— Zgubiona Duszo? — spytał kocurek któregoś świtu, gdy Rdzawe Futro wyszła z kociarni i udała się do legowiska taty. Słyszał z tyłu odgłosy szyszki przerzucanej z boku na bok przez pazurki którejś z sióstr.
Rzadko z nią rozmawiali. Szylkretka zdawała się być nieobecna i wiecznie zajęta własnymi myślami, a czasem nawet wyjątkowo rozproszona. Dlatego też kilka uderzeń serca musiał zaczekać, nim zobaczył, że ta odwraca się, a jedno z jej uszu zadrgało.
— Dlaczego przebywasz w żłobku? Przecież nie masz kociąt. — miauknął albinos. Miał nadzieję, że nie zabrzmiał wścibsko. Nie to miał na myśli.
— W zasadzie teraz mam jednego — mruknęła.
Czerwonooki zmarszczył brwi. Co takiego? Dopiero dłuższą chwilę zajęło mu dostrzeżenie czarnej kulki futra leżącej u stóp karmicielki.
— To twój syn? — spytał białofutry, unosząc brew. Chciał się zapoznać, póki miał okazję. Lepiej teraz, niż wcale.
— Nie — odparła kotka, liżąc poduszki swoich łap. — To znajda. Nie urodziła się w klanie.
— Jak mu na imię? — spytał ciepło, z zainteresowaniem.
— Jestem Jałowiec — rozległ się pisk, a Blask niemal podskoczył. Nie spodziewał się, że malec się obudzi!
— Przepraszam, nie chciałem być niemiły — miauknął Blask że zmartwieniem, wciąż jednak uśmiechając się ciepło w kierunku kocurka. Czuł się jak przykład! Tak, był starszy. Musiał się nim opiekować! To takie smutne, że mały Jałowiec dołączył tu jako znajdka. Nie miał rodziców, a on miał Jaśminek i Rdzawą.
— Przepraszam, nie chciałem, żebyś tak pomyślał! — wymruczało zaniepokojone czarne kocię.
Blask zaśmiał się cicho. Od razu w żłobku było jakoś tak miłej.
— Jest w porządku — stwierdził. — No więc... Eee, skąd tu przyszedłeś?
Blask powstrzymał się od pacnięcia się w łeb. Skoro Jałowiec był tak młody, to skąd miał pamiętać, skąd przyszedł?
Biały przypomniał sobie słowa Jaśminka, żeby się uspokoić. Każdemu zdarzają się błędy. Każdemu zdarza się palnąć jakąś głupotę.
— Nie wiem, nie pamiętam — odparł Jałowiec.
— Och. Przepraszam, że spytałem. — mruknął Blask w odpowiedzi. Miał nadzieję, że czarny nie był na niego zły.
— Nic się nie stało.
Ta odpowiedź wystarczyła, by albinos kiwnął głową. Już więcej nie zaczepiał zielonookiego. On też był zmęczony. Położył się na swoim posłaniu z mchu i kichnął, gdy jakaś garstka kurzu osiedliła się na jego nosie. Jałowiec był sympatyczny. To nie był kot, którego Blask mógłby uważać za przyszłego przyjaciela, ale bardzo miło się z nim rozmawiało. Zdecydowanie milej niż z Jarzębinką, z którą ledwo co potrafił wymienić słowa. Czy z niektórymi wojownikami, którzy potrafili być oschli i opryskliwi. I to jak! Do niektórych wolał w ogóle nie podchodzić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz