— Chryzantemowa Łapo! Potrzebuję twojej pomocy. Czy gdybyś hipotetycznie była moją przyjaciółką i hipotetycznie chciałabym ci dać wspaniały kwiat, żeby pokazać ci, że jesteś wspaniała i cię uwielbiam, to w jaki sposób byś to odebrała?
Chryzantema zamrugała ze zdziwieniem, gdy tylko usłyszała słowa praktycznie jej obcej kotki. Pytała się o jej opinię? A co ona o tym w ogóle wiedziała? Nie miała przecież żadnych przyjaciół oprócz swojej siostry. A jak by zareagowała, gdyby to właśnie Bielicze Pióro jej przyniosła kwiatka? Hmm...
— Byłabym zaskoczona? Ale w takim dobrym sensie. To by było... Miłe — bąknęła, czując jak Goryczka patrzy jej się (zbyt) intensywnie w oczy.
— Uważasz, że powinnam to w takim razie zrobić? — spytała.
— Tak. To będzie...
— Wdzięczne? Sympatyczne?
— Chyba coś w tym stylu — oblizała wargi.
— To dziękuję za pomoc, Chryzantemowa Łapo! Myślę, że bratek jej się spodoba... Albo przebiśnieg? Albo, albo... Chryzantemo? — Goryczkowy Korzeń rozejrzała się wokół, ale Chryzantema już zdążyła zlać się z tłumem, uciekając od rozmowy. Patrzyła raz na skonfundowaną wojowniczkę, a raz na niedojedzony posiłek z nornicy, który zostawiła. Cóż, nie była przecież aż tak głodna. Być może nawet lepiej jej to zrobi...
***
Więcej treningów, więcej zawodów, więcej ranek na jej ciele. I tych wymierzonych przez Mroczną Gwiazdę w imię motywacji, jak i tych, które zrobiła sobie sama przez naukę na własną łapę. Te wszystkie siniaki i obtarcia były jednak tego warte- im bardziej się do tego przykładała, tym więcej potrafiła. Udało jej się nawet złowić w przyrzecznych trzcinach wyglądającego na rzadkiego, małego, nakrapianego ptaka. Wyglądał dziwnie, jednak uważała złapanie go za sukces. Szkoda tylko, że przy okazji musiała się przemoczyć, co w czasie niezbyt wysokich temperatur nie wyglądało niewinnie. Nie chciała się przeziębić i trafić do legowiska medyka na dłużej. Wolała zadbać o swoje zdrowie.
Zastała tam również Pustynną Różę, która najwyraźniej nie robiła tego samego co Chryzantema. Na jej barku mogła zobaczyć nieprzyjemnie wyglądające zadrapanie, widocznie zaniedbane. Wyglądało na niezagojone, a wręcz przeciwnie, pokrywało się płonącymi wrzodami. Ohyda.
— Następnym razem przyjdź szybciej, zanim w ogóle pojawi się infekcja — zaleciła Kunia Norka, nakładając coś śmierdzącego zieleniną na ranę Pustyni.
— Dobrze — odparła — ile się to będzie goić?
— Przynajmniej tydzień, niestety. Przychodź do mnie co jakiś czas, by to kontrolować.
— Mhm — wymamrotała coś, jednak nie powiedziała nic więcej. — Do widzenia.
— Do zobaczenia... A ty czego potrzebujesz, złotko? — Kunia Norka uśmiechnęła się do niej ciepło.
— W-więc, nieco się przemoczyłam, więc chciałam tu przyjść aby nic sobie nie zrobić, t-tak tak jakby zapobiec jakiemuś przeziębieniu, c-czy coś? — zaplątała się we własnych słowach i podkuliła końcówkę ogona pod siebie. Dlaczego nie mogła po prostu normalnie tego powiedzieć? Przecież to sobie ułożyła w głowie już wcześniej...
— Oczywiście, już ci coś znajdę — bura medyczka zanurzyła się w głąb lecznicy, mówiąc przy okazji o czymś z Deszczową Chmurą. Z cienia natomiast wyłoniła się znajoma sylwetka Goryczkowego Korzenia. Uśmiechnęły się nawzajem do siebie, po czym nastała niezręczna cisza. Chryzantemowa Łapa poczuła potrzebę przerwania jej.
— Więc... Dałaś już swojej przyjaciółce tego kwiatka? — spytała, ocierając łapą o łapę.
<Goryczko?>
Wyleczeni: Pustynna Róża
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz