Wziął głębszy oddech, bo to uczucie odebrało mu masę sił w łapie. Gdy te tortury zniknęły, obrócił się z powrotem na brzuch, drapiąc się w to miejsce sam kończyną, bo młoda dość bardzo mocno podrażniła mu tą okolicę i dalej czuł ten dziwny świąd.
— To nie były łaskotki — mruknął neutralnie, odsuwając swój pysk z uchem z dala od jej wibrysów. — Nie śmiałem się. To było drapanie i tyle. Więc wyszło na moje i tak jak mówiłem, nie mam ich.
— Jesteś niemożliwy! — Oburzyła się, uderzając łapą o ziemię. — Przecież ci się podobało! Twoje ciało cię zdradziło! — pisnęła.
Kolejny raz westchnął. Zastanowił się chwilę nad jej słowami. No możliwe, że miała rację i to było przyjemne uczucie, lecz nie budziło w nim jakichś większych odczuć. Czy by to powtórzył? Pewnie nie, no bo po co? Nie rozumiał za bardzo tego, czemu Aksamitna Łapa, tak bardzo chciała poprawić mu nastrój, który zresztą nie był wcale u niego zły. Położył łeb na łapach, przymykając oczy.
— Może i nie było to złe, lecz uszanuj to, że na dzisiaj moja cierpliwość się wyczerpała. — powiedział, czujnie nasłuchując, czy kotka miała zamiar odejść, czy też znów zacznie robić jakieś dzikie i niespodziewane rzeczy.
Westchnęła, pogrążając się przez chwilę milczeniu. Docenił to, bo nie za bardzo lubił, jak ktoś upierał się przy swoim, drążąc bezsensownie temat.
— No dobra buntowniku, możemy sobie zrobić drzemkę — mruknęła, kładąc się przy jego boku i opierając o niego głowę. — Miłych snów! Obyś widział w nich jak najwięcej mnie!
Jak miał wytłumaczyć jej, że tak naprawdę nie spał, tylko czuwał? Naprawdę tutejsze koty nie wiedziały, że ktoś kto ma zamknięte oczy, wcale nie śpi? Czując przy swoim boku jej łeb, załamał się w duchu. No naprawdę? Miał z nią tu tak siedzieć? Otworzył oko, zerkając na nią niezadowolony. Jednak był tego plus, bo dała spokój i nie ględziła mu dalej nad uchem. By nie wywołać kolejnej paplaniny, musiał więc przeżyć ten obcy zapach, który drażnił mu nos. A zresztą... Może się znudzi i sobie pójdzie? Na to liczył.
***
Rzucił piszczkę na stos zwierzyny, po udanym polowaniu. Szkolił go teraz sam Lamparcia Gwiazda, co było dla niego prawdziwym zaszczytem. Miał ochotę wybrać się teraz na plaże, skoro miał czas wolny i nacieszyć się tym spokojem, które oferowało mu morze. Odwrócił się w stronę wyjścia, a dostrzegając Aksamitną Łapę, czuł nadchodzące kłopoty. Nie pokazał jednak po sobie, jak bardzo pragnął w tej chwili przestać być tak dużym i widocznym, robiąc krok ku opuszczeniu jaskini.
Dostrzegł, że uczennica wydawała się rozpromieniona na jego widok. Rozpędziła się, chcąc dopaść do niego, nim ucieknie. Nie dała jednak rady wyhamować i walnęła pyskiem w jego bok.
— Ałć... — pisnęła, otrzepując się. — Jesteś twardy jak kamień...
Nie zareagował na to jej pacnięcie. Nie poczuł nic bolesnego. To było jak zderzenie z małą muchą, która teraz nie zostawi go w spokoju. Spojrzał na nią swoim zwykłym spojrzeniem, kierując kroki ku wyjściu z jaskini.
— Trzeba być twardym, jeżeli chcę się przetrwać — miauknął tylko, odchodząc
Zdziwiła się, widząc, że po prostu ją tam zostawił. W myślach liczył uderzenia serca, aż nie usłyszał jej dudniących kroków. Sześć. Tyle minęło, gdy poczuł na swoim grzbiecie ciężar, jednak nie taki, który zwaliłby go z łap.
— Dawaj! Idziemy na spacer! — zamruczała mu do ucha.
Co ona robiła? A w zasadzie... Czemu nad tym myślał? Już zauważył, że z nią było coś nie tak. Zatrzymał się na moment, jednak wznowił marsz. Nie takie rzeczy nosił na grzbiecie... A i tak nie uwolniłby się od tego kleszcza, gdyby ją zwalił. Postanowił więc zignorować pasażera, kierując kroki ku plaży. Piasek o tej porze był miękki, a szum fal kojący. Podszedł aż na sam brzeg, pozwalając, by woda obmywała mu łapy, idąc wzdłuż linii brzegowej. Przez chwilę w głowie zaświtała myśl, aby zrzucić tam kotkę, ale... nie był taki chamski. Lepiej było myśleć, że to tylko kocię, bo w sumie tak się zachowywała. W klanie dbało się o takie jednostki, więc jego czyn mógłby nie spodobać się liderowi.
— Niedźwiedzia Siło... — zaczęła swoje ćwiergotanie, wczepiona z całych sił w jego grzbiet. — Jesteśmy już przyjaciółmi? — zamruczała mu wprost do ucha.
No i to piękno zniszczył jej głos. A miał nadzieję, że zapomni o jej istnieniu. Położył po sobie uszy, ale nijak nie potrafiły uciec od pyska kotki, ponieważ znajdowała się na jego grzbiecie. Wróciły więc do pionu, mając nadzieję, że nie powtórzy tego czynu.
— Jak chcesz — burknął posępnie, bujając ją na sobie w rytm kroków.
<Ty kleszczu jeden?>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz