Nie dość, że całe jej życie już zdążyło popaść w ruinę, to jeszcze musiała lać się z jakimś niemytym obrzydliwcem. Dopiero po powrocie do obozu zdala sobie sprawę, jak koszmarna jest jej sytuacja. Cała jej sierść na szyi była pozdzierana. Tak samo skóra. Wyglądała jak jedno wielkie nieszczęście! Tyle dbała o to futro, a to wszystko na nic. Wstyd jej było pokazywać się innym kotom. Miała wrażenie, że każdy na nią patrzy. Może rzeczywiście tak było? Skuliła się w niewygodny kłębek, byleby zakryć szyję.
— Ojej, Różyczko, czyżby ktoś obdarł cię ze s-skóry? — usłyszała cichot.
Podniosła się z legowiska, mordując wzrokiem całe otoczenie. Wronia Łapa. Jak zwykle. Wyszczerzyła się wrogo. Idealna okazja. Nie było tu nikogo oprócz nich i śpiącej Szakalej Łapy.
— Słuchaj, pasożycie — zawarczała, jeżąc się i ruszając w kierunku leżącego w kącie czarnego kocura. — Jeszcze raz odezwiesz się nieproszony, a stracisz wszystkie zęby — zagroziła, wysuwając pazury.
Kocur wstał i zamachał ogonem. Uśmiechnął się nie w swoim stylu. Kiedy te mysie łajno stało się takie pewne siebie? Nie szkodzi, jednak nie na długo. Za chwilę pożałuje, że kiedykolwiek na nią krzywo spojrzał.
— Och, wronia strawo, czy tak bardzo pragniesz utraty zębów? — rzuciła pogardliwie.
Bicolor wzruszył ramionami, wciąż szczerząc się obrzydliwe. Nie mogła na to patrzeć. Chciało się jej wymiotować od samego patrzenia na to coś. Wyglądał dokładnie tak samo, jak samotnik z którym walczyła. Może on też pragnął stracić oko? Uśmiechnęła się podle, robiąc krok do przodu. Syn Mrocznej Gwiazdy cofnął się lekko do tyłu. Kiedy byli już wystarczająco blisko siebie, a kocur widocznie czuł się bardzo niekomfortowo, klapnęła zębami i złapała go za szyję. Pociągnęła na dół, zmuszając do ułożenia się na ziemi. Puściła go, następnie dociskając pazurami do ziemi. Z jego pyska wydał się cichy pisk.
— Co się taki pewny siebie zrobiłeś, co? Mam nadzieję, że wreszcie się ogarniesz, paskudo. Twoja pozycja w klanie to bycie bezużytecznym i zbędnym pasożytem. Więc nie podskakuj starszym i ważniejszym — warknęła chłodno. — Jesteś nikim. Nie zmienisz tego.
— Puść mnie — zarządził, próbując wyczołgać się spod jej łapy.
Przynisnęła go jeszcze mocniej. Głupek, zapewne nawet jej nie słuchał. Co on sobie w ogóle myślał? Nie obchodziłby ją jego skowyt, ale była narażona na reakcje ze strony innych kotów, a one mogły naskarzyć Mrocznej Gwieździe. Gdyby lider to zauważył, byłaby już martwa. Wzięła łapę z jego obrzydliwej skóry, ale uniemożliwiła mu ucieczkę, zastawiając drogę swoim ciałem.
— Mam nadzieję, że w końcu zrozumiałeś, że jesteś tylko paskudnym błędem — rzucila, trzepiąc ogonem. — Jeśli nie, to gwarantuje ci powtórkę z rozrywki.
W ślipiach kocura zebrały się łzy. No, nareszcie. Co mu odbiło? Zawsze był taki płochliwy i ryczał, jak źle się na niego spojrzało. Nie będzie mu pozwalać na takie występki.
Srebrna wróciła na swoje legowisko i zaczęła wylizywać zjeżoną sierść.
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz