc z boku na bok. - Taaaak! Nie żyjeeee! Aaaahahahaha! Nie żyje! Widzisz Krucza?! Haaaa!
Parsknęła rozbawiona jego wyczynami. Teraz już była pewna, że lepiej by było gdyby został w obozie na odwyku. Co on w ogóle robił? Powinna stąd iść czy jak?
- Ładnie skaczesz, Kruczej Gwieździe na pewno się podoba to, jak cię cieszysz z jej śmierci- powiedziała, po chwili zamykając ślepia. Może po prostu prześpi te jego wariatkowanie…
- Tak! Właśnie tak! Hahahaha! Juhuuu! Zdechła! Zdechła! - znów do niej podszedł i ją trącił. - Wstawaj! Zabawa! Baw się!
- Wystarczy, że ty się bawisz. Wolę odpocząć ze spokojem, wiedząc, że ona umarła. To też jest sposób świętowania.
- Czy ja wiem...? Ale jak chcesz - wzruszył ramionami, po czym zaczął skakać wokół drzewa, drąc się na cały las z radości. - Jeeeeeej! Krucza nie żyje! Zdechła! Taaaak! Aaaaaahahahaa!
Wstała jak oparzona. Naprawdę zachowywał się tragicznie! Co on, chciał spłoszyć zwierzynę, czy może zwrócić czyjąś uwagę, by go trzepnąć w pysk? W głowie jej się już to nie mieściło!
- Ciszej! Bo ściągniesz tymi krzykami jakichś samotników!
- E tam! Nie cykorz tak! Chodź - podbiegł do niej i zaciągnął w tan, ciągnąc za jej ogon. Krzyknęła głośno. Jak on śmiał ją jeszcze dotykać! Był jakiś opętany, naćpany i Klan Gwiazd wie co jeszcze!
- Zostaw mnie! Nie mogę nawet w spokoju się zdrzemnąć?
- Nie! - wypluł jej ogon. - Już się zerwałaś na łapy! Gdybyś chciała spać, to byś nie szła ze mną do lasu! Dalej! Baw się! - zaczął znowu skakać. Przechyliła łeb. Tylko o to mu chodziło? By udawała chorą na łeb tak jak on? Brakowało mu towarzystwa czy jak?
- Czyli mam wraz z tobą skakać jak jakiś opętaniec? Tak? Jupii...- krzyknęła z udawaną ekscytacją.
- Tak! Skacz! Skacz! - zachęcał ją dalej. To było męczące… Nie chciała się słuchać jego głupich pomysłów.
- Wystarczy, że ty skaczesz. Ja nie muszę- odburknęła, dalej zdziwiona jego zachowaniem. i
<Rybko co ty brałeś>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz