*na długo przed zgromadzeniem*
Drgnął zaskoczony i spojrzał w kierunku siostry, tak jakby został przyłapany na gorącym uczynku. Przez chwilę bił się z myślami, czy to dobry pomysł, by zwierzać się srebrnej, ale... Przecież kotka była po jego stronie. Nie powinna go wyśmiać jak co niektóre jednostki.
— Kryjówki. — miauknął w końcu, znów zerkając nerwowo na boki, mając nadzieję, że nikt ich nie widział, ani nie podsłuchiwał. Nie mógł bardziej zszargać swojej reputacji. I tak była już mocno naderwana przez fakt, że zaczął słuchać się matki. Nie wspominając o tym, jak się przed nią poniżył.
Niebieska przekrzywiła pytająco łeb.
— Kryjówki? Jakiej kryjówki? Po co ci?
Położył po sobie uszy. No tak. Siostra przecież tego nie zrozumie. Nie miała nad głową tego wzroku Tulipan, który bacznie patrzył mu na łapy. I nie tylko go...
— To... skomplikowane. Powiem ci na osobności — ściszył głos do szeptu.
Nie zamierzał o tym rozmawiać w tak gwarnym miejscu. Już widział jak te psiapsiółki Zając na niego zerkają, nadstawiając swoje długie uszy. Irytujące jednostki...
— Gdzie chcesz w takim razie porozmawiać? — wymiauczała w oczekiwaniu na jego ruch.
Akurat miał pewien pomysł, gdzie mogli w spokoju pogadać. Machnął ogonem, po czym wyprowadził ją z obozu. Tak było najbezpieczniej. Usiadł przy jakimś samotnym krzaku, upewniając się jeszcze, że nikt ich nie śledził. Może świrował przykładając do tego taką wielką uwagę, ale nie mógł pozwolić sobie na błąd.
— Tu może być. — burknął ponuro pod nosem. — Mgiełko ja... ja zawaliłem. — rzucił prosto z mostu.
— Co żeś znowu zrobił? — Nastawiła pędzelkowate uszy na wprost niego w oczekiwaniu na solidną odpowiedź. Dostrzegł jak zmarszczyła brew, zastanawiając się pewnie nad tym, co takiego znów wyczyniał.
To sprawiło, że się zawahał. Czy ponownie miał narzucić na jej barki swoje problemy? Ale... gdyby nie chciała go słuchać, to przecież nie zawracałaby sobie nim głowy, prawda? To pozwoliło mu podjąć decyzję.
— Ja... Ja zawiodłem samego siebie... Musiałem powiedzieć mamie, że jest silna — Zacisnął pysk, biorąc głęboki oddech. To było takie koszmarne. Przyznał jej rację. Kotce! Jego duma cierpiała i nie potrafił do teraz o tym zapomnieć. — Na dodatek... Nieważne — ugryzł się w język, patrząc gdzieś w bok. — I tak tego nie zrozumiesz... — prychnął pod nosem.
Przecież nie powie jej o tym, że go to tak ruszyło, że zrobił z siebie mazgaja! Wołał, aby siostra nie widziała go w takim żałosnym wydaniu. Chociaż już i tak pewnie miała go za mięczaka i slabeusza. Za dobrze się znali, by mógł przed nią ukryć fakt, że tak naprawdę udawał kogoś kim nie był, by zdobyć należną uwagę.
— Czego nie zrozumiem? — zapytała.
Tego pytania się spodziewał, ale i tak miał trudność z wypowiedzeniem tych słów.
— Bo... Ja... Ośmieszyłem się przed matką, bo... bo powiedziała mi coś krzywdzącego — wymamrotał pod nosem, wlepiając wzrok w swoje łapy, dalej kręcąc, by nie powiedzieć o tym wprost. — I nie mogę o tym zapomnieć... Ugh... Ty nie masz takich problemów. Zazdroszczę. — dodał, mając nadzieję, że kotka nie będzie wnikać i porzuci ten temat.
— Już ci coś mówiłam o moich problemach — fuknęła. — Co ci niby powiedziała takiego krzywdzącego?
No i nie wyszło. Milczał przez dość długa chwilę, bijąc się z myślami czy na pewno to dobry pomysł, aby srebrna wiedziała o tym co się stało.
— Nie chcę o tym mówić — powiedział więc jedynie, kręcąc głową. — Nie powtórzę tych słów.
— No dobra, skoro nie chcesz to nie. Ja tylko chciałam pomóc. — rozmyśliła się próbując tym samym zwrócić jego uwagę, zresztą skutecznie.
Ostatnie słowa najlepiej podziałały i pozwoliły mu podjąć decyzję. Potrzebował tego. Jej rady, pomocy, jak zwał tak zwał. Prócz niej i matki był sam przeciwko całemu światu.
Zacisnął pysk, machając nerwowo ogonem na boki, ponieważ temat jaki zamierzał podjąć, był dla niego naprawdę ciężki.
— Powiedziała mi, że to, że była ze mnie dumna, bo zostałem wojownikiem było niewłaściwe i że to z ciebue powinna być dumna. I że... zawodze ją. — ścisnęło go w gardle. — To... zabolało. Fajnie wiedzieć, że matka cię nie kocha...
Nawet teraz nie zeszła z niego ulga, gdy wypowiedział te słowa. Znów czuł się tak, jakby cofnął się do tamtej chwili. Nie potrafił wyrzucić jej z pamięci. Dławiła go i odbierała dech. Okropne uczucie. Nie potrafił go nazwać, chociaż był świadom czemu tak reagował. Aż za bardzo...
Mglista Łapa spuściła łeb.
— Rozumiem — burknęła. — Wiesz, to że tak powiedziała wskazuje jedynie na to, że ze mnie też nie jest dumna — mruknęła cicho przysiadając się bliżej do niego, po czym polizała go za uchem. — No już, już.
Rzeczywiście. Miała rację. Z niej też nie była dumna. Wiele razy sam wytykał fakt, że siostra dalej była uczniem, by wydobyć tylko od matki słowa, że był od niej lepszy. Potrzebował tego jak spragniony wody. I gdy to już się stało, dostał rykoszetem w pysk czymś takim.
Na gest siostry, skrzywił się i posłał jej spojrzenie spod byka. Co ona sobie myślała? Nie był jakimś kociakiem! Nie potrzebował pocieszenia... Był dorosły, to nie było dla niego. Chociaż w głębi siebie, czuł wdzięczność za to wsparcie. Ale nie zamierzał tego przyznawać.
— Nie będę płakać... — burknął pod nosem, ale nie odsunął się. Zamiast tego przytulił się do niej niej, czując się tak, jakby cofnęli się w czasie i na powrót byli tymi pulchnymi smrodami. Parsknął na to śmiechem. O czym on do cholery myślał?
— Co cię tak bawi? Płacz wcale nie jest dla słabych. Tak naprawdę uważam, że trzeba być silnym by zdać się na szczery płacz. — miauknęła cicho.
Szczery płacz? Czy ona wręcz zachęcała go do takiego upokorzenia?
— Przypomniało mi się, że jak byliśmy mali to też tak się tuliliśmy do siebie. — wyjaśnił, zaraz potem prychając. — No nie wiem... Płacz to słabość. Śmieją się z beks i mazgajów. To wstyd, a nie siła. Matka zawsze nam o tym mówiła, zapomniałaś?
Akurat to pamiętał bardzo dobrze. A zresztą... Mgiełka teraz przeczyła swoim słową. Doskonale pamiętał, że gdy Tulipan ją karciła, a w jej oczach zbierały się łzy, nie dała im upustu, by zachować twarz, a co najważniejsze godność. Co się stało, że zmieniła o tym tak diametralnie zdanie? Czy to zasługa jej mentorki? Wzburzony Potok nie wyglądała mu na taką, która namawiałaby do wylewności.
— Matka — zawahała się przez chwilę, przełknęła jednak ślinę i kontynuowała. — Matka nie zawsze ma rację. — rzekła.
No to go zaskoczyła. Znaczy... Wiedział o tym, ale sam fakt, że kotka wypowiedziała te słowa zaskakiwał. Zawsze była przecież po stronie niebieskiej.
— Wiem. Jednak nic do niej nie dociera. Ma gdzieś twoją opinię, ma być tak jak to ona chcę... — zamilkł, biorąc głebszy oddech. — A ja się zgodziłem na jej warunki... Jestem żałosny... Ale... Chyba mi na niej zależy, Mgiełko.
Przyznał to, bo dość długo już zwlekał z wypowiedzeniem tych słów na głos. Te myśli nie pozwalały mu spać. Może rzeczywiście był maminsynkiem, skoro tak pragnął jej uwagi czy też pochwał? Jak śmiesznie było przyznać się do czegoś, co wypierał przez wiele księżyców, już za kocięctwa. Nienawidził matki, gardził nią, a teraz? Teraz liczył się z jej zdaniem, ponieważ wiedział, że na nic lepszego nie mógł liczyć. Życie było ciężkie, dało mu ostro popalić, chociaż nie rozkręciło się jeszcze na dobre. Ale dzięki temu zrozumiał jeden ważny fakt. Rodzina była dla niego najważniejsza.
<Mgiełko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz