Pora Nowych Liści zagościła na terenach klanów na dobre. Wszystko zieleniało, a lód skuwający rzekę stopniał, na nowo udostępniając kotom Klanu Nocy główne źródło pożywienia. Trzeba było jedynie uważać, by nie ugrzęznąć w powstałym przez wszechobecne roztopy błocie, które pokrywało brzegi.
Srocza Łapa dni spędzała w legowisku medyka, już nie jako gość, a pacjent. Podczas jednego z polowań pechowo zwichnęła ogon, przez co teraz musiała tu gnić. Jak zawsze podczas trwania Pory Nowych Liści, u medyka było dość tłoczno. Uczniowie pomagali Muchomorzemu Jadowi zbierać zioła, a i chorych nie brakowało. Jeszcze kilka księżyców wcześniej życie Sroczej Łapie “umilało” towarzystwo Przyczajonego Drozdonia i wywołana przez nią napięta atmosfera. Relacja między Muchomorzym Jadem, a jego byłą uczennicą, nie należała do najlepszych. Jednak najbardziej zadziwiający był powód jej przybycia - kotka, była uczennica medyka, zatruła się! Sroka rozumiała już, dlaczego podjęto decyzję o jej zdegradowaniu. Nikt nie chciałby powierzać życia komuś, kto sam nie potrafi o siebie zadbać. Na szczęście, złota szybko doszła do siebie i opuściła legowisko medyka poprzedniego wieczoru. Z innych chorych uczennica kojarzyła jeszcze Zajęczą Troskę, która tego ranka przyszła z kolcem w łapie. Sroka sama z doświadczenia wiedziała, jak bolesny i uciążliwy potrafił być taki niepozorny cierń.
– I jak tam było? – spytał Pchełka, podpierając swój pysk na łapie.
Od kiedy kotka trafiła do medyka, młodszy nie odstępował jej na krok. Mimo, że sam miał się już całkiem dobrze i mógł znów spać w kociarni, z mamą i rodzeństwem, na wieść o kontuzji swojej wybawicielki, pognał do medyka tak szybko jak pozwalały mu na to jego pobliźnione łapy i wychodził tylko kiedy go zmuszano. Sroce nie podobało się zachowanie Pchełki, nie lubiła kiedy inni się nad nią litowali, ale nie umiała mu tego przekazać, dlatego na razie po prostu to akceptowała. I tak młody nie był bardzo natarczywy i przychodził głównie słuchać opowieści z uczniowskiego życia kotki.
– Cóż… – zamyśliła się kocica, w myślach przywołując obraz miejsca zgromadzenia – Skały były ciemne i śliskie, lekko zapiaszczone, bogato zdobione bursztynami, a powietrze słone i rześkie. Miejsca było wystarczająco dużo, by pomieścić koty wszystkich klanów. – opisała kociakowi Srocza Łapa.
– A działo się coś ciekawego? – spytał niebieskooki, przysłuchując się uczennicy.
– Niewiele. Liderzy nie potrafili utrzymać ciszy nawet na chwilę i woleli się zajmować własnymi sprzeczkami. Nastroszone Futro, wtedy jeszcze Nastroszona Łapa znowu zaszedł mi za skórę swoim zachowaniem, ale o tym już Ci pewnie nie raz wspominałam.
– I to wszystko? – wyrwało się zaskoczonemu kocurowi.
– Nie do końca. Udało mi się wyrwać z tłumu z Kurkową Łapą. Wbrew panującym plotkom, wydaje się być w porządku. Przeszliśmy się kawałek po skałach, rozmawialiśmy. Ja wzięłam bursztyn dla siebie i on też jeden wziął. Właściwie, zastanawiam się co z nim zrobił. Zapytam go przy okazji. – stwierdziła.
– N-nie! – pisnął zdenerwowanym głosem biały, co zaskoczyło Sroczą Łapę – T-to znaczy, nie możesz teraz iść, bo jesteś chora! – poprawił się kocur, nerwowo przestępując z łapy na łapę.
Terminatorka zaśmiała się, kręcąc łbem. Czyżby Pchła bał się Kurkowej Łapy?
– U-uhm, przynieść ci coś ze sterty zwierzyny? Na pewno jesteś głodna! – zaproponował kociak, wstając na łapy.
– Nie trzeba, mam zwichnięty ogon, nie łapę, mogę pójść sa- – kotka nawet nie zdążyła dokończyć zdania, kiedy biały kształt wybiegł pospiesznie z legowiska medyka.
Zirytowana przewróciła oczami. To była jedyna cecha, której nie lubiła w tej małej, białej kulce. Złościło ją to jego skakanie nad nią, jakby miała zaraz umrzeć. Lada dzień miała wrócić do własnego legowiska, a on traktował ją jak niepełnosprawną.
– Pchła!! – rozległ się głos.
Srocza Łapa uniosła wzrok. W wejściu stał mniejszy od Pchły rudy kocur, Turkuć. Tak samo jak niebieskooki był synem jej byłej mentorki, Daliowego Pąku, chociaż w przeciwieństwie do tego pierwszego, on był znacznie bardziej uciążliwy.
– Pchły nie ma – odpowiedziała Srocza Łapa, prostując się – Coś się stało?
<Turkuć?>
Wyleczeni: Srocza Łapa, Zajęcza Troska, Przyczajony Drozdoń
[przyznano 20%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz