- Polowanie na większą zwierzynę przebiega zupełnie inaczej niż łapanie ryb. Przy zdobywaniu świeżego mięsa musisz skorzystać z całego ciała i zmysłów - tłumaczył Sumowy Wąs swojemu uczniowi. Już któryś dzień wałkowali polowanie na małe ptaki, mimo że Szkarłatna Łapa zabił ich już kilka. Mentor uparł się i postanowił do oporu tłumaczyć młodszemu od siebie lisiakowi różnorakie techniki łapania latających istot.
- Rozumiem to wszytko. Przejdźmy do polowania na coś innego! Czegokolwiek! Albo do bezpośredniej walki. Jak ktoś mnie zaatakuje, muszę się obronić, a nie chwalić się, jaką to rybę czy ptaka zdobyłem - przerwał nauczycielowi Szkarłatna Łapa. Wychodziło mu już uszami ględzenie Sumowego Wąsa. Potrzebował adrenaliny, użycia mięśni i całego ciała oraz umysłu do obrony samego siebie. A nie kolejnego dnia gadaniny o zwierzątkach czy innych strawach, głupich jak rybie łuski.
- Cierpliwości, to, co mówię, jest tak samo ważne, jak walka. Na nią nie jesteś jeszcze gotowy. Wszystko w swoim czasie - odpowiedział spokojnie Sumowy Wąs, nieporuszony miauknięciem ucznia.
Eh... Szkarłatna Łapa westchnął ciężko, gdzie tu ten obiecany trening na wojownika, który ma bronić samego siebie?
***
Szedł do legowiska uczniów, lecz zboczył z drogi, słysząc dziwne dźwięki, dochodzące ze żłobka. Skierował tam swoje krok. Nie odczuwał głodu, więc nie musiał gnać po kolejną porcję bardzo tłustego mięsa ryby. Trening się zakończył, Czermieniowa Łapa zapewne znowu kogoś zaczepiał.
Wchodząc do miejsca narodzin młodych, prawie przewrócił się przez leżącego na przy wejściu kocurka. Rudy spojrzał na niego spojrzeniem pełnym pogardy i niechęci.
- Dlaczego leżysz na środku przejścia do legowiska, co? Mamusia cię porzuciła, mysi bobku? - zapytał się nieprzyjemnym tonem Szkarłatna Łapa małego kocurka. Nigdy nie nazwał Muszelki matką, dlatego wymiauczenie słowa określającego karmicielkę okazało się dla niego nadzwyczaj dziwne. - Jak się nazywasz?
- K-króliczek - odparł nieśmiało niebieski, kuląc się. - J-ja... Się tylko nudziłem... I... Szukałem Jesionowego Wichru... M-miał...
- Widocznie o tobie zapomniał - odpowiedział rudy. Uszy spuchły mu od słuchania smutnego kociaka. Miał przejmować się tym, że nocniakowy wypierdek był smutny, bo ktoś nie przyszedł? - Mam dla ciebie lepsze zajęcie. Wstań na własne łapy i biegaj za swoim ogonem. Zobaczymy, ile jesteś wart. I przy okazji... Nauczysz się bycia uczniem wojownika - powiedział do kocurka. Czas trochę pomęczyć dzieciaki klanu nocy.
- Rozumiem to wszytko. Przejdźmy do polowania na coś innego! Czegokolwiek! Albo do bezpośredniej walki. Jak ktoś mnie zaatakuje, muszę się obronić, a nie chwalić się, jaką to rybę czy ptaka zdobyłem - przerwał nauczycielowi Szkarłatna Łapa. Wychodziło mu już uszami ględzenie Sumowego Wąsa. Potrzebował adrenaliny, użycia mięśni i całego ciała oraz umysłu do obrony samego siebie. A nie kolejnego dnia gadaniny o zwierzątkach czy innych strawach, głupich jak rybie łuski.
- Cierpliwości, to, co mówię, jest tak samo ważne, jak walka. Na nią nie jesteś jeszcze gotowy. Wszystko w swoim czasie - odpowiedział spokojnie Sumowy Wąs, nieporuszony miauknięciem ucznia.
Eh... Szkarłatna Łapa westchnął ciężko, gdzie tu ten obiecany trening na wojownika, który ma bronić samego siebie?
***
Szedł do legowiska uczniów, lecz zboczył z drogi, słysząc dziwne dźwięki, dochodzące ze żłobka. Skierował tam swoje krok. Nie odczuwał głodu, więc nie musiał gnać po kolejną porcję bardzo tłustego mięsa ryby. Trening się zakończył, Czermieniowa Łapa zapewne znowu kogoś zaczepiał.
Wchodząc do miejsca narodzin młodych, prawie przewrócił się przez leżącego na przy wejściu kocurka. Rudy spojrzał na niego spojrzeniem pełnym pogardy i niechęci.
- Dlaczego leżysz na środku przejścia do legowiska, co? Mamusia cię porzuciła, mysi bobku? - zapytał się nieprzyjemnym tonem Szkarłatna Łapa małego kocurka. Nigdy nie nazwał Muszelki matką, dlatego wymiauczenie słowa określającego karmicielkę okazało się dla niego nadzwyczaj dziwne. - Jak się nazywasz?
- K-króliczek - odparł nieśmiało niebieski, kuląc się. - J-ja... Się tylko nudziłem... I... Szukałem Jesionowego Wichru... M-miał...
- Widocznie o tobie zapomniał - odpowiedział rudy. Uszy spuchły mu od słuchania smutnego kociaka. Miał przejmować się tym, że nocniakowy wypierdek był smutny, bo ktoś nie przyszedł? - Mam dla ciebie lepsze zajęcie. Wstań na własne łapy i biegaj za swoim ogonem. Zobaczymy, ile jesteś wart. I przy okazji... Nauczysz się bycia uczniem wojownika - powiedział do kocurka. Czas trochę pomęczyć dzieciaki klanu nocy.
<Króliczku? Drobny trening>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz